27 Za�mienie W�r�d ciszy i p�mroku panuj�cego w podziemiach, pomys� m�j wydawa� mi si� coraz bardziej realny. Fakt nie przemawia do nas, dop�ki si� o nim tylko wie, lecz z chwil�, gdy si� zaczyna uciele�nia�, nabiera jaskrawych i �ywych kolor�w rzeczywisto�ci. Inaczej si� przyjmuje wiadomo�� o czyim� zab�jstwie, a inaczej si� reaguje na widok krwi. W ciszy i ciemno�ci fakt, �e si� znajduj� w �miertelnym niebezpiecze�stwie, coraz g��biej przenika� do mojej �wiadomo�ci, cal za calem przedostawa� si� do najdalszych zak�tk�w mego jestestwa. Lecz przezorna przyroda zawsze tak wszystko urz�dza, �e w ostatniej, chwili, gdy ju� cz�owiek pogr��a si� ostatecznie w otch�a� rozpaczy, zjawia si� jaki� promie� nadziei, kt�ry go budzi do �ycia. Znowu zjawia si� rado�� �ycia i energia, kt�ra pobudza do przedsi�wzi�cia wszystkiego, co jest w ludzkiej mo�liwo�ci, dla ratowania w�asnego �ycia. Od�y�em w jednej chwili. Za�mienie uratuje mnie i uczyni g��wn� osob� w pa�stwie. O�ywienie me wzrasta�o, a wraz z nim wraca�a beztroska i pewno�� siebie. Czu�em si� teraz najszcz�liwszym cz�owiekiem pod s�o�cem. Z niecierpliwo�ci� czeka�em na dzie� jutrzejszy chc�c zosta� �wiadkiem w�asnego tryumfu i sta� si� przedmiotem szacunku i podziwu ca�ego kraju. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e cz�owiek z g�ow� na karku nigdy nie przepadnie. Tymczasem w g��bi mej �wiadomo�ci powsta�a nowa my�l. Przecie�, kiedy ci zabobonni ludzie dowiedz� si� jakiego rodzaju czynem im zagra�am, zechc� z ca�� pewno�ci� wej�� ze mn� w uk�ady. W tej samej chwili us�ysza�em d�wi�k zbli�aj�cych si� krok�w i my�l o uk�adach ca�kowicie zaw�adn�a mym umys�em. �Doskonale� powiedzia�em sobie, �ju� id� proponowa� mi swoje warunki. Je�eli b�d� mi odpowiada�y, to je przyjm�, je�li za� nie, to wszystko postawi� na jedn� kart�. Drzwi szeroko si� rozwar�y, wesz�o kilku �o�nierzy. Dow�dca ich powiedzia�: � Stos got�w. Chod� za nami! � Stos!!! Ca�a odwaga opu�ci�a mnie w jednej chwili, tchu mi zabrak�o, omal nie zemdla�em. Kiedy odzyska�em mow�, zapyta�em: � Ale przecie� to pomy�ka, egzekucja jest wyznaczona na jutro. � Rozporz�dzenie zosta�o zmienione. Kar� �mierci przeniesiono na dzi�, �piesz si�! Zgin��em! Nie by�o ratunku. Straci�em g�ow� i rzuca�em si� z k�ta w k�t w swej ciemnej klatce. Wreszcie �o�nierze schwycili mnie i zacz�li pcha� ku wyj�ciu. Przy pomocy szturcha�c�w przeprowadzili mnie niesko�czonym labiryntem korytarzy a� do wyj�cia. W pierwszej chwili zosta�em o�lepiony jaskrawym dziennym �wiat�em. W chwili, gdy�my weszli na obszerny, ze wszystkich stron ogrodzony dziedziniec zamku, opanowa�em si� widz�c stos przygotowany po�rodku dziedzi�ca. Obok le�a� rozrzucony suchy chrust, a kilka krok�w od stosu sta� mnich. Z czterech stron dziedzi�ca wznosi�y si� amfiteatralnie po�o�one rz�dy �aw. Kr�l i kr�lowa siedz�cy na tronach zwracali na siebie powszechn� uwag�. Wszystko to spostrzeg�em w oka mgnieniu. Bo ju� po chwili z jakiej� wn�ki wy�lizn�� si� Klarens, podbieg� do mnie i zacz�� mi szepta� na ucho mn�stwo nowin. W oczach jego �wieci�a rado�� i tryumf. � To dzi�ki mnie rozkaz zosta� zmieniony, bardzo trudno by�o doj�� z nimi do �adu, lecz przedstawi�em im ca�y ogrom kl�ski i uda�o mi si� ich nastraszy�. Wtedy zacz��em ich przekonywa�,�e twoja w�adza nad s�o�cem osi�gnie pe�ni� dopiero jutro, wobec czego, je�eli chc� ustrzec si� przed nieszcz�ciem, to powinni si� ciebie pozby� dzi�, dop�ki twa czarodziejska moc nie jest w stanie dokona� gro�nego czynu. Rzecz jasna, �e to wszystko by�o blag�, moj� w�asn� fantazj�, lecz �eby� widzia�, jakie to wywar�o na nich wra�enie. Nie�ywi ze strachu, gotowi byli uwa�a� m� rad� za g�os z nieba. W pierwszej chwili p�ka�em ze �miechu, �e tak �atwo mi przysz�o ich nabra�, lecz p�niej zacz��em dzi�kowa� Bogu za to, �e zechcia� powo�a� mnie, ma�e mizerne stworzenie, do uratowania twego �ycia. Ach, jak teraz b�dzie dobrze! ju� nie ma potrzeby niszczy� blasku s�onecznego. Zr�b tylko kr�tkotrwa�� ciemno��, tylko na chwil� zaciemnij s�o�ce, a p�niej przywr�� je ziemi. To b�dzie zupe�nie dostateczna kara dla nich. Naturalnie spostrzeg�, �e m�wi�em nieprawd�, ale pomy�l�, �e nic nie wiem, i to mi nie zaszkodzi. Kiedy tylko najmniejszy cie� padnie na s�o�ce, zaczn� wariowa� ze strachu, uwolni� ciebie i zostaniesz wielkim cz�owiekiem. Wi�c spiesz si�, przyjacielu, lecz pami�taj, b�agam ci�, pami�taj o mojej pro�bie i nie niszcz s�o�ca! Przybity ogromem w�asnego nieszcz�cia zaledwie mog�em wym�wi� kilka s��w i pocieszy� go, i� s�o�ce b�dzie nadal �wieci�, jak �wieci. Jego b�agalny wzrok pe�en mi�o�ci i trwogi wzruszy� mnie nawet w tej chwili, nie mia�em wprost odwagi powiedzi� mu, ze jego nierozs�dny post�pek jest przyczyn� mojej �mierci. Dop�ki stra� prowadzi�a mnie przez dziedziniec, dooko�a panowa�a tak idealna cisza, �e gdybym by� �lepy, m�g�bym my�le�, �e id� przez pustyni�, nie za� przez plac wype�niony kilkoma tysi�cami os�b. W tym olbrzymim t�umie nie mo�na by�o spostrzec najmniejszego ruchu, wszyscy byli bladzi i zastygli nieruchomo jak pos�gi. Przera�enie widnia�o na ka�dej twarzy. To samo milczenie trwa�o, gdy mnie przywi�zywano do s�upa, gdy skrupulatnie m�cz�co d�ugo uk�adano chrust woko�o moich n�g, kolan i ca�ego mego cia�a. Nast�pi�a martwa cisza, jeszcze wi�ksza ni� wprz�dy, Je�eli to jest mo�liwe � kiedy cz�owiek schyli� si� ku moim nogom z p�on�c� pochodni�. Wszyscy wyci�gn�li szyje naprz�d i wstali z miejsc zupe�nie tego nie spostrzegaj�c. Mnich podni�s� r�ce nad moj� g�ow�, zwr�ci� oczy ku lazurowemu niebu i zacz�� wymawia� jakie� �aci�skie s�owa. Trwaj�c nadal w tej pozycji nagle zacz�� si� j�ka� coraz bardziej i bardziej, a� w ko�cu zamilk�. Czeka�em przez pewien czas na p� omdla�y i wreszcie spojrza�em na niego. Sta� jak wryty. T�um ca�y zerwa� si� z miejsca i zwr�ci� wzrok ku niebu. Poszed�em za og�lnym przyk�adem. Moje za�mienie si� rozpocz�o! To by�o nie mniej pewne ni� to, �e istniej�. Serce znowu mocniej zabi�o mi, czu�em si� jak nowonarodzony. Czarna plama powoli nasuwa�a si� na s�oneczny dysk, serce me bi�o coraz silniej i silniej, a ca�e zebranie wraz z mnichem wci�� nieruchomo patrzy�o w g�r�. Wiedzia�em, �e niebawem te os�upia�e spojrzenia skieruj� si� na mnie. By�em na to przygotowany. Przybra�em majestatyczn� poz� i wyci�gn��em r�k� ku s�o�cu. Efekt by� zdumiewaj�cy. Dreszcz na kszta�t fali przebieg� po t�umie. Rozdar�y si� dwa okrzyki, jeden po drugim: � Podpali� stos! � Zabraniam! Pierwszy wydar� si� z ust Merlina, drugi z ust kr�la. Merlin zerwa� si� z miejsca, a�eby chwyci� pochodni�. W�wczas odezwa�em si�: � Niech wszyscy pozostan� na swoich miejscach. Je�eli cho�by jeden cz�owiek o�mieli si� zrobi� krok, to zabij� go piorunem i spal� b�yskawic�! T�um pokornie powr�ci� na swoje miejsca. Zaczeka�em jeszcze chwil�. Czu�em si� jak na roz�arzonych w�glach. Ale Merlin r�wnie� si� waha�. Odetchn��em. Obecnie by�em panem sytuacji. Kr�l zwr�ci� si� do mnie: � Zlituj si�, b�d� mi�o�ciw nam, szlachetny sir, do�� ju� tych okrutnych pr�b, po�� kres kl�sce. Powiedziano mi, �e twoja pot�ga osi�gnie pe�ni� dopiero jutro, ale... � Ale Wasza Wysoko�� nie pomy�la�a, �e to doniesienie mo�e by� k�amliwe? Tak � ono by�o k�amliwe. O�wiadczenie moje wywo�a�o ogromne wra�enie. Zewsz�d wyci�gano r�ce do kr�la b�agaj�c, by nie liczy� si� z cen� i za�egna� nieszcz�cie. Kr�l bez sprzeciwu godzi� si� na wszystko. � Wymie� swe warunki, o sir, got�w ci jestem da� cho�by po�ow� swego kr�lestwa, po�� tylko kres swemu gniewowi i zostaw nam s�o�ce! Los m�j zosta� rozstrzygni�ty. W jednej chwili uda�a mi si� opanowa� ten wielotysi�czny t�um. Lecz powstrzyma� za�mienia nie mog�em i dlatego poprosi�em o par� chwil namys�u. � Czy pr�dko, czy pr�dko, dobry panie? � b�agalnie pyta� kr�l. � B�d� szlachetny, mrok zg�szcza si� z chwili na chwil�. Prosz� ci�, nie zwlekaj. � Pr�dko. Mo�e godzina, mo�e p� godziny. Ze wszech stron da�y si� s�ysze� protesty, lecz nie mog�em skr�ci� terminu, gdy� nie pami�ta�em, jak d�ugo trwa pe�ne za�mienie. Znowu znalaz�em si� w trudnej sytuacji wymagaj�cej namys�u. By�o co� dziwnego w tym nieoczekiwanym za�mieniu, kt�re przysz�o mi z pomoc�. Je�eli nie by�o ono tym, kt�re mia�o miejsce w VI wieku, mia�o�by to wszystko znowu okaza� si� tylko snem? M�j Bo�e, gdyby istotnie tak by�o! Wst�pi�a we mnie nowa nadzieja. Je�eli ch�opiec powiedzia� prawd�, �e dzi� jest dwudziesty, to teraz nie jest VI stulecie. Szturchn��em mnicha i zapyta�em, kt�rego dzisiaj mamy? Przekle�stwo!!! Odpowiedzia�, �e jest dwudziesty pierwszy! Poczu�em, jak cierpnie mi sk�ra. Zapyta�em, czy si� nie myli, lecz mnich by� pewien swego. Ten lekkomy�lny smarkacz wszystko pokr�ci�! W�a�nie tego dnia mia�o by� za�mienie, w�a�nie teraz si� rozpoczyna�o i by�o w tej chwili bliskie pe�ni. A wi�c, by�em na dworze kr�la Artura i nic mi nie zostawa�o innego, jak pogodzi� si� z tym faktem wyci�gaj�c ze� wszystkie mo�liwe konsekwencje, Tymczasem ciemno�� wzrasta�a coraz bardziej i bardziej. W�r�d zebranych t�um�w dawa� si� odczuwa� coraz wi�kszy niepok�j. � Wasza Kr�lewska Mo��! � odezwa�em si� wreszcie po namy�le. � A�eby da� nale�yt� nauczk�, przeci�gn� mrok i ze�l� go na ca�� ziemi�, lecz czy wr�c� s�o�ce, czy te� zg�adz� je na wieki, to b�dzie zale�a�o tylko od Waszej Kr�lewskiej Mo�ci. Oto moje warunki. Kr�lu Arturze, b�dziesz nadal w�ada� ca�ym pa�stwem i nadal nar�d b�dzie obowi�zany sk�ada� ci ho�dy nale�ne twojej godno�ci. Lecz ��dam, �eby� mianowa� mnie swym do�ywotnim zarz�dc� i wykonawc� kr�lewskich rozporz�dze� i aby� poleci� wyp�aca� mi 1% z przyrostu wszelkich dochod�w pa�stwa, kt�re mam nadziej� ci dostarczy�. W razie, gdyb...
ursmajor