Chase - Brown Sandra.doc

(1157 KB) Pobierz
PROLOG

Sandra Brown

Texas 2 - Chase

 

 

PROLOG

- Chase, proszę, wyjdźmy stąd. Nie powinniśmy jej teraz niepokoić.

Słowa te musiały przebić się przez ból i narkotyki, żeby dotrzeć do jej świadomości. Jakoś dotarły. Marcie Johns uchy­liła zapuchnięte powieki. Chociaż w szpitalnej sali panował półmrok, skąpe światło dnia, które przenikało przez zaciąg­nięte zasłony, zdawało się razić. Potrwało chwilę, zanim jej oczy przyzwyczaiły się do jasności.

Przy jej łóżku stał Chase Tyler. Towarzyszył mu młodszy brat, Lucky. Od razu go rozpoznała, mimo iż nigdy wcześ­niej się nie spotkali. Chase wpatrywał się w nią intensywnie, a Lucky sprawiał wrażenie zalęknionego.

Nie była pewna pory dnia. Wydawało się jej, że to po­ranek, który nastąpił po tym fatalnym wypadku samochodo­wym. Nieco wcześniej personel szpitala przeniósł ją z od­działu intensywnej terapii na normalną salę w Szpitalu Me­todystów św. Lucky'ego.

Badał ją cały zespół lekarzy, a każdy z nich był specja­listą w innej dziedzinie. Poinformowano ją, że obrażenia są poważne, ale nie zagrażają życiu. Doznała wstrząsu móz­gu, miała złamaną rękę i obojczyk i znajdowała się w szoku.

Cieszyła się, że żyje, a optymistyczne rokowania, iż od­zyska pełne zdrowie, przyniosły jej ulgę. Niepokoiło ją, że nikt nie wspomniał nawet o Tani. Gdy odzyskała przytomność na oddziale intensywnej terapii, zaczęła się o nią dopytywać. W końcu powiedziano jej, że Tania Tyler zmarła wskutek obrażeń doznanych w chwili zderzenia. Student Wyższej Szkoły Technicznej w Teksasie, jadący do domu na wakacje,

5




nie zatrzymał się przed znakiem „stop" i spowodował kolizję, uderzając w bok samochodu.

Marcie jechała przypięta pasem bezpieczeństwa. Mimo to siła uderzenia rzuciła ją w bok, potem w górę i w przód. Głową trzasnęła o deskę rozdzielczą, w wyniku czego twarz miała posiniaczoną i poocieraną. Oczy były mocno podbite, a nos i wargi potłuczone i spuchnięte. Teraz ramię znajdo­wało się w specjalnym uchwycie, który je unieruchamiał. W wypadku zginęła żona Chase'a.

W ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin Chase bar­dzo się zmienił. Rysy twarzy nosiły teraz ślady cierpienia. Był rozczochrany, nie ogolony, miał podkrążone oczy. Z tru­dem go rozpoznała.

Tylerowie zaangażowali ją jako pośredniczkę handlu nieru­chomościami, ale pracowała wyłącznie z Tanią. W ciągu kil­ku tygodni obejrzały kilka posiadłości. Entuzjazm Marcie na widok pewnego szczególnego domu okazał się do tego stopnia zaraźliwy, że Tania niemal się w nim zakochała. Chciała je­szcze tylko poznać opinię Chase'a.

Chase'a Tylera i Marcie Johns przez trzynaście lat łączyła wspólna klasa. Od tego czasu nie widzieli się jednak całe lata, aż do wczoraj, kiedy to niespodziewanie Tania posta­nowiła wpaść z nią do Chase'a do pracy, do biura Spółki Wiertniczej Tylera.

-               Sówka! - Wstał i okrążył biurko, by przywitać ją uści­skiem dłoni i krótkim, przyjaznym objęciem.

-               Cześć, Chase - powiedziała, śmiejąc się ze swojego przezwiska ze szkolnych lat. - Miło cię znowu widzieć.

-               Dlaczego nie pojawiłaś się na żadnym zjeździe naszej klasy? - Jego uśmiech sprawił, że uwierzyła mu, gdy dodał: -Wyglądasz fantastycznie!

-               Nie mogę ścierpieć, że zwracając się do niej, używasz tego okropnego przezwiska! - wykrzyknęła Tania.

-               Nie obraziłaś się chyba, prawda? - spytał Chase.

-               Jasne, że nie. Skoro tolerowałam je jako nastolatka, to tym bardziej mogę je znieść jako osoba dorosła. Mieszkałam


kilka lat w Houston i jakoś nigdy nie udało mi się przyjechać na spotkanie klasowe.

Jeszcze raz wyraził jej swoją aprobatę.

-              Naprawdę wspaniale wyglądasz, Marcie. Lata były dla ciebie więcej niż łaskawe. Wręcz szczodre, śmiem twierdzić. Słyszałem, że interesy też ci doskonale idą.

-              Dziękuję, rzeczywiście tak jest. Bardzo się cieszę, że mam własną firmę. Od roku już występuje zastój w całej gospodarce, ale mnie się udaje jakoś prosperować.

-              Szkoda, że nie mogę tego samego powiedzieć o sobie -z żalem zauważył Chase.

-              Och, ale za to macie inne, szczególne powody do radości.

-              Powiedziałam jej o dziecku - poinformowała go Tania. -Przekonała mnie, że stać nas na dom pomimo skromnego budż.etu, tym bardziej iż teraz jest idealny czas na kupowanie. Dla kupujących rynek stoi otworem.

-              Czy mam już wyciągnąć książeczkę czekową? - spytał z lekką ironią.

-              Jeszcze nie. Marcie i ja chcemy, abyś pojechał z nami i zobaczył dom, który oglądałyśmy wczoraj. Myślę, że byłby dla nas doskonały. Pojedziesz?

-              Kiedy? Teraz?

-              Tak.

-              Przykro mi, kochanie, ale w tej chwili nie mogę - odparł Chase.

Na ożywionej twarzy Tani pojawiło się zakłopotanie.

-              Kiedy indziej pojechałbym z przyjemnością, ale teraz oczekuję właśnie przedstawiciela towarzystwa ubezpiecze­niowego. Miał się tu zjawić natychmiast po lunchu, zawia­domił mnie jednak telefonicznie, że przyjdzie nieco później. Muszę na niego zaczekać.

-              Czytałam w porannych gazetach, że twój brat został uwolniony od tych śmiesznych podejrzeń o podpalenie - ode­zwała się Marcie. - Czy macie jakieś problemy, Chase?

-              Nie - odparł. - Po prostu musimy przeprowadzić inwen-


 


6


7




taryzację całego sprzętu, spisać, co straciliśmy, i omówić na­sze roszczenia.

Tania westchnęła z rozczarowaniem.

-              No, to może jutro.

-              Może jeszcze dzisiaj, tylko później. Jedźcie teraz same -zaproponował - a jeśli nadal będziecie tak podekscytowane domem, zadzwońcie do mnie. Jak ten facet już sobie pójdzie, dołączę do was. Oczywiście, Marcie, o ile dysponujesz wol­nym czasem.

-              Zarezerwowałam dla ciebie i Tani całe popołudnie.
Tania z uśmiechem zarzuciła Chase'owi ręce na szyję

i głośno pocałowała go w usta.

-              Kocham cię, a ty z pewnością pokochasz ten dom.
Objął ją w talii i mocno przycisnął do siebie.

-              Na pewno tak się stanie, ale nigdy nie będę go kochał
tak mocno jak ciebie. Zadzwoń do mnie później.

Odprowadził je do drzwi i pomachał ręką. Był to ostatni raz, gdy Tania i Chase widzieli się, dotykali, całowali.

Marcie z Tanią pojechały samochodem do domu, który miał być przedmiotem transakcji.

-              Chase z pewnością go polubi - odezwała się Tania, gdy
przemierzały kolejny, obszerny pokój. Była tak ożywiona jak
dziecko, któremu obiecano niespodziankę. Miała słodki
uśmiech, oczy iskrzyły się niekłamaną radością życia.

Teraz Tania nie żyła.

Widok pogrążonego w rozpaczy wdowca sprawił, że Mar­cie ścisnęło się serce.

-              Chase, przykro mi. Tak bardzo mi przykro. - Chciała
wyciągnąć rękę i dotknąć go, spróbowała nawet, ale zdała
sobie sprawę, że zarówno ręka, jak i obojczyk są unieru­
chomione.

Czy winił ją za to, że była nierozważnym kierowcą? Czy obciążał ją odpowiedzialnością za ten wypadek? Czy można było ją winić?

-              My... my go nie widziałyśmy. - Jej głos był słaby
i brzmiał obco nawet dla własnych uszu. - Był tylko hałas i...


Chase usiadł na krześle przy jej łóżku. Trudno było wprost uwierzyć, że to ten sam mężczyzna, którego widziała wczoraj. Wysoki, z ujmującą prezencją, teraz siedział zgarbiony. Linie twarzy zdeformowała tylko ta jedna noc. Żywe szare oczy nabiegły krwią, wyglądały jak pozbawione życia. Nie odbijały światła, zupełnie jakby były martwe.

-              Chcę dowiedzieć się wszystkiego o Tani. - Gdy wy­
mówił jej imię, głos mu się załamał. - W jakim była nastroju?
Co mówiła? Jakie były jej ostatnie słowa?

Lucky jęknął.

-              Chase, oszczędź sobie tego.

Chase z irytacją strząsnął z ramienia dłoń brata.

-              Powiedz mi, Marcie, co mówiła, co robiła gdy... gdy
ten gnojek ją zabił.

Lucky ukrył twarz w dłoniach i masował palcami skronie. Był tak samo rozstrojony jak brat. Tylerowie byli rodziną zżytą. Gdy ktoś z nich potrzebował wsparcia, pocieszenia czy obrony, nigdy nie doznał zawodu. Marcie domyślała się, jak musieli niepokoić się o Chase'a. Potrafiła również zro­zumieć potrzebę dowiedzenia się o wszystkim, co łączyło się z ostatnimi momentami życia jego młodej żony.

-              Tania się śmiała - wyszeptała Marcie.

Środki przeciwbólowe z wolna przestawały działać i na­rastający ból spowodował, że zaczęła mówić coraz bardziej niewyraźnie. Z trudem dobierała właściwe słowa. Wypowia­danie ich stało się prawdziwą męką. Mimo to usilnie starała się być zrozumiana. Wiedziała, że musi to zrobić dla Chase'a.

-              Rozmawiałyśmy o domu. Ona... ona była... bardzo nim podekscytowana.

-              Zamierzam kupić ten dom. - Chase skierował wzrok na Lucky'ego. Oczy miał dzikie i rozbiegane. - Kup go za mnie. Ona pragnęła go mieć, więc będzie go miała.

-              Chase...

-              Kup ten cholerny dom! - ryknął. - Czy możesz przy­najmniej to dla mnie zrobić bez wdawania się w zbędne dyskusje?


 


8


9




-              W porządku.

Jego dziki, nieopanowany wybuch wstrząsnął osłabionym systemem nerwowym Marcie. Kolejny dreszcz bólu przeszył jej nadwerężone ciało. Wybaczyła mu. Rany, jakich doznał w wyniku tego wypadku, także były ranami.

Każdemu, kto widział Chase'a i Tanie razem, wydawało się oczywiste, że łączy ich szczególne uczucie. Tania uwiel­biała go, a on obsypywał ją pieszczotami, zwłaszcza od czasu, gdy nosiła w swoim łonie ich pierwsze dziecko. Wypadek pozbawił go za jednym zamachem obu kochanych istot.

-              Tuż przedtem, jak wjechałyśmy na skrzyżowanie, spytała
mnie o zdanie na temat koloru... - Jej ramię przeszył nagły,
ostry ból. Nie mogła zapobiec wykrzywieniu twarzy. Roz­
paczliwie zapragnęła zamknąć oczy i poddać się działaniu
narkotyków, by zapaść w stan nieświadomości i nie odczu­
wać udręki, jaka towarzyszyła jej od chwili odzyskania przy­
tomności.

Bardzo jednak chciała przynieść ulgę Chase'owi. Jeśli roz­mowa o Tani mogłaby uśmierzyć ból, będzie ją desperac­ko kontynuować, opanowując w miarę możliwości własną niemoc.

-              Pytała mnie... na jaki kolor powinna pomalować sypial­
nię... dla dziecka.

Chase ukrył twarz w dłoniach.

-              ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin