Dębski Sen o wolności, sen o śmierci.txt

(92 KB) Pobierz
Eugeniusz D�bski

Sen o wolno�ci, sen o �mierci...

Najpierw bili dwaj stra�nicy, trzeci, jakby znudzony zabaw� ze skutymi 
wi�niami, sta� w drzwiach oparty barkiem o kamienn� okut� pionowymi �elaznymi 
sztabami futryn�. Trzyma� w ustach koniec rzemyka, kt�rym zapina� pod brod�
szyszak, gryz� go i ssa�, co jaki� czas popluwaj�c na pod�og�. Odezwa� si� tylko 
raz, kiedy jeden z oprawc�w spl�t� palce i utworzon� w ten spos�b maczug� z 
d�oni uderzy� s�aniaj�cego si� ju� i tak Hondelyka w bok g�owy, a drugi 
natychmiast poprawi� w
kark. Hondelyk run�� bezw�adnie na kolana i zwali�by si� twarz� w cienk� warstw� 
s�omy na kamieniach, ale podtrzyma�y go kajdany. Wtedy w�a�nie ten przy drzwiach 
przesun�� koniec rzemyka w k�t ust i wyda� z siebie co� jak: "No-o!?". Pierwszy 
so�dafon
kopn�� jeszcze Hondelyka w bok, ale nie pozwoli� zrobi� tego samego drugiemu - 
odsun�� go i wskaza� brod� Cadrona. Ten przy drzwiach westchn�� g�o�no, 
przypomnia�o to co� obu �o�dakom, w po�piechu uderzyli po dwa razy Cadrona w 
g�ow� i niespodziewanie
skierowali si� do drzwi. Ostatni wyszed� ten, kt�ry nie bi�, rzuciwszy na niego 
spojrzenie Cadron zrozumia�, �e on w�a�nie jest najbardziej niebezpieczny z 
widzianej tr�jki. Dwaj piersi bili, bo trzeba, bo rozkaz, ten trzeci lubi� widok 
i zapach krwi,
on tu wr�ci i nie b�dzie macha� r�kami, nie b�dzie kopa�, on przysunie sobie 
zydel i chwyci nos w c�gi, wolno b�dzie obraca� wytrzeszczonymi oczami wpatruj�c 
si� w usi�uj�c� okr�ci� si� za ruchem c�g�w ofiar�. Potem chwyci w klamerni� 
j�dra i b�dzie
przez ca�y wiecz�r skr�ca� po troch� mutr� napawaj�c si� jarz�cymi z b�lu oczami 
ofiary. Mo�e b�dzie przeje�d�a� wolno po plecach rozpalonym do czerwono�ci 
pr�tem. Mo�e wsadzi twarz w kosz z roz�arzonym w�glem, mo�e... Och, na Kreista, 
jakie�
mo�liwo�ci otwieraj� si� dla kogo�, kto potrafi zaanga�owa� si� w ulubion� 
zabaw�!?
Cadron opad� na kolana czuj�c jak r�ce same podnosz� si� mu do g�ry szarpni�te 
�a�cuchami. W �cianach lochu umocowane by�y solidne �elazne pier�cienie, przez 
kt�re przewleczono �a�cuchy ��cz�ce praw� r�k� jednego wi�nia z lew� drugiego. 
W nik�ym i
pulsuj�cym �wietle s�cz�cym si� z dwu olejowych kagank�w przy drzwiach Cadron 
zobaczy�, �e jest przy��czony do jakiego� m�czyzny z lewej, praw� r�k� 
po��czony z Hondelykiem, a jego z kolei prawa r�k� kr�tkim �a�cuchem z��czono z 
k�kiem, tak samo jak
lew� r�k� wsp�towarzysza niedoli. Zebrawszy troch� �liny oczy�ci� ni� usta, 
splun�� w s�om� i z wysi�kiem d�wign�� si� na nogi. Zauwa�y�, �e nieznajomy 
wsp�wi�zie� przesun�� si� jak m�g� najbli�ej lewej obr�czy, by da� Cadronowi 
mo�liwo�� odpoczynku
na kolanach.
- Postaraj si� wyci�gn�� do przodu - powiedzia� obcy. - Mo�e si�gniesz nog� 
kub�a z wod� - popchnij go do mnie, a ja skorzystam z rogu i mo�e uda mi si� 
przyci�gn�� do nas.
- Zaraz - wychrypia� Cadron - Najpierw zobacz�... - Przyci�gn�� praw� r�k� do 
boku, lewa r�ka Hondelyka pow�drowa�a do g�ry, ca�e cia�o zako�ysa�o si�, g�owa 
majtn�a na boki, ale nic wi�cej nie da�o si� z tej pozycji zobaczy�.
Wybra� ca�y mo�liwy luz ok�w, nieznajomy z lewej przysun�� si� do niego jak m�g� 
najbli�ej, Cadron odetchn�� i wyrzuci� do przodu obie nogi. Stukn�� czubkami 
but�w w �ciank� kub�a, zawis� na kajdanach, otarte i pot�uczone przeguby 
zabola�y tak, �e
wrzasn�� g�o�no. Ty�em g�owy uderzy� w lodowat� �cian� lochu. Pomys�odawca z 
lewej poci�gn�� za �a�cuch pomagaj�c Cadronowi wsta�.
- Przykucnij, a dopiero potem si�gaj kub�a - pouczy� go.
- Wtedy nie si�gn�, �a�cuchy mnie przyci�gn�. - Poprawi� u�o�enie d�oni w 
kajdanach, napr�y� �a�cuchy i chwyci� je w d�onie. Wybra� ile si� da�o �a�cucha 
od strony Hondelyka i szybko, by nie m�czy� przyjaciela ponownie rzuci� si� 
nogami do przodu. Tym
razem uda�o mu si� obj�� rozpaczliwie wypr�onymi stopami kube�. Kiedy bezw�adne 
cia�o Hondelyka poci�gn�o go do ty�u przyci�gn�� kube�. Kiedy zako�ysa� si� 
niebezpiecznie pu�ci� wiedz�c, �e nast�pnym razem si�gnie ju� niemal bez trudu. 
I tak si�
sta�o. Mia� kube� przy nogach.
- I co dalej? - zapyta� siebie wpatruj�c si� w m�tn� rozedrgan� powierzchni� 
cieczy.
M�g� si�gn�� r�k� do pasa, wykluczone by�o by jego r�ce zetkn�y si�. 
Zastanawia� si� chwil�.
- Zrzu� but do wiadra a je�li masz sprawne palce u st�p podasz sobie potem but. 
Widzia�em tu takiego jednego, zawsze m�g� si�, kiedy chcia� napi�.
- Nie �artuj.
- Tu si� w og�le nie �artuje. Nie zauwa�y�e�? - zapyta� nieznajomy.
Woda w wiadrze by�a zimna. Wype�ni�a but do�� szybko, Cadron chwyci� mi�dzy 
paluch i drugi palec kraw�d� cholewki i wykr�caj�c pod nienaturalnym k�tem nog� 
w kolanie wolno podni�s� but do poziomu po�owy ud. Na tym sko�czy�y si� jego 
mo�liwo�ci. Przez
chwil� stara� si� chwyci� but lew� r�k�, ale b�l w kolanie zmusi� go do 
rezygnacji. Postawi� but patrz�c z �alem jak wylewa si� cz�� wody. Poruszy� 
nog� �eby szybciej odzyska� w niej ca�kowit� w�adz�. Odetchn�� g��boko.
- Mo�e... - Zacz�� obcy, ale umilk� uciszony sykni�ciem Cadrona.
Tym razem podnosi� nog� szybko, gdy sko�czy� si� zasi�g nogi rozwar� palce stopy 
i si�gn�� po lec�cy do g�ry but. Pud�o. Powt�rzy� od pocz�tku czynno�� - 
zaczerpywanie wody, "podrzucanie" buta. Zaczerpywanie wody, podrzucanie... 
Zaczerpywanie...
Zaczerpywanie...
- Jest! - sykn�� triumfalnie nieznajomy.
Chwycony w koniuszki palc�w but grozi� wypadni�ciem z uchwytu, wi�c Cadron 
delikatnie, przyspieszaj�c ile m�g� podni�s� go do g�ry, jednocze�nie szarpn�� 
g�ow� w d� i chwyci� cholewk� w z�by. Teraz m�g� chwil� odpocz��. Zamycza� 
triumfalnie,
przest�pi� z nogi na nog�, opu�ci� r�ce. Nie czu� smaku sk�ry, ale wo� wody 
uderzy�a w nos. Na pewno w normalnych warunkach nie przysz�oby mu do g�owy nawet 
pomy�le� o zaspokojeniu pragnienia t� bryj�. Odczeka� chwil�, w lewej s�ysza� 
ponaglaj�ce
sapanie obcego, zgi�� si� w p�, wysun�� do g�ry r�ce i wypu�ci� but z z�b�w. 
Przycisn�� obiema r�kami but do brzucha, ostro�nie manipuluj�c prze�o�y� 
cholewk� do prawej r�ki. Teraz popu�ci� wypr�ony �a�cuch, pozwoli� opa�� r�ce 
Hondelyka i ca�emu
jego cia�u, zamachn�� si� wychlusn�� cz�� wody na g�ow� przyjaciela. Nie 
czekaj�c na efekt, �piesz�c si�, bo wody nieustannie wycieka�a ze spoiny 
cholewki i podeszwy, powt�rzy� operacj�, struga trafi�a gorzej - w plecy. 
Jeszcze raz, uwzgl�dniaj�c
poprawki dokona� jeszcze jednego zamachu trafiaj�c tym razem znowu dobrze w kark 
i g�ow�. Hondelyk drgn��. Teraz Cadron odwr�ci� si� do obcego.
- Chcesz?
- Tak, ale najpierw wy. - Nagle wyszczerzy z�by, z przodu, nie mia� co 
wyszczerza�, ciemny par�w prowadzi� prosto do prze�yku. - P�niej b�dzie troch� 
ten but przep�ukany - zachichota� chrapliwie.
Cadron odkry�, �e �ciskaj�c cz�� buta mo�e wydusi� wod� z jego czubka do 
napi�tka, sk�d - jak s�dzi� - �atwiej b�dzie wyla� j� w dowolnym kierunku. 
Hondelyk potrz�sn�� lekko g�ow�, sykn��. Potem ko�ysa� si� chwil�, podni�s� si� 
z kl�czek i dopiero
wtedy rozejrza�. Ze zlanej krwi� twarzy wyjrza�o jedno oko, drugie zaklei� gruby 
skrzep. W dolnej cz�ci krwawej maski otworzy�a si� szczelina i rozleg� si� 
najpierw charkot, potem Hondelyk odkaszln�� bole�nie wzdrygn�wszy si� ca�ym 
cia�em i na koniec
zapyta�:
- D�ugo?
- Nie, ale g��boko. Chcesz jeszcze wody?
Hondelyk odwr�ci� oko na brzuch Cadrona, chwil� zastanawia� si�.
- Jak ty� to zrobi�?
- Niewa�ne, chcesz czy nie? Jak nie - oddaj� towarzyszowi z lewej.
Hondelyk wychyli� si�, wyszarpni�te o wiele wcze�niej spod pier�cienia d�ugie 
w�osy przesun�y si� na twarz, przyklei�y do klej�cej maski.
- Pij, bracie, pij - pozwiedza�.
Cadron przestawia� chwil� palce na bucie, popatrzy� w lewo. Nieznajomy skin�� 
g�ow�, ci�ni�ty but chwyci� zr�cznie i przed�u�aj�c ruch r�ki chlusn�� sobie w 
twarz. Z drugim razem by�o ju� o wiele gorzej - w bucie ko�czy�a si� woda i 
mniejsza struga
trafi�a w pier�. Wsp�towarzysz niedoli westchn��, wytrz�sn�� z buta reszt� wody 
staraj�c si� nie pochlapa� swoich n�g, zdziwionemu Cadronowi wyja�ni�, �e w 
lochu jest upiornie zimno.
- Acha - powiedzia� Cadron. Odwr�ci� si� do Hondelyka, ale nieznajomy dorzuci�:
-, Dlatego ci czaruj�cy woje tak lubi� macha� tu na dole r�kami.
- Acha - powt�rzy� Cadron - Rozumiem. - Popatrzy� na Hondelyka. - Czujesz si� 
jako�? Po�amany? Zapytany poruszy� r�kami, barkami, przest�pi� z nogi na nog�.
- Chyba nie... - Rozpocz�� d�ug� seri� ostro�nego pocharkiwania a� zako�czy� j� 
soczystym spluni�ciem w stron� drzwi. - Ale nie wiem, czy b�dzie mi si� chcia�o 
by� niepo�amanym jeszcze raz.
- Bydl�! - warkn�� Cadron - Nie jestem m�ciwy, ale ten szubrawiec mi zap�aci za 
to wszystko.
Obcy z lewej parskn�� �miechem. Nikt nie do��czy� do niego. Cadron i Hondelyk 
zabrali si� do ogl�dania swoich kajdan i �a�cuch�w. Zlustrowali r�wnie� k�ka, 
za po�rednictwem kt�rych byli z��czeni ze �cianami. Przy pobie�nym ogl�dzie nie 
zauwa�yli
�adnych s�abych stron. Niemal jednocze�nie wyprostowali si� i odetchn�li 
g��boko.
- No i co? D�ugo jeszcze Ferny Sad�ow�r b�dzie �y�? - zakpi� obcy.
Nikt mu ni odpowiedzia�. Odchrz�kn�� i powiedzia�:
- Zwyczaj jest taki - je�li wejdzie tu z �o�dakami - koniec z nami, a 
przynajmniej z jednym z nas. Lubi wdycha� zapach ulatuj�cej duszy. Je�li go nie 
ma - tylko troch� poboli. - Dalej nikt nie podchwytywa� tematu. - A tak w og�le 
- po co�cie tu...
...przyjechali wczesnym rankiem, nie �witem, ale wcze�nie. Miasto dr�a�o niczym 
ogarni�ty febr� organizm w oczekiwaniu czterech dni �wi�t, ju� kilka krok�w za 
murami trafili na pierwszych cz�onk�w klanu kurkowego, kt�rzy usi�owali im 
sprzeda�
kryszta�owo czyst� lodowat� wod� po cenie niez�ego wina, ale sprzed bramy. Obok 
nich kr�cili si� piekarze z gor�cymi pachn�cymi apetycznie a� do b�lu bu�kami, 
rogalami, ko�aczami, podp�omykami, bach�awami, palcherem, chalaw�, plecionkami, 
gurlakami i
ca�� reszt� asortymentu. Cadron wiedzia� co mu grozi, je�li skusi s...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin