44 Rozdzia� 5 Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa Pan Tomasz ��cki z jedyn� c�rk� Izabel� i kuzynk� pann� Florentyn� nie mieszka� we w�asnej kamienicy, lecz wynajmowa� lokal, z�o�ony z o�miu pokoj�w, w stronie Alei Ujazdowskiej. Mia� tam salon o trzech oknach, gabinet w�asny, gabinet c�rki, sypialni� dla siebie, sypialni� dla c�rki, pok�j sto�owy, pok�j dla panny Florentyny i garderob�, nie licz�c kuchni i mieszkania dla s�u�by, sk�adaj�cej si� ze starego kamerdynera Miko�aja, jego �ony, kt�ra by�a kuchark�, i panny s�u��cej, Anusi. Mieszkanie posiada�o wielkie zalety. By�o suche, ciep�e, obszerne, widne. Mia�o marmurowe schody, gaz, dzwonki elektryczne i wodoci�gi. Ka�dy pok�j w miar� potrzeby ��czy� si� z innymi lub tworzy� zamkni�t� w sobie ca�o��. Sprz�t�w wreszcie mia�o liczb� dostateczn�, ani za ma�o, ani za wiele, a ka�dy odznacza� si� raczej wygodn� prostot� ani�eli skacz�cymi do oczu ozdobami. Kredens budzi� w widzu uczucie pewno�ci, �e z niego nie zgin� srebra; ��ko przywodzi�o na my�l bezpieczny spoczynek dobrze zas�u�onych; st� mo�na by�o obci��y�, na krze�le usi��� bez obawy za�amania si�, na fotelu marzy�. Kto tu wszed�, mia� swobod� ruchu; nie potrzebowa� l�ka� si�, �e mu co� zast�pi drog� lub �e on co� zepsuje. Czekaj�c na gospodarza nie nudzi� si�, otacza�y go bowiem rzeczy, kt�re warto by�o ogl�da�. Zarazem widok przedmiot�w, wyrobionych nie wczoraj i mog�cych s�u�y� kilku pokoleniom, nastraja� go na jaki� ton uroczysty. Na tym powa�nym tle dobrze zarysowywali si� jego mieszka�cy. Pan Tomasz ��cki by� to sze��dziesi�ciokilkoletni cz�owiek, niewysoki, pe�nej tuszy, krwisty. Nosi� niedu�e w�sy bia�e i do g�ry podczesane w�osy, tej samej barwy. Mia� siwe, rozumne oczy, postaw� wyprostowan�, chodzi� ostro. Na ulicy ust�powano mu z drogi - a ludzie pro�ci m�wili: oto musi by� pan z pan�w. Istotnie, pan ��cki liczy� w swoim rodzie ca�e szeregi senator�w. Ojciec jego jeszcze posiada� miliony, a on sam za m�odu krocie. P�niej jednak cz�� maj�tku poch�on�y zdarzenia polityczne, reszt� - podr�e po Europie i wysokie stosunki. Pan Tomasz bywa� bowiem przed rokiem 1870 na dworze francuskim, nast�pnie na wiede�skim i w�oskim. Wiktor Emanuel, oczarowany pi�kno�ci� jego c�rki, zaszczyca� go swoj� przyja�ni� i nawet chcia� mu nada� tytu� hrabiego. Nie dziw, �e pan Tomasz po �mierci wielkiego kr�la przez dwa miesi�ce nosi� na kapeluszu krep�. Od paru lat pan Tomasz nie rusza� si� z Warszawy, za ma�o maj�c ju� pieni�dzy, a�eby b�yszcze� na dworach. Za to jego mieszkanie sta�o si� ogniskiem eleganckiego �wiata i by�o nim a� do czasu rozej�cia si� pog�osek, �e pan Tomasz postrada� nie tylko sw�j maj�tek, ale nawet posag panny Izabeli. Pierwsi cofn�li si� epuzerowie, za nimi damy maj�ce brzydkie c�rki, z pozosta�� za� reszt� zerwa� sam pan Tomasz i ograniczy� swoje znajomo�ci wy��cznie do stosunk�w z famili�. Lecz gdy i tu zauwa�y� zni�enie si� uczuciowej temperatury, zupe�nie wycofa� si� z towarzystwa, a nawet ku zgorszeniu wielu szanownych os�b, jako w�a�ciciel domu w Warszawie, wpisa� si� do Resursy Kupieckiej. Chciano go tam zrobi� prezesem, ale nie zgodzi� si�. Tylko jego c�rka bywa�a u s�dziwej hrabiny Karolowej i paru jej przyjaci�ek, co znowu da�o pocz�tek pog�osce, �e pan Tomasz jeszcze posiada maj�tek i �e zerwa� z towarzystwem w cz�ci przez dziwactwo, w cz�ci dla poznania rzeczywistych przyjaci� i wybrania c�rce m�a, kt�ry by j� kocha� dla niej samej, nie dla posagu. Wi�c znowu doko�a panny ��ckiej pocz�� zbiera� si� t�um wielbicieli, a na stoliku w jej salonie stosy bilet�w wizytowych. Go�ci jednak nie przyjmowano, co zreszt� mi�dzy nimi nie wywo�a�o zbyt wielkiego oburzenia, poniewa� rozesz�a si� trzecia z kolei pog�oska, �e ��ckiemu licytuj� kamienic�. Tym razem w towarzystwie powsta� zam�t. Jedni twierdzili, �e pan Tomasz jest zdeklarowanym bankrutem, drudzy gotowi byli przysi�c, �e zatai� maj�tek, aby zapewni� szcz�cie jedynaczce. Kandydaci do ma��e�stwa i ich rodziny znale�li si� w dr�cz�cej niepewno�ci. A�eby wi�c nic nie ryzykowa� i nic nie straci�, sk�adali ho�dy pannie Izabeli nie anga�uj�c si� zbytecznie i po cichu rzucali w jej domu swoje karty, prosz�c Boga, a�eby ich czasem nie zaproszono przed wyklarowaniem si� sytuacji. O rewizytach ze strony pana Tomasza nie by�o mowy. Usprawiedliwiano go ekscentryczno�ci� i smutkiem po Wiktorze Emanuelu. Tymczasem pan Tomasz w dzie� spacerowa� po Alejach, a wieczorem grywa� w wista w resursie. Fizjognomia jego by�a zawsze tak spokojna, a postawa tak dumna, �e wielbiciele jego c�rki zupe�nie potracili g�owy. Rozwa�niejsi czekali, ale �mielsi pocz�li znowu darzy� j� pow��czystymi spojrzeniami, cichym westchnieniem lub dr��cym u�ciskiem r�ki, na co panna odpowiada�a lodowat�, a niekiedy pogardliw� oboj�tno�ci�. Panna Izabela by�a niepospolicie pi�kn� kobiet�. Wszystko w niej by�o oryginalne i doskona�e. Wzrost wi�cej ni� �redni, bardzo kszta�tna figura, bujne w�osy blond z odcieniem popielatym, nosek prosty, usta troch� odchylone, z�by per�owe, r�ce i stopy modelowe. Szczeg�lne wra�enie robi�y jej oczy, niekiedy ciemne i rozmarzone, niekiedy pe�ne iskier weso�o�ci, czasem jasnoniebieskie i zimne jak l�d. Uderzaj�ca by�a gra jej fizjognomii. Kiedy m�wi�a, m�wi�y jej usta, brwi, nozdrza, r�ce, ca�a postawa, a nade wszystko oczy, kt�rymi zdawa�o si�, �e chce przela� swoj� dusz� w s�uchacza. Kiedy s�ucha�a, zdawa�o si�, �e chce wypi� dusz� z opowiadaj�cego. Jej oczy umia�y tuli�, pie�ci�, p�aka� bez �ez, pali� i mrozi�. Niekiedy mo�na by�o my�le�, �e rozmarzona otoczy kogo� r�koma i oprze mu g�ow� na ramieniu; lecz gdy szcz�liwy topnia� z rozkoszy, nagle wykonywa�a jaki� ruch, kt�ry m�wi�, �e schwyci� jej niepodobna, gdy� albo wymknie si�, albo odepchnie, albo po prostu ka�e lokajowi wyprowadzi� wielbiciela za drzwi... Ciekawym zjawiskiem by�a dusza panny Izabeli. Gdyby j� kto szczerze zapyta�: czym jest �wiat, a czym ona sama ? niezawodnie odpowiedzia�aby, �e �wiat jest zaczarowanym ogrodem, nape�nionym czarodziejskimi zamkami, a ona - bogini� czy nimf� uwi�zion� w formy cielesne. Panna Izabela od kolebki �y�a w �wiecie pi�knym i nie tylko nadludzkim, ale - nadnaturalnym. Sypia�a w puchach, odziewa�a si� w jedwabie i hafty, siada�a na rze�bionych i wy�cie�anych hebanach lub palisandrach, pi�a z kryszta��w, jada�a ze sreber i porcelany kosztownej jak z�oto. Dla niej nie istnia�y pory roku, tylko wiekuista wiosna, pe�na �agodnego �wiat�a, �ywych kwiat�w i woni. Nie istnia�y pory dnia, gdy� nieraz przez ca�e miesi�ce k�ad�a si� spa� o �smej rano, a jada�a obiad o drugiej po p�nocy. Nie istnia�y r�nice po�o�e� jeograficznych, gdy� w Pary�u, Wiedniu, Rzymie, Berlinie czy Londynie znajdowali si� ci sami ludzie, te same obyczaje, te same sprz�ty, a nawet te same potrawy: zupy z wodorost�w Oceanu Spokojnego, ostrygi z Morza P�nocnego, ryby z Atlantyku albo z Morza �r�dziemnego, zwierzyna ze wszystkich kraj�w, owoce ze wszystkich cz�ci �wiata. Dla niej nie istnia�a nawet si�a ci�ko�ci, gdy� krzes�a jej podsuwano, talerze podawano, j� sam� na ulicy wieziono, na schody wprowadzano, na g�ry wnoszono. Woalka chroni�a j� od wiatru, kareta od deszczu, sobole od zimna, parasolka i r�kawiczki od s�o�ca. I tak �y�a z dnia na dzie�, z miesi�ca na miesi�c, z roku na rok, wy�sza nad ludzi, a nawet nad prawa natury. Dwa razy spotka�a j� straszna burza, raz w Alpach, drugi - na Morzu �r�dziemnym. Truchleli najodwa�niejsi, ale panna Izabela ze �miechem przys�uchiwa�a si� �oskotowi druzgotanych ska� i trzeszczeniu okr�tu, ani przypuszczaj�c mo�liwo�ci niebezpiecze�stwa. Natura urz�dzi�a dla niej pi�kne widowisko z piorun�w, kamieni i morskiego odm�tu, jak w innym czasie pokaza�a jej ksi�yc nad Jeziorem Genewskim albo nad wodospadem Renu rozdar�a chmury, kt�re zakrywa�y s�o�ce. To samo przecie robi� co dzie� maszyni�ci teatr�w i nawet w zdenerwowanych damach nie wywo�uj� obawy. Ten �wiat wiecznej wiosny, gdzie szele�ci�y jedwabie, ros�y tylko rze�bione drzewa, a glina pokrywa�a si� artystycznymi malowid�ami, ten �wiat mia� swoj� specjaln� ludno��. W�a�ciwymi jego mieszka�cami by�y ksi�niczki i ksi���ta, hrabianki i hrabiowie tudzie� bardzo stara i maj�tna szlachta obojej p�ci. Znajdowa�y si� tam jeszcze damy zam�ne i panowie �onaci w charakterze gospodarzy dom�w, matrony strzeg�ce wykwintnego obej�cia i dobrych obyczaj�w i starzy panowie, kt�rzy zasiadali na pierwszych miejscach przy stole, o�wiadczali m�odzie�, b�ogos�awili j� i grywali w karty. Byli te� biskupi, wizerunki Boga na ziemi, wysocy urz�dnicy, kt�rych obecno�� zabezpiecza�a �wiat od nieporz�dk�w spo�ecznych i trz�sienia ziemi, a nareszcie dzieci, ma�e cherubiny, zes�ane z nieba po to, a�eby starsi mogli urz�dza� kinderbale. W�r�d sta�ej ludno�ci zaczarowaneg...
ABDITA