Wylie Trish - Zycie jak romans.rtf

(1775 KB) Pobierz

Trish Wylie

 

Życie jak romans


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Jack Lewis stał w progu, a deszcz spływał srebrzystymi strugami po jego szerokiej piersi. Catherine, która wciąż trzymała jego mokrą koszulę, przypomniała sobie w końcu, że człowiek musi oddychać.

To widok Jacka pozbawił ją tchu. Nigdy przedtem nie czuła się aż tak kobieco jak w tej chwili. Nigdy też nie wydawała się sobie równie krucha i bezbronna. Potężna sylwetka Jacka czyniła niewielką kapitańską kajutę jeszcze mniejszą.

Przygląda mi się pani. Catherine zamrugała gwałtownie.

Doprawdy?

Jack uśmiechnął się, obserwując spod wpółprzymkniętych powiek, jak jej policzki oblewają się rumieńcem.

Podoba się pani ten widok, lady Catherine? Spojrzała w jego pociemniałe nagle oczy.

A gdybym odpowiedziała, że tak?

Zdumiała ją jej własna śmiałość. Kiedy to przeistoczyła się z dobrze urodzonej damy w kobietę rozwiązłą? Czy nazbyt długo żyła w odosobnieniu i dlatego ledwo zobaczyła mężczyznę, natychmiast zapomniała o wyznawanych zasadach? Wątpiła jednak, by zachowała się podobnie, gdyby miała przed sobą podstarzałego księcia z wydatnym brzuchem. Jack był piękny. Potargane włosy opadały mu na czoło, a spojrzenie niebieskich oczu, doprowadzało krew Catherine do wrzenia. Jack podszedł do niej, nie przestając się uśmiechać.

Czy chciałaby pani zobaczyć więcej?

Jej wielkie szare oczy rozszerzyły się. Nabrała gwałtownie powietrza.

Spełnię każde pani życzenie.

Deszcz bębnił o szyby, podłoga kołysała się pod stopami. Zimowy sztorm szalał z taką siłą, z jaką Catherine poczuła w sobie nagle obezwładniające gorąco. Miała tylko tę jedną noc. Jedną noc na przeżycie na jawie wszystkich ukrytych pragnień, których nigdy nikomu nie wyznała. Czy zostanie potępiona na wieczność, jeśli zamieni tę jedną jedyną noc we wspomnienie, które będzie jej towarzyszyć do końca życia?

Chcę, żebyś mnie pocałował.

Tylko tyle?

Odrzuciła na bok wilgotną koszulę i przesunęła wzrokiem po torsie Jacka.

A co jeszcze jest do wyboru?

Jack wyciągnął rękę i uniósł brodę Catherine tak, by musiała spojrzeć mu w oczy. Poczuła ciepło jego ciała.

Wszystko. Tutaj wymagania etykiety nie mają nad panią władzy, może spełnić pani najskrytsze pragnienia.

Catherine eddwąpmfppppppf. vvvves[[[[[[[

 

Percival, złaź z klawiatury! Psik!

Tara przegoniła z biurka wielkiego pręgowanego kocura. Musiała być ósma wieczorem, ponieważ Percival zawsze jadał kolację o ósmej i domagał się punktualności w jej serwowaniu, nie bacząc na to, że jego pani znajduje się akurat w środku wyjątkowo namiętnego rozdziału.

Człowiek latami stara się zostać pisarzem, a tu wciąż rządzi nim czworonóg, którego marzenia ograniczają się do zdechłych myszy. – Uśmiechnęła się do kota. – A ja miałam nadzieję na płomienny romans dzisiejszego wieczoru. .. Cóż, rzeczywistość wzywa.

Wstała i zobaczyła w ciemnym oknie swoje odbicie. Ukłoniła mu się.

Kolejny cudowny wieczór w życiu pisarki Tary Devlin. Ubrana w szykowny, znoszony szlafrok i ciepłe bambosze w kształcie reniferów odświeża właśnie więdnącą trzydziestoletnią cerę maseczką cytrynową. Ponadto... – wykręciła piruet, ujęła się pod biodra i złożyła usta we wdzięczny ciup – ... prezentuje swoją najnowszą fryzurę, na którą składa się głównie interesująca kombinacja lokówek. Tara, uosobienie romantyczności, jest samotną starą panną, lecz w głębi serca pozostaje optymistką, chociaż jej szansa na spotkanie odpowiedniego mężczyzny jest równie wielka jak lot na Księżyc. Panie i panowie, ach, i koty, oczywiście, ofiarowuję wam, i proszę, niech któreś z was skorzysta z okazji... Tarę Devlin!Ponownie skłoniła się głęboko.

Nagle rozległo się donośne pukanie do drzwi.

Oho! wykrzyknęła Tara. – A cóż to za piękny nieznajomy przybył wyrwać mnie z niewoli samotności?

Percival przyglądał się, jak jego pani otwiera.

Ociekający wodą mężczyzna wszedł do środka i naraz gwałtownie zamrugał oczami. Bardzo niebieskimi.

Tara zamrugała również.

Mężczyzna obejrzał ją sobie dokładnie, poczynając od lokówek, aż po stopy odziane w pluszowe renifery.

Czyżbym przyszedł nie w porę?

Tara nadal gapiła się na niego. To był on! On! Najprawdziwszy na świecie. W jej domu. Czyżby coś przeoczyła i właśnie nadeszło Boże Narodzenie? Co za prezent! Nie odrywała wzroku od kropelek ściekających po włosach gościa. Pomachał jej dłonią przed twarzą.

Halo, jest tu pani?

Albo pada, albo pływał pan w ubraniu. – Wyjrzała przez wciąż otwarte drzwi. Ani śladu Świętego Mikołaja.

Pada. Nie słyszała pani? A właściwie leje. Tara zamknęła drzwi.

Nic nie słyszałam, bo... – Spojrzała na włączony komputer. Przecież nie powie mu, co robiła!Byłam zajęta.

Surfuje pani po sieci?

Niezupełnie. – Uśmiechnęła się i poczuła ze zgrozą, jak jej skóra napina się, a zaschnięta skorupa pęka.

Stała przed swoim wymarzonym mężczyzną z maseczką na twarzy!

Niech to szlag!

Słucham?

Pewnie wyglądam jak potwór z horroru. Nieznajomy roześmiał się. Miał piękny, głęboki, wibrujący śmiech.

Interesujący kolor skóry, przyznaję. Ale bambosze ładne.

O Boże!jęknęła Tara.

Niech się pani nie przejmuje. Pewnie nie spodziewała się pani wizyty obcego mężczyzny.

Nie mogąc się powstrzymać, spojrzała na jego uśmiechnięte ustamiał równe białe zęby i nieco szerszą dolną wargę. Spojrzała niżej. Szalenie męska sylwetka, długie nogi. Rzadki okaz. Podniosła wzrok i zarumieniła się pod maseczką. Zauważył, że go sobie starannie obejrzała!

Rozumiem, że pan się zgubił?

Wyciągnęła pani ten wniosek na podstawie wyglądu mojej skromnej osoby?

Na podstawie tego, że wszedł pan do obcego domu.

Nie, nie zgubiłem się. Jestem tu, gdzie miałem być.

Doprawdy? Według pana pańskie miejsce jest u mnie?

Niezupełnie. – Nieznajomy wyciągnął rękę. – Jestem pani nowym sąsiadem.

Podała mu dłoń.

To pan kupił tę ruderę? Chyba pan oszalał!

Możliweodparł z rozbawieniem. – Lubię majsterkować.

W takim razie kupił pan właściwy dom. Jestem Tara Devlin. Normalnie tak nie wyglądam.

Jestem ogromnie ciekaw, jak pani wygląda...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin