Antologia krainy chwały.txt

(673 KB) Pobierz
Antologia pod redakcj� Jamesa Lowdera

Krainy Chwa�y

PAN NA PODWZG�RZU
Douglas  Niles
Pawldo wyszed� ze swojej norki, by powygrzewa� si� na s�o�cu w raczej rzadko 
spotykany letni poranek; nie by�o bowiem ani za gor�co, ani wietrznie czy 
pochmurno, jedynie lekka bryza nios�a ze sob� zapach dojrzewaj�cych winogron i 
wilgotnych ��k. O mil� dalej skrzy�y si� w promieniach s�o�ca wody Corwell 
Firth. Ich z lekka pofalowana powierzchnia, okolona poro�ni�tym zieleni� 
brzegiem, odbija�a miliony migocz�cych niczym drobniutkie diamenty refleks�w.
T�gi halfling stan�� przed swoj� mocn�, bielon�, drewnian� chat�. Zwyczajem 
halfling�w wkopano j� do po�owy w trawiaste wzg�rze, niemniej by� to bez 
w�tpienia najwi�kszy dom na Podwzg�rzu. Aura zamo�no�ci bij�ca z domu udzieli�a 
si� r�wnie� mieszka�cowi norki.
D�ugie, z lekka siwiej�ce w�osy Pawlda zwija�y si� tu� poni�ej uszu, dotykaj�c 
ko�cami skraju jego eleganckiego, jedwabnego ko�nierzyka. Nawet o tak wczesnej 
porze mia� na sobie dobrze skrojone, drogie odzienie. Ka�dy, kto by go zobaczy�, 
stwierdzi�by natychmiast, �e ma przed sob� halflinga �wiadomego pi�kna i urok�w 
�ycia. W dole, po�o�one w spokojnej zatoczce poza pasmem �yznych pastwisk 
Corwell Town ju� si� przebudzi�o, za� na ulicach miasta jak zwykle o tej porze 
rozpocz�a si� dostojna krz�tanina Ffolk�w, wykonuj�cych swoje ludzkie 
czynno�ci.
Kuragi  rybak�w  ko�ysa�y  si� ju� na wodzie poza lini� falochronu, a brz�k 
m�ot�w i szczypiec oznajmia�, �e kowal od  wczesnego  ranka  pracowa�  w  swojej  
ku�ni.  Wory  ze �wie�ymi produktami i mlekiem, jedne ci�gnione przez niewielkie 
kuce, inne za� przez d�ugonogie, w�ochate psy, wtacza�y si� z turkotem do 
Corwell przez otwart� bram�.
Na szczycie g�ruj�cego nad miastem pag�rka Pawldo dostrzeg� nisk�, szerok� 
sylwetk� Caer Corwell, otoczonego drewnian� palisad� fortu, siedziby para 
Randolpha, a w czasie pobytu w nim Tristana i Robyn letniej rezydencji kr�la i 
kr�lowej. Pomy�la� o swoich dobrych przyjacio�ach, z uczuciem radosnego 
wyczekiwania przypominaj�c sobie zarazem, �e za nieca�e dwa tygodnie rodzina 
kr�lewska powr�ci do Corwell, by sp�dzi� tu letnie �wi�ta.
W ko�cu wzrok oty�ego halflinga pow�drowa� nieco bli�ej domu, w stron� 
przytulnego siedliska nor, ziemianek i domk�w wybudowanych wok� niewielkiego 
okr�g�ego wzg�rza. Odleg�e zaledwie o mil� od Corwell Town, Podwzg�rze by�o 
i�cie sielankowym miejscem na siedzib� niewielkiej spo�eczno�ci halfling�w, w 
kt�rej Pawldo pe�ni� zaszczytn� funkcj� lorda burmistrza.
Opodal kwit�y bujne krzewy winoro�li i w�a�nie ku nim ruszy� obecnie Pawldo, 
przygl�daj�c si� z nie skrywan� przyjemno�ci�, jak niedojrza�e jeszcze grona, 
pieszczone promieniami s�o�ca, staj� si� coraz bardziej kr�g�e, soczyste i 
s�odkie. Dla jego nagich st�p poro�ni�tych z wierzchu g�stym, jedwabistym 
w�osiem, trawa wydawa�a si� mi�kka, ch�odna i zapraszaj�ca. Rozkoszuj�c si� 
wspomnieniem wina z poprzednich zbior�w w tej winnicy, rozsiad� si� wygodnie na 
skrytym w cieniu sp�achetku trawy. B�d� musia� wys�a� do Kingsbay w�z wina z 
ubieg�orocznego zbioru - skonstatowa� Pawldo. Perspektywa podr�y podnieca�a go, 
wprawiaj�c w stan rozmarzenia. Nie wyjedzie dzi�, jutro ani zapewni� pojutrze, 
niemniej warto o tym pomy�le�. Prawd� powiedziawszy, przypomina� sobie jedn� z 
tamtejszych barmanek, ho�� dziewk� o twarzy anio�a, pochodz�c�, podobnie jak on, 
z halfling�w, z kt�r� by� mo�e zdo�a�by ubi� jaki� korzystny interes.
Prawd� m�wi�c, gdyby nadal by�a mu r�wnie przyjazna, jak pami�ta�, stan��by 
przed siln� pokus� sp�dzenia kilku dni w tym mi�ym, rybackim miasteczku.
Niezbyt d�ugo, upomnia� si� w duchu, gdy� para kr�lewska przyb�dzie do Corwell z 
okazji �wi�ta Przesilenia Letniego i w�wczas b�dzie musia� by� w domu. Poza tym, 
nie by�o to zwyczajne �wi�to, lecz r�wnie� dziesi�ciolecie rz�d�w Tristana i 
dziesi�ta rocznica jego �lubu z Robyn. Tak czy inaczej okazja wymaga�a, by 
nale�ycie j� uczci�.
Na t� my�l pyzata twarz halflinga posmutnia�a, jakby przez chwil� spowi� j� 
mroczny cie�. Chcia� podarowa� im wspania�y prezent, co� odpowiedniego na t� 
wielk� uroczysto��. Niemniej jednak Pawldo w�tpi�, czy w takich miejscach, jak 
Corwell czy Kingsbay zdo�a znale�� odpowiedni podarunek, co� naprawd� 
niezwyk�ego i wspania�ego. Co pocz��? To pytanie dr�czy�o go przez ostatnie 
kilka tygodni, ale mimo wszystko kr�glutki halfling nie pozwoli�, by brak 
rozwi�zania tej kwestii wprawi� go w ponury nastr�j. Wymy�li co�, pr�dzej czy 
p�niej.
Oczywi�cie, w chwili gdy u�wiadomi� sobie �w problem, m�g� wybra� si� w podr� 
na Wybrze�e Mieczy. Do tej pory wraca�by ju�, zaopatrzony w jaki� rzadki i 
bajeczny wyraz swej przyja�ni i szacunku. Niestety, r�wnie spontaniczne i 
zdecydowane dzia�anie nie le�a�o w naturze halfling�w, a teraz mia� za ma�o 
czasu, by wyruszy� w rejs i zd��y� na uroczysty festyn. Nieco poirytowany - nie 
na siebie jednak, lecz na kalendarz, Pawldo wyzby� si� wszelkich trosk i 
powr�ci� do przerwanej czynno�ci ogl�dania wewn�trznej strony powiek.
- Lordzie burmistrzu! Burmistrzu Pawldo! Wysoki g�os dobieg� go zza krzew�w 
winoro�li - m�ody halfling - m�czyzna, s�dz�c po g�osie.
- Tutaj! - odrzek� Pawldo, siadaj�c z g�o�nym chrz�kni�ciem zaskoczenia.
Podni�s� si� powoli, gdy� mia� �wiadomo��, i� nie porusza� si� ju� tak �wawo, 
jak dziesi�� czy wi�cej lat temu. Spogl�daj�c ponad lini� winoro�li rozejrza� 
si�, by sprawdzi�, kto przerwa� mu rozmy�lania.
Rudow�osy halfling zatrzyma� si� gwa�townie przed Pawldem i pospiesznie zdar� z 
g�owy czapk�. Z pa�aj�cymi rumie�cem wysi�ku policzkami i unosz�cymi si� 
gwa�townie ramionami, zadyszany walczy� o odzyskanie oddechu, podczas gdy lord 
burmistrz omi�t� go spojrzeniem od st�p do g��w. M�odym halfingiem by� jeden z 
plemienia W�ochatostopych, go�ow�s nieledwie, ubrany w prosty wie�niaczy str�j, 
przez rami� za� przerzucon� mia� sk�rzan� sakw�. Nowo przyby�y u�miechn�� si� z 
nadziej�, ocieraj�c pot z czo�a woln� r�k�. Zgodnie z tradycj� W�ochatostopych 
nie nosi� obuwia.
- O co chodzi? - zapyta� Pawldo, podejrzewaj�c, �e oto spokojny poranek dobieg� 
ko�ca. Wbrew sobie czu� jednak narastaj�c� ciekawo��.
- Cofwort...   bednarz...   powiedzia�...   �e   ci�   tu...   znajd� - rzuci�, 
wci�� jeszcze zdyszany, m�ody halfling.
- I znalaz�e�. A niby kim ty jeste�?
- Och, prosz� o wybaczenie - m�odzieniec wydawa� si� zasmucony. - Jestem 
Stefanik z Llyrath Downs - wyja�ni� pospiesznie.
Pawldo zna� t� wsp�lnot� W�ochatostopych, zamieszkuj�cych w ost�pach Puszczy 
Llyrath, o kilka dni drogi na wsch�d st�d.
- Bo, no, ja... ee... znalaz�em to... i nie wiedzia�em komu innemu mia�bym to 
zanie��. Bo, znaczy si�... wszyscy halflingowie w Gwynneth znaj� ciebie i twoje 
przygody! Gdyby nie ty, Darkwalker...
- Dosy�! - zawo�a� Pawldo, unosz�c obie r�ce w udawanym ge�cie rezygnacji. - 
Opowie�ci bywaj� cz�sto moc-no przesadzone, cho� nie przecz�, �e odegra�em pewn� 
ma�� rol� w pokonaniu tego zagro�enia. Owszem, nie przecz�, jest w tym odrobin� 
prawdy... - Pokr�ci� g�ow� odp�dzaj�c fal� nostalgii. - Ale do�� tego. Wydaje 
si�, �e chcia�e� mi co� pokaza�?
- O, tak - Halfling gwa�townym ruchem poda� Pawldowi zamkni�t� sakw�. - Prosz�. 
Co to takiego? Sk�d si� to wzi�o? Jakim cudem znalaz�o si� w lesie?
- Jak na razie na ka�d� jedn� moj� odpowied� masz a� dziesi�� pyta� - burmistrz 
zachichota�, bior�c z jego r�k sk�rzan� sakw�. Okaza�a si� ci�ka. W �rodku 
znajdowa� si� jaki� spory, s�dz�c po rozmiarach ci�ki, metalowy przedmiot.
- Zobaczmy, co tam masz.
Pawldo rozsun�� lekko brzegi sakwy, ale gdy zajrza� do �rodka, mimo woli 
wstrzyma� oddech ze zdumienia. L�ni�cy metal po�yskiwa� nawet w mrocznym wn�trzu 
sk�rzanej sakwy; by� zbyt czysty jak na srebro - to musia�a by� platyna? Uj�� 
przedmiot za t�py, zaokr�glony koniec, pozwoli� sakwie spa�� na ziemi� i oczom 
jego ukaza� si� sztylet o d�ugim ostrzu. Lord burmistrz dzier��c sztylet za 
r�koje��, stwierdzi�, �e by� on nieco za ci�ki, jak na efektywn� bro�, ale nie 
mia�o to wi�kszego znaczenia. Promienie s�o�ca odbija�y si� o�lepiaj�cymi 
wzorami od po�yskuj�cej powierzchni, rzucaj�c r�nobarwne refleksy, gdy 
natrafia�y na �cianki zdobi�cych r�koje�� drogich kamieni. Proste obosieczne 
ostrze si�ga�o na niemal stop� poza wy�o�on� przepysznymi klejnotami gard�.
- Wiem, �e handlujesz r�nymi rzeczami - rzadk� broni� i skarbami! - ci�gn�� 
zasapany Stefanik. - By�e� w Waterdeep, Baldur's Gate i w wielu innych 
miejscach. Za�o�� si�, �e widzia�e� wi�cej ni� jakikolwiek inny halfling w 
Moonshaes! Nawet w Llyrath Downs dosz�y nas wie�ci o tym, jak uratowa�e� kr�la 
przed firbolgiem! Zastanawia�em si�, do kogo innego m�g�bym si� zwr�ci�, kto 
jeszcze m�g�by odpowiedzie� na moje pytania, ale stwierdzi�em, �e nie znam 
nikogo takiego.
- Taa - wyszepta� Pawldo, zbyt poch�oni�ty pi�knem kunsztownego przedmiotu, aby 
zwr�ci� uwag� na pochwa��.
- To jaki� n� - stwierdzi� zupe�nie zb�dnie Stefanik.
- Ale jak si� tam znalaz�? Do kogo nale�y?
- Jaki� z�odziejski sztylet - zauwa�y� Pawldo z cichym gwizdni�ciem. - Ostrze 
jest ma�o po�yteczne, ale og�lnie przedmiot ma doprawdy wyj�tkow� warto��. 
Powiedz no mi, a �ywo, m�odzie�cze, gdzie to znalaz�e�?
- W  lesie!  W Puszczy  Llyrath!  - wykrztusi� Stefanik.
- Akurat polowa�em, g��boko w kniei. Znalaz�em sztylet opodal mego obozowiska, u 
zbiegu dw�ch strumieni. Le�a� na brzegu, jak go teraz widzisz, tak b�yszcz�cy, 
�e nie spos�b by�o tego nie zauwa�y�!- Dostrzeg� wyraz g��bokiego skupienia na 
twarzy Pawlda. - Zrobi�em co� nie tak?
- Nie, raczej nie - nie s�dz�. - Pawldo nie odrywa� wzroku od srebrzystej 
powierzchni. Rozpozna� klejnoty - na jelcach gardy widnia�y wielkie, t�uste 
rubiny, podstaw� r�koje�ci zdobi�y szmaragdy, za� �rodek jej pojedynczy, ogromny 
diament!
Z trudem powstrzyma� dr�enie d�oni. Nigdy nie trzyma� w r�ku r�wnie cennego i 
wspania�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin