Krzyzowcy_spod_Palacu.doc

(360 KB) Pobierz
Krzyżowcy spod Pałacu

Krzyżowcy spod Pałacu

·         Kategoria: Polska

·         wtorek, 10 sierpnia 2010 12:47

Tego nie zobaczycie w telewizji. Marta Brzezińska opisuje sytuację na Krakowskim Przedmieściu.

 

Religijni fanatycy, zaślepieni nienawiścią. Sekciarze, wyznawcy PiS, moherowe berety. Krzyżowcy, motłoch. Tak o nich mówią "zwolennicy przeniesienia krzyża". Media też nie lepiej ich przedstawiają. Kiedy oglądam relacje spod Pałacu Prezydenckiego, nie widzę pod krzyżem młodych ludzi, nie widzę ludzi "normalnych". Szklany ekran karmi mnie tylko widokiem bezzębnych staruszek wymachujących krzyżem i różańcami przed nosami kamer. Widzę garstkę fanatyków, którzy uczepili się kawałka drewna i nie chcą odpuścić. Garstkę, która podjudza resztę do awantur, takich jak ta wtorkowa. Ale nie widzę też tej „drugiej strony”, nikt mi nie pokazuje antykrzyżowców, jeśli posłużyć się ich własną nomenklaturą.

Walka o krzyż czy walka krzyżem?

Jak naprawdę wygląda "krzyżowa wojna" na Krakowskim Przedmieściu? Czy w ogóle jest jakaś wojna, czy to może kolejny nadmuchany medialnie event? Kto tu jest stroną konfliktu a kto tylko biernym obserwatorem? Żeby odpowiedzieć sobie na te pytania, nie można nie pójść pod krzyż. Medialna papka, jaką karmiony jest przeciętny widz, w żadnym wypadku nie wystarczy, aby wygenerować obiektywny – o ile to możliwe - osąd.

Pod krzyżem zawsze jest grupka osób,  która po cichu się modliPod krzyżem zawsze jest grupka osób, która po cichu się modli

Któregoś popołudnia wybieram się pod krzyż. Najpierw, nieco z dystansu, obserwuję tłumek. „Gawiedź”, jak ją określają media, która w rzeczywistości liczy kilka, może kilkanaście osób. Bo tyle ich tam tak naprawdę jest. Z "medialnego" punktu widzenia nic się nie dzieje, nuda. Zupełnie nieatrakcyjny materiał, w telewizorni nie byłoby co pokazywać, więc nie dziwi mnie brak operatorów którejkolwiek ze stacji. Wypoczywają pewnie w transmisyjnych wozach ustawionych nieopodal Pałacu i zbierają siły na wieczór. Wieczorem to są dopiero "zadymy".

Mimo to, zostaję. Wtapiam się w "tłum", próbuję wyłapywać wypowiedzi poszczególnych osób. Przyglądam się im. Są porządnie wymęczeni. Na ich twarzach rysuje się wyczerpanie. W końcu jest dość gorąco, a nikt nie zapewnił im choćby wody

Niektórzy modlą się pod krzyżem. Zupełnie nie reagują na żadne zaczepki. Inni dają się wciągnąć w polityczne dysputy. Jeszcze inni próbują bronić się przed rzucanymi przez przeciwników obelgami. Z różnym skutkiem. Im też w końcu puszczają nerwy.

Jednak cały czas panuje względny spokój. Ludzie przechodzą, przystają. Obrońcy krzyża też wymieniają się między sobą wedle porządku ustanowionych dyżurów. Sytuacja diametralnie się zmienia, kiedy wyciągam z torby mikrofon, a za placami staje kolega z kamerą. Nagle każdy ma coś do powiedzenia, a jedni nie zgadzają się z opiniami innych i kłótnia gotowa. Czuję się, jakbym wylądowała w samym środku awantury. Właściwie, nawet nie muszę zadawać pytań, zarówno jedni jak i drudzy doskonale wiedzą, co mają do przekazania.

sKrzyżowanie poglądów

Zastanawiam się, czy tak naprawdę sami do końca zdają sobie sprawę, o co walczą. Bo „obrońcy krzyża” to nie jest jednolita grupa. Właściwie można by tu wyróżnić kilka obozów. A każdy domaga się czegoś innego. Choć wszyscy zgodnie podkreślają, że łączy ich jedność, to chyba tylko te zapewnienia są ich cechą wspólną. Może jeszcze wytrwałość. Tak, to trzeba im oddać. Ale są tutaj nie tylko „zwykli obrońcy krzyża”, którzy domagają się godnego upamiętnienia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem.

Każdy chce coś powiedzieć ...Każdy chce coś powiedzieć ...

- Koczujemy tu, bo pilnujemy krzyża. Pan prezydent-elekt powiedział, że krzyż musi stąd odejść, a my nie możemy się na to zgodzić. Jeżeli będzie gwarancja, że powstanie tu pomnik, płyta albo jakakolwiek inna forma upamiętnienia śmierci prezydenta i pozostałych osób, to my nawet sami możemy pójść i zanieść ten krzyż do Częstochowy – zapewnia pan Zbigniew z Siedlec.

Nie o krzyż tu chodzi...

Nie da się ukryć, że walka o krzyż przekształciła się w coś więcej. - To już nie jest walka o sam krzyż, ale o upamiętnienie 96 ofiar. Tu ten krzyż nie ma stać na zawsze! – krzyczy ktoś inny.

Z innych „ugrupowań” można jeszcze wymienić tych, którzy stojąc pod Pałacem domagają się wyjaśnienia śledztwa w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Są przekonani, że rząd oddając je w ręce Rosjan rażąco zaniedbuje swoje obowiązki. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że na Krakowskim Przedmieściu nie ma politykowania. Owszem, jest. Chociaż z ich perspektywy wcale tak to nie wygląda. Dla nich sprawa jest bardzo prosta. Zginął ich ukochany prezydent, a większość ofiar była związana z PiS-em. Rządzi PO i źle rządzi. Proste. Rozmawiając tam o krzyżu nie da się nie mówić o polityce, choć to nie jest używanie krzyża w politycznej wojnie. A przynajmniej nie do końca.

Trudno obwiniać prostych ludzi za to, że poniekąd dali się zmanipulować politykom. Wiadomo, że cała ta "wojna" tak naprawdę toczy się na górze. Nie byłoby tego, gdyby nie prowadzona przez rząd polityka – zapewniają. Gdyby nie wypowiedź wtedy jeszcze prezydenta-elekta, że krzyż spod Pałacu musi zniknąć. Gdyby nie brak zagwarantowania postawienia pomnika, który upamiętniłby ofiary. Gdyby nie wypowiedź stołecznego konserwatora zabytków, pani Ewy Nekandy-Trepki, która w liście do Kancelarii Prezydenta napisała: „Wprowadzenie nowego elementu w tak uporządkowany i utrwalony układ wpłynęłoby na jego wartości zabytkowe, zaburzając klasycystyczny charakter założenia pałacowego. Naruszone zostałyby wzajemne relacje przestrzenne zabudowy Pałacu, dziedzińca, a także bryły i skali pomnika księcia Józefa Poniatowskiego". Takich "gdyby" można by mnożyć w nieskończoność... O krzyżu nie da się już chyba mówić bez uwzględnienia polityki.

”Krzyż łączy, a nie dzieli” – słyszę od obrońców krzyża, hierarchów kościelnych, ale także przeciwników. Jednak będąc pod Pałacem Prezydenckim trudno oprzeć się wrażeniu, że krzyż, przynajmniej ten tutaj, jednak dzieli. Przede wszystkim na dwa główne obozy. Obozy, które nieustannie się ścierają. Przy czym, warto to podkreślić, jeden z nich musi bronić się przed atakami drugiego.

Ludzie wciąż przynoszą świeże kwiaty,  zapalają zniczeLudzie wciąż przynoszą świeże kwiaty, zapalają znicze

Nie zobaczyłabym tego, gdybym bazowała jedynie na relacjach serwowanych przez media. Kilka godzin spędzonych z ludźmi na Krakowskim Przedmieściu daje znacznie szerszy obraz społeczności, która tam się zbiera.

Przyznaję, dochodzi do spięć, słownych potyczek, czasem nawet przepychanek. Ale ani razu nie zobaczyłam, żeby to „obrońcy krzyża” kogokolwiek atakowali. Łatwo zaobserwować, że oni właściwie tylko się bronią. Wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Bywa, że nie pozostaje im nic innego.

- Od 10 kwietnia po 20 godzin na dobę musimy znosić takie napaści. I ja mam być teraz cicho, żeby ten pan mógł mnie obrażać? Nie zrobię tego! - denerwuje się Joanna, obrończyni krzyża.

Wszystkie inne bogi

Do takich ataków chyba zdążyli się już przyzwyczaić. W większości starają się na nie nie reagować. Kontynuują swoje modlitwy, w pokorze i ze spokojem, tylko czasem cierpliwości już nie starcza. Doskonale ich rozumiem! Ile można cierpliwie znosić obelgi?! Że Jezus cierpliwie nadstawiał drugi policzek? Tak, ale i Jezus w końcu zdenerwował się na kupców przed świątynią.

- Chrześcijanie, łączcie się. Bóg kazał się przytulać. Allah akbar i wszystkie inne bogi!- wykrzykuje młody chłopak. - Moherowe berety! Wstyd i hańba dla Polski! Sekciarze! - to tylko jedne z lżejszych epitetów. – Wypierdalaj, ty stara kurwo! Wypieprzajcie do kościoła! Jebany krzyż! - takich epitetów też nie brakuje. Kogoś jeszcze dziwi, że reagują agresywnie?

- Cały czas nas prowokują. Przychodzą ludzie z pobliskiej knajpy, wdają się w pyskówki, chcą nas zagłuszyć, my ich odciągamy. Chcą zrobić zadymę, pokazać, że tu jest hołota – opowiada ktoś.

Czuwający pod Pałacem próbują wyprowadzać ich bezpośrednio spod krzyża, uciszać. Proszą, żeby odeszli, jeśli ten krzyż im się nie podoba. Kiedy zwracam uwagę grupie młodych, rozbawionych całą sytuacją wyrostków, że przeszkadzają tym ludziom w modlitwie, słyszę - To ja zapraszam ich do kościoła. Modli się w kościele, a nie na ulicy. Skoro oni się modlą, to ja się mogę pośmiać.

Jest krzyż, jest impreza

Takich scen nie brakuje. Jedno słowo pociąga za sobą tysiąc kolejnych, jak mały kamyczek, który wywołuje wielką lawinę. - Zachowujecie się jak krzyżowcy! Tamci robili krzywdę, wy robicie to samo! - krzyczy jakaś kobieta. Kiedy proszą o spokój i apelują do kultury przybyszy, ci odpowiadają - Kulturę to pokazaliście, jak krzyż chcieli przenieść. Zajebista kultura! I tak niemal bez końca. Od rana do nocy. Może tylko z tym uwzględnieniem, że noc jakby zaostrza atmosferę. Krakowskie Przedmieście obfituje w restauracje, puby i knajpy. Nocną porą, zwłaszcza teraz, latem, na deptak wylegają tabuny młodych ludzi. Najczęściej pijanych. I to właśnie oni są zarzewiem większości konfliktów. Kiedy ich obserwuję, odnoszę wrażenie, że cała ta sprawa z krzyżem to dla nich motyw do świetnej zabawy. „Jest krzyż, jest impreza” – zdaje się, że takie motto sobie obrali.

Najmniejszy problem, gdyby tylko byli pijani. Nie, to zdecydowanie za mało. Całkiem niezły fun jest, jak się obleje winem albo piwem zdjęcia zmarłej pary prezydenckiej. Ciekawie jest też czymś rzucić w modlących się ludzi. A już do dobrego tonu należy sfotografowanie się z „obrońcą krzyża” albo na ich tle – jak kto woli. Większość przechodniów tak ich właśnie traktuje. Jak ludzi-eksponaty, jak jakąś dzicz w klatce, którą przychodzi się pooglądać. Można jeszcze czasem podjudzić nieco, aby spektakl był ciekawszy.

I dokładnie tak się dzieje. Dlaczego nie widzimy tego w telewizji? Dlaczego nie ma wtedy kamer? Bo one są, ale za kilka minut. Kiedy któremuś ze staruszków puszczą nerwy, kiedy na przekleństwo odpowie również przekleństwem. Takie obrazki najlepiej wkomponowują się w medialną retorykę o zdurniałych fanatykach, którzy robią pod Pałacem cyrk.

Mało która stacja pokaże młodych warszawiaków, którzy procesyjnie wnieśli na Krakowskie Przedmieście krzyż wykonany z… puszek po piwie "Lech". Ustawili go obok właściwego krzyża i zaczęli przed nim klękać, oddając mu cześć. „Szczęść Boże czcicielom piwa”. Dziwi tylko mało konkretna interwencja policji, której obecność pod Pałacem ogranicza się chyba w większości do "bycia". Po prostu. Kilka chwil później nikogo już to nie bawiło, więc organizatorzy akcji zgnietli puszkowy krzyż i poszli. - Św. Paweł powiedział: dla młodych krzyż jest głupstwem, a tu proszę – happening – zrobili krzyż z puszek. Dla nich to nic nie znaczy. Niebawem z naszą młodzieżą będzie tak, jak na Zachodzie – mówi ktoś spod krzyża.

Pod Pałacem o kłótnię nietrudno...Pod Pałacem o kłótnię nietrudno...

Innym razem przyszedł mężczyzna z czymś, co miało być imitacją odchodów, położył to na chodniku, powiedział, że to ważny dla niego symbol i kazał go pilnować. Scena mrożąca krew w żyłach, ale takich tu nie brakuje. Mówią, że zachowanie krzyżowców, zwłaszcza wtorkowe, pokazuje poziom kultury w Polsce. Pokazuje też obraz tej drugiej strony. - Poziom ludzi jest taki, że tu stał młody człowiek z gównem w ręku, że to jest jego symbol narodowy! Jadę autobusem, a tam młodzi ludzie mówią, że to szmata umarła 10 kwietnia. Oto, do czego doprowadziła wasza nienawiść! Na uczelniach były wydziały, gdzie studenci klaskali, jak dowiedzieli się, że spadł samolot – opowiada Marcin.

Już nie wiadomo, co było prowokacją, a co jest odpowiedzią na prowokację. Poziom absurdu wzrasta do granic. Wszystko to razem wzięte nadaje się na film z cyklu Monthy Pythona, jednak to nie jest żadna fikcja. Niestety.

Trudno jest przesądzać o czyjejkolwiek winie. Jak mówią ludzie spod Pałacu, lepiej patrzeć w przyszłość, szukać rozwiązań. Chociaż obrońcy swoje mają. Stawiają sprawę jasno. Twardo  mówią - pomnik, a potem odejdą. Dlaczego nie można im tego zagwarantować?

"Seanse nienawiści" na Krakowskim

Jeszcze trudniej będzie rozwikłać spór polityczny, jaki niewątpliwie między tymi ludźmi się wytworzył. Mają rządowi za złe sposób, w jaki prowadzi sprawę śledztwa smoleńskiego. Owszem, nie brak tu ludowych retorów uprawiających demagogię. Przyznaję również – nie brak wśród nich spiskowych teorii wyjaśniających katastrofę TU-154. Pewnie by tego nie było, gdyby ludzie mieli większy dostęp do informacji, mogli na bieżąco śledzić przebieg dochodzenia.

Trudno im się przeciwstawić, fakt. Mają swoje racje i dość ciężko reagują, kiedy ktoś ma inne zdanie. - Część z nich dała się zmanipulować politycznie. Krzyż służy do uderzania się po głowie, w konkurenta politycznego – mówi wysoki mężczyzna z wielkim białym transparentem. Ma tam napisane, że wykorzystywanie krzyża w polityce to dzieło szatana i apel: "Jarosławie Kaczyński, opamiętaj się". Kiedy pytam go, dlaczego? – odpowiada: - Bo ja się nie zgadzam na wykorzystywanie krzyża w polityce. To, co działo się tutaj dwa dni temu, że księża byli wyzywani od faszystów, to mi się bardzo nie podobało. Nie do tego służy krzyż. Najlepszym rozwiązaniem jest postawienie tutaj tablicy, upamiętniającej to, co się działo po 10 kwietnia, bo to było fantastyczne. A krzyż należy przenieść do kościoła, a najlepiej wcześniej na pielgrzymkę do Częstochowy. Ja nie wiem, czego oni jeszcze żądają? - pyta.

Rodzi się pytanie, czy to walka o krzyż, czy każdą inną formę upamiętnienia Smoleńska. Kiedy Anka z Raszyna mówi, że Pałac Prezydencki to nie jest dobre miejsce dla krzyża, podnosi się wrzawa. - Profanacja Chrystusa! Jak zwykli ludzie mogą się przywiązywać do krzyża?! Krzyż jest świętym znakiem i nikt takich rzeczy nie powinien robić! -  mówi młoda nauczycielka angielskiego. - Pani się na plażę ubrała, niech pani stąd idzie – ktoś jej odpowiada, a kiedy powołuje się na przykład Jana Pawła II, słyszy, że jest niegodna wymieniania tego imienia. - Jak państwo pokazujecie swoją wiarę? Kłócąc się z innymi? To jest wiara? Tak Chrystus nauczał? - pyta zdumiona. Ktoś z tłumu pyta, czy przyszła służbowo... Dziewczyna odchodzi, nie chce dłużej dyskutować.

Kiedy mówię im, że w mediach pokazywani są jak banda agresywnych oszołomów, denerwują się. - Przyjdzie tvn, będzie filmował ludzi bez zębów, żeby pokazać, że tu są idioci. Tak działa tvn i to jest zwykła manipulacja, nie dajmy się ogłupiać! Nie dajmy się zwariować, myślmy, zacznijmy budować Polskę obywatelską! - denerwuje się Marcin. - Wy jesteście produktem medialnym – mówi do przeciwników krzyża. - A pan jest produktem PiS-u – odkrzykuje mu jakaś kobieta.

Ale o co chodzi?

Stron konfliktu jest co najmniej kilka. Nie można zapomnieć także o mediach. One są tu ważnym czynnikiem podkręcającym temperaturę. Pojawiają się dokładnie wtedy, kiedy dzieje się "zadyma". Często same takie sytuacje prowokują. W nocy z czwartku na piątek w pewnym momencie tuż przy krzyżu pojawił się mężczyzna, z początku wykrzykujący pobożne hasła. Szybko jednak okazało się, że to jakiś pieniacz, który z obrońcami krzyża ma niewiele wspólnego. Momentalnie zjawia się operator z kamerą. Zaczyna się coś dziać. Mężczyzna odśpiewuje "sto lat" Lechowi Kaczyńskiemu i znika. Po telewizji też już nie ma śladu.

- Takie przedstawienia dzieją się tu każdego dnia. Tylko aktorzy się zmieniają – podsumowuje obrońca krzyża. Wierzą, że najwięksi pieniacze są opłaceni, że przekupiła ich władza albo telewizja, żeby zrobili zadymę. Tak, są podejrzeli i nieufni, ale czy to dziwne, skoro większość życia przeżyli w takim, a nie innym systemie?

Krzyż spod Pałacu PrezydenckiegoKrzyż spod Pałacu Prezydenckiego

Dla nich obrazki, jakie serwuje im się w ostatnich dniach, kojarzą się z jednym: ze stanem wojennym, z zomowcami pałującymi ludzi, z walką o krzyże. Wtorkowa awantura pod krzyżem, barierki, kordon policjantów przywołał ich wspomnienia sprzed trzydziestu lat. Dla nich metody działania władzy wiele się nie zmieniły. - Miałam powykręcane ręce, klatka piersiowa mnie boli, wszystko mnie boli, nadaję się tylko do łóżka po tym, co działo się we wtorek, jestem kompletnie wyczerpana, nie mam siły tu stać, ale moc Boża pozwoliła mi tu przyjść, bo to moje życie jest – zapewnia Joanna.

- Tu wczoraj była pani, która się do krzyża przywiązała, żeby go bronić. Kobieta 50 kg, sześciu ja wynosiło, przerzucili ją jak worek kartofli, potem ją karetka zabrała. No to tak się robi? Od krzyża się odrywa kobietę i się ją maltretuje? To w jakim kraju się tak robi? Jak mamy być niezdeterminowani? – komentuje to, co zrobili Joannie, Zbigniew.

Nie odstraszają ich takie sytuacje. Nawet piątkowa nawałnica, jaka przeszła w piątek nad Warszawą, nie była wystarczającym powodem do tego, aby zostawić krzyż sam, czego oczywiście nie mogła nie wykpić jedna z gazet...

Nie dajcie krzyża, czyli misja niewykonalna?

Krzyż nie może zostać ani na chwilę sam. Podejrzenia „wykradnięcia” czy „uprowadzenia” mogą trochę zakrawać na teorie spiskowe. Jednak, kiedy ich posłuchać, obawy te wydają się być uzasadnione. - Przyszli do nas harcerze po cywilnemu i powiedzieli: "Nie dajcie krzyża, nam nie wolno w mundurach przychodzić tu, a jesteśmy za jego pozostawieniem", a dwóch głupków znaleźli i jednego księdza i oni zdecydowali za wszystkich – mówi jeden z mężczyzn. To jest ich misja. A misji nie można skończyć ot tak sobie, bez osiągnięcia celu.

Choć cel ten, przyznaję, zdaje się czasem rozpływać. Oczywiście, że nie chodzi o sam krzyż. Krzyż już dawno zszedł na drugi plan. Wokół niego narosła spirala nie tylko emocji, ale zapętliła się jego symbolika, wartości, jakie zaczęły być z nim utożsamiane. Eskalacja tego wszystkiego w końcu daje efekty takie, jak to, co wydarzyło się choćby we wtorek. O ile postawienie tego krzyża było bardzo proste - właściwie stało się to spontanicznie, a krzyż nie jest nawet poświęcony - o tyle jego przeniesienie zupełnie takie nie będzie.

- Mamo, ale o co w tym wszystkim chodzi? Bo ja tego w ogóle nie rozumiem! – denerwuje się sześcioletni chłopiec, idący z mamą za rękę prze Krakowskie Przedmieście...

Marta Brzezińska

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin