61. Darcy Emma - Weekend w Tokio.doc

(440 KB) Pobierz

 

 

 

 

Emma Darcy

 

Weekend w Tokyo


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Angie Blessing (Błogosławieństwo) czuła się paskudnie. Nawet blask słońca przyprawiał ją o ból głowy. A może to nie słońce, tylko Paul...

Mimo pięknego niedzielnego poranka Angie wolała wrócić do mieszkania, które zajmowała na spółkę z Francine Morgan, przyjaciółką i partnerką w interesach, niż oglądać regaty w towarzystwie Paula.

Na szczęście mieszkała po drodze do jachtklubu. Gdyby nie to, Paul by jej nie odwiózł do domu. Musiałaby wziąć taksówkę.

Paul Overton, najatrakcyjniejszy kawaler w Sydney, wiele tracił przy bliższym poznaniu. Angie już trzeci rok była jego „partnerką". Dotąd się nie oświadczył. Co więcej, Angie wcale nie była pewna, czyby się zgodziła, gdyby tu i teraz padł przed nią na kolana i poprosił ją o rękę.

- Pamiętasz, że w piątek idziemy na przyjęcie? - rzucił od niechcenia.

Kolejna impreza związana z polityką. Taka jak wczorajsze przyjęcie. Wszystko, co robił Paul, w jakiś sposób wiązało się z polityką. Zawierał znajomości z wpływowymi osobistościami, budował poparcie dla swych ambicji, jak czołg parł do parlamentu. Zawód adwokata, umożliwiający wykazanie sprawności w retoryce, też był tylko krokiem w kierunku tego, czego Paul naprawdę pragnął.

- Angie? - warknął, zniecierpliwiony jej milczeniem.

- Mam to zanotowane w kalendarzu - powiedziała posłusznie, choć nie cierpiała roli ozdobnika u jego boku, jaką odgrywała na tych wszystkich przyjęciach. - A w środę idziemy na balet - przypomniała.

- Obawiam się, że nic znajdę czasu. Mam w tym tygodniu ważny proces i muszę się porządnie przygotować. Wyobraź sobie, że telewizja pokaże sprawozdanie z tego procesu.

Angie się wściekła. Balet to była jej miłość, ale ponieważ nie był ważny dla kariery Paula, więc się nie liczył. Co szkodziło zrezygnować z regat i przygotować się do procesu w niedzielę? Odpowiedź była jasna jak słońce: Paulowi nawet nie przyszłoby do głowy, żeby zrezygnować z którejś ze swoich przyjemności!

- Możesz pójść z Francine - powiedział.

- Oczywiście - zgodziła się natychmiast.

Nie było sensu z nim dyskutować. Strata czasu. Zatrzymał mercedesa, ale nie wyłączył silnika, co znaczyło, że nie wysiądzie i nie otworzy jej drzwi. Angie coraz częściej się zastanawiała, czy po trzech latach z każdego związku ulatuje uczucie. Czy to norma, że traktuje się człowieka jak swoją własność?

- Mam nadzieję, że prędko dojdziesz do siebie.

- Paul uśmiechnął się smętnie.

Choroba żołądka to była jej wymówka na dzisiejszy dzień.

- Ja leż. - Angie także się uśmiechnęła. Oczywiście nie zamierzał jej pocałować. Nie mógł sobie pozwolić na złapanie grypy żołądkowej, bo przecież miał ten swój ważny proces...

- Mamie wyglądasz - stwierdził współczująco.

- Dbaj o siebie, Angie.

Bo on, oczywiście, nic zamierzał o nią zadbać.

- Zadzwonię do ciebie w tygodniu - dodał. Żeby się upewnić, czy wyzdrowieję na piątek,

kiedy znów będzie mnie potrzebował, pomyślała gorzko.

- Dobrze - powiedziała, gramoląc się z auta. Paul był bardzo przystojny: wysoki, szeroki w barach, ciemnowłosy i ciemnooki. Pochodził z bogatej rodziny i sam też miał pokaźny majątek. Pewnie czekałaby ją wspaniała przyszłość u jego boku, lecz nie spieszył się z propozycją małżeństwa. Trzy lata...

- Miłego dnia - powiedziała z przymusem i zatrzasnęła za sobą drzwi samochodu.

Patrzyła, jak odjeżdżał - pierwszorzędny mężczyzna w pierwszorzędnym aucie - i zastanawiała się, czy Paul uważa ją za kobietę z najwyższej półki.

Wyglądała świetnie: wysoka blondynka z długimi włosami, szczupła, choć trochę bardziej zaokrąglona niż najbardziej wzięte modelki. Miała świetną cerę i nie potrzebowała makijażu, by cokolwiek pod nim ukrywać. Na dodatek fotogeniczna. Nie uważała się za piękność, ale oczy miała wyjątkowe, pewnie z powodu ich niezwykłego odcienia zieleni.

Doskonale się prezentowała i to jej pomagało w interesach. Ludzie angażujący zawodowca do urządzenia swego domu darzą zaufaniem człowieka, który sam jest dobrze skomponowany. Tak, z pewnością jej wygląd odpowiadał Paulowi, ale czy uważał ją za odpowiedni materiał na żonę?

Angie nie miała w rodzinie ani bogaczy, ani polityków, ani nawet żadnego prawnika. Jej rodzice byli artystami i mieli antyrządowe poglądy, ale pozwalali córce mieć własne zdanie. Niemożliwe, by Paul życzył sobie takich teściów. Zresztą mieszkali daleko, na wschodnim wybrzeżu Byron Bay, i nie wypowiadali się na temat związku Angie z Paulem. Co innego rodzice Paula. Zdawali się ją akceptować, ale co o niej myśleli naprawdę? Czy uważali, że nadaje się na życiową partnerkę ich jedynego syna?

I najważniejsze: czy Angie naprawdę chciała być życiową partnerka Paula Overtona? Kiedyś zdawało jej się, że złapała Pana Boga za nogi, a teraz... Właśnie zaczynało do niej docierać, że prawdopodobnie straciła trzy lata na pielęgnowanie złudzeń.

Francine siedziała na balkonie z widokiem na zatokę. Dookoła walały się płachty niedzielnej gazety, na stole stal kubek po kawie. Była w takim podłym nastroju, że nawet piękny poranek nie zdołał jej z niego wydobyć. Angie nie musiała pytać, jak się udało wczorajsze spotkanie singli.

- Znów klapa? - zagadnęła.

- Nie zaiskrzyło - mruknęła apatycznie Francine.

To nie mogło się udać, pomyślała Angie. Na takich spotkaniach wszyscy rozpaczliwie chcą zaimponować całej reszcie.

- Może przy drugim spotkaniu będą fajniejsi - powiedziała.

- Akurat. - Francine się skrzywiła. - Wszyscy myślą tylko o jednym.

- Wyglądałaś rewelacyjnie w tej czerwonej sukience.

- Kiedy wreszcie spotkam odpowiedniego człowieka, powinnam wzbudzić w nim pożądanie.

- Francine westchnęła. - W każdym razie tak piszą w poradniku. „Myśl pozytywnie i daj się zapamiętać". Zawsze staram się dobrze wyglądać.

- Dzisiaj się nie postarałaś - zażartowała Angie, chcąc wprawić przyjaciółkę w lepszy nastrój.

- A gdybym przyprowadziła do domu któregoś z kolegów Paula?

- To zawaliłabym sprawę. Mam dola, Angie, to wszystko. A ciebie miało dzisiaj nie być. Co się stało? Odwołali regaty?

- Chciałam mieć trochę spokoju. - Angie wzruszyła ramionami.

- Niektórym to łatwo przychodzi - mruknęła Francine i wstała. - No dobra, idę się umyć. Potem wybiorę się. na siłownię.

- Powinnaś trochę poluzować - wyrwało się Angie, nim zdążyła pomyśleć.

- Tylko mi nie doradzaj! - warknęła Francine.

- Ty masz swojego księcia z bajki. Już zapomniałaś, jak się żyje samotnie.

- Zapomniałam - zgodziła się prędko Angie. Nie chciała się wdawać w dyskusję, choć już od jakiegoś czasu poważnie wątpiła, czy Paul rzeczywiście jest dobrym księciem z bajki.

- Ciągle mi powtarzasz, że doskonale promuję naszą firmę - mówiła Francine. - Skoro udało mi się podpisać kontrakt z Fullbrightem, to siebie samą też jakoś zareklamuję. Muszę! Mam trzydzieści lat i chcę już założyć rodzinę.

Po tym oświadczeniu Francine poszła wreszcie do łazienki.

Angie też miała trzydzieści lat. Obie z Francine ciężko pracowały, żeby ustawić swoją firmę na rynku. Kontrakt Fullbrighta stanowił ukoronowanie tych wysiłków. Powierzono im wykończenie luksusowych apartamentów urządzonych w dawnych magazynach na nabrzeżu portowym. To był ogromny sukces, ale już go osiągnęły i teraz priorytety nieco się zmieniły: należało się zająć sobą. Zwłaszcza że czas mijał nieubłaganie.

Angie usiłowała sobie wytłumaczyć, że nie powinna być zniesmaczona Paulem. Czy dlatego, że zniknęła gdzieś namiętność i zauroczenie z pierwszego roku znajomości? Pewnie w każdym związku tak się dzieje. Namiętność ustępuje miejsca wzajemnemu zaufaniu i oparciu, jakie się ma w drugim człowieku. Nic nie jest doskonałe. Jeśli związek ma trwać, to trzeba się zdecydować na kompromis.

Paul nie uznawał kompromisów.

Przedtem jakoś tego nic zauważała, za to teraz... Teraz zauważa zbyt często. Ale jeśli zerwie... Trudno było wyobrazić sobie, że znów jest się singlem i mając trzydzieści lat znów trzeba szukać partnera, zaczynać wszystko od nowa...

Chociaż z drugiej strony... Przez trzy lata ani razu nie wspomniał o małżeństwie. Trzy lata to szmat czasu...

Wcale nie była pewna, czy kiedykolwiek poprosi ją o rękę. Może była dla niego tylko miłym towarzystwem, które porzuci bez żalu, kiedy przyjdzie pora ożenić się z osobą godną jego ambicji.

Angie postanowiła więcej się nic zamartwiać. Przynajmniej nie teraz. W czwartek miała spotkanie z Hugo Fullbrightem i musiała się do niego porządnie przygotować. Miliarder budujący nieruchomości na pewno ma duże wymagania.

Francine wyszła z łazienki odświeżona, w teatralnie radosnym nastroju, gotowa do wymarszu na siłownię.

- Postanowiłam zarzucić większą sieć - oświadczyła. - Przez osiem miesięcy postępowałam według porad z tej głupiej książki i jaki z tego pożytek? Żaden! Teraz naprawdę zwrócę na siebie uwagę.

- Jak?

- Powieszę swoje zdjęcie na wielkim billboardzie umieszczonym w ruchliwym punkcie miasta. Każdy, kto się zainteresuje, będzie mógł się ze mną skontaktować przez Internet. W dzisiejszej gazecie podali adres firmy, która robi takie rzeczy.

- Oszalałaś? - wyszeptała Angie.

- Każdy będzie mógł mnie zobaczyć - trajkotała Francie, najwyraźniej nic myśląc o minusach tego przedsięwzięcia. - I wszyscy się dowiedzą, że jestem sama. Nawet najbardziej nieśmiały facet będzie mógł się do mnie odezwać. Poprzebieram sobie w panach jak w ulęgałkach.

- Naprawdę chcesz umieścić swoją twarz i nazwisko na billboardzie? A jeśli zgłosi się jakiś wariat, albo zboczeniec...

- Nie podam prawdziwego nazwiska, tylko pseudonim, pod którym będzie można się ze mną skontaktować w sieci. Nie bój się, Angie, będę uważać.

- Ale ludzie zaczną cię rozpoznawać.

- I co z tego? Sława na pewno mi nie zaszkodzi.

- Pomyślałaś o ludziach, z którymi współpracujemy? Co oni sobie pomyślą?

- A co mnie to obchodzi? Praca nie ma z tym nic wspólnego. Dostarczamy naszym klientom, czego potrzebują. Co jest złego w tym, że ja też chcę dostać to, czego mi trzeba?

- No tak, ale... billboard?

- Wstydzisz się mnie? - spytała wojowniczo Francine.

- Skądże - odparła bez namysłu Angie. - Tylko się boję, żeby nie wynikły z tego jakieś kłopoty.

- Pozwól, że ja się będę o to martwić. Po prostu chciałam cię uprzedzić, żebyś nie przeżyła szoku, kiedy zobaczysz ten billboard na mieście.

Wyszła, zamykając tym samym wszelką dyskusję.

Pomysł Francine przeraził Angie nic na żarty. Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że Paul nie zobaczy tego billboardu. Angie nie chciała, żeby się wyzłośliwiał na temat reklamy, jaką Francine sobie zafundowała. W końcu to nie jego życie. On nawet nie umiałby sobie wyobrazić, na czym polega problem Francine. Nic musi się reklamować, nie musi nikomu udowadniać, jaki jest wspaniały.

Angie postanowiła twardo stać u boku przyjaciółki. Niezależnie od konsekwencji, jakie przyniesie ten jej szalony pomysł.

- Jutro się ukaże - oświadczyła Francine trzy dni później.

- Gdzie go powieszą? - spytała ostrożnie Angie.

- Jak będziesz jechała na spotkanie z Fullbrightem, to go zobaczysz.

I rzeczywiście!

Każdy, kto przekraczał Sydney Harbour Bridge samochodem, autobusem czy piechotą, musiał zauważyć ten billboard. Angie omal nie wjechała w tył samochodu przed nią. Nie dlatego, że bardzo się przejęła widokiem Francine na ogromnym zdjęciu. W końcu była przygotowana na to, że ją zobaczy.

Nie spodziewała się jednak zobaczyć własnej twarzy z podpisem: Foxy Angel (Przebiegły Aniołek)!


 

ROZDZIAŁ DRUGI

Hugo Fullbright zdążył dokładnie przyjrzeć się billboardowi, bo jadące przed nim samochody - i tak zawsze powolne - tego dnia jeszcze bardziej zwalniały. Podziwiał ludzi, którzy mieli odwagę pokazać publicznie swoją twarz. Tego dnia na billboardach pojawiło się sześć nowych osób, ale tylko ta blondynka była naprawdę interesująca. Foxy Angel.

Zapewne zdjęcie zostało obrobione komputerowo przed publikacją, bo tylko nieliczne kobiety mogą się pochwalić tak wspaniałą prezencją. Mężczyźni, którzy się z nią spotkają, przeżyją rozczarowanie. Logika podpowiadała, że coś z nią jest nie tak, jeśli mimo niezwykłej urody nic umie sobie znaleźć partnera.

Hugo od kilku dni też był sam. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy na sobotnim przyjęciu zobaczył, jak Chrissie wciąga kokainę. I jeszcze to tłumaczenie, że niby po kokainie seks jest o wiele przyjemniejszy. Myślał, że to on sprawia jej przyjemność, a okazało się, że lepsza od niego jest kokaina!

No więc się pożegnali. Hugo uważał, że ludzie, którzy korzystają ze środków odurzających, nie panują ani nad sobą, ani w ogóle nad niczym. Poza tym narkotyki są nielegalne i jako takie prędzej czy później muszą doprowadzić do trudnych sytuacji.

Hugo przejechał most, śliczna buzia znikła mu z oczu. Skupił się na czekającym go wkrótce spotkaniu z dekoratorką wnętrz, która miała wykończyć apartamenty na wybrzeżu. Kupił trzy nieczynne magazyny na nabrzeżu portowym i w starych murach wybudował nowoczesne apartamenty. Miały kosztować po milionie dolarów każdy, więc musiały być najwyższej klasy.

Dekoratorka wnętrz powinna o tym wiedzieć, dlatego postanowił osobiście się z nią rozmówić. Zamierzał jej stanowczo zapowiedzieć, żeby nie ważyła się obcinać wydatków kosztem jakości. Kluczem do sukcesu Hugo Fullbrighta było zwracanie uwagi na drobiazgi. Tym razem też nie mógł sobie pozwolić na żadne uchybienie.

Jeden z parterowych apartamentów na czas budowy przeznaczono na biuro. Hugo wjechał do garażu, gratulując sobie w duchu systemu zabezpieczającego, dzięki któremu nikt niepowołany nic mógł się dostać ani do budynku, ani do żadnego z apartamentów. Wszedłszy do biura, przywitał się z pracownikami i poinstruował sekretarkę, by wprowadziła pannę Blessing do jego gabinetu, kiedy się pojawi, a napoje przyniosła dziesięć minut później.

Stojąc przy wielkim oknie, z którego rozciągał się widok na ruchliwy port, co chwila spoglądał na zegarek. Panna Blessing się spóźniała. Dziesięć minut! Brak punktualności zawsze go irytował, ponieważ oznaczał brak szacunku dla jego własnego czasu.

W końcu usłyszał kroki. Siłą woli zmusił się, by nie okazać zniecierpliwienia. Jednak gdy na nią spojrzał...

Od razu poznał jasne włosy i nieskazitelną cerę, o której myślał, że była dziełem zdolnego grafika komputerowego. Niezwykle zielone oczy były jeszcze bardziej fascynujące niż na powiększonej do monstrualnych rozmiarów fotografii.

Foxy Angel!

Miała rewelacyjną figurę: szczupła, ale nie chuda, po kobiecemu zaokrąglona. Do tego długie nogi obute w pantofle na wysokim obcasie. Robiła niesłychane wrażenie. Hugo odczul je całym ciałem.

Pomyślał, że świetnie się złożyło, że Chrissie sobie poszła, bo właśnie zjawiła się kobieta, którą on musi mieć. Była do wzięcia. Cała sztuka polegała na tym, żeby ją zdobyć, nim gromada napalonych samców odpowie na anons.

Angie przywykła do pełnych podziwu męskich spojrzeń, ale spojrzenie Hugo Fullbrighta było bardziej natarczywe od innych.

To spojrzenie wprawiało ją w zakłopotanie, zwłaszcza że Fullbright był bardzo przystojnym mężczyzną. Gęste czarne włosy miał krótko obcięte, ale jakby trochę rozczochrane; cerę śniadą, co świadczyło o tym, że dużo czasu spędza na powietrzu. Miał na sobie elegancki, szyły na miarę szary garnitur.

Musiała się mocno wziąć w garść, by do niego podejść, podać mu rękę i zmusić struny głosowe do działania.

- Dzień dobry. Jestem Angie Blessing.

- Angie - powtórzył z taką miną, jakby miał na języku kroplę miodu. W żywych błękitnych oczach pojawiła się zmysłowa kpina. - Zdrobnienie od Angel?

Angie niemal jęknęła. Widział jej zdjęcie na billboardzie!

Od Angela - odparła, chcąc jak najszybciej uciąć ten temat. - Ale wszyscy mówią do mnie Angie.

- Angel lepiej do pani pasuje - powiedział, zmysłowo gładząc palcem jej dłoń.

Poczuła, że się rumieni. Nie wiedziała, jak się zachować: zignorować aluzję, czy otwarcie o tym porozmawiać. W końcu przyszła tu w interesach, nie mogła pozwolić, by to spotkanie przerodziło się w randkę.

- Przepraszam pana za spóźnienie - powiedziała prędko.

- Mam na imię Hugo - poprawił ją natychmiast.

- Musiałam pilnie z kimś porozmawiać...

- Przypuszczam, że będziesz musiała odbywać wiele rozmów. Na pewno nie jestem jedynym mężczyzną, któremu wpadłaś w oko.

Bez skrępowania nawiązał do zamieszczonego na billboardzie tekstu: „Jeśli ci się podobam, napisz...". Tego już Angie nie mogła zmilczeć. Musiała sprawić, by to spotkanie stało się rozmową o interesach, tak jak to było w planie.

- Proszę pana...

- Hugo - przypomniał unosząc jej dłoń do ust, jakby zamierzał ją pocałować.

- To pomyłka - oświadczyła stanowczo, wyrywając dłoń z jego uścisku.

- Pomyłka? - spytał spokojnie.

- Osoba, która robiła ten billboard, użyła niewłaściwej części zdjęcia przesłanego przez moją przyjaciółkę - powiedziała Angie.

Tłumaczenia roztrzęsionej Francine zupełnie nie zdołały uspokoić jej skołatanych nerwów, a teraz jeszcze to...

- Przez przyjaciółkę... - powtórzył Hugo Fullbright. Gołym okiem było widać, że ani trochę jej nic wierzy. - Nie musisz się zasłaniać przyjaciółką. Wcale mi nie przeszkadza, że ogłaszasz się w ten sposób. Podziwiam twoją odwagę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin