1
Kładąc się spać, lady Freyja Bedwyn była w podłym nastroju. Odprawiła
służącą, mimo że w tym samym pokoju przygotowano dla niej leżankę.
Dziewczyna właśnie się szykowała, by się położyć. Niestety Alice chrapała,
a Freyja nie miała zamiaru spać z głową pod poduszką tylko po to, by zasadom
przyzwoitości stało się zadość.
- Ależ jaśnie pan wydał szczegółowe polecenia, milady - bąknęła dziewczyna
nieśmiało.
- Komu ty służysz? - spytała Freyja złowróżbnym tonem. - Księciu Bewcastle
czy mnie?
Alice spojrzała na swoją panią bojaźliwie, jakby podejrzewała, że pytanie
jest podchwytliwe. I rzeczywiście nie dało się na nie jednoznacznie odpowiedzieć.
Wprawdzie Alice była pokojówką Freyji, ale to brat jaśnie pani,
książę Bewcastle, płacił pensję. I to on surowo przykazał, żeby nie ruszała
się na krok od swej pani ani w dzień, ani w nocy, w ciągu całej podróży
z Grandmaison Park w Leicestershire do rezydencji lady Holt-Barron w Bath.
- Pani, milady - odparła Alice.
- Więc wyjdź. - Freyja wskazała drzwi.
Alice zerknęła na nie podejrzliwie.
- Ale w tych drzwiach nie ma zamka - powiedziała.
- Więc jeśli w nocy wtargną tu jacyś nieproszeni goście, ty mnie obronisz?
- prychnęła Freyja pogardliwie. - Już szybciej ja obroniłabym ciebie.
Alice zrobiła zmartwionąminę, nie miała jednak innego wyboru, jak tylko
wyjść.
5
Freyja została sama w podrzędnym pokoju w lichej gospodzie, bez służącej
i bez... zamka w drzwiach. Sam na sam ze swoim naprawdę podłym
nastrojem.
Bath nie było miejscowością, która wywołałaby w niej dreszcz podniecenia.
Malownicze uzdrowisko kiedyś przyciągało śmietankę towarzyską z całej
Anglii. Teraz było to spokojne miejsce, do którego zjeżdżali ludzie chorzy
i w podeszłym wieku. Albo ci, którzy nie mieli gdzie się podziać. Tak jak
ona. Przyjęła zaproszenie, by spędzić miesiąc albo dwa w towarzystwie lady
Holt-Barron i jej córki. Charlotte była przyjaciółką Freyji, choć wcale nie
najbliższą. W innych okolicznościach Freyja grzecznie by odmówiła.
Ale okoliczności były specyficzne.
Freyja niedawno odwiedziła w Grandmaison Park w Leicestershire swoją
niedomagającą babkę. Pojechała tam na ślub brata Rannulfa z Judith Law.
Miała potem wrócić do domu, do Lindsey Hall w Hampshire, wraz z rodzeństwem
- Wulfrikiem, księciem Bewcastle, Alleynem i Morgan. Jednak akurat
wtedy perspektywa przebywania w Lindsey Hall wydała się jej nieznośna..
Skorzystała więc z okazji, żeby jeszcze nie wracać do domu.
To doprawdy haniebne bać się powrotu do własnego domu. Freyja skrzywiła
się, położyła do łóżka i zdmuchnęła świecę. Nie, nie bała się. Nikogo
i niczego. Po prostu wolała przebywać gdzie indziej, gdy to się stanie, i tyle.
Sytuacja w domu była nader niezręczna. Kit Butler, wicehrabia Ravensberg,
syn hrabiego Redfielda, ich sąsiada z Alvesley Park, i Freyja znali się
od dziecka. Cztery lata temu bez pamięci się w sobie zakochali, gdy Kit
przyjechał z Hiszpanii na urlop z wojska na całe lato. Freyja była jednak
wtedy zaręczona ze starszym bratem Kita, Jerome'em. Dała się przekonać,
że powinna spełnić swój obowiązek względem rodziny. Pozwoliła Wulfricowi
ogłosić jej zaręczyny z Jerome'em. Kit wściekły wrócił do Hiszpanii,
a Jerome zmarł, zanim małżeństwo zostało zawarte.
Po śmierci Jerome'a Kit stał się dziedzicem hrabiego Redfielda. W zeszłym
roku Wulfric i hrabia Redfield zaaranżowali małżeństwo pomiędzy
Kitem i Freyja, gdyż teraz ten związek był ze wszech miar pożądany i właściwy.
A przynajmniej tak się wydawało obu rodzinom, nie wyłączając samej
Freyji.
Najwyraźniej jednak wyłączając Kita.
Freyji nigdy nie przyszło do głowy, że Kit będzie chciał się odegrać. Ale
tak się właśnie stało. Gdy przyjechał do domu na oczekiwane przez wszystkich
uroczystości zaręczynowe z Freyja, przywiózł ze sobą narzeczoną. Niemal
idealną, och jakże piękną, jakże nudną Lauren Edgeworth. A gdy Freyja
6
odważnie zarzuciła Kitowi, że jego narzeczeństwo to tylko blef, ten ożenił
się z Lauren.
I teraz lada dzień lady Ravensberg miała wydać na świat ich pierwsze
dziecko. Jako idealna żona z pewnością urodzi syna. Hrabia i hrabina będą
w siódmym niebie. Całą okolicę niewątpliwie ogarnie szał radosnego świętowania.
Freyja wolała nie być w pobliżu AWesley Park, gdy to nastąpi. A Lindsey
Hall znajdowało się w bliskim sąsiedztwie.
Stąd jej podróż do Bath i zamiar pozostania tam przez następny miesiąc
lub dwa.
Księżyc, gwiazdy i światło latarń sprawiały, że w pokoju było jasno niemal
jak w dzień. Freyji jednak nie chciało się wstać, żeby zasłonić okna.
Naciągnęła koc na głowę.
Wulfric wynajął dla niej osobny powóz i liczną eskortę, której surowo
przykazał, by chroniła panią przed niebezpieczeństwem i wszelkimi niewygodami.
Polecił, by zatrzymali się na noc we wspaniałej gospodzie, odpowiedniej
dla córki księcia. Niestety jesienny jarmark akurat w tej miejscowości
przyciągnął ludzi z najbardziej odległych wsi i miasteczek, więc ani
w tej, ani w żadnej innej gospodzie w okolicy nie było wolnych pokoi. Musieli
jechać dalej i zatrzymać się dopiero tutaj.
Jeźdźcy z eskorty dowiedzieli się, że w drzwiach pokoju Freyji nie ma
zamka, nalegali, by na zmianę pełnić przy nich wartę. Freyja stanowczo
wyperswadowała im ten pomysł. Nie była niczyim więźniem i nie pozwoli,
by ją tak traktowano. Teraz pozbyła się nawet Alice.
Westchnęła i ułożyła się do snu. Materac miejscami się zapadał, poduszka
była twarda. Z podwórza i parteru gospody dochodziła niecichnąca wrzawa.
Koc mimo wszystko nie chronił przed światłem. A jutro Freyja musiała stawić
czoło Bath. I to wszystko dlatego, że nie mogła wrócić do domu. Znalazła
się w doprawdy przygnębiającej sytuacji.
Zanim zasnęła, pomyślała, że wkrótce powinna zacząć poważnie rozglądać
się za mężczyznami. Mimo że miała już dwadzieścia pięć lat i była brzydka,
nie brakowało dżentelmenów, którzy z ochotą rzuciliby się za nią w ogień,
gdyby tylko napomknęła, że nagrodą jest małżeństwo. Panieństwo w tak
zaawansowanym wieku było dla damy dosyć uciążliwe. Problem w tym, że
Freyja wcale nie miała pewności, czy małżeństwo odmieni jej sytuację na
lepszą. A gdy już wyjdzie za mąż, klamka zapadnie. Jej czterej bracia lubili
powtarzać, że małżeństwo to wyrok dożywocia. Choć dwóch z nich w ciągu
ostatnich kilku miesięcy z ochotą przyjęło go na siebie.
7
Freyja obudziła się, gdy drzwi do pokoju niespodziewanie się otworzyły,
a potem zamknęły z głośnym trzaskiem. Nie była nawet pewna, czy to nie
sen, dopóki nie zauważyła przy drzwiach mężczyzny. Ubrany w białą, rozpiętą
pod szyją koszulę, ciemne pantalony i pończochy, miał surdut przerzucony
przez jedno ramię. W ręce ściskał buty z cholewami.
Freyja zerwała się z łóżka jak oparzona i energicznie wskazała drzwi,
- Precz! - rozkazała.
Mężczyzna wyszczerzył się do niej w uśmiechu doskonale widocznym
w niemal jasnym pokoju.
- N ie mogę, kochanie - powiedział. - Tam czeka mnie pewna zguba. Muszę
wyjść przez okno albo schować się gdzieś tu w pokoju.
- Precz! - powtórzyła, nie opuszczając ręki i zadzierając nos. - Nie udzielam
schronienia przestępcom czy podobnym kreaturom. Wynoś się pan stąd!
Na korytarzu rozległ się hałas. Kilka osób mówiło jednocześnie, słychać
też było zbliżający się tupot stóp.
- Jaki tam ze mnie przestępca, kochanie - powiedział mężczyzna. - Po
prostu niewinny człowiek, który znajdzie się w opałach, jeśli zaraz nie zniknie.
Czy szafa jest pusta?
Freyja prychnęła.
- Precz! - krzyknęła kolejny raz.
Mężczyzna jednak podbiegł do szafy, otworzył ją i schował się do środka.
- Udawaj, że mnie tu nie ma, kochanie ~ polecił, zanim zamknął drzwi. -
Uratuj mnie przed losem gorszym od śmierci.
Niemal równocześnie rozległo się głośne stukanie. Zanim Freyja zdecydowała,
co zrobić, drzwi otwarły się z hukiem. W progu stanęli oberżysta ze
świecą w ręce oraz niski, krzepki siwowłosy dżentelmen i łysy, przysadzisty
osobnik, który od dawna się nie golił.
- Precz! - rozkazała Freyja, już porządnie zirytowana. Rozprawi się z mężczyzną
z szafy, jak tylko upora się z tym oburzającym najściem. Nikt nie
wchodził bez pozwolenia do pokoju lady Freyji Bedwyn, tak w Lindsey Hall,
jak i w podrzędnej gospodzie bez zamków w drzwiach,
- Madame, błagam o wybaczenie, że pani przeszkadzamy, ale wydaje mi
się, iż przed chwilą wbiegł tu mężczyzna - odezwał się siwowłosy dżentelmen,
wypinając pierś. Zamiast jednak patrzeć na Freyję, podniósł świecę
i zaczął się rozglądać po pokoju.
Gdyby ów człowiek poczekał, aż Freyja otworzy drzwi i zwrócił się do
niej z należytym szacunkiem, zapewne bez wahania wydałaby ukrywającego
się w szafie uciekiniera. Popełnił jednak błąd, wdzierając się do pokoju
8
bez pozwolenia. .Traktował ją przy tym jak powietrze, jakby była tu tylko po
to, by dostarczyć informacji o poszukiwanej osobie. Z kolei nieogolony
mężczyzna tylko gapił się na nią głupawo i pożądliwie. Oberżysta zaś okazywał
godny pożałowania brak szacunku dla prywatności swoich klientek.
— O, doprawdy tak się panu wydaje? - spytała Freyja wyniośle. - Widzi
pan tu tego mężczyznę? Jeśli nie, to sugeruję, żeby pan wyszedł i cicho zamknął
za sobą drzwi. I pozwolił mnie oraz innym gościom tego przybytku
kontynuować drzemkę.
— Jeśli to pani nie wadzi, chciałbym przeszukać pokój. - Dżentelmen spojrzał
najpierw na zamknięte okno, potem na łóżko, w końcu na szafę. - Ze
względu na pani bezpieczeństwo, madame. To zdesperowany łobuz, w dodatku
groźny dla dam.
— Przeszukać mój pokój? - Freyja powoli nabrała powietrza i popatrzyła
na siwowłosego mężczyznę z tak lodowatą wyniosłością, że w końcu przejął
się jej obecnością. - Przeszukać mój pokój? - Zerknęła na milczącego oberżystę,
który skulił się, zasłaniając świecą. — Gospodarzu, czy tak wygląda
gościnność, którą chwal ił się pan z napuszoną elokwencją, gdy tu przyjechałam?
Mój brat, książę Bewcastle, na pewno o tym usłyszy. Bez wątpienia
zainteresuje go fakt, że pozwolił pan, by jakiś gość, jeśli ten dżentelmen
naprawdę jest tu gościem, załomotał w środku nocy do drzwi pokoju siostry
księcia.. Potem wdarł się do środka, nie czekając na pozwolenie, tylko dlatego,
że mu się wydawało, iż wbiegł tutaj pewien mężczyzna, I że pan stał
z boku, nie protestując ani słowem, gdy on z niewyobrażalną bezczelnością
zasugerował, by przeszukać pokój.
— Pan się najwyraźniej pomylił, sir - powiedział oberżysta, na wpół chowając
się za framugę drzwi, choć nadal wystawiał rękę, by świeca oświetlała
pokój. - On pewnie uciekł inną drogą albo schował się gdzie indziej. Błagam
o wybaczenie, psze pani. Znaczy się, milady. Pozwoliłem na to, bo obawiałem
się o pani bezpieczeństwo, milady. Myślałem, że książę życzyłby
sobie, abym za wszelką cenę bronił jej przed zdesperowanymi łobuzami.
— Precz! - powtórzyła Freyja, wyciągając rękę w kierunku drzwi i trzech
stojących w nich mężczyzn. - Precz stąd!
Siwowłosy dżentelmen po raz ostatni z żalem rozejrzał się po pokoju, nieogolony
gbur obrzucił ją szybkim lubieżnym spojrzeniem i w końcu oberżysta
zamknął za całą trójką drzwi.
Freyja z wściekłością patrzyła w kierunku wejścia. Ramię nadal trzymała
wyciągnięte, palcem wskazywała drzwi. Jak śmieli? Nigdy dotąd nie została
tak znieważona. Gdyby siwowłosy osobnik pisnął jeszcze choćby jednym
9
słówkiem albo ten nieogolony głupek jeszcze raz się do niej pożądliwie
wyszczerzył, to chyba podeszłaby i tak mocno stuknęła ich głowami, że przez
następny tydzień widzieliby gwiazdy przed oczami.
Z pewnością nie poleci tej gospody nikomu ze znajomych.
Już prawie zapomniała o pierwszym intruzie, gdy nagle drzwi szary uchyliły
się ze skrzypnięciem, a on sam wynurzył się z wnętrza. Był młody, wysoki
i szczupły. Miał bardzo jasne włosy i chyba niebieskie oczy, choć tego
akurat nie mogła sprawdzić przy niezbyt jasnym świetle. Widziała go jednak
na tyle dobrze, by stwierdzić, że jest wręcz niesamowicie przystojny. Poza
tym wydawał się niestosownie do okoliczności rozbawiony.
- Wspaniałe przedstawienie - powiedział, stawiając na podłodze wysokie
buty. Rzucił surdut na leżankę. -Naprawdę jesteś siostrą księcia Bewcastle?
Ryzykując, że wyda się do znudzenia monotonna, Freyja znów wskazała
drzwi.
- Precz! — rozkazała.
On jednak tylko się uśmiechnął i podszedł bliżej.
- Coś mi się nie wydaje - ciągnął niezrażony. - Dlaczego siostra księcia miałaby
się zatrzymywać w tym podrzędnym zajeździe? I to bez pokojówki albo
przyzwoitki? Tak czy inaczej, to było naprawdę cudowne przedstawienie.
- Obejdę się bez pańskich pochwał - odezwała się Freyja chłodno. - Nie
wiem. cóż takiego haniebnego pan zrobił. I nie chcę wiedzieć. Ma pan wyjść
z tego pokoju i to natychmiast. Proszę sobie znaleźć inne miejsce i tam się
tchórzliwie ukryć.
- Tchórzliwie? - Roześmiał się i położył dłoń na sercu. - Ranisz mnie,
mój kwiatuszku.
Stał na tyle blisko, że Freyja zdała sobie sprawę, iż sięga mu zaledwie do
podbródka. Ale przecież nigdy nie była wysoka. Przyzwyczaiła się, że musi
zadzierać głowę, aby rządzić światem.
- Nie jestem ani pańskim kochaniem, ani kwiatuszkiem—odparła. - Liczę
do trzech. Raz...
- A po co liczyć? - Objął ją w talii.
-Dwa...
Pochylił głowę i pocałował ją prosto w usta, lekko rozchylonymi wargami.
Poczuła wilgoć i ciepło. Wrażenie było zdumiewająco ekscytujące.
Freyja odetchnęła gwałtownie. Zamachnęła się i mocno uderzyła natręta
pięścią w nos.
- Au! - zawołał. Ostrożnie poruszył szczęką i dotknął palcami nosa. Gdy
opuścił rękę, Freyja z satysfakcją zobaczyła na niej krew. - Czy nikt cię
10
dotąd nie nauczył, ze w tak skandalicznej sytuacji przeciętna dama tylko
policzkuje mężczyznę, a nie rozkwaszą mu nos?
- Nie jestem przeciętną damą- odparła surowo.
Znów się uśmiechnął i otarł nos wierzchem dłoni.
- Jesteś cudowna, gdy się złościsz - stwierdził z uznaniem.
-Precz stąd!
- Ależ zrozum, nie mogę - odrzekł. - Ten stateczny dziadzio i jego osiłkowaty
pachołek bez wątpienia przyczaili się na zewnątrz i czekają tam na
mnie. Zostanę zmuszony do małżeństwa. To pewne jak dwa razy dwa.
- Nie chcę znać żadnych obrzydliwych szczegółów - powiedziała, nagle
pojmując przyczyny jego dezabilu. - A cóż mnie to obchodzi, że ktoś się na
pana przyczaił?
- Och, gdy zobaczą, że wychodzę z tego pokoju, wyciągną własne, dosyć
sprośne wnioski i pani reputacja legnie w gruzach - odparł.
- Moja reputacja na pewno przetrzyma ten wstrząs - rzuciła.
- Zlituj się nade mną, cudna istoto. - Znów się uśmiechnął.
Czy ten człowiek niczego nie traktował poważnie?
- Dałem się nabrać na starą sztuczkę. Oto w sali na dole siedzieli sobie
starszawy dżentelmen i jego wnuczka, dziewczę nieopisanej piękności. Zastanawiali
się, jak przepędzić wieczorną nudę. I ja też tam siedziałem, nie
mając nic do roboty. Zagraliśmy więc ze staruszkiem kilka partyjek w karty.
Dziewczyna cicho i słodko przyglądała się grze, cały czas siedząc tak, bym
ją dobrze widział. Gdy już zacząłem się układać do snu, zjawiła się w moim
pokoju, oferując inne rozrywki. Chyba już zauważyłaś, że drzwi są bez zamków?
Czy miałem cnotliwie wskazać jej drzwi? Jestem mężczyzną z krwi
i kości. Sprawy na szczęście potoczyły się tak, że byłem jeszcze na nogach
i ubrany, a dziadek nie odczekał dostatecznie długo, zanim wdarł się do mnie
do pokoju, uniesiony słusznym gniewem, z oberżystą i tym groźnie wyglądającym
opryszkiem. Na szczęście wpadli do środka z wielkim impetem,
zostawiając otwarte drzwi. Skorzystałem z tej drogi ucieczki. Pobiegłem przed
siebie korytarzem i... otworzyłem pierwsze drzwi, które napotkałem. -Zamaszyście
wskazał wejście do pokoju.
- Chciał pan zdeprawować niewinną dziewczynę? - Freyja nadęła się z oburzenia.
- Niewinną? - Zachichotał. - Kochanie, ona sama do mnie przyszła. Nie
żebym miał coś przeciwko temu. Wiesz, właśnie w ten sposób niektórzy
mężczyźni korzystnie wydają za mąż córki albo wnuczki. Albo przynajmniej
wymuszają znaczne sumy tytułem rekompensaty za utraconą cnotę. Czekają
11
w takich oto miejscach, póki nie zjawi się jakiś biedny dureń, jak ja, i wtedy
zaczynają działać.
- Gdyby pana złapali, dostałby pan to, na co zasłużył - oznajmiła Freyja
surowo. - Nie żal mi pana ani trochę.
Ale przecież w podobnej sytuacji mógłby się znaleźć Alleyne. Albo Rannulf,
zanim ożenił się z Judith, pomyślała Freyja.
- Obawiam się, że będę musiał tu zostać przez resztę nocy. -Nieznajomy
rozejrzał się dookoła. - Nie przypuszczam, że chciałabyś dzielić ze mną
łoże...
Freyja obrzuciła go chłodnym, wyniosłym spojrzeniem, które znaczną większość
śmiertelników zamieniłoby w sopel.
- Nie? - Znów uśmiechnął się szeroko. - W takim razie będę się musiał
zadowolić leżanką. Postaram się nie chrapać. I mam nadzieję, że pani też nie
chrapie.
- Opuści pan ten pokój, zanim doliczę do trzech, albo zacznę krzyczeć.
Bardzo głośno - oświadczyła. - Raz...
-Nie zrobisz tego, kochanie - odparł. - Wyszłabyś na kłamczuchę wobec
swoich dzisiejszych nieproszonych gości.
- Chyba że masz zamiar tłumaczyć się, iż musiałem wśliznąć się na paluszkach
i schować w szafie, gdy jeszcze spałaś. A potem wyskoczyłem
z ukrycia, jak tylko uznałem, że niebezpieczeństwo minęło - powiedział ze
śmiechem.
-Trzy.
Spojrzał na nią. uniósł wymownie brwi i z wystudiowaną nonszalancją
odwrócił się w kierunku leżanki.
Freyja zaczęła krzyczeć.
- O Jezu, kobieto! - zawołał, unosząc rękę, jakby chciał zatkać Freyji usta.
Ale zdążył chyba zdać sobie sprawę, że byłoby to podobne do zamykania
klatki, z której tygrysy już uciekły. Freyja miała zadziwiająco pokaźną pojemność
płuc. Krzyczała długo i głośno, nie przerywając ani na chwilę, by
zaczerpnąć tchu.
Nieznajomy chwycił surdut i buty, pobiegł do okna, uchylił je i wyjrzał.
Wyrzucił na zewnątrz ubranie, po czym zniknął.
Freyja oceniła, że do ziemi jest przynajmniej dziewięć metrów i na moment
zakłuło ją sumienie. Zmasakrowane szczątki mężczyzny zapewne leżały
teraz na brukowanym podwórzu gospody.
12
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. W progu kłębił się tłum ludzi wyrwanych
ze snu. Z tyłu zgromadzenia stali oberżysta, siwowłosy dżentelmen
i nieogolony, obleśnie uśmiechnięty osiłek.
- Więc jednak wpadł do pani pokoju, prawda, milady?! - spytał starszy
mężczyzna, przekrzykując wrzawę głosów domagających się wyjaśnień, co
się dzieje i kto został zamordowany we własnym łóżku.
Freyja gardziła tym człowiekiem. Zarówno za to, jak ją potraktował, jak
i za to, że próbował usidlić tamtego mężczyznę, wykorzystując do tego celu
kobietę. Oczywiście jeśli wierzyć w całą tę historię. Chyba bardziej prawdopodobne
było jednak to, że młody nieznajomy ulotnił się ze wszystkimi kosztownościami
siwowłosego dżentelmena.
- Mysz! - krzyknęła Freyja, gwałtownie łapiąc powietrze i chwytając się
za gardło. - Mysz przebiegła po moim łóżku'.
Zrobiło się okropne zamieszanie. Damy zaczęły piszczeć i szukać krzeseł,
na które mogłyby wskoczyć. Kilku mężczyzn rozbiegło się po pokoju i zaczęło
energicznie szukać gryzonia pod łóżkiem, za umywalnią, za szafą, pod
leżanką i wśród bagaży.
Freyja tymczasem nadal odgrywała zupełnie obcą dla siebie rolę. Drżała
i starała się wyglądać bezradnie.
- Zdaje się, że się pani to przyśniło, madame, znaczy się, milady - odezwał
się w końcu oberżysta. - Nieczęsto mamy tu myszy. Koty dobrze się
sprawują. Jeśli tu w ogóle jakaś była, to już dawno uciekła, przepłoszona
hałasem.
W środku całego zamieszania zjawiła się Alice, niemal oszalała z trwogi.
Zapewne próbowała sobie wyobrazić, co powie księciu Bewcastle, a raczej
co on będzie jej miał do powiedzenia, jeśli ktoś poderżnął pani gardło od
ucha do ucha.
- Proszę się już nie bać, milady. Zostanie z panią pokojówka - powiedział
oberżysta.
Goście zaczęli powoli wychodzić. Niektórzy oburzeni, że zostali tak brutalnie
obudzeni. Inni najwyraźniej zawiedzeni, że nie dane im było oglądać
schwytania i egzekucji myszy, która miała czelność przebiec po łóżku człowieka.
- Dobrze. Dziękuję. - Freyja miała nadzieję, że zabrzmiało to odpowiednio
żałośnie.
- Milady, ja będę spać na leżance - oświadczyła mężnie Alice, gdy już
...
viola12