Czarno-biało
Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak
Kra, kra, kraaaaa! – wołała kaczka Katastrofa, biegnąc z szeroko rozpostartymi skrzydełkami.
Kilka wron podskoczyło i leniwie przefrunęło o kilka metrów dalej.
- Dlaczego je straszysz? – zapytał Pan Kuleczka.
Katastrofa też podskoczyła parę razy, ale nie udało jej się przefrunąć ani kawałka. Przestała skakać i odpowiedziała:
- Chciałam sprawdzić, czy są prawdziwe! Bo tylko tak siedziały i siedziały, i nic.
Katastrofa na pewno była prawdziwa. Ledwo przestała mówić, znów zaczęła skakać i pobiegła sprawdzić, co jest trochę dalej. Pies Pypeć też był prawdziwy. Człapał sobie z tyłu i zastanawiał się, gdzie zimą podziewają się kolory. Bo zostaje właściwie tylko biały i czarny. Nie licząc oczywiście ubrań samochodów i takich tam rzeczy. Aha, no i jak nie ma chmur, to niebo jest naprawdę bardzo niebieskie. Całe szczęście. Mucha Bzyk-Bzyk też była czarna i też była prawdziwa. Choć nie dało się tego zobaczyć na własne oczy, bo siedziała schowana w kieszeni Pana Kuleczki. Jak zwykle zima na spacerze – w pudełku od zapałek, wyłożonym białą watą. Szli dróżką przez pole. Pole było białe, wrony czarne, a dróżka trochę czarna, ale bardziej biała. Poza tym nie było właściwie nic, tylko za polem rósł las. Z daleka wydawał się czarny.
- Ciekawe – powiedziała Katastrofa w biegu – gdzie są te wszystkie bociany, które tu były latem?
- Jak to, gdzie? – uniósł głowę Pypeć – Przecież wiadomo, że w ciepłych krajach.
Pan Kuleczka pokiwał głową i poprawił kapelusz. Trochę szczypało go w uszy.
- No tak – powiedziała Katastrofa, biegnąc w drugą stronę. – Ale dlaczego one odleciały, a wrony zostały?
Chwilę szli w milczeniu, aż w końcu Pypeć niepewnie zapytał:
- Może dlatego, że bociany by tu nie pasowały? Wszystko jest czarno-białe, a one mają czerwone dzioby. Pamiętam.
- A ja myślę, że bociany odleciały, bo im się chciało – powiedziała Katastrofa. – A wrony zostały, bo są leniwe. W ogóle nie chce im się skrzydłami machać. Zobaczcie!
I znów krzyknęła:
- Kraaa!
Kilka wron odleciało nieco dalej od dróżki, ale zaraz znów przysiadło na białym polu. Pan Kuleczka pokręcił głową.
- No, nie wszystkie jest takie czarno-białe, jak się wydaje – powiedział.
Pypeć nieco zdziwiony rozejrzał się wokół. Nic się nie zmieniło. Świat wyglądał tak samo jak przed chwilą.
- A może wrony zostały, bo lubią to pole? – mówił dalej Pan Kuleczka – Nawet zimą. I pamiętają, jakie było wiosną i latem…
- Ja też pamiętam – przypomniał sobie Pypeć. – Kolorowe! Najpierw jasnozielone, potem ciemnozielone, a potem aż żółte!
Katastrofa wzruszyła ramionami.
- Phi, no to co, że było? – zapytała.
- A ja wiem – ucieszył się nagle Pypeć. – Jak było, to znaczy, że znowu może być. Wystarczy tylko poczekać.
Katastrofa zatrzymała się na chwilę, przyjrzała się uważnie Pypciowi, a potem wronom i powiedziała:
- Czekać, czekać! Trzeba coś robić, robić, robić! 0 i znów pobiegła przed siebie, machając ze wszystkich sił skrzydełkami.
Może miała nadzieję, że od tego machania śnieg szybciej stopnieje i przyjdzie wiosna? A Pypeć wpatrywał się w czarne wrony na białym polu i całkiem niespodziewanie zaczęło mu się wydawać, że wrony są trochę granatowe, a śnieg trochę niebieski. Czyżby Pan Kuleczka miał racje i to wszystko nie było jednak takie zupełnie czarno-białe?
„DZIECKO” nr 1, styczeń 2003 , s. 80-81
anulawasz