Piekara Jacek - Szubienicznik. Falsum et verum.rtf

(4334 KB) Pobierz
Piekara Jacek

             

             

             

             

             

             

             

Jacek Piekara

 

             

             

             

              Szubienicznik

FALSUM ET VERUM

 

             

             

             

              Wydawnictwo

              Otwarte

              Kraków 2014

             

             

              ROZDZIAŁ 1

              Podsędek Gideon Rokicki

             

             

              Gideon Rokicki był trupem. Niby jeszcze gadał, uśmiechał się, przestępował z nogi na

              nogę, ale tak naprawdę już nie żył, bowiem podstarości łęczycki nie tylko miał szczerą ochotę

              go zamordować, ale wręcz podjął decyzję, iż za chwilę rozpłata Rokickiemu łeb.

              Czymkolwiek i jakkolwiek, aby tylko zetrzeć uśmieszek z jego twarzy i aby jego krwią

              zmazać i zmyć wygłoszone przed chwilą potwarze, a nawet samo wspomnienie o nich. Przed

              popełnieniem owego dramatycznego czynu Jacka Zarembę powstrzymywała jedynie myśl, że

              zanim go dokona, musi się dowiedzieć, dlaczego stojący przed nim człowiek tak podle i

              fałszywie go oskarża. Rokicki zupełnie jednak nie przejmował się gniewem młodego

              szlachcica. Stał naprzeciwko niego z szerokim drwiącym uśmiechem i przyglądał mu się

              uważnie, zupełnie jakby pytał: No i co, waćpanie, i co? Co teraz zrobisz? Co mi zrobisz?. A

              przecież zaledwie chwila minęła od czasu, kiedy cyrkowiec każący nazywać się Saladynem

              rzucił na pana Jacka straszne oskarżenia. Oto człowiek, który córkę moją pohańbił, ludzi

              moich zarżnął, a mnie zostawił zdychającego, bo myślał, że umarłem słowa te dźwięczały

              podstarościemu w uszach, zwłaszcza że wypowiedziano je z tak wielką nienawiścią i z tak

              wielkim przekonaniem, jakby były najprawdziwszą z prawd, a przecież (co pan Jacek dobrze

              wiedział!) nie było w tych słowach nie tylko ziarna, ale nawet maleńkiego ziarenka prawdy. I

              może machnięto by ręką na pożałowania godne zajście, a cyrkowca pognano by precz,

              przedtem solidnie wybatożywszy, może z czasem wydarzenie to stałoby się jedynie tematem

              anegdoty, może Jacek Zaremba na wspomnienie owych chwil tylko parskałby

              zniecierpliwiony, ale na pewno nie zaślepiałaby go owa straszna furia, kotłująca się teraz w

              jego umyśle i sercu. Może tak właśnie sprawy by się potoczyły i skończyły, gdyby nie fakt, że

              oskarżenie, które padło z ust komedianta, poparł podsędek lipnowski Gideon Rokicki, a więc

              nie byle szarak i hetka-pętelka, lecz szlachcic bogaty oraz szanowany. I dlatego też Rokicki

              z ręki mojej zaraz zginie, postanowił Jacek Zaremba, a gotująca się w nim wściekłość

              powoli zamieniała się w lodowaty gniew. Gniew tym groźniejszy, że przepełniał człowieka

              odważnego, pewnego siebie i wielce biegłego w sztuce szermierczej, a skrzywdzonego

              niesłusznym posądzeniem.

              Tymczasem Saladyn, wyrzuciwszy z siebie oskarżenia, wzrok zwrócił ku niebu,

              ramiona uniósł wysoko nad głowę i zawołał:

              Boże w niebie miłościwy, Stwórco Wszechrzeczy! Ty widzisz moją krzywdę. Ześlij

              na głowę tego człowieka anioły zemsty i niech zadadzą mu taki ból, jaki ja sam musiałem

              wycierpieć.

              Jan Barański, zarządca majątku Hieronima Ligęzy, szlachcic stary, lecz mimo starości

              krzepkiego rozumu, stał do tej pory jak nie przymierzając zbaraniały, bo to, co się

              wyprawiało, przechodziło wszelkie pojęcie. Wreszcie jednak ocknął się ze stuporu, w jaki

              wprowadziły go poparte przez Rokickiego oskarżenia Saladyna.

              Jasiek, Maciek, w dyby niecnotę i do komórki wskazał palcem rozpaczającego

              cyrkowca. A waść odwrócił się w stronę podsędka lipnowskiego, a jego zazwyczaj

              pogodna twarz tym razem była ś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin