Dokšd biegnie ta napisana sarna przez napisany las? Czy z napisanej wody pić, która jej pyszczek odbije jak kalka? Dlaczego łeb podnosi, czy co słyszy? Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta spod moich palców uchem strzyże. Cisza - ten wyraz też szeleci po papierze i rozgarnia spowodowane słowem "las" gałęzie. Nad białš kartkš czajš się do skoku litery, które mogš ułożyć się le, zdania osaczajšce, przed którymi nie będzie ratunku. Jest w kropli atramentu spory zapas mylowych z przymróżonym okiem, gotowych zbiec po stromym piórze w dół, otoczyć sarnę, złożyć się do strzału. Zapominajš, że tu nie jest życie. Inne, czarno na białym, panujš tu prawa. Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechcę, pozwoli sie podzielić na małe wiecznoci pełne wstrzymanych w locie kul. Na zawsze, jeli każę, nic sie tu nie stanie. Bez mojej woli nawet lić nie spadnie ani dbło się nie ugnie pod kropkš kopytka. Jest więc taki wiat, nad którym los sprwuję niezależny? Czas, który wišżę łańcuchami znaków? Istnienie na mój rozkaz nieustanne? Radosc pisania. Możnoć utrwalania. Zemsta ręki miertelnej.
Kajko_87