Irving David -- Drezno apokalipsa 1945.pdf

(1840 KB) Pobierz
Od autora
„W roku 1963 - napisał Alexander McKee - David Irving opublikował książkę The
Destruction of Dresden. Zrobiła ona furorę. Bezsprzecznie wydarzenia będące jej treścią dręczyły
wiele umysłów. Jednakże pan Irving ujął temat w sposób tak historycznie wyważony i tak
precyzyjnie, że moim zdaniem nie mógł z całą ekspresją odmalować piekła, które opisywał. Mimo
to niektórzy adwersarze zarzucali mu, że opisał za dokładnie ów horror, powodowany wyłącznie
pragnieniem ubarwienia skutków nalotów. Reakcja tych ludzi dowodzi, że albo nie zrozumieli, co
właściwie stało się w Dreźnie, albo też związane z nalotami obrazy z przeszłości są po prostu
ponad miarę szokujące".
Czytanie o tamtych wydarzeniach nie jest zajęciem dla osób wrażliwych, choć, co jest samo
przez się zrozumiałe, najgorsze nigdy nie zostanie powiedziane. Ci, którzy mogliby o rym opo-
wiedzieć, zginęli tamtej nocy, a do tego bynajmniej nie śmiercią szybką i łagodną, lecz
najstraszliwszą i najbardziej makabryczną.
Dreznem zainteresowałem się w marcu 1960 roku. Po studiach na Uniwersytecie Londyńskim
podjąłem pracę w stalowni
w Miilheim w Zagłębiu Ruhry, chcąc poznać lepiej Niemców oraz ich język. Pewnego wieczoru,
odpoczywając w sypialni hotelu zakładowego, przeczytałem w jakimś piśmie ilustrowanym o
tym, że w roku 1945 bomby zrzucone przez Brytyjczyków zabiły jakieś ćwierć miliona
Niemców w jednym tylko nalocie. Przeraziłem się. „Już tylko ten pierwszy nalot - pisał autor ar-
tykułu - wystarczyłby, żeby zniszczyć miasto i zabić dziesiątki tysięcy pozbawionych osłony oraz
schronienia uchodźców zgromadzonych w prowizorycznych obozowiskach na brzegach Łaby.
Jednak tej samej nocy bombowce powróciły... To również nie wystarczyło: następnego dnia w
południe nieprzyjaciel powrócił po raz trzeci nad Drezno, dopełniając dzieła zniszczenia". Aż do
owej chwili nic nie wiedziałem o tym okrucieństwie. Nie wiedziało o nim także, jak sądzę, wielu
moich rodaków. Sąsiad z sypialni powiedział mi, że to, o czym czytam, istotnie się zdarzyło - on
pochodził z Drezna i przeżył nalot. Wtedy postanowiłem zająć się sprawą.
Trzy lata później, 30 kwietnia 1963 roku, w kilkunastu krajach opublikowano moją książkę
The Destruction ofDresden.
Po upływie roku od tej daty umożliwono mi, w dowód szczególnego wyróżnienia, zwiedzenie
usytuowanych pod ziemią pomieszczeń Gabinet War, skąd niekiedy operacjami wojennymi
dowodził Winston Churchill - czyli jego „bunkra". Pomieszczenia te można było obejrzeć
wyłącznie po uzyskaniu pozwolenia ministra; były w takim stanie, w jakim pozostawił je
Churchill, gdy w lipcu 1945 roku złożył swój urząd. To, co zobaczyłem, wywarło na mnie
ogromne wrażenie. Zauważyłem ustawioną w narożniku jednej z sal i przeznaczoną w latach
wojny do użytku VIP-ów wyświetlarkę do zdjęć stereoskopowych. Włączyłem aparat - i oto
ujrzałem trójwymiarowe fotografie pozostawione przez premiera do dyspozycji gości.
Przedstawiały widok Drezna z lotu ptaka po nalotach przeprowadzonych w lutym 1945 roku.
Całe osiedla, ulice, hektary wypalonych, martwych ruin. Churchill nie czuł żadnego wstydu czy
zażenowania: wprost przeciwnie -chełpił się swoim wyczynem. Doprawdy nie pamiętam, żeby
w późniejszych latach, gdy gromadziłem materiały do Wojny Hitlera, ktoś z najbliższych
883521357.002.png
współpracowników fuhrera wspomniał o podobnej „galerii zdjęciowej" w Berghofie albo w Wil-
czym Szańcu, chyba że do kategorii tej zaliczymy podarowany Heinrichowi Himmlerowi przez
brigadenfuhrera S S von Stroopa oprawny w skórę album fotografii zatytułowany „Warszawa jest
już wolna od Żydów"*.
Czy pomiędzy Dreznem a Oświęcimiem są jakieś paralele? Uważam, że obie te tragedie
dowodzą jednego, mianowicie tego, że prawdziwą zbrodnią zarówno czasów wojny, jak i pokoju
nie jest genocydium, ludobójstwo - wraz z nieodzownym następstwem w postaci współczucia,
jakim potomność darzy tylko jeden wybrany naród. Jest nią „innocentycidium", czyli zabijanie
niewinnych. Oświęcim stał się miejscem zbrodni nie dlatego, że ludzie, którzy tam zginęli, byli
narodowości żydowskiej, lecz dlatego, że byli oni niewinni. Jestem świadom, że to, co piszę, może
budzić sprzeciw. Nie wszyscy Anglicy odczuwali lub odczuwają zażenowanie z powodu Drezna.
Ale cieszę się, że znaczna ich liczba nie podzielała dumy Churchilla, zwłaszcza gdy Donald
McLachlan, pierwszy wybitny wydawca dziennika „Sunday Telegraph", rozpoczął publikację
mojej książki w odcinkach. W efekcie książka ta została zauważona. Była przedmiotem
interpelacji poselskich w Izbie Gmin, a czasopismo „Private Eye" opublikowało
całostronicowy rysunek przedstawiający sir Winstona - który miał wtedy przed sobą jeszcze
niemal dwa lata życia - niszczącego Drezno w napadzie dziecięcej złości.
Moją książkę chwalono na całym świecie w licznych recenzjach, co między innymi skłoniło
mnie do podjęcia decyzji, żeby zostać historykiem. Ale były również przykrości i rozczarowania.
Gdy magazyn „Esąuire" nie zdołał wynegocjować z wydawnictwem Kimber warunków
dotyczących przedruku Dresden, Rt. Hon. Richard Crossman, czołowy przywódca Labour Party
(jego nieoficjalna dewiza: „Co twoje, jest moje"), podpisał z pismem tym umowę na dokonanie
streszczenia. Ani mój wydawca, ani ja sam - autor nie otrzymaliśmy z tego tytułu żadnego wy-
nagrodzenia. Było to moje pierwsze przykre i bolesne zderzenie z etyką obowiązującą w świecie
mediów.
Upłynęło ponad 30 lat od chwili, gdy postanowiłem zlokalizować i zbadać ścieżki wiodące
do kulis nalotu, rozwikłać splątany węzeł oszustwa* oraz propagandy wojennej ukrywający
prawdziwy sens tragedii, jak również dociec, jakie historyczne znaczenie miała ofensywa lotnicza
prowadzona w lutym 1945 roku, w tym trzy potężne naloty na Drezno. Podjąłem próbę do-
kładnego odtworzenia przebiegu nalotu - minuta po minucie -trwającego 14 godzin i 10 minut,
potrójnego ciosu, który kosztował życie od 50 do 100 tysięcy mieszkańców miasta. Liczba jego
ludności wzrosła dwukrotnie w porównaniu z czasami po-
Aluzja do fragmentu poematu Marmion Waltera Scotta: Jakże splątaną sieć pleciemy, Gdy
pierwszy raz oszukujemy. Canto VI. 17
koju na skutek napływu uchodźców ze Wschodu, obecności rosyjskich i alianckich jeńców
wojennych oraz tysięcy cudzoziemskich robotników przymusowych.
Kiedy w roku 1960 przystępowałem do pracy, ostrzegano mnie słusznie, że miałbym przed
sobą łatwiejsze zadanie, gdyby naloty na Drezno przeprowadzono w początkowych latach wojny.
Wiele bowiem dokumentów dotyczących tej sprawy przejęli pod koniec wojny oficerowie
brytyjscy i amerykańscy - w czym miał swój udział nawet oficer RAF-u pełniący podczas nalotu
obowiązki „mistrza ceremonii" (Master Bomber). Jako pamiątki wojenne papiery te nigdy nie
883521357.003.png
trafiły do archiwów Air Historical Branch (Wydziału Historycznego Brytyjskiego Ministerstwa
Lotnictwa). Na dodatek, choć w Waszyngtonie i w Londynie przechowywane są serie
dokumentów Luftwaffe z 1945 roku, większość niemieckich źródeł dotyczących tamtych
miesięcy uległa zniszczeniu w ostatnich dniach Trzeciej Rzeszy.
Jednym z moich zadań stało się zatem odszukanie głównych bohaterów tamtej ofensywy, w
tym lotników uczestniczących w trzech pamiętnych nalotach na Drezno, i uzyskanie przynajmniej
chwilowego wglądu w ich „pamiątki", co umożliwiłoby mi kwerendę i skopiowanie
dokumentów. Składałem (i nadal składam) wyrazy wdzięczności dwustu brytyjskim lotnikom,
którzy dostarczyli mi informacji. Stu członków załóg amerykańskich bombowców oraz
myśliwców eskortujących zapoznało mnie ze szczegółami, bez znajomości których żadną miarą
nie napisałbym rozdziału o udziale US Air Force w nalotach. Przedstawienie nalotów z punktu
widzenia Luftwaffe nastręczyło mi większych trudności: tylko nieliczni piloci myśliwscy
uczestniczący w działaniach obronnych tamtej nocy żyli jeszcze w roku 1960. Skorzystałem więc
z pomocy gazet niemieckich, między innymi „Deutsche Soldatenzeitung" oraz „Deutsches
Fernsehen", aby odnaleźć członków personelu Luftwaffe. Chciałem dociec
przyczyn paraliżu niemieckiej obrony w nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku.
Materiały dotyczące celu oraz skutków nalotu dla ludności miasta pochodzą z rozmaitych
źródeł, między innymi od około 200 jego byłych obywateli, którzy przekazali mi relacje i wy-
pełnili kwestionariusz zawierający pytania o znaczenie Drezna jako ośrodka przemysłowego i
wojskowego. Postanowiłem -godząc się na zmniejszenie liczby materiałów pochodzących od
naocznych świadków oraz zawężenie perspektywy spojrzenia na tamte wydarzenia - akceptować
wyłącznie wspomnienia i relacje osób mieszkających wówczas w Niemczech Zachodnich albo
gdzie indziej poza rosyjską strefą Niemiec. Uznałem, że wiele lat indoktrynacji marksistowsko-
leninowskiej odcisnęło piętno na ludziach nadal mieszkających w Dreźnie. Skądinąd uznałem za
właściwe i stosowne zapoznanie się z odnośnymi publikacjami wydanymi w Niemczech
Wschodnich.
W roku 1987 do tego samego wniosku doszła amerykańska badaczka Elizabeth Corwin, która
analizowała propagandowy obraz nalotów tworzony przez 40 lat po obu stronach żelaznej
kurtyny. W opublikowanej w 1987 roku pracy, zawierającej wyniki swoich studiów, stwierdziła,
że - podobnie jak Oświęcim - Drezno również zapadło trwale w pamięć pokolenia powojen-
nego. „Nalot ów, nadzwyczaj traumatyczne i kontrowersyjne wydarzenie - napisała -jest
znakomitym środkiem propagandowym. Samo w sobie zniszczenie Drezna należy na pewno do
propagandowego «Hall of Fame»*. Ma ono ku temu wszelkie niezbędne właściwości: wysoki
stopień emocji, ofiary śmiertelne
Przenośnia: Hali of Famę for Great Americans, galeria kolumnowa założona w 1900 roku w Nowym Jorku na
terenie New York University mieszcząca tablice pamiątkowe i popiersia sławnych Amerykanów. Co pięć lat komisja
dobiera, spośród osób nieżyjących od co najmniej 25 lat, nowe kandydatury. Zob. M. Golębiowski, Leksykon kultury
amerykańskiej, Warszawa 1996, s. 183.
w liczbie niezbędnej do udowodnienia dowolnej tezy, możliwość wskazywania palcem we
wszystkich kierunkach - na nazistów, Sowietów, Brytyjczyków i/albo Amerykanów, albo w ogóle na
wojnę jako taką. Może być użyteczne do oczerniania, ale też do wykazania słuszności jakichś
poglądów". Drezno stało się orężem zimnej wojny.
W latach późniejszych, dokonując rewizji książki, złagodziłem swoją regułę. Odwiedziłem
trzykrotnie Drezno, spotykając się tam z fotografem Walterem Hahnem, którego przerażające
883521357.004.png
zdjęcia — przekazane mi na wyłączność, do użytku w książce, a często reprodukowane
nielegalnie - obiegły cały świat. Spotkałem się także z Walterem Lange, szefem archiwum
miejskiego, który udzielił mi dużej pomocy. Postanowiłem wynagrodzić jego wysiłek, ofiarowując
mu w 1963 roku całe archiwum materiałów, jakie zgromadziłem przed napisaniem książki.
Materiały te dostępne są również w postaci mikrofilmów w Microform Academic Publishers, Main
Street, East Ardsley, Wakefield, West Yorkshire, WF3 2AT, Wielka Brytania (tel. 0924 825 700, fax
0924 829 212) oraz w Bundesarchiv (Niemieckie Archiwa Federalne) w Koblencji. Tej
instytucji przekazałem wtedy także kopie dokumentów, i ona właśnie dokładnie 30 lat później
wyróżniła mnie w sposób zaiste osobliwy, zakazując na stałe dostępu do tychże materiałów „w
interesie narodu niemieckiego". Profesor Donald C. Watt w recenzji z mojej biografii Hermanna
Góringa napisał w roku 1989, że jestem najbardziej niepopularnym brytyjskim historykiem. Ale
przecież historyk nie musi być popularny. Czasem trudno jest jednocześnie dochować wierności
źródłom historycznym i być popularnym.
Pisząc tę książkę, korzystałem z oficjalnego studium historycznego doktora Noble Franklanda
i sir Charlesa Webstera The
Stategic Air Offensive against Germany (HM Stationery Office, London, 4 vol., 1961). Choć wiele
zawdzięczam temu dziełu, chcę podkreślić, że wszelkie wnioski zawarte w książce (chyba że
zostało to wyraźnie zaznaczone za pomocą cudzysłowów) są wyłącznie moje.
Przedstawiony tu opis nalotów byłby niekompletny, gdybym nie dysponował szczegółowymi
danymi dotyczącymi składu sił uczestniczących w bombardowaniach; uzyskałem je z Wydziału
Historycznego naszego Ministerstwa Lotnictwa. Ich autentyczność znalazła potwierdzenie w
materiałach źródłowych znajdujących się w Public Records Office. Chciałbym także podzięko-
wać za pomoc, jakiej udzieliła mi londyńska Wiener Library, która dysponuje bogatym zbiorem
literatury dotyczącej państw narodowosocjalistycznych i sprzymierzonych. Pomoc ta okazała się
niezbędna, zwłaszcza przy pisaniu rozdziału „Reakcje świata", w którym jest mowa o
gwałtownej kampanii propagandowej, jaką wszczęły kraje sympatyzujące z Niemcami; dotyczy to
szczególnie materiałów pochodzących z nasłuchu radiowego BBC z całego świata.
Pathfinder - samolot naprowadzający.
Jeśli chodzi o wysokich oficerów lotnictwa, którzy pomagali mi w latach 1960 - 1962, miałem
szczęście uzyskania szczerej i życzliwej współpracy sir Arthura Harrisa, byłego dowódcy
Royal Air Force Bomber Command, oraz generała brygady sir Roberta Saundby'ego, który z
wielką uczynnością przypominał sobie wydarzenia poprzedzające naloty RAF-u i który sprawdzał
cierpliwie maszynopis książki. Z tymi dwoma wyższymi oficerami prowadziłem długie rozmowy.
Indagowałem też generała dywizji sir Ralpha Cochrane'a, dowódcę grupy nr 5, oraz generała
brygady Donalda Bennetta, dowódcę jednostki pathfin-derów*. Nie pominąłem również
„mistrzów ceremoni" dwóch
nalotów: podpułkownika Maurice'a A. Smitha i majora C. P. C de Wessellowa. Oficerowie ci
chętnie poświęcali mi swój czas udostępnili też osobiste dokumenty dotyczące operacji ora;
sprawdzili gotowy maszynopis w poszukiwaniu uchybień trę ściowych i niewłaściwego
883521357.005.png
rozłożenia akcentów.
Obecnej, najnowszej wersji książki wyszedł na dobre upływ czasu. Możemy już prowadzić
niemal nieograniczoną kwerendt w ocalałych dokumentach RAF Bomber Command, przechowy-
wanych w British Public Record Office w Kew (Londyn). Na tyrr jednak nie koniec: wśród
dokumentów, które dowództwo sił lotniczych Stanów Zjednoczonych ostatecznie odtajniło,
znajduje się przejęte podczas wojny dzięki systemowi deszyfrażu „Ultra' utrzymane w
gorączkowym, niemal histerycznym tonie, radiogramy wysyłane przez komendanta drezdeńskiej
policji.
Istnieje również, oznaczone klauzulą „ściśle tajne", studium oficjalnego historyka Josepha
Warnera Angella jr, szefa biura łącznikowego USAF Historical Division, zatytułowane Historical
Analysis of the 14 - 15 February 1945 Bombings of Dresden. Autor, który w latach
pięćdziesiątych należał do wysokich rangą analityków USAF, miał dostęp do korespondencji
pomiędzy Stalinem, Rooseveltem i Churchillem oraz ich dowódcami operacyjnymi, czyli do
materiałów, których nie zbadał żaden inny historyk. Gdy pisałem wersję opublikowaną w
pierwszym wydaniu książki, próbowałem wymóc na doktorze Albercie F. Simpsonie, legendarnym
dyrektorze USAF Historical Division, uzyskanie stopniowego zdejmowania z tego studium
klauzuli „ściśle tajne", co jednak nie nastąpiło w oczekiwanym czasie. W latach 1960 - 1962
prowadziłem rozległą korespondencję z władzami amerykańskimi, próbując nakłonić je do
przekazania mi tego dzieła, ale bez powodzenia. Obecnie praca ta jest już ogólnie dostępna.
Ostatnio mój nowozelandzki kolega Suart Hayward zdołał wydobyć z archiwów USAF
wewnętrzną korespondencję, która
potwierdza zakłopotanie wywołane moją prośbą z roku 1960. Dowództwo sił lotniczych
sugerowało mianowicie generałowi Williamowi F. McKee, zastępcy szefa sztabu, w notatce dato-
wanej na 11 września 1962 roku, żeby odwiódł mnie od dalszych starań. Proponowano skierować
do mnie pismo, z którego wynikałoby, iż rzeczone studium długo jeszcze pozostanie objęte
klauzulą tajności, toteż nie będę mógł z niego skorzystać. Uzasadniając konieczność udzielenia
mi wymijającej odpowiedzi, dowództwo stwierdziło wprost: „Pan Irving jest niepospolicie
wytrwały i może zarzucać nas nieustannymi prośbami o odtajnienie i udostępnienie mu studium
USAF". Sugerowano też podanie do wiadomości, że generał Carl A. Spaatz, podczas wojny
dowódca US Strategie Air Forces, zamierza przygotować własną relację z bombardowań Drezna, a
zatem powinien jako pierwszy korzystać ze studium. (Ostatecznie nie otrzymałem żadnego listu
podobnej treści. Według mojej wiedzy Spaatz nigdy nie opublikował takiego artykułu).
Faktycznie US Air Force w tajemnicy zdjęło klauzulę tajności ze studium Angella 12 grudnia
1962 roku, ale i wtedy go nie otrzymałem. „Wydaje się, że Air Force pokpiło sprawę, nie
dostarczając egzemplarza historycznego studium Joe Angella autorowi The Destruction of
Dresden" - napisał pewien amerykański generał w wewnętrzym memorandum z marca 1964
roku. Ubolewał, że szacunkowe dane co do liczby ofiar nalotów na Drezno rzuciły cień na lot-
nictwo jego kraju.
Po opublikowaniu książki w Wielkiej Brytanii poprosiłem generała Spaatza, żeby napisał
przedmowę do wydania amerykańskiego. Odpowiedział mi jednak, iż jego zdaniem osądzałem
postępowanie ludzi w latach 1940 - 1945 miarą kryteriów roku 1963 oraz wedle jego
intelektualnego i emocjonalnego klimatu - sprawiedliwie powiedziane. Warto dodać, że Spaatz
napisał dalej, iż podana przeze mnie liczba ofiar przekracza dwukrotnie
wszelkie inne dane szacunkowe i że ma wrażenie, iż nie doceniłem znaczenia miasta jako obiektu
wojskowego.
Patrząc z perspektywy czasu, uważam, że Spaatz miał sporo racji.
883521357.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin