5. Nowi uczniowie.rtf

(16 KB) Pobierz

Nowi uczniowie

 

- Bello! Wstawaj! Czas do szkoły! - wołał z dołu Charlie.

- Już wstaje! - krzyknęłam i obróciłam się na drugi bok. Budzik, który wyłączyłam piętnaście minut wcześniej leżał już na środku pokoju. Jak w każdy poniedziałek nie miałam ochoty wstawać. Myśl o rozstaniu z ciepłym i wygodnym łóżkiem zawsze przyprawiała mnie o dreszcze. Sięgnęłam dłonią do radia, które stało przy moim łóżku na szafce nocnej i puściłam muzykę dość głośno, ale nie na tyle by tata musiał interweniować w tej sprawie. To pomagało mi się obudzić i nabrać energii. Zerwałam się z łóżka, podniosłam budzik i odstawiłam go na miejsce. Tanecznym krokiem podeszłam do szafy i wyjęłam moje ulubione wycierane dżinsy, obcisłą, czarną bluzkę i na to czarną bluzę. Zawsze ubierałam się raczej na czarno, co nie oznacza, że należę do jakiejś subkultury czy coś. Po prostu nigdy nie miałam wyczucia w modzie, a do tego nie kręciły mnie te wszystkie zabawy w dobieranie kolorów, stylów i wzorów. Ubierałam się w to co pasowało i lubiłam, nie interesowało mnie to, że na przykład wyszło to z mody miesiąc temu.

Następnie podreptałam do łazienki umyłam twarz i uczesałam się. Ubiór nie był jedyną rzeczą do której nie przywiązywałam większej wagi, do niego dochodził jeszcze codzienny makijaż. Stresowanie się czy aby przypadkiem się nie rozmazałam było zbyt uciążliwe. Owszem jeśli chodzi o wyjście to chętnie, ale codziennie?! Bez przesady... Zresztą stawiam na naturalność.

Schodząc na dół zauważyłam, że Charlie już wychodzi.

- Dzień dobry, już wychodzisz? - spytałam.

- Tak, muszę być dziś wcześniej w pracy. Zobaczymy się wieczorem - powiedział całując mnie w policzek na pożegnanie.

- Pa tato - odparłam.

Charlie nigdy nie miał dla mnie dużo czasu. Zazwyczaj poświęcał cały swój cenny czas na pracę. A po rozwodzie z Renee widywałam się z nim tylko we wakacje, jedynie przez dwa tygodnie i w święta. Tak to jest, gdy się ma ojca policjanta. Westchnęłam i poszłam do kuchni. W lodówce znalazłam mleko, a w szafce musli, co stanowiło całe moje śniadanie.

Szybko zjadłam, umyłam naczynia i pobiegłam na górę po torbę z książkami, było już naprawdę późno, a moja furgonetka potrzebowała czasu żeby dojechać do szkoły. Wzięłam do ręki kurtkę nie ubierając jej nawet i klucze. Dzień zapowiadał się słoneczny, a to rzadkość jak na ten region i porę roku. Wyszłam z domu pośpiesznym krokiem trzaskając za sobą drzwiami, gdy nagle stanęłam jak wryta,a torba zsunęła się z mojego ramienia. Na moim podjeździe stał czarny jeep, a opierał się o niego Mike.

- Hej Bella, myślałem, że przyda ci się mała pomoc... - nie dokończył, bo mu brutalnie mu przerwałam.

- Nie dzięki Mike poradzę sobie sama.

- Oj nie bądź taka, zdzwoniłem dziś rano by cię spytać, ale jeszcze spałaś. Odebrał twój tata i powiedział, że faktycznie wątpi w to żebyś dotarła tam na czas śpiochu - powiedział. Wyczuł moje wahanie i uśmiechnął się zachęcająco.

- No dobra, ale tylko ten jeden raz! - ostrzegłam go. - Zaraz wrócę, tylko odniosę kluczę do auta.

- Okej.

Wbiegłam do domu rzucając kluczykami na stolik w korytarzu i rzuciłam się do telefonu w kuchni. Wykręciłam szybko numer Charliego i nerwowo tupiąc nogą czekałam aż odbierze.

- Komendant Charlie Swan słucham?

- Tato, to ja Bella. Jak mogłeś powiedzieć Mikowi żeby mnie podwiózł do szkoły?! - wrzasnęłam do słuchawki.

- Nie denerwuj się Bello, mam nadzieje, że mu nie odmówiłaś? To taki miły chłopak...

- Ja mam się nie denerwować?! Zresztą pogadamy jak wrócisz, bo teraz się spieszę!

Rozłączyłam się i wróciłam do czekającego na mnie Mike. Siedział już w samochodzie, wydawał się być zniecierpliwiony. Wsiadłam do auta z kwaśną miną i z uczuciem, że czegoś zapomniałam, ale byłam tak zła, że nie mogłam sobie przypomnieć.

- Gotowa? - spytał Mike.

- Tak jedźmy już.

Chłopak puścił radio i zapanowała między nami niezręczna cisza. Jednak nie miałam zamiaru jej przerywać. Zaraz miały się zacząć lekcję, a my byliśmy dopiero w połowie drogi. Przez ten czas zdążyłam się już uspokoić i przypomniałam sobie czego zapomniałam.

- Boziu! - krzyknęłam rozglądając się dookoła mając nadzieję, że moja torba jednak znajdzie się w samochodzie.

- Co się stało?! - spytał zdezorientowany Mike.

- Zapomniałam książek! Mógłbyś zawrócić?!

- O- okej - wyjąkał chłopak jakbym prosiła go o nie wiadomo co.

- Naprawdę przepraszam cię Mike.

- Nic nie szkodzi...

- Nie naprawdę przeze mnie się spóźnisz.

- To nic takiego - powiedział i uśmiechnął się blado.

Miałam pierwszą biologię, a pan Wood był bardzo punktualny.

- Co masz pierwsze? - spytałam.

- Nie martw się mam z panią Karter, ona zazwyczaj się spóźnia.

Mike wyraźnie przyśpieszył, a jego miny wnioskowałam, że był bardzo poirytowany. Gdy znaleźliśmy się już pod moim domem szybko wyskoczyłam z auta i wzięłam leżącą na werandzie przed domem torbę, sprawdziłam jeszcze tylko czy drzwi są zamknięte i wróciłam do samochodu. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu. Na parkingu powiedziałam:

- Dzięki Mike i naprawdę bardzo cię przepraszam za to co się stało, pogadamy na lunchu baj! - pożegnałam się i pobiegłam w stronę klasy.

Wbiegłam zdyszana do klasy mówiąc:

- Bardzo przepraszam za spóźnienie...

- No proszę nasza śpiąca królewna - powiedział złośliwie nauczyciel. - Siadaj i nie przeszkadzaj.

Ruszyłam w kierunku mojej ławki i gdy spojrzałam kto przy niej siedzi zamarłam. Gapiłam się na niego z szeroko otwartą buzią. Sam fakt, że siedział ktoś przy niej oprócz mnie był dziwny, bo zazwyczaj siedzę sama, ale to o mało nie zwaliło mnie z nóg. Spojrzał na mnie, a ja uświadomiłam sobie że się na niego gapie. Zamknęłam buzię i spuściłam wzrok. Gdy usiadłam spojrzałam na niego i spytałam:

- Edward? Co ty tu robisz?

- Hej Bells - przywitał mnie szerokim uśmiechem.

O mało nie zemdlałam. Bells? Powiedział do mnie Bells!! Boziu zachowuję się jak głupia nastolatka, pomyślałam. Rozejrzałam się po klasie, wszyscy zarówno dziewczyny i chłopcy przyglądali nam się. Dziewczyny z zazdrością, a chłopcy z zaciekawieniem. Wróciłam wzrokiem do mojego rozmówcy oczekując odpowiedzi, on jednak nie odpowiadał tylko patrzył na mnie.

- Więc odpowiesz mi?

- Ee - spuścił wzrok zamieszany. - Przeprowadziliśmy się tu z braćmi niedawno.

- A-ha - wyjąkałam, jego uroda przyprawiała mnie o zawroty głowy i szybsze bicie serca.

- Panno Swan! - usłyszałam groźny głos pana Wooda. - Dość, że spóźniasz się na lekcję to do tego przeszkadzasz panu Cullenowi w nauce.

- Prze- przepraszam - wydukałam.

- To moja wina proszę pana - powiedział aksamitnym głosem Edward.

- Oh, cóż w takim razie oboje zostajecie po lekcjach, a teraz proszę nie przeszkadzać reczcie klasy.

Patrzyłam na Edwarda oszołomiona. Co on wyprawiał?! Puścił mi perskie oko i uśmiechnął się łobuzersko. Był niesamowity. Wolałam się więcej nie odzywać by nie dostać kolejnej kary, więc zaczęłam coś rysowac po zeszycie. Pan Wood tłumaczył zagadnienia związane z ekologią, to było jedyne co zdołałam zapamiętać z lekcji, w końcu siedział koło mnie młody bóg! Każda dziewczyna na moim miejscu nie mogłaby się skupić na niczym innym. Na szczęście ta godzina minęła szybko. Gdy zbierałam książki Edward powiedział:

- Moi bracia ucieszą się na twój widok.

- Ee Jessica również ucieszy się na twój widok - wyjąkałam. Skrzywił się na myśl o Jessice, co dodało mi pewności siebie.

- Taa...

- Cóż, najwidoczniej wpadłeś jej w oko - kontynuowałam.

- Wolę o tym nie myśleć, może zjesz z nami lunch, wiesz jesteśmy nowi i nie znamy zbytnio szkoły ani ludzi - uśmiechnął się.

- Czemu nie - zgodziłam się. Zgodziłam się?! Po chwili dopiero dotarło do mnie to co się stało.

- A tymczasem mogłabyś mi pokazać gdzie jest sala gimnastyczna? - spytał.

- Ja - jasne - wyjąkałam.

Wyszliśmy z klasy i zaprowadziłam go pod salę gimnastyczną.

- To widzimy się na lunchu tak? - spytał uśmiechając się niewinnie.

- Tak... - odpowiedziałam i odwróciłam się żeby pójść pod swoją klasę.

- Bello? - usłyszałam jego głos, który sprawiał, że uginały się pode mną kolana.

- T-aa-k?- wydukałam.

- Dziękuję.

- Za co?! To ja dziękuję, przeze mnie musisz zostać po lekcjach... - nie dokończyłam, gdyż mi przerwał.

- Nie przesadzaj Bello, to do zobaczenia na lunchu - powiedział uśmiechając się.

- Do zobaczenie - odparłam i ruszyłam pod klasę by nie zemdleć z wrażenia przed nim.

Następną lekcję miałam z panią Karter nauczycielką od hiszpańskiego. Całą lekcję myślałam o Edwardzie... Pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego. Żaden chłopak tak na mnie nie działał, na żadnego nawet nie zwróciłam wcześniej uwagi.

Miał w sobie coś co mnie przyciągało. To, że był najprzystojniejszym facetem jakiego widziałam nie miało większego znaczenia, natomiast to jak się dzisiaj zachował na biologii po prostu rozwaliło mnie. Niemożliwe żeby był tak idealny, a jednak był.

Hiszpański minął równie szybko co biologia.  Jeszcze jedna lekcja i będzie przerwa na lunch, z jednej strony nie mogłam się doczekać, a z drugiej miałam ochotę uciec jak najdalej stąd.

Szłam właśnie pod następną klasy, gdy usłyszałam za plecami:

- Bello!

Odwróciłam się na pięcie by sprawdzić kto mnie woła i zobaczyłam rozradowaną Jessice, wiedziałam już co chce mi powiedzieć.

- Oh, Belllo widziałaś kim są nowi uczniowie?! - zaszczebiotała.

- Niech zgadnę, trzech nieziemsko przystojnych chłopaków, których poznałyśmy w Seattle?

- A ty skąd wiesz?! - spytała oburzona.

- Miałam biologię z jednym z nich, a konkretnie to z Edwardem - powiedziałam żeby zrobić jej na złość. O lunchu nie wspomniałam, bo wiedziałam że będzie chciała się wprosić. Jej towarzystwo było mi najmniej potrzebne, fakt, że leciała na Edwarda tylko przeszkadzał w wykonaniu mojego planu, a plan był następujący: poderwać największego przystojniaka Edwarda Cullena. Myśląc o tym, że Jess mogłaby mi zaszkodzić, przypomniałam sobie reakcję Edwarda na moje słowa. Uśmiechnęłam się zwycięsko sama do siebie.

- Co cię tak rozbawiło? - spytała Jessica. W ogóle zapomniałam o niej.

- A nic, nic przypomniało mi się tylko coś - powiedziałam powstrzymując wybuch śmiechu.

- Co masz teraz?

- Ja? Ee chyba chemię. Muszę lecieć baj - powiedziałam i pobiegłam pod klasę.

- Pa. Widzimy się na lunchu - krzyknęła za mną, ale jej nie odpowiedziałam, udając, że nie słyszę.

Na chemii Pani Salmor zrobiła nam niezapowiedziany sprawdzian. Był prosty, więc skończyłam jeszcze przed dzwonkiem, na szczeście nauczycielka pozwoliła mi wyjść wcześniej. Postanowiłam pójść do łazienki i jakoś zadbać o swój wygląd, w końcu próbowałam poderwać super ciacho. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lusterku szkolnej łazienki, wyglądałam nawet względnie, ale to było za mało. Poprawiłam włosy i odpięłam bluzę tak by moja obcisła bluzka była widoczna. Nigdy nie starałam się wyglądać pięknie w szkole, ale skoro teraz chodził do niej Edward muszę popracować nad moją garderobą. Dzwonek właśnie zadzwonił, więc szybko posmarowałam usta pomadką i ruszyłam  w stronę stołówki. Wchodząc do stołówki zauważyłam że przy jednym stoliku siedzieli już Em i Jazz ruszyłam w ich kierunku żeby się przywitać i gdy Emmett mnie dostrzegł zerwał się na nogi i podszedł do mnie.

- Hej Bello - przywitał się całując mnie w policzek i przytulając jak dobrą znajomą.

- Cze-cześć Em - wyjąkałam zaskoczona jego reakcją.

Jak mnie puścił zobaczyłam już stojącego za nim i czekającego na swoją kolej Jaspera.

- Witaj Bello - powiedział również całując mnie w policzek i przytulając.

- H-ej Jazz - wydukałam wciąż oszołomiona. Cóż, może w ich stronach, skąd pochodzili takie przywitanie jest normalne.

Rozejrzałam się po stołówce. Teraz wszyscy bez wyjątku gapili się na nas jak na zjawisko nadprzyrodzone.

- A gdzie zgubiliście brata? - spytałam obojętnym tonem.

- Właśnie nie wiem - powiedział Em. - O już idzie - kiwnął głową w kierunku wejścia do stołówki. Obróciłam się i zobaczyłam mojego młodego boga. Wyglądał cudnie. Wszystkie dziewczyny koło których przechodził zmierzając w naszym kierunku obracały się wzdychając. A on podszedł właśnie do mnie i przywitał się ze mną tak jak poprzednio jego bracia. Ramiona miał silne i szerokie, czułam się w nich dziwnie bezpiecznie. Choć to Em uratował mnie przed upadkiem w autobusie, naprawdę bezpiecznie czułam się tylko w ramionach Edwarda. Ah, ile bym dała żeby ta chwila trwała wiecznie...

- Miło cię znów widzieć - powiedział Edward.

- Z tego co mi wiadomo, jeszcze się zobaczym po lekcjach - przypomniałam mu uśmiechając się.

- Ah tak... - nie dokończył, gdyż Em mu przerwał.

- A co umówiliście się?

- Nie tylko mamy oboje kare za rozmowy na lekcji biologii - wytłumaczył mu Ed.

- Może usiądziemy? - zaproponowałam.

Usiedliśmy i poczułam na sobie spojrzenie Jessici która siedziała naprzeciwko, gdy odwzajemniłam spojrzenie, dostrzegłam w jej oczach mieszankę złości, zazdrości i narastającej paniki. Odwróciłam szybko wzrok, wolałam nie myśleć jaką wiązankę pouczeń przygotowuje właśnie dla mnie Jess.

- Więc chłopaki gdzie mieszkacie? - spytałam.

- Za miastem, jakieś 5 kilometrów na północ - odparł Jasper.

- Ja też, tylko 4 kilometry na południe.

Uśmiechnęłam się,

Rozmawialiśmy jeszcze chwile, gdy zadzwonił dzwonek. Wstaliśmy i poszliśmy w kierunku wyjścia.

- To do jutra - rzucił Em całując mnie w policzek tym razem na pożegnanie.

- Cześć.

- Musisz kiedyś do nas wpaść - powiedział Jazz również całując mnie w policzek.

- Albo wy do mnie - odparłam.

- A my się widzimy po lekcjach - powiedział Edward posyłając mi swój łobuzerski uśmieszek.

- Tak po lekcjach... -odparłam. Odwzajemniłam uśmiech i poszłam na lekcje.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin