Balogh Mary - Bedwynowie 05 - Miłosny skandal.doc

(1308 KB) Pobierz

 

1

Kładąc się spać, lady Freyja Bedwyn była w podłym nastroju. Odprawiła

służącą, mimo że w tym samym pokoju przygotowano dla niej leżankę.

Dziewczyna właśnie się szykowała, by się położyć. Niestety Alice chrapała,

a Freyja nie miała zamiaru spać z głową pod poduszką tylko po to, by zasadom

przyzwoitości stało się zadość.

- Ależ jaśnie pan wydał szczegółowe polecenia, milady - bąknęła dziewczyna

nieśmiało.

- Komu ty służysz? - spytała Freyja złowróżbnym tonem. - Księciu Bewcastle

czy mnie?

Alice spojrzała na swoją panią bojaźliwie, jakby podejrzewała, że pytanie

jest podchwytliwe. I rzeczywiście nie dało się na nie jednoznacznie odpowiedzieć.

Wprawdzie Alice była pokojówką Freyji, ale to brat jaśnie pani,

książę Bewcastle, płacił pensję. I to on surowo przykazał, żeby nie ruszała

się na krok od swej pani ani w dzień, ani w nocy, w ciągu całej podróży

z Grandmaison Park w Leicestershire do rezydencji lady Holt-Barron w Bath.

- Pani, milady - odparła Alice.

- Więc wyjdź. - Freyja wskazała drzwi.

Alice zerknęła na nie podejrzliwie.

- Ale w tych drzwiach nie ma zamka - powiedziała.

- Więc jeśli w nocy wtargną tu jacyś nieproszeni goście, ty mnie obronisz?

- prychnęła Freyja pogardliwie. - Już szybciej ja obroniłabym ciebie.

Alice zrobiła zmartwionąminę, nie miała jednak innego wyboru, jak tylko

wyjść.

5

Freyja została sama w podrzędnym pokoju w lichej gospodzie, bez służącej

i bez... zamka w drzwiach. Sam na sam ze swoim naprawdę podłym

nastrojem.

Bath nie było miejscowością, która wywołałaby w niej dreszcz podniecenia.

Malownicze uzdrowisko kiedyś przyciągało śmietankę towarzyską z całej

Anglii. Teraz było to spokojne miejsce, do którego zjeżdżali ludzie chorzy

i w podeszłym wieku. Albo ci, którzy nie mieli gdzie się podziać. Tak jak

ona. Przyjęła zaproszenie, by spędzić miesiąc albo dwa w towarzystwie lady

Holt-Barron i jej córki. Charlotte była przyjaciółką Freyji, choć wcale nie

najbliższą. W innych okolicznościach Freyja grzecznie by odmówiła.

Ale okoliczności były specyficzne.

Freyja niedawno odwiedziła w Grandmaison Park w Leicestershire swoją

niedomagającą babkę. Pojechała tam na ślub brata Rannulfa z Judith Law.

Miała potem wrócić do domu, do Lindsey Hall w Hampshire, wraz z rodzeństwem

- Wulfrikiem, księciem Bewcastle, Alleynem i Morgan. Jednak akurat

wtedy perspektywa przebywania w Lindsey Hall wydała się jej nieznośna..

Skorzystała więc z okazji, żeby jeszcze nie wracać do domu.

To doprawdy haniebne bać się powrotu do własnego domu. Freyja skrzywiła

się, położyła do łóżka i zdmuchnęła świecę. Nie, nie bała się. Nikogo

i niczego. Po prostu wolała przebywać gdzie indziej, gdy to się stanie, i tyle.

Sytuacja w domu była nader niezręczna. Kit Butler, wicehrabia Ravensberg,

syn hrabiego Redfielda, ich sąsiada z Alvesley Park, i Freyja znali się

od dziecka. Cztery lata temu bez pamięci się w sobie zakochali, gdy Kit

przyjechał z Hiszpanii na urlop z wojska na całe lato. Freyja była jednak

wtedy zaręczona ze starszym bratem Kita, Jerome'em. Dała się przekonać,

że powinna spełnić swój obowiązek względem rodziny. Pozwoliła Wulfricowi

ogłosić jej zaręczyny z Jerome'em. Kit wściekły wrócił do Hiszpanii,

a Jerome zmarł, zanim małżeństwo zostało zawarte.

Po śmierci Jerome'a Kit stał się dziedzicem hrabiego Redfielda. W zeszłym

roku Wulfric i hrabia Redfield zaaranżowali małżeństwo pomiędzy

Kitem i Freyja, gdyż teraz ten związek był ze wszech miar pożądany i właściwy.

A przynajmniej tak się wydawało obu rodzinom, nie wyłączając samej

Freyji.

Najwyraźniej jednak wyłączając Kita.

Freyji nigdy nie przyszło do głowy, że Kit będzie chciał się odegrać. Ale

tak się właśnie stało. Gdy przyjechał do domu na oczekiwane przez wszystkich

uroczystości zaręczynowe z Freyja, przywiózł ze sobą narzeczoną. Niemal

idealną, och jakże piękną, jakże nudną Lauren Edgeworth. A gdy Freyja

6

odważnie zarzuciła Kitowi, że jego narzeczeństwo to tylko blef, ten ożenił

się z Lauren.

I teraz lada dzień lady Ravensberg miała wydać na świat ich pierwsze

dziecko. Jako idealna żona z pewnością urodzi syna. Hrabia i hrabina będą

w siódmym niebie. Całą okolicę niewątpliwie ogarnie szał radosnego świętowania.

Freyja wolała nie być w pobliżu AWesley Park, gdy to nastąpi. A Lindsey

Hall znajdowało się w bliskim sąsiedztwie.

Stąd jej podróż do Bath i zamiar pozostania tam przez następny miesiąc

lub dwa.

Księżyc, gwiazdy i światło latarń sprawiały, że w pokoju było jasno niemal

jak w dzień. Freyji jednak nie chciało się wstać, żeby zasłonić okna.

Naciągnęła koc na głowę.

Wulfric wynajął dla niej osobny powóz i liczną eskortę, której surowo

przykazał, by chroniła panią przed niebezpieczeństwem i wszelkimi niewygodami.

Polecił, by zatrzymali się na noc we wspaniałej gospodzie, odpowiedniej

dla córki księcia. Niestety jesienny jarmark akurat w tej miejscowości

przyciągnął ludzi z najbardziej odległych wsi i miasteczek, więc ani

w tej, ani w żadnej innej gospodzie w okolicy nie było wolnych pokoi. Musieli

jechać dalej i zatrzymać się dopiero tutaj.

Jeźdźcy z eskorty dowiedzieli się, że w drzwiach pokoju Freyji nie ma

zamka, nalegali, by na zmianę pełnić przy nich wartę. Freyja stanowczo

wyperswadowała im ten pomysł. Nie była niczyim więźniem i nie pozwoli,

by ją tak traktowano. Teraz pozbyła się nawet Alice.

Westchnęła i ułożyła się do snu. Materac miejscami się zapadał, poduszka

była twarda. Z podwórza i parteru gospody dochodziła niecichnąca wrzawa.

Koc mimo wszystko nie chronił przed światłem. A jutro Freyja musiała stawić

czoło Bath. I to wszystko dlatego, że nie mogła wrócić do domu. Znalazła

się w doprawdy przygnębiającej sytuacji.

Zanim zasnęła, pomyślała, że wkrótce powinna zacząć poważnie rozglądać

się za mężczyznami. Mimo że miała już dwadzieścia pięć lat i była brzydka,

nie brakowało dżentelmenów, którzy z ochotą rzuciliby się za nią w ogień,

gdyby tylko napomknęła, że nagrodą jest małżeństwo. Panieństwo w tak

zaawansowanym wieku było dla damy dosyć uciążliwe. Problem w tym, że

Freyja wcale nie miała pewności, czy małżeństwo odmieni jej sytuację na

lepszą. A gdy już wyjdzie za mąż, klamka zapadnie. Jej czterej bracia lubili

powtarzać, że małżeństwo to wyrok dożywocia. Choć dwóch z nich w ciągu

ostatnich kilku miesięcy z ochotą przyjęło go na siebie.

7

Freyja obudziła się, gdy drzwi do pokoju niespodziewanie się otworzyły,

a potem zamknęły z głośnym trzaskiem. Nie była nawet pewna, czy to nie

sen, dopóki nie zauważyła przy drzwiach mężczyzny. Ubrany w białą, rozpiętą

pod szyją koszulę, ciemne pantalony i pończochy, miał surdut przerzucony

przez jedno ramię. W ręce ściskał buty z cholewami.

Freyja zerwała się z łóżka jak oparzona i energicznie wskazała drzwi,

- Precz! - rozkazała.

Mężczyzna wyszczerzył się do niej w uśmiechu doskonale widocznym

w niemal jasnym pokoju.

- N ie mogę, kochanie - powiedział. - Tam czeka mnie pewna zguba. Muszę

wyjść przez okno albo schować się gdzieś tu w pokoju.

- Precz! - powtórzyła, nie opuszczając ręki i zadzierając nos. - Nie udzielam

schronienia przestępcom czy podobnym kreaturom. Wynoś się pan stąd!

Na korytarzu rozległ się hałas. Kilka osób mówiło jednocześnie, słychać

też było zbliżający się tupot stóp.

- Jaki tam ze mnie przestępca, kochanie - powiedział mężczyzna. - Po

prostu niewinny człowiek, który znajdzie się w opałach, jeśli zaraz nie zniknie.

Czy szafa jest pusta?

Freyja prychnęła.

- Precz! - krzyknęła kolejny raz.

Mężczyzna jednak podbiegł do szafy, otworzył ją i schował się do środka.

- Udawaj, że mnie tu nie ma, kochanie ~ polecił, zanim zamknął drzwi. -

Uratuj mnie przed losem gorszym od śmierci.

Niemal równocześnie rozległo się głośne stukanie. Zanim Freyja zdecydowała,

co zrobić, drzwi otwarły się z hukiem. W progu stanęli oberżysta ze

świecą w ręce oraz niski, krzepki siwowłosy dżentelmen i łysy, przysadzisty

osobnik, który od dawna się nie golił.

- Precz! - rozkazała Freyja, już porządnie zirytowana. Rozprawi się z mężczyzną

z szafy, jak tylko upora się z tym oburzającym najściem. Nikt nie

wchodził bez pozwolenia do pokoju lady Freyji Bedwyn, tak w Lindsey Hall,

jak i w podrzędnej gospodzie bez zamków w drzwiach,

- Madame, błagam o wybaczenie, że pani przeszkadzamy, ale wydaje mi

się, iż przed chwilą wbiegł tu mężczyzna - odezwał się siwowłosy dżentelmen,

wypinając pierś. Zamiast jednak patrzeć na Freyję, podniósł świecę

i zaczął się rozglądać po pokoju.

Gdyby ów człowiek poczekał, aż Freyja otworzy drzwi i zwrócił się do

niej z należytym szacunkiem, zapewne bez wahania wydałaby ukrywającego

się w szafie uciekiniera. Popełnił jednak błąd, wdzierając się do pokoju

8

bez pozwolenia. .Traktował ją przy tym jak powietrze, jakby była tu tylko po

to, by dostarczyć informacji o poszukiwanej osobie. Z kolei nieogolony

mężczyzna tylko gapił się na nią głupawo i pożądliwie. Oberżysta zaś okazywał

godny pożałowania brak szacunku dla prywatności swoich klientek.

— O, doprawdy tak się panu wydaje? - spytała Freyja wyniośle. - Widzi

pan tu tego mężczyznę? Jeśli nie, to sugeruję, żeby pan wyszedł i cicho zamknął

za sobą drzwi. I pozwolił mnie oraz innym gościom tego przybytku

kontynuować drzemkę.

— Jeśli to pani nie wadzi, chciałbym przeszukać pokój. - Dżentelmen spojrzał

najpierw na zamknięte okno, potem na łóżko, w końcu na szafę. - Ze

względu na pani bezpieczeństwo, madame. To zdesperowany łobuz, w dodatku

groźny dla dam.

— Przeszukać mój pokój? - Freyja powoli nabrała powietrza i popatrzyła

na siwowłosego mężczyznę z tak lodowatą wyniosłością, że w końcu przejął

się jej obecnością. - Przeszukać mój pokój? - Zerknęła na milczącego oberżystę,

który skulił się, zasłaniając świecą. — Gospodarzu, czy tak wygląda

gościnność, którą chwal ił się pan z napuszoną elokwencją, gdy tu przyjechałam?

Mój brat, książę Bewcastle, na pewno o tym usłyszy. Bez wątpienia

zainteresuje go fakt, że pozwolił pan, by jakiś gość, jeśli ten dżentelmen

naprawdę jest tu gościem, załomotał w środku nocy do drzwi pokoju siostry

księcia.. Potem wdarł się do środka, nie czekając na pozwolenie, tylko dlatego,

że mu się wydawało, iż wbiegł tutaj pewien mężczyzna, I że pan stał

z boku, nie protestując ani słowem, gdy on z niewyobrażalną bezczelnością

zasugerował, by przeszukać pokój.

— Pan się najwyraźniej pomylił, sir - powiedział oberżysta, na wpół chowając

się za framugę drzwi, choć nadal wystawiał rękę, by świeca oświetlała

pokój. - On pewnie uciekł inną drogą albo schował się gdzie indziej. Błagam

o wybaczenie, psze pani. Znaczy się, milady. Pozwoliłem na to, bo obawiałem

się o pani bezpieczeństwo, milady. Myślałem, że książę życzyłby

sobie, abym za wszelką cenę bronił jej przed zdesperowanymi łobuzami.

— Precz! - powtórzyła Freyja, wyciągając rękę w kierunku drzwi i trzech

stojących w nich mężczyzn. - Precz stąd!

Siwowłosy dżentelmen po raz ostatni z żalem rozejrzał się po pokoju, nieogolony

gbur obrzucił ją szybkim lubieżnym spojrzeniem i w końcu oberżysta

zamknął za całą trójką drzwi.

Freyja z wściekłością patrzyła w kierunku wejścia. Ramię nadal trzymała

wyciągnięte, palcem wskazywała drzwi. Jak śmieli? Nigdy dotąd nie została

tak znieważona. Gdyby siwowłosy osobnik pisnął jeszcze choćby jednym

9

słówkiem albo ten nieogolony głupek jeszcze raz się do niej pożądliwie

wyszczerzył, to chyba podeszłaby i tak mocno stuknęła ich głowami, że przez

następny tydzień widzieliby gwiazdy przed oczami.

Z pewnością nie poleci tej gospody nikomu ze znajomych.

Już prawie zapomniała o pierwszym intruzie, gdy nagle drzwi szary uchyliły

się ze skrzypnięciem, a on sam wynurzył się z wnętrza. Był młody, wysoki

i szczupły. Miał bardzo jasne włosy i chyba niebieskie oczy, choć tego

akurat nie mogła sprawdzić przy niezbyt jasnym świetle. Widziała go jednak

na tyle dobrze, by stwierdzić, że jest wręcz niesamowicie przystojny. Poza

tym wydawał się niestosownie do okoliczności rozbawiony.

- Wspaniałe przedstawienie - powiedział, stawiając na podłodze wysokie

buty. Rzucił surdut na leżankę. -Naprawdę jesteś siostrą księcia Bewcastle?

Ryzykując, że wyda się do znudzenia monotonna, Freyja znów wskazała

drzwi.

- Precz! — rozkazała.

On jednak tylko się uśmiechnął i podszedł bliżej.

- Coś mi się nie wydaje - ciągnął niezrażony. - Dlaczego siostra księcia miałaby

się zatrzymywać w tym podrzędnym zajeździe? I to bez pokojówki albo

przyzwoitki? Tak czy inaczej, to było naprawdę cudowne przedstawienie.

- Obejdę się bez pańskich pochwał - odezwała się Freyja chłodno. - Nie

wiem. cóż takiego haniebnego pan zrobił. I nie chcę wiedzieć. Ma pan wyjść

z tego pokoju i to natychmiast. Proszę sobie znaleźć inne miejsce i tam się

tchórzliwie ukryć.

- Tchórzliwie? - Roześmiał się i położył dłoń na sercu. - Ranisz mnie,

mój kwiatuszku.

Stał na tyle blisko, że Freyja zdała sobie sprawę, iż sięga mu zaledwie do

podbródka. Ale przecież nigdy nie była wysoka. Przyzwyczaiła się, że musi

zadzierać głowę, aby rządzić światem.

- Nie jestem ani pańskim kochaniem, ani kwiatuszkiem—odparła. - Liczę

do trzech. Raz...

- A po co liczyć? - Objął ją w talii.

-Dwa...

Pochylił głowę i pocałował ją prosto w usta, lekko rozchylonymi wargami.

Poczuła wilgoć i ciepło. Wrażenie było zdumiewająco ekscytujące.

Freyja odetchnęła gwałtownie. Zamachnęła się i mocno uderzyła natręta

pięścią w nos.

- Au! - zawołał. Ostrożnie poruszył szczęką i dotknął palcami nosa. Gdy

opuścił rękę, Freyja z satysfakcją zobaczyła na niej krew. - Czy nikt cię

10

dotąd nie nauczył, ze w tak skandalicznej sytuacji przeciętna dama tylko

policzkuje mężczyznę, a nie rozkwaszą mu nos?

- Nie jestem przeciętną damą- odparła surowo.

Znów się uśmiechnął i otarł nos wierzchem dłoni.

- Jesteś cudowna, gdy się złościsz - stwierdził z uznaniem.

-Precz stąd!

- Ależ zrozum, nie mogę - odrzekł. - Ten stateczny dziadzio i jego osiłkowaty

pachołek bez wątpienia przyczaili się na zewnątrz i czekają tam na

mnie. Zostanę zmuszony do małżeństwa. To pewne jak dwa razy dwa.

- Nie chcę znać żadnych obrzydliwych szczegółów - powiedziała, nagle

pojmując przyczyny jego dezabilu. - A cóż mnie to obchodzi, że ktoś się na

pana przyczaił?

- Och, gdy zobaczą, że wychodzę z tego pokoju, wyciągną własne, dosyć

sprośne wnioski i pani reputacja legnie w gruzach - odparł.

- Moja reputacja na pewno przetrzyma ten wstrząs - rzuciła.

- Zlituj się nade mną, cudna istoto. - Znów się uśmiechnął.

Czy ten człowiek niczego nie traktował poważnie?

- Dałem się nabrać na starą sztuczkę. Oto w sali na dole siedzieli sobie

starszawy dżentelmen i jego wnuczka, dziewczę nieopisanej piękności. Zastanawiali

się, jak przepędzić wieczorną nudę. I ja też tam siedziałem, nie

mając nic do roboty. Zagraliśmy więc ze staruszkiem kilka partyjek w karty.

Dziewczyna cicho i słodko przyglądała się grze, cały czas siedząc tak, bym

ją dobrze widział. Gdy już zacząłem się układać do snu, zjawiła się w moim

pokoju, oferując inne rozrywki. Chyba już zauważyłaś, że drzwi są bez zamków?

Czy miałem cnotliwie wskazać jej drzwi? Jestem mężczyzną z krwi

i kości. Sprawy na szczęście potoczyły się tak, że byłem jeszcze na nogach

i ubrany, a dziadek nie odczekał dostatecznie długo, zanim wdarł się do mnie

do pokoju, uniesiony słusznym gniewem, z oberżystą i tym groźnie wyglądającym

opryszkiem. Na szczęście wpadli do środka z wielkim impetem,

zostawiając otwarte drzwi. Skorzystałem z tej drogi ucieczki. Pobiegłem przed

siebie korytarzem i... otworzyłem pierwsze drzwi, które napotkałem. -Zamaszyście

wskazał wejście do pokoju.

- Chciał pan zdeprawować niewinną dziewczynę? - Freyja nadęła się z oburzenia.

- Niewinną? - Zachichotał. - Kochanie, ona sama do mnie przyszła. Nie

żebym miał coś przeciwko temu. Wiesz, właśnie w ten sposób niektórzy

mężczyźni korzystnie wydają za mąż córki albo wnuczki. Albo przynajmniej

wymuszają znaczne sumy tytułem rekompensaty za utraconą cnotę. Czekają

11

w takich oto miejscach, póki nie zjawi się jakiś biedny dureń, jak ja, i wtedy

zaczynają działać.

- Gdyby pana złapali, dostałby pan to, na co zasłużył - oznajmiła Freyja

surowo. - Nie żal mi pana ani trochę.

Ale przecież w podobnej sytuacji mógłby się znaleźć Alleyne. Albo Rannulf,

zanim ożenił się z Judith, pomyślała Freyja.

- Obawiam się, że będę musiał tu zostać przez resztę nocy. -Nieznajomy

rozejrzał się dookoła. - Nie przypuszczam, że chciałabyś dzielić ze mną

łoże...

Freyja obrzuciła go chłodnym, wyniosłym spojrzeniem, które znaczną większość

śmiertelników zamieniłoby w sopel.

- Nie? - Znów uśmiechnął się szeroko. - W takim razie będę się musiał

zadowolić leżanką. Postaram się nie chrapać. I mam nadzieję, że pani też nie

chrapie.

- Opuści pan ten pokój, zanim doliczę do trzech, albo zacznę krzyczeć.

Bardzo głośno - oświadczyła. - Raz...

-Nie zrobisz tego, kochanie - odparł. - Wyszłabyś na kłamczuchę wobec

swoich dzisiejszych nieproszonych gości.

-Dwa...

- Chyba że masz zamiar tłumaczyć się, iż musiałem wśliznąć się na paluszkach

i schować w szafie, gdy jeszcze spałaś. A potem wyskoczyłem

z ukrycia, jak tylko uznałem, że niebezpieczeństwo minęło - powiedział ze

śmiechem.

-Trzy.

Spojrzał na nią. uniósł wymownie brwi i z wystudiowaną nonszalancją

odwrócił się w kierunku leżanki.

Freyja zaczęła krzyczeć.

- O Jezu, kobieto! - zawołał, unosząc rękę, jakby chciał zatkać Freyji usta.

Ale zdążył chyba zdać sobie sprawę, że byłoby to podobne do zamykania

klatki, z której tygrysy już uciekły. Freyja miała zadziwiająco pokaźną pojemność

płuc. Krzyczała długo i głośno, nie przerywając ani na chwilę, by

zaczerpnąć tchu.

Nieznajomy chwycił surdut i buty, pobiegł do okna, uchylił je i wyjrzał.

Wyrzucił na zewnątrz ubranie, po czym zniknął.

Freyja oceniła, że do ziemi jest przynajmniej dziewięć metrów i na moment

zakłuło ją sumienie. Zmasakrowane szczątki mężczyzny zapewne leżały

teraz na brukowanym podwórzu gospody.

12

Drzwi otworzyły się z trzaskiem. W progu kłębił się tłum ludzi wyrwanych

ze snu. Z tyłu zgromadzenia stali oberżysta, siwowłosy dżentelmen

i nieogolony, obleśnie uśmiechnięty osiłek.

- Więc jednak wpadł do pani pokoju, prawda, milady?! - spytał starszy

mężczyzna, przekrzykując wrzawę głosów domagających się wyjaśnień, co

się dzieje i kto został zamordowany we własnym łóżku.

Freyja gardziła tym człowiekiem. Zarówno za to, jak ją potraktował, jak

i za to, że próbował usidlić tamtego mężczyznę, wykorzystując do tego celu

kobietę. Oczywiście jeśli wierzyć w całą tę historię. Chyba bardziej prawdopodobne

było jednak to, że młody nieznajomy ulotnił się ze wszystkimi kosztownościami

siwowłosego dżentelmena.

- Mysz! - krzyknęła Freyja, gwałtownie łapiąc powietrze i chwytając się

za gardło. - Mysz przebiegła po moim łóżku'.

Zrobiło się okropne zamieszanie. Damy zaczęły piszczeć i szukać krzeseł,

na które mogłyby wskoczyć. Kilku mężczyzn rozbiegło się po pokoju i zaczęło

energicznie szukać gryzonia pod łóżkiem, za umywalnią, za szafą, pod

leżanką i wśród bagaży.

Freyja tymczasem nadal odgrywała zupełnie obcą dla siebie rolę. Drżała

i starała się wyglądać bezradnie.

- Zdaje się, że się pani to przyśniło, madame, znaczy się, milady - odezwał

się w końcu oberżysta. - Nieczęsto mamy tu myszy. Koty dobrze się

sprawują. Jeśli tu w ogóle jakaś była, to już dawno uciekła, przepłoszona

hałasem.

W środku całego zamieszania zjawiła się Alice, niemal oszalała z trwogi.

Zapewne próbowała sobie wyobrazić, co powie księciu Bewcastle, a raczej

co on będzie jej miał do powiedzenia, jeśli ktoś poderżnął pani gardło od

ucha do ucha.

- Proszę się już nie bać, milady. Zostanie z panią pokojówka - powiedział

oberżysta.

Goście zaczęli powoli wychodzić. Niektórzy oburzeni, że zostali tak brutalnie

obudzeni. Inni najwyraźniej zawiedzeni, że nie dane im było oglądać

schwytania i egzekucji myszy, która miała czelność przebiec po łóżku człowieka.

- Dobrze. Dziękuję. - Freyja miała nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio

żałośnie.

- Milady, ja będę spać na leżance - oświadczyła mężnie Alice, gdy już

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin