2+2=czaderski wieczór.doc

(33 KB) Pobierz
Przeważnie nie odpisujemy na ogłoszenia, ale koleś, którego zobaczyliśmy na zdjęciu, był taki zajebisty, że postanowiliśmy spr

Przeważnie nie odpisujemy na ogłoszenia, ale koleś, którego zoba­czyliśmy na zdjęciu, był taki zajebisty, że postanowiliśmy spróbo­wać go poznać. Co w nim takiego było? Włosy wygolone na milimetr, wojskowe moro i wzrok, który po prostu kazał odpisać. Mieszkał jakieś 100 km od nas, więc nie była to żadna odległość. W ogłoszeniu było, że ma 20 lat i najbardziej lubi konkretny seks z konkretnymi kolesiami. Dostaliśmy list po jakimś tygodniu. Napi­sał , że nie ma nic przeciwko trójkątom, a nawet, jeśli nam to nie będzie przeszkadzało, to zaprosi jeszcze jednego kumpla. Pewnie, że się zgodziliśmy.

Pojechaliśmy w sobotę. Wyszedł po nas na dworzec. Miał na sobie moro, desantówki, zielony beret. Okazało się, że Karol na­prawdę jest w wojsku, ale że służbę odbywa w miejscu zamiesz­kania i na dodatek do wyjścia zostało mu coś około miesiąca, dla­tego więcej jest w domu niż w jednostce. Zaprosiliśmy go na bro­wara. Zgodził się chętnie, więc poszliśmy. Od razu było widać, że nadajemy na tych samych falach. Z niektórymi gadka bardziej mę­czy niż wejście na K-2, ale z nim było inaczej. Nudno nie było tym bardziej, że koleś co chwilę rzucał jakimś kawałem. Każdy wychy­lił po dwa piwka i wtedy Karol rzucił:

- Już po dziewiątej. Walimy do Adama, na pewno wrócił już z treningu.

- Jakiego Adama? - zapytałem.

- Jak to? Przecież pisałem o kumplu!

- Ale nie pisałeś, że nazywa się Adam - wtrącił się Grze­siek. - Opowiedz coś o nim.

- Eee tam, kurwa, co będę gada!. Zobaczycie. Na pewno się nie podłamiecie, jak go wam pokażę.

Wsiedliśmy w autobus i w pół godziny zajechaliśmy na ja­kieś blokowisko. Była sobota. dlatego sporo kolesi siedziało na ławkach. Jedni pili piwo, inni palili. Prawie każdy miał wygolo­ny łeb i fleka. Weszliśmy do jednej z klatek.

- Idziemy na drugie piętro.

Drzwi otworzył gostek rozebrany od pasa w górę.

- Właźcie - powiedział. - Ja jeszcze na trzy minuty znikam w łazience.

Domyśliłem się, że to wlaśnie jest Adam. Rzeczywiście był niezły. Tak na oko miał z 19 lat. Nie był wysoki - jakieś 170 cm - ale ja wcale nie uważam, że wysocy są lepsi w łóżku. Raczej odwrotnie, mniejsi bardziej się starają. Był typem byczka. Bar­dzo ładnie rysowały mu się mięśnie na klacie i na plecach. Sie­dliśmy w pokoju. Karol przyniósł po browcu dla każdego.

- Zanim przyjdzie Adam, rozgrzejemy się przy pornolu - po­wiedział dając nam parę kaset do wyboru.

Tytuły i tak nic mi nie mówiły, więc wybrałem pierwszą lep­szą kasetę:

- Może to?

- Dobrze wybrałeś - pogratulował mi Karol. - Pierwszy film jest ze skinolami, a na drugim chłopacy pierdolą się w kosza­rach. Wystrzelałem przy nich chyba wiadro spermy.

Włożył kasetę do magnetowidu i za chwilę kolesie z wygolonymi łbami, we flekach, z glanami na nogach zabawiali się swoimi fujarami. Byli zajebiści. Na początku jeden łysy leżał na łóżku, a dwóch go obsługiwało. Pierwszy ciągnął mu wystającą z rozporka czarno-białych plamiaków laskę, drugi czyścił mu językiem glany. Koleś, któremu usługiwali, rzucał w ich stronę bluzgami i od czasu do czasu spluwał im na gęby. Fujara stanęła mi pionowo już po paru sekundach filmu. Rzuciłem okiem w stronę Grześka - w jego dresach też było wyraźnie widać grubego wała. Żołnierzyk trzy- mat rękę na swoim fiucie i go masował. Jeszcze zanim goście na filmie się spuścili, z łazienki przyszedł Adam. Tak jak: przedtem, był bez koszulki. Miał na sobie: jedynie granatowy dres z białymi paskami od góry w dół nogawek. Usiadł na podłodze opierając się o wersalkę, na której my siedzieliśmy. Od razu zaczął komentować to, co działo się w filmie:

- Nieźle ciągnie... Fajnie się spuszcza... O!, jak mu przyjebał...

Robiło się gorąco. Inaczej być nie mogło: czterech napalonych kolesi oglądających pornola. Wiadomo było, że w każdej chwili coś się może zdarzyć. Każdy z nas zerkał raz w ekran, raz na sąsiada. W końcu Karol powiedział pokazując na mnie i Grześka:

- Zabierajcie się do roboty. Najpierw wyliżecie mi stopy.

Zabrzmiało to jak rozkaz, więc. bez szemrania wzięliśmy się za robotę. Żeby dotrzeć do stóp, najpierw trzeba było ściągnąć Karolowi desantówki. Ja rozwiązywałem sznurówki, a Grzesiek w tym czasie szorował je językiem. Kiedy zrzuciłem mu buciora, poczułem ostry zapach - to jego skarpety. Musiał je włożyć parę dni wcześniej, bo były już solidnie przepocone. Rajcują mnie takie samcze zapachy, dlatego chwyciłem go za stopę i przyciskałem ją sobie do nosa, wąchając jego brudną wojskową skarpetę.

Usłyszałem glos żołnierza:

- O tak, rozkoszuj się tym zapachem.

Po chwili powiedział:

- A teraz, skurwysyny, ściągniecie panu zębami skarpety i będziecie lizać jego stopy. Jasne?!

- Tak jest!!! - krzyknęliśmy jednocześnie.

- A ty - to było do Adama, który do tej pory tylko przyglądał się i gmerał sobie w spodniach - zajmij się gośćmi! Co tak siedzisz?!

Adam przysunął się do mnie i bez żadnych ceregieli wepchnął mi rękę do rozporka. Złapał za gorącą fujarę i gniótł ją. Po chwili wyjął ją ze slipów, dokładnie obwąchał i wetknął sobie w gębę. Ciągnął jak stary traktor. Było mi tak dobrze, że z podwójną energią lizałem stopy żołnierza, a on tylko stękał, że dobrze robię. Następny rozkaz byt taki:

- Ty skurwysynu, bierz się za mojego wała (to było do mnie)! Ty - pokazał na Adama - rozpychaj mu grabą dupsko, a tobie (to do Grześka) należy się kręcenie wora.

Jak powiedział, tak było. Karol wpierdolił mi w gębę swojego krótkiego, ale za to żylastego i grubego chuja, złapał jedną ręką za głowę i jebał nie patrząc na to, czy mam czym oddychać. Drugą łapą znęcał się nad jajami Grześka, który przy tym wszystkim głośno stękał. Adam poślinił palce i wciskał mi je do tyłka, żeby przygotować miejsce na kutasy. Najpierw poczułem dwa palce, potem wjebał trzy na całą długość. Bolało, ale nie zwracał na to uwa­gi, tylko spluwał od czasu do czasu, dalej posuwając mnie tymi palcami.

W końcu padł następny rozkaz. Żołnierz będzie mnie jebał w dupę, ja Adama, a on Grześka. Założyliśmy gumy i zaczęta się: jazda. Było czadowo. Grzesiek jako jedyny musiał walić konia ręką - spuścił się jako pierwszy. Karol był w tym sporcie niezły jebał, a finału nie było widać. Nareszcie je­ go jęczenie stało się jeszcze głośniejsze i poczułem, że wystrzela. To tak mnie pod­nieciło, że w sekundę po nim wyplułem pierwszą porcję spermy w dupie Adama. Długo nie trwało, jak i on się spuścił.

Na koniec Karol pościągał nam z kuta­sów prezerwatywy i powiedział:

- Ten, kto dał najwięcej spermy, będzie mógł teraz rozkazywać.

Myślałem, że wygram, bo zawsze wyla­tuje mi dużo, ale szybko się przekonałem, że nie mam racji. Guma, którą Karol ścią­gnął ze swojego chuja, miała w sobie tyle spermy, że nigdy bym nie uwierzył, że je­den koleś może tyle wystrzelić. Łyknęliśmy po browcu i wszystko zaczęto się od nowa. Na początku wszyscy na zmianę ładowaliśmy kutasy Adamowi w tyłek. Potem ja miałem kręcenie wora zrobione przez Ka­rola. Na samym końcu stanęliśmy nad le­żącym Adamem i trzepaliśmy nasze konie. Ja poleciałem pierwszy - celowałem w gę­bę. Po mnie był Grzesiek, a na końcu Karol grzmotnął ze swojej parówy. Tak jak przed­tem, było tego tyle, że już nie tylko gęba, ale i głowa Adama cała była obspermiona.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin