Barker Księga Krwi V.txt

(257 KB) Pobierz
Clive Barker

Ksi�gi krwi V

Ka�de cia�o jest ksi�g� krwi.
 Gdziekolwiek je otworzysz, jest czerwone.
ZAKAZANY
Jak doskona�a tragedia, kt�rej struktura zagubiona jest w cierpieniu - idealna 
geometria dzielnicy Spector Street by�a widoczna tylko z lotu ptaka. 
Spacerowanie jej 
mrocznymi, brudnymi uliczkami, z jednego betonowego placu do nast�pnego 
pobudza�o 
wyobra�ni�. Na placu otoczonym murami ros�y drzewa, zanim nie okaleczono ich i 
nie 
wyrwano z korzeniami, a wysoka trawa niewiele mia�a wsp�lnego ze zdrow� 
zieleni�.
Bez w�tpienia dzielnica by�a marzeniem architekta. Miejscy projektanci 
op�akiwali 
projekt zasiedlenia 36 os�b na jednym hektarze, ale wychwalali miejsce 
przeznaczone na plac 
zabaw dla dzieci. Spector Street, a dok�adniej m�wi�c jej podw�rza, cieszy�y si� 
w�tpliw� 
reputacj�, kt�rej w przysz�o�ci miano zaradzi�. Na razie projektanci porzucili 
j� na pastw� 
losu. Architekci zajmowali odbudowane domy Georgijczyk�w na drugim ko�cu miasta 
i 
prawdopodobnie nigdy nie postawili tu nogi.
Pewnie jednak nie byliby zawstydzeni odstraszaj�cym wygl�dem dzielnicy, nawet 
gdyby tu przyjechali. Ich dziecinne umys�y by�y r�wnie wspania�e, jak jej 
precyzyjna 
geometria. To ludzie zniszczyli Spector Street. Nawet nie sprzeciwiali si� temu 
oskar�eniu. 
Helen rzadko widywa�a centrum miasta tak zdewastowane. Porozbijane lampy i 
obdrapane 
�ciany dom�w. Samochody, z kt�rych wymontowano ko�a i silniki, a reszt� spalono, 
blokuj�c 
wjazd do gara�y. W jednym z podw�rzy dwa czy trzy dwupoziomowe mieszkania by�y 
ca�kowicie strawione przez ogie�; w oknach i drzwiach stercza�y osmolone deski i 
skorodowane �elastwo.
Jeszcze bardziej przera�aj�ce by�y graffiti, kt�re specjalnie przysz�a obejrze�, 
zach�cona przez Archiego, i nie rozczarowa�a si�. Trudno by�o uwierzy� patrz�c 
na 
r�norodno�� kompozycji: nazwiska, niemoralne obrazki i doktryny religijne 
bazgrane 
sprayami na ka�dym daj�cym si� wykorzysta� murze. Spector Street istnia�o od 
trzech i p� 
roku. �ciany, niedawno dziewicze, teraz by�y tak zniszczone, �e Miejski 
Departament 
Czysto�ci straci� nadziej�, i� kiedykolwiek uda si� przywr�ci� je do pierwotnego 
stanu. 
Warstwa bielid�a pokrywaj�ca t� wizualn� kakofoni� zach�ca�aby tylko do 
bazgrania od 
nowa.
Helen by�a w si�dmym niebie. Ka�dy k�t, w kt�ry spojrza�a, oferowa� nowe 
materia�y 
do jej rozprawy pt. �Graffiti wyrazem miejskiej rozpaczy". Temat skupia� jej 
ulubione 
dyscypliny - socjologi� i estetyk� - i kiedy w�drowa�a przez t� szczeg�ln� 
dzielnic�, zacz�a 
zastanawia� si�, czy kto� nie napisa� ju� o tym ksi��ki. Sz�a od podw�rza do 
podw�rza, 
kopiuj�c wi�kszo�� interesuj�cych bazgro��w i zapisuj�c, gdzie je znalaz�a. 
Potem posz�a do 
samochodu po aparat fotograficzny i wr�ci�a w ciekawsze rejony.
Kiepsko jej sz�o. Nie by�a ekspertem-fotografem. Promienie pa�dziernikowego 
s�o�ca 
po�yskiwa�y w kawa�kach metalu i pot�uczonego szk�a, w za�amaniach mur�w. Ka�d� 
�cian� 
fotografowa�a w r�nych uj�ciach, a by�o ich wiele. Przypomnia�a sobie, �e jej 
obecne z�e 
samopoczucie zostanie zrekompensowane, kiedy poka�e te materia�y Trevorowi.
 - Pisanie po �cianach? - m�wi� u�miechaj�c si� w ten irytuj�cy, 
charakterystyczny dla 
niego spos�b. - Robili to ze sto razy.
Oczywi�cie, to by�a prawda. Sami nauczyli ich graffiti - wype�nionych po brzegi 
socjologicznym �argonem: pozbawienie praw obywatelskich, wyrzutki 
spo�ecze�stwa... Ale 
pochlebia�a sobie, �e w�a�nie ona mo�e znale�� mi�dzy tymi bazgro�ami co�, czego 
nie 
znale�li poprzedni analitycy - mo�e jakie� jednocz�ce konwencje, kt�rych mog�aby 
u�y� jako 
has�a przewodniego swej rozprawy. Odpowiedni efekt mo�e da� tylko sprawne 
skatalogowanie zebranych informacji i zdj��, zanim je ujawni. Bardzo wa�na jest 
tak�e jako�� 
zdj��. Pracowa�o tu zbyt wiele r�k, zbyt wiele my�li zosta�o tu uwiecznionych - 
chocia�, 
gdyby znalaz�a jaki� schemat, jaki� przewa�aj�cy motyw, mia�aby gwarancj�, �e 
rozprawa 
przyci�gnie uwag� powa�nych ludzi, a tym samym ona zostanie zauwa�ona.
 - Co robisz? - zapyta� kto� stoj�cy za jej plecami. Odwr�ci�a si� i zobaczy�a 
m�od� 
kobiet� z w�zkiem.
Sta�a na chodniku. Wygl�da�a na zm�czon� i zmarzni�t�. Dziecko gaworzy�o 
trzymaj�c w r�czce pomara�czowego lizaka.
Helen u�miechn�a si� do kobiety. Wyda�a jej si� st�skniona serdeczno�ci.
 - Fotografuj� �ciany - odpowiedzia�a.
 - Masz na my�li te niemoralne brudy? - zapyta�a kobieta.
Wed�ug oceny Helen mog�a mie� najwy�ej dwadzie�cia lat.
 - Napisy i rysunki... - powiedzia�a Helen, a po chwili doda�a: - Tak, 
niemoralne 
brudy.
 - Jeste� z Rady Miejskiej?
 - Nie, z uniwersytetu.
 - To ohydne - powiedzia�a kobieta spogl�daj�c na �ciany. - To nie tylko 
dzieciaki.
 - Nie?
 - Doro�li m�czy�ni. Tak�e doro�li m�czy�ni. Przekl�ci. Rozejrzyj si�, a 
zobaczysz 
ich wsz�dzie... - Spojrza�a na dziecko, kt�re wyrzuci�o lizaka na ziemi�. - 
Kerry? - zawo�a�a 
starszego ch�opca, ale nie zwr�ci� na ni� uwagi. - Chc� to zamalowa�? - 
zapyta�a.
 - Nie wiem. Jestem z uniwersytetu - przypomnia�a jej Helen.
 - Ach! - zdziwi�a si�, jakby us�ysza�a co� nowego. - Wi�c nie masz nic 
wsp�lnego z 
Rad� Miejsk�?
 - Nie.
 - Niekt�re s� niemoralne, po prostu wstr�tne, prawda? Patrzenie na niekt�re z 
tych 
bazgro��w wprawia mnie w zak�opotanie.
Helen przytakn�a, obserwuj�c dzieci. Malec postanowi� w�o�y� Kerry'emu lizaka 
do 
ucha.
 - Nie r�b tego! - powiedzia�a do niego matka i lekko pacn�a dziecko po 
r�czkach. To 
nie mog�o zabole�, ale rozp�aka� si�. Helen skorzysta�a z okazji i wr�ci�a do 
pracy, ale kobieta 
uparcie dalej chcia�a rozmawia�: - Nie tylko tutaj wida� ich dzia�alno�� - 
stwierdzi�a.
 - S�ucham?
 - W�amuj� si� do pustych mieszka�. Rada Miejska pr�bowa�a temu zaradzi�, ale 
niewiele zdzia�ali. Zawsze znajd� spos�b, by dosta� si� do �rodka. U�ywaj� ich 
jako toalet i 
jeszcze wi�cej �wi�stw wypisuj� na �cianach. Podpalaj� samochody i mieszkania. 
Nikt nie 
czuje si� tu bezpieczny.
Jej s�owa zaciekawi�y Helen. Czy graffiti na wewn�trznych �cianach r�ni�y si� 
od 
tych z miejsc publicznych? Tamte z pewno�ci� by�yby cenniejszym odkryciem.
 - Znasz takie miejsca w tej okolicy?
 - Chodzi ci o puste mieszkania?
 - Z grafitti.
 - W s�siedztwie jest takie jedno czy nawet dwa - powiedzia�a. - Mieszkam przy 
Placu 
Buttsa.
 - Mog�aby� mi je pokaza�? - poprosi�a. Kobieta wzdrygn�a si�. - Przy okazji, 
nazywam si� Helen Buchanem.
 - Anne-Marie - przedstawi�a si�.
 - By�abym wdzi�czna, gdyby� mog�a zaprowadzi� mnie do jednego z nich.
Anne-Marie by�a zak�opotana entuzjazmem Helen, nie mog�a jej zrozumie� i tylko 
otrz�sn�a si� z niesmakiem.
 - Nie ma tam nic wi�cej pr�cz tego, co tu widzisz.
Helen zebra�a sw�j sprz�t i posz�y uliczkami ��cz�cymi place. Wszystkie by�y 
otoczone pi�ciopi�trowymi, betonowymi budynkami, co w efekcie wywo�ywa�o okropn� 
klaustrofobi�. W�skie uliczki i schody, ciemne zakamarki i nie o�wietlone tunele 
by�y 
wymarzone dla z�odziei. Sterty �mieci, wyrzucanych z okien na wy�szych pi�trach, 
musia�y 
by� siedliskiem szczur�w i powodem wielu po�ar�w. Wsz�dzie by�o ich pe�no - 
nawet na 
klatkach schodowych. Od�r, nawet w ch�odny dzie�, by� nie do zniesienia, a co 
dopiero 
latem.
 - Mieszkam po drugiej stronie - powiedzia�a Anne-Marie, kiedy dotar�y na 
miejsce. - 
Tam, gdzie te ��te drzwi. A po tej stronie znajdziesz pi�te albo sz�ste 
mieszkanie od ko�ca. 
Oba s� puste ju� od kilku tygodni. Jedna z rodzin przeprowadzi�a si� na Plac 
Ruskina.
Odwr�ci�a si� plecami do Helen i zaj�a dzieckiem.
 - Dzi�kuj� - powiedzia�a Helen. 
Anne-Marie spojrza�a na ni� przez rami�, ale nie odpowiedzia�a. Helen posz�a we 
wskazanym kierunku. Firanki we wszystkich oknach by�y g�ste i zaci�gni�te tak 
dok�adnie, 
�e nic nie by�o przez nie wida�. Przed drzwiami mieszka� nie by�o butelek na 
mleko ani 
porzuconych zabawek, kt�rymi bawi�y si� dzieci. Nic, ani �ladu �ycia. Na 
drzwiach 
okupowanych mieszka� by�o wi�cej szokuj�cych graffiti. Obejrza�a tylko t� na 
korytarzu, 
cz�ciowo dlatego, �e ba�a si� otworzy� kt�re� drzwi i znale�� co� naprawd� 
obrzydliwego, 
ale w ko�cu ciekawo�� zwyci�y�a.
Na progu mieszkania numer 14 w jej nozdrza uderzy� od�r odchod�w, farby i 
palonego plastyku. Waha�a si� dobrych dziesi�� sekund, zastanawiaj�c si�, czy 
warto zajrze� 
do �rodka. Bezspornie, dzielnica by�a dla niej obcym terytorium, zamkni�tym we 
w�asnej 
n�dzy, ale pokoje, do kt�rych wesz�a, przesz�y jej naj�mielsze oczekiwania - 
ledwie mog�a 
przebi� wzrokiem zastraszaj�c� ciemno�� tego labiryntu. Kiedy zaczyna�a traci� 
odwag�, 
pomy�la�a o Trevorze i o tym, jak bardzo chce uciszy� jego w�tpliwo�ci. Wesz�a 
do �rodka, 
rozmy�lnie kopi�c walaj�ce si� wsz�dzie deski - z nadziej�, �e nie spotka tam 
dzikiego 
lokatora.
Upewniwszy si�, �e z mieszkania nie dochodzi �aden d�wi�k, wesz�a do pierwszego 
pokoju. S�dz�c po stoj�cej w k�cie zniszczonej sofie i podartym dywanie - by� to 
pok�j 
dzienny. Jasnozielone �ciany, jak obieca�a Anne-Marie, pokryte by�y bazgro�ami, 
kt�rych 
wi�kszo�� by�a miniaturowym pierwowzorem tych z miejsc publicznych, malowanych 
sprayami w sze�ciu kolorach.
Niekt�re komentarze by�y interesuj�ce, cho� zna�a je ju� ze �cian na zewn�trz. 
Powtarza�y si� znajome imiona i pogr�ki. Cho� nigdy nie widzia�a tych ludzi - 
wiedzia�a, jak 
bardzo Fabian J. chcia� pozbawi� dziewictwa Michelle, a Michelle mia�a chrapk� 
na kogo� 
nazywanego Mr Sheen. M�czyzna nazywany Bia�ym Szczurem chwali� si� swoim 
interesem, 
a obietnica powrotu Okrutnych Braci wypisana by�a czerwon� farb�. Znalaz�a te� 
jeden czy 
dwa rysunki, kt�rych podpisy by�y szczeg�lnie interesuj�ce, jakby natchnione. 
Obok imienia 
Chrystusa namalowano chudego m�czyzn� z w�osami stercz�cymi wok� jego g�owy 
jak 
promienie, na kt�rych nadziane by�y inne g�owy. Tu� obok w bardzo brutalny, 
odra�aj�cy ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin