Jack Higgins -- Płacz myśliwego.doc

(1259 KB) Pobierz

 


 


JACK HIGGINS

PŁACZ MYŚLIWEGO

Przełożył Jacek Pawłowski

PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDAŃSK 1992


Tytuł oryginału Cry of the Hunter

Redaktor

Aleksandra Dąbkowska

Ilustracja Jacek Witczyński

Opracowanie graficzne

PHANTOM PRESS INTERNATIONAL

© Harry Patterson I960,1979,1987 © Copyright for the Polish edition

by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL

GDAŃSK 1992

PRINTED IN GREAT BRITAIN

Wydanie I

ISBN 83-7075-011-7


For

UNCLE DAVID


ROZDZIAŁ I

Fallon ocknął się gwałtownie i leżał przez chwilę, wpatrując się tępo w ciemność. W miarę, jak jego oczy przyzwyczajały się do mroku, pokój stopniowo zaczynał nabierać kształtów. Mężczyzna sięgnął po papierosy leżące na stoliku przy łóżku. Zmrużył oczy oślepiony nagłym płomieniem zapałki i zaciągnął się głęboko. Gardło miał wyschnięte, a w ustach czuł nie­smak. Jęknął i ręką zaczął przesuwać po omacku, do­póki nie natrafił na butelkę.

Wyciągnął zębami korek i pociągnął łyk. Whisky spłynęła palącą falą do żołądka, napełniając go przy­jemnym ciepłem i rosnącym uczuciem obrzydzenia. Przechylił się do tyłu, opierając o poduszkę z wes-tchnieniem ulgi.

Deszcz delikatnie uderzał w okno. Fallon spojrzał na świecące wskazówki zegarka, dochodziło wpół do dwunastej. Jaki to mógł być dzień? Podniósł butelkę jeszcze raz do ust i spróbował się zastanowić; miał na sobie ubranie, a więc musiał położyć się do łóżka pi­jany. To wydawało się oczywiste, ale poza tym nie potrafił niczego odgrzebać wpamięci, która jakby ba­wiła się z nim w chowanego. Stwierdził, że chyba się starzeje i pociągnął jeszcze jeden łyk z butelki. Przy­pomniał sobie poranne przebudzenie. To miał być ta­ki ładny dzień. Próbował trochę pracować, ale jakoś

7


nic nie przychodziło mu do głowy. Nawet whisky nie potrafiła mu pomóc. Jedna rzecz zdawała się pewna, nie mógł tak leżeć dłużej niż jeden dzień, ponieważ jego zegarek nadal chodził.

Gwałtowny podmuch wiatru oderwał pnącze blusz­czu od ściany i zaczął uderzać nim w okno z usypia­jącą monotonnią. Fallon wstrząsnął się i znowu pod­niósł butelkę, była pusta. Rzucił ją na podłogę i posta­nowił się podnieść.

Zgasił papierosa w popielniczce stojącej na stoliku i nagle poczuł, że ciemność wokół niego ożyła, zaczę­ła się zbliżać, przygniatając go niewidzialnym cięża­rem, któremu nie był w stanie się przeciwstawić. To było przerażające. Uczucie zniknęło tak gwałtownie, jak się pojawiło i tylko dziwny, świszczący szept zafa­lował poprzez pustkę. Na chwilę niemal wpadał w pa­nikę. Odrzucił gwałtownie pościel i starał się stanąć na nogi. Drżącymi rękami pocierał zapałki o pudełko, aż wreszcie mały płomień rozświetlił ciemności. Dru­gą ręką odkręcił knot nocnej lampki i przytknął do niego zapałkę. Światło rozlało się po całym pokoju, wypędzając cienie z najdalszych jego zakamarków. Usiadł na łóżku i lekko drżącą dłonią zapalił kolejne­go papierosa.

Po chwili podniósł lampkę i przeszedł do łazienki. Jego koszula była mokra od potu, zrzucił ją z siebie i podstawił ramiona i głowę pod zimny strumień wody. Wytarł się i spojrzał w lustro, przyglądając się włas­nej twarzy. Zbyt głęboko osadzone, ciemne i posępne

8


oczy wpatrywały się w niego z wyrazem, którego nie był w stanie dłużej wytrzymać. Brzydka, pomarsz­czona blizna przecinała jego policzek aż do kącika ust, nadając mu osobliwie gorzki i zarazem szyderczy wyraz.

Wrócił do sypialni i zaczął przetrząsać szufladę. Wy­ciągając w końcu świeżą koszulę. Włożył ją przez głowę i szybko pozapinał guziki czując, że palce od­zyskały już swoją dawną sprawność. Podniósł lampkę i wyszedł. W korytarzu wyłożonym kamiennymi płytkami było zimno, więc wyszedł szybko do kuch­ni. Wziął z pudła w kącie wiązkę chrustu na podpałkę i wrócił do pokoju.

Na stole przy oknie stała maszyna do pisania, a podłoga zaśmiecona była zmiętymi kulami papieru. Zebrał je i rozpalił nimi ogień. W parę sekund suche gałązki zajęły się jasnym płomieniem. Ostrożnie do­rzucił większe szczapy do paleniska.

Usiadł na piętach, wpatrując się intensywnie w tań­czące płomienie, a po chwili, gdy ogień palił się już pewnie, mężczyzna wyprostował się i podszedł do kredensu po drugiej stronie pokoju. Wyjął nową bu­telkę whisky, przykręcił lampę i usiadł na krześle przy kominku ze szklanką w ręce. Butelkę postawił obok na podłodze.

Płomienie drgały, tworząc na dębowych belkach sufitu fantastyczne cienie, które bezustannie skakały i wirowały. Płyn w butelce mienił się bursztynowo i złociście. Fallon smakował go powoli, czując jak cie-

9


pło rozpływa się łagodnie w jego wnętrzu. Westchnął z przyjemnością i zaczął znowu napełniać szklankę, gdy nagle jakieś światło błysnęło przez okno, oświet­lając przeciwległą ścianę pokoju i znikło tak szybko, jak się pojawiło.

Podszedł do okna i spojrzał w ciemność zmieszaną z deszczem. Nic nie było widać. Już się miał odwró­cić, gdy na drodze pojawiły się przednie światła jakie­goś samochodu. Samochód poruszał się wolno i w końcu się zatrzymał. Fallon obserwował go przez chwilę, dopóki światła nie drgnęły i nie skręciły w ścieżkę prowadzącą do jego domu.

Podszedł do stołu, odsunął maszynę do pisania i otworzył szufladę. Wyjął z niej automatyczny pistolet i latarkę. Sprawdził, czy luger jest odbezpieczony, po czym otworzył drzwi i wyszedł na osłoniętą werandę.  Samochód stanął w pobliżu domu. Silnik ucichł. Przez jakiś czas trwała cisza. Fallon czekał cierpliwie w ciemności, podczas gdy deszcz uderzał równomier­nie o ziemię. Mężczyzna usłyszał otwieranie drzwi i jakieś strzępy rozmowy, potem drzwi trzasnęły i dwie postacie podeszły w jego kierunku. Zatrzymały się parę stóp od werandy i jakiś głos powiedział:

- I to jest właśnie ta zapomniana przez Boga dziura. Myślisz, że on tu jest?

Fallon odbezpieczył pistolet i podniósł go na wyso­kość prawego uda. Uniósł latarkę i powiedział spokoj­nie:

- On jest tutaj.

10


Światło przecięło ciemność, oświetlając przestraszo­ne twarze dwóch mężczyzn. Zapanowała cisza i wresz­cie głos, którego nie słyszał od wielu lat, spytał:

-              Czy to ty, Martin?

Jeszcze przez moment trzymał latarkę w górze, po czym skierował strumień światła do dołu.

-              Lepiej wejdź do środka, O'Hara, i uważaj na scho­
dy - powiedział, następnie cofnął się.

Goście weszli i zamknęli drzwi. Fallon odwrócił się i stanął przed nimi. Nagle zdał sobie sprawę, że nadal trzyma lugera w ręce. Zaśmiał się krótko i odłożył go na bok.

-              Niełatwo pozbyć się starych nawyków - zauważył
młodszy mężczyzna.

Fallon wzruszył ramionami.

-              Go ty możesz wiedzieć o moich starych nawykach.
Mężczyzna, którego nazwał O'Harą, zaśmiał się.

-  Dobra odpowiedź - powiedział. - Dobra odpowiedź. - Był stary, lekko przygarbiony i poruszał się mocno podpierając się laską.

-  Zdejmij płaszcz i siadaj - powiedział Fallon. Od­wrócił się i wziął dwie dodatkowe szklanki z półki.

Młodszy mężczyzna pomógł O'Harze zdjąć płaszcz, a starszy człowiek spoczął na krześle przy ogniu z westchnieniem ulgi,

-              Czyżbyś chciał nas poczęstować odrobiną czegoś
mocniejszego? - zapytał, gdy Fallon zbliżył się ze

     szklankami.

     Fallon nalał i podał mu.

              11


-              Kim jest twój przyjaciel? - spyta!.
O'Hara zaśmiał się znowu.

-              Czy myślisz, że zapomniałem o dobrych manie­
rach? To jest Jimmi Doolan. Chciał cię poznać już od
dłuższego czasu, Martin.

Doolan uśmiechnął się i wyciągnął dłoń. Miał dub-liński akcent i wygląd spokojnego człowieka.

-              Marzyłem o tym dniu, panie Fallon. Od dzieciń­
stwa był pan dla mnie bohaterem.

Fallon chrząknął:

-              Niezły rodzaj bohatera.

Podał Doolanowi szklankę whisky.

-              Cholernie dużo dla mnie zrobiła - stwierdził.
Mieszane uczucia odbiły się na twarzy Doolana.

O'Hara pochylił się rpowiedział spokojnie:

-              Tylko nie mów mi, Martin, że stałeś się zgorzk­
niały na stare lata.

Fallon wzruszył ramionami i usiadł.

-              Zgorzkniały? To zależy, jak na to spojrzeć. To je­
den z niewielu luksusów, na jakie mogę sobie teraz
pozwolić.

Nastąpiła krótka i niespodziewana chwila milcze­nia. W końcu O'Hara spytał:

-              Jak idzie pisanie? Zdaje się, że nie widziałem nigdy
nic z twoim nazwiskiem.

Fałlon kiwnął głową.

- I nigdy nie zobaczysz. Piszę horrory pod dwoma różnymi nazwiskami. Nic specjalnego. Nie zaintere­sowałyby cię. Mnie też nie interesują. Piszę je po to,

12


abym mógł płacić rachunki i mieć pod dostatkiem whisky.

Doolan pochylił się do przodu.

- Czy czasem nie ma pan ochoty robić czegoś innego, panie Fallon?

Fallon popatrzył na niego przez moment i uśmiech­nął się.

-              Co chcesz przez to powiedzieć?
Doolan szukał przez chwilę słów.

- No więc... to co robił pan przedtem, nie było wcale takie złe.

-              Przedtem byłem w więzieniu - stwierdził Fallon.
- Ciężko harowałem. Chciałbyś, żebym to robił zno­
wu?

Zapanowała chwila napiętej ciszy, po czym Fallon wstał i powiedział:       

-              O co chodzi, O'Hara, czego wy chcecie ode mnie?

O'Ha...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin