Związek przeznaczenia 33.rtf

(11 KB) Pobierz

Rozdział 33

 

Minęło kilka dni, lecz Severus nadal nie powiedział mężowi o zmianie patronusa. Był pewien, że poinformowanie Harry’ego będzie równoznaczne z odsłonięciem siebie i wyjawieniem prawdziwych uczuć. Potter będzie przerażony i poczuje do niego obrzydzenie. Wytknie mu, że jest dokładnie takim perwersyjnym sługą Voldemorta, jakiego tamten chciał mieć. Być może przypomni sobie nawet o ich wspólnej nocy i nazwie go gwałcicielem.

Poczuł ucisk w piersi, gdy tylko o tym pomyślał, mimo że jakiś cichutki głosik próbował przebić się przez jego pesymizm i szeptał mu, że mąż wcale nie zareaguje w taki sposób. Że Harry go lubił. Więcej niż lubił. Że droczył się z nim i nie miał nic przeciw flirtowi — wprost przeciwnie…

 

Dumbledore też był dobrej myśli. Snape potrząsnął głową. Czarodziej o tak ogromnej znajomości ludzkich serc po prostu wiedział. Właściwie stwierdził niż zapytał swojego podopiecznego o to, czy kocha chłopca, a Severus Snape — chłodny, zawsze opanowany mistrz eliksirów, wyśmienity oklumenta — nie potrafił zaprzeczyć. Ani zapobiec zmianie własnego patronusa.

 

Mężczyzna uderzył pięścią w biurko. Pójdzie do Harry’ego. Teraz. I powie mu o patronusie. A jeżeli chłopak będzie miał czelność zadawać mu jakieś pytania, upewni się, że ich nie wypowie. W końcu nazywał się Severus Snape. Wiedział, jak uciszyć ludzi.

 

Tylko że Harry to nie „ludzie”.

 

***

W tym samym czasie młodzieniec zajęty był rozmyślaniem. Jakimś sposobem pokochał odpychającego profesora. Kilka razy o mały włos się pocałowali. Nie śmiał mieć nadziei, że jego mąż czuje to samo co on, ale jeśli nie spróbuje, jeśli nie zrobi następnego kroku, wtedy nigdy się nie dowie. A czasu było coraz mniej.

Wkrótce będzie musiał stawić czoła Voldemortowi. Chciał, żeby Severus wiedział, co do niego czuje, nawet jeżeli ryzykował całkowite odrzucenie, a może i koniec ich przyjaźni. Mężczyzna mógłby nawet wmusić w niego Veritaserum i nie byłoby to w stanie zmienić jego uczuć.

Znajome pukanie sprawiło, że serce zaczęło mu bić jak oszalałe.

 

***

Snape zapukał do drzwi. W ogóle nie czuł zdenerwowania. Był spokojny i opanowany, jak zwykle. Przynajmniej tak sobie wmawiał.

 

— Wejdź — odpowiedział melodyjnie Harry.

 

Starszy czarodziej wszedł do środka. Chłopak siedział na łóżku, czytając. Miał na sobie koszulkę i dżinsy, a gołe stopy zagrzebał w pościeli.

To niesprawiedliwe, że taki młody, dojrzewający dopiero mężczyzna musiał zostać jego mężem i obarczono go tak wielkim ciężarem, zamiast po prostu cieszyć się życiem. Jednak Potter wydawał się szczęśliwy i zrelaksowany w jego obecności.

Właśnie się do niego uśmiechał. Wyszedł z łóżka i położywszy mu dłonie na ramionach, spojrzał głęboko w oczy. Na policzkach młodzieńca pojawił się delikatny rumieniec.

 

Przez chwile przyglądali się sobie, a potem Harry delikatnie ucałował czoło męża. Krzywiznę jego nosa. Brodę. Policzki.

Severus ani drgnął, ale samo spojrzenie wyrażało jego wewnętrzne pragnienia. W pokoju zapanował kompletny bezruch. Zupełnie jak wtedy, gdy tańczyli i cały świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Zielone i czarne oczy spoglądały na siebie, szukając odpowiedzi.

 

W chwilę później Harry pocałował usta partnera, słodko i nieśmiało, niosąc ze sobą obietnicę następnych pocałunków. Snape zamknął oczy, zdeterminowany, by zachować na zawsze w pamięci ten moment, nie pozwalając młodym ustom się wycofać. Obaj zatracili się w pocałunku. Kiedy zabrakło im tchu, wycofali się, patrząc sobie w oczy.

Severus przylgnął całym ciałem do małżonka i powoli ułożył go na posłaniu. Harry czuł się upojony szczęściem, gdy na nowo zaczęli się całować. Mężczyzna ułożył się między nogami młodzieńca. Wodził dłońmi po jego ciele, a ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. W końcu wsunął język w te rozentuzjazmowane, młode usta, gdzie naprzeciw wyszedł mu równie entuzjastyczny język.

 

Chwile pełne pasji przerwało nagłe ukłucie bólu w lewym ramieniu. Chłopak natychmiast rozpoznał pustą maskę, jaka pojawiła się na twarzy męża. Przytulił jego głowę do swojej piersi i starszy czarodziej westchnął. Potem szybko wstał.

 

— Muszę wyjść — powiedział niechętnie. Był zarumieniony i oddychał ciężko.

 

— Wracaj szybko, Severusie — wyszeptał Potter, przytulając go na pożegnanie. — I uważaj na siebie.

 

— Będę. — Spojrzał na małżonka ostatni raz i wyszedł z komnaty, owijając się szczelnie szatą wyjściową.

 

 

Harry siedział w swojej sypialni kompletnie oszołomiony. Wciąż dotykał palcami ust, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Wyraz ciemnych oczu męża… odbijające się w nich uczucia i siła życia…

Poszedł do biblioteki, zamierzając zająć się czytaniem — bez powodzenia. Próbował poćwiczyć zaklęcia z treningów, ale wkrótce się poddał.

Te pocałunki…

 

Usiadł przygnębiony na ulubionej kanapie Severusa. Jego wzrok przyciągnęła koszula mężczyzny, wisząca na oparciu. Wstał i wziął ją do rąk. Zatopił twarz w miękkiej tkaninie i wdychał zapach jej właściciela. Nadal trzymając koszulę, wrócił do biblioteki i zaczął gorączkowo przeszukiwać komodę, w której Snape trzymał ważne dokumenty. Wreszcie znalazł to, czego szukał. Po pięciu minutach wyszedł, starając się z determinacją wepchnąć coś do kieszeni. Miał zdecydowany wyraz twarzy.

 

Podszedł do kanapy, złożył koszulę, po raz ostatni przyłożył ją do swojego policzka, po czym odłożył na oparcie, na które wcześniej ją rzucono. Zbliżył się do półki, na której stał flakon wypełniony krwią Severusa i jego własną. Z szacunkiem wziął ją w dłonie i wpatrywał się w ciemnoczerwony płyn. Potem odstawił naczynie na miejsce i uśmiechając się, dotknął palcami obrączki. Któryś raz z kolei spojrzał na zegarek. Nie mógł już tego znieść. Nie mógł tak czekać w lochach. Musiał go natychmiast zobaczyć.

 

Wybiegł z pokoju i pędząc schodami w górę, wydostał się z zamku. Z ledwością mógł zaczerpnąć tchu, gdy w końcu dobiegł na skraj lasu, skąd Severus zazwyczaj się aportował. Stojąc w miejscu, na zmianę wykręcał swoje palce i skubał brzegi koszuli lub maszerował tam i z powrotem, w oczekiwaniu na pojawienie się męża. W końcu usłyszał znajomy trzask aportacji — Snape nareszcie wrócił.

Chłopak odwrócił się i spojrzał w czarne oczy mężczyzny — był bardzo blady i zmęczony.

 

— Harry — powiedział Severus, zaskoczony, a całe znużenie momentalnie go opuściło.

 

Gryfon ujął twarz starszego czarodzieja w dłonie i pocałował radośnie jego usta. Pocałunek był stanowczy, pełen słodyczy, miłości i niewinności.

Mistrz Eliksirów stał oczarowany spontanicznością młodzieńca. Łagodnie oddał pieszczotę i odchylił głowę, patrząc wyczekująco w zielone oczy.

Harry sięgnął do kieszeni i wydobył z niej wiele poszarpanych kawałków pergaminu.

 

— To dokumenty rozwodowe — oznajmił. — Podarłem je, kiedy cię nie było. Chcę z tobą zostać, jeżeli tylko mnie zechcesz. — Otworzył dłoń i strzępki papieru uniosły się w powietrze.

 

— Zechcesz mnie, Severusie?

 

Twarz Snape’a była zarumieniona.

 

— Co… co ty mi właściwie usiłujesz powiedzieć, Harry? — zapytał wolno.

 

— Mówię ci, że cię kocham — odpowiedział nieco zezłoszczony.

 

— Harry — szepnął mężczyzna, przyciągając go mocno do siebie — ja też cię kocham. Jesteś pewien, że jestem tym, kogo pragniesz? Że chcesz zostać ze mną, być związany z tak trudnym człowiekiem?

 

— Tak — stwierdził krótko chłopak, a jego oczy zamigotały. — Nie byłbyś sobą, gdybyś nie był taki trudny. Gryfoni lubią wyzwania.

 

— W takim razie… — szepnął Severus, całując czoło męża i unosząc jego grzywkę, by zobaczyć bliznę.

 

— W takim razie…? — odpowiedział tym samym Harry, rozpoznając dialog, który już kiedyś prowadzili przed bitwą na śnieżki.

 

— W takim razie…

 

— Tak?

 

— Muszę ci coś pokazać.

 

— To pokaż.

 

— Mój patronus się zmienił. Teraz to pantera i ma twoja bliznę na czole.

 

— Twój patronus się zmienił? Przeze mnie? I ma moją bliznę?

 

***

Dumbledore obserwował przez okno, jak dumna pantera i okazały sokół podążały w stronę zamku — drugie zwierzę krążyło ochronnie nad pierwszym. Kiedy oba cienie rozpłynęły się, zobaczył sylwetki dwóch czarodziejów — jedną wysoką, drugą nieco niższą — połączone razem w uścisku. Po chwili rozdzieliły się, ujęły za ręce i razem ruszyły do zamku.

 

Fawkes wyprostował szyję i rzucił dyrektorowi pytające spojrzenie, gdy nagle mugolska muzyka disco rozległa się w gabinecie. Phineas Black odebrał to jako sygnał do złożenia wizyty na Grimmauld Place, by rozbawić towarzystwo opowieścią o muzycznych gustach Albusa.

Dumbledore sięgnął po lody na patyku o smaku mango.

 

— Trzeba donieść Zakonowi o zmianie dwóch patronusów, mój drogi! — zachichotał. Fawkes posłusznie wykonał polecenie, znikając w kłębie dymu.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin