Był to zapewne taktyczny wybieg ze strony tego impulsywnego i elokwentnego polityka, który - jak wynika z jego własnych wspomnień - realizujšc od dawna żywione ambicje wierzył w swojš dobrš gwiazdę. Tak czy inaczej Rakowski postanowił (za oczywistym przyzwoleniem Biura Politycznego) obyć się bez pertraktacji z opozycjš i postawić na własne siły. Jednym z atutów było dokonanie dalszych przekształceń w administracji rzšdowej, polegajšce nie tylko na kolejnej redukcji ministerstw czy przekształceniu uważanej za jeden z hamulców reformy Komisji Planowania w Centralny Urzšd Planowania (CUP), czym nawišzywano do lat 1945-1948 i funkcjonujšcej wówczas zasady "gospodarki wielosektorowej". Zaskakujšce były także niektóre nominacje, a przede wszystkim powierzenie stanowiska ministra przemysłu Mieczysławowi Wilczkowi, który był wprawdzie członkiem PZPR, ale jednoczenie włacicielem dobrze prosperujšcej firmy. Miał być on nie tylko realizatorem nowej polityki gospodarczej, ale także jej symbolem. Nowy rzšd, nie zaprzštajšc sobie głowy sprawami rozgrywki politycznej, przygotowywał cały zestaw decyzji ekonomicznych, których głównym założeniem była zdecydowana liberalizacja prywatnej działalnoci gospodarczej, zniesienie ograniczeń w obrocie dewizowym, zelżenie kontroli cen. Miała to być kolejna - i najbardziej odważna - próba wprowadzania zasad rynkowych. O tym, że Rakowski nie mylał "głaskać" opozycji, wiadczyło pozostawienie na stanowisku rzecznika rzšdu pogardzanego powszechnie (ale z masochistycznš przyjemnociš oglšdanego) Jerzego Urbana. Mocniejszym sygnałem było stwierdzenie premiera, że społeczeństwo woli stół "dobrze zastawiony" niż "okršgły", ale prawdziwym znakiem - zarazem projektowanych zmian gospodarczych, jak przede wszystkim lekceważenia "Solidarnoci" - była ogłoszona 31 padziernika decyzja o postawieniu w stan likwidacji Stoczni Gdańskiej. Tym gestom kojarzonym z politykš "twardej ręki" towarzyszyły, toczone w goršczkowej atmosferze, dyskusje wewnštrzpartyjne. Tezę o "pluralizmie zwišzkowym" próbowano zastšpić tezš o "pluralizmie społecznym". W najwyższych gremiach PZPR zastanawiano się nawet, czy nie byłoby dogodniejsze dopuszczenie istnienia opozycyjnych partii politycznych niż "Solidarnoci", która była nie do strawienia dla przeważajšcej częci aparatu i zwišzkowców Miodowicza. Wykonywano dziesištki sondaży i analiz, zwracano się w różnych kierunkach - także do "antysolidarnociowych" rodowisk nacjonalistycznych - o wzięcie udziału w "ogólnonarodowej debacie nad przyszłociš Ojczyzny". Coraz wyraniej propagowano tezę o rozróżnianiu "ekstremistów" od "opozycji konstruktywnej". Nie szczędzono też wysiłków, aby przekonać aparat partyjny o koniecznoci zmian. Ekipa gen. Jaruzelskiego prowadziła przy tym swego rodzaju walkę na dwa fronty: "Solidarnoć" przekonywała o niemożliwoci poważniejszych ustępstw, którym przeciwstawia się partyjna "baza", tej za z kolei grożono nowymi wybuchami społecznymi, które mogš doprowadzić do załamania się systemu. W sumie jednak, pomimo kolejnego spotkania Wałęsa-Kiszczak (18-19 listopada), trwał impas. Paradoksalnie, pierwszego poważnego kroku do jego przełamania dokonano z inicjatywy jednego z najbardziej zdecydowanych przeciwników ugody z "Solidarnociš": Miodowicz wystšpił publicznie z propozycjš odbycia transmitowanej na żywo debaty telewizyjnej ze swym "wrogiem nr 1Ň", Wałęsš. Biuro Polityczne wyraziło zgodę, choć - przezornie - zastrzegło, iż leader OPZZ nie może występować w imieniu kierownictwa partii. Debata ta, przeprowadzona wieczorem 30 listopada 1988 r., przyniosła bezdyskusyjny triumf szefa "Solidarnoci", który był spokojny, umiarkowany i pewny siebie. "Nie wiem, co się stało Miodowiczowi - komentował to w zaufanym gronie Jaruzelski - Co przerażajšcego. I pchał się w tę rozmowę jak ćma do ognia". Przyznał jednak: "Mylałem, że go rozgromi". Łatwoć, z jakš laureat pokojowej Nagrody Nobla osišgnšł wynik inny niż sšdził I sekretarz, wypływała - jak się wydaje - w znacznym stopniu z tego, że Wałęsa mówił o prostych prawdach i to, co mylał, nie krępowany taktycznymi ograniczeniami. Już samo pojawienie się w telewizji człowieka, którego tak niedawno odsšdzano od czci i wiary, było silnym impulsem dla milionów widzów. Przebieg debaty uwiadomił za wielu, nawet przeciwnikom Wałęsy i "Solidarnoci", że majš do czynienia z partnerem poważnym i myleniem rzeczywicie alternatywnym wobec ustrojowych kanonów. Sukces odniesiony w kraju umocnił Wałęsa wizytš we Francji (9-12 grudnia) - gdzie spotkał się m.in. z Andriejem Sacharowem - której polskie mass media nie mogły przemilczeć. Jakkolwiek kierownictwo PZPR było raczej zdetonowane niż zadowolone przebiegiem tego telewizyjnego pojedynku, skłonił on je do kontynuacji niż do porzucenia reformatorskich zabiegów. Być może, poza przekonaniem o ich niezbędnoci i słusznoci, wytworzył się już mechanizm obrony raz przyjętej linii działania, a opór "bazy" zwiększał determinację. Podczas kolejnego posiedzenia KC - które podzielono na dwie tury (20-21 grudnia 1988 r., 16-18 stycznia 1989 r.) - doszło do ostrej konfrontacji między ekipš I sekretarza a większociš centralnego aktywu partii. Stopień zaangażowania gen. Jaruzelskiego w forsowanš linię politycznš był już taki, iż wycofanie się z niej mogło oznaczać całkowitš klęskę i koniecznoć ustšpienia jeli nie samego generała, to większoci jego najbliższych współpracowników. Po dramatycznych obradach, w których padało wiele głosów zdecydowanie przeciwstawiajšcych się polityce Jaruzelskiego, często okrelanej jako kapitulancka, stanowisko "centrum" zostało jednak zaakceptowane. W kluczowym momencie "generalska trójka" (Jaruzelski, Kiszczak, Siwicki) - do której dołšczył się premier - zagroziła dymisjš. Poddano pod głosowanie wniosek o wotum zaufania dla całego Biura Politycznego, który przeszedł wprawdzie, ale fakt, że na 178 członków KC aż 32 było przeciw (a 14 wstrzymało się) wiadczył, iż I sekretarz daleki jest od pełnej kontroli nad sytuacjš. Sytuacja taka nieczęsta była w partiach komunistycznych. Przyjęte ostatecznie "Stanowisko KC PZPR w sprawie pluralizmu politycznego i pluralizmu zwišzkowego" otwierało drogę do rozmów z "Solidarnociš". W porównaniu z "szarpaninš", jakš przeżywała PZPR, opozycja przygotowywała się do nowej - acz jeszcze nie znanej - roli w (przynajmniej pozornym) spokoju i porzšdku. 18 grudnia 1988 r. 119 osób zaproszonych przez Wałęsę ukonstytuowało Komitet Obywatelski przy Przewodniczšcym NSZZ "Solidarnoć". Do grona tego wchodzili opozycyjni intelektualici różnych orientacji ideowych, grono dotychczasowych doradców "zwykłego obywatela" - jak okrelał Wałęsę rzecznik prasowy rzšdu - oraz działacze zwišzku, zarówno z lat konspiracji, jak i niektórzy leaderzy strajków z 1988 r. Komitet Obywatelski, którego sekretarzem został dawny "korowiec" Wujec, a faktycznymi leaderami byli Geremek i Mazowiecki, podzielony został na zespoły robocze, które stanowić miały jego reprezentację podczas rozmów Okršgłego Stołu. Nie skupiał on wszakże przedstawicieli wszystkich nurtów opozycyjnych. Poza Komitetem pozostały nieomal wszystkie partie i grupy polityczne, także te, które - jak Solidarnoć Walczšca - wywodziły się z "sierpniowego pnia". Scena opozycyjna podlegała coraz ostrzejszej polaryzacji na częć umiarkowanš i radykalnš, która kontestowała samš koncepcję pertraktowania z "komuchami". Należeli do niej zarówno opozycjonici "starej daty", tacy jak Leszek Moczulski i jego partia, młodzi na ogół ludzie, którzy do życia politycznego weszli w czasie stanu wojennego (najbardziej aktywni w Federacji Młodzieży Walczšcej i RSA, ale także w NZS), jak i skłóceni z Wałęsš niektórzy historyczni leaderzy "Solidarnoci" (m.in. Marian Jurczyk, Jan Rulewski czy Andrzej Gwiazda). Aczkolwiek formacje radykalne były aktywne i widoczne, znajdowały się w stanie rozproszenia i nie mogły zagrozić poważnie pozycji Wałęsy i jego Komitetu Obywatelskiego. Odgrywały one wobec przewodniczšcego w pewnym sensie podobnš rolę jak po drugiej stronie barykady OPZZ. Na ich tle - podobnie jak Jaruzelski czy Kiszczak na tle Miodowicza lub Kociołka - zwolennicy Wałęsy prezentowali się jako siła umiarkowana i skłonna do współpracy. Przygotowania Komitetu do rozmów opierały się w zasadzie na koncepcji wywierania instytucjonalnego nacisku na władze dzięki rejestracji "Solidarnoci" (także rolniczej i NZS) oraz legalizacji partii i grup politycznych. Większoć podnoszonych postulatów nawišzywała do żšdań z lat 1980-1981, takich jak liberalna ustawa o cenzurze, dostęp opozycji do państwowych rodków masowego przekazu, możliwoć posiadania własnych gazet, likwidacja nomenklatury, energiczne wprowadzanie reformy gospodarczej (m.in. na podstawie samorzšdów pracowniczych), swoboda zrzeszania się, likwidacja organizacyjnych monopoli (takich jak oficjalny ZHP), niezależnoć wymiaru sprawiedliwoci, uwolnienie samorzšdu terytorialnego spod nacisku administracji i PZPR. Towarzyszył temu pokany pakiet żšdań ekonomicznych o charakterze rewindykacyjnym, w tym przyjęcie zasady waloryzacji płac proporcjonalnej do wzrostu kosztów utrzymania. Większoć członków Komitetu - a także sam Wałęsa - nie rozpatrywała sytuacji pod kštem przejęcia władzy ani nawet udziału w jej sprawowaniu. Wielu uważało to za zbyt ryzykowne wobec pogłębiajšcego się kryzysu gospodarczego, realnej siły w postaci wojska i aparatu bezpieczeństwa, a także niepewnoci co do stanowiska Moskwy wobec gwałtownej i generalnej zmiany. Umiarkowanie to miało po częci charakter taktyczny, ale ambiwalencja "konstruk...
jagaw7