Orzeszkowa Eliza - Pamiętnik Wacławy Tom 2.pdf

(1454 KB) Pobierz
453317834 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
453317834.001.png 453317834.002.png
Eliza Orzeszkowa
PAMIĘTNIK
WACŁAWY
Ze wspomnień młodej panny
Tom II
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
W TRZY LATA PÓŹNIEJ
4
I
W tym samym ładnym gabinecie, o sprzętach obitych paliowym atłasem, do którego przed
czterema laty wbiegłam po raz pierwszy młodziuchną dziewczyną, stałam znowu przed wiel-
kim zwierciadłem i poprawiałam sobie włosy rozrzucone długą podróżą, zupełnie jak wtedy,
kiedy to w pierwszy raz włożonej długiej sukni i modnie uczesanej fryzurze dygałam tak ce-
remonialnie a swawolnie przed nieznanym a wymarzonym i oczami wyobraźni widzianym
młodym sąsiadem.
Tylko teraz już nie siedemnastoletnie swawolne i naiwne dziewczę stało przede mną w
zwierciadlanej szybie. Teraz stała tam dwudziestodwuletnia panna, której powierzchowność
miała cechy fizycznej i moralnej dojrzałości. Na ustach jej błąkał się wyraz świeżo doznanego
słodkiego rozrzewnienia, ale w oczach była troska...
– Biedna moja matka – wyrzekłam z cicha.
„Biedna!” – odszepnął obraz mój w zwierciadle.
Wszystko było tak samo, jak w on pierwszy dzień przybycia mego z pensji do domu matki
i wszystko jakoś inaczej. Sprzęty były te same, kosztowne i smakowne, ale utraciły swą stroj-
ność i wyglądały tak, jakby im i wiele lat wieku przybyło; amfilada salonów długa była i
zdobna, lecz wiała pustką i jakimś niepochwytnym pyłem zaniedbania była cała obleczona; za
oknami piękna wprzódy murawa dziedzińca sterczała gdzieniegdzie badylami źle pielęgno-
wanych uschłych roślin; z ozdobnych murowanych sztachet kawałami opadał tynk sczerniały
od wilgoci i pozostawiał czerwone plamy obnażonej cegły, podobne do ran otwartych. Nie
słychać było wcale odgłosów licznej służby; przez dziedziniec tylko w pobliżu domu prze-
szedł ktoś z domowników, a promień jesiennego słońca prześliznął się po jego postaci i uka-
zał wytarte odzienie.
Odwróciłam wzrok od tego, co mię otaczało, i spojrzałam znowu na młodą kobietę stojącą
przede mną w zwierciadle.
– Ruina! – rzekłam cicho.
„Ruina” – powtórzyła.
– Zupełna.
„Zupełna!” – powtórzyła młoda kobieta w zwierciadle, ale na twarzy jej nie było trwogi.
Położyłam rękę na piersi, a potem podniosłam ją do czoła. Serce uderzało mężnie i żywo,
w głowie czułam myśli natłok.
Puściłam wzrok poza okna, mierzyłam nim krańce widnokręgu i ujrzałam w dali ojca me-
go, któremu myślą posłałam dziękczynienie za to, że twarz mi nie zbladła ani się serce ści-
snęło bojaźnią przy złowrogim dźwięku wyrazu: ruina.
Pod gankiem zaturkotało; domyśliłam się gościa, zwróciłam się ku bawialnemu salonowi.
Idąc, mimo woli przypomniałam sobie ów przed czterema przeszło laty turkot kół, zwiastują-
cy przybycie Franusia, i moją ówczesną obawę na myśl, jak powitam pierwszego widzianego
w domu mej matki gościa.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Jakże daleko byłam teraz od owej dziecięcej pory
obaw i rumieńców, jakże inną byłam od dzieweczki, co wówczas stała w progu, drżąca, za-
płoniona, na wpół z płaczem targająca jedwabne nitki, które nie pozwalały jej uciec od go-
ścia!
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin