Modzelewski - Wiec i banicja.pdf

(224 KB) Pobierz
Thing und Acht
NAUKA 4/2005 • 41-49
K AROL M ODZELEWSKI
Wiec i banicja .
Z porównawczych studiów
nad ustrojem plemiennym Germanów i Słowian
W dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej historiografii utarł się obyczaj odrębnego
badania ustroju społecznego germańskich i słowiańskich plemion. Siła inercji sprawia,
że obyczaj ten trwa do dziś, chociaż teorie panslawizmu i pangermanizmu, z których się
on wywodzi, dawno złożono do lamusa. Przed 30 laty Reinhard Wenskus wypowiedział
się zdecydowanie przeciwko etnicznej segregacji w badaniu ludów barbarzyńskiej
Europy 1 . Zdaniem Wenskusa, plemiona celtyckie, germańskie, słowiańskie i bałtyjskie
należały w starożytności i na progu średniowiecza do tego samego kręgu kulturowego,
trzeba je zatem objąć wspólnym horyzontem porównawczych studiów. Realizacja tego
postulatu wymaga jednak od historyka antropologicznego podejścia (sam Wenskus
nazywał to etnosocjologicznym punktem widzenia). Wymaga też sporo odwagi, trzeba
bowiem przeciwstawić się tradycji, która ukształtowała obecny stan naszej wiedzy. Pod
względem warsztatowym jest to przedsięwzięcie ryzykowne.
„Die altgermanische Verfassung gab es nicht”, nie istniał jeden starogermański
ustrój – napisał niedawno Walter Pohl 2 . Istotnie, w świecie germańskim spotykamy
obok małych plemion zorganizowanych jako odrębne, samodzielne wspólnoty polityczne
również tzw. plemiona wielkie, będące związkami kilku małych plemion. Na ich czele
stali nieraz królowie, ale nie było to powszechną regułą. Niektóre plemiona i związki
plemion obywały się z powodzeniem bez królewskiego przywództwa. Ta rozmaitość
struktur politycznych nie miała nic wspólnego z różnicami etnicznymi. Dokładnie te
same wzory i taka sama rozmaitość występują u Germanów i u Słowian. Zarówno w ger-
mańskim, jak i w słowiańskim świecie ową rozmaitość plemiennych struktur można
sprowadzić do tego samego wspólnego mianownika. Były to systemy segmentarne
o dwu- lub trójszczeblowej strukturze. Najniższym, podstawowym segmentem były
wszędzie wspólnoty terytorialno-sąsiedzkie, z których składały się poszczególne ple-
miona. Z kolei plemiona, nie zmieniając własnej wewnętrznej organizacji, mogły łączyć
Prof. dr hab. Karol Modzelewski, członek korespondent PAN, Instytut Historyczny Uniwer-
sytetu Warszawskiego
386454298.001.png
42
Karol Modzelewski
się w związki i stawać się segmentami większych, złożonych całości politycznych o cha-
rakterze federacji. Taki obraz znajdujemy w Germanii Tacyta, w relacjach karolińskich
rocznikarzy o pogańskiej Saksonii i w opisie świata słowiańskiego zwanym Geografem
Bawarskim.
Od dołu do góry, w sercu każdego z tych segmentów, znajdowała się zawsze ta sama
instytucja. Nie było to przywództwo królewskie, nieobecne np. u plemion saskich i lucic-
kich. Zwornikiem każdej bez wyjątku wspólnoty terytorialno-sąsiedzkiej, każdego ple-
mienia i każdego związku plemion był wiec.
Pozwalam sobie przedstawić porównawczą analizę kilku tekstów dotyczących
instytucji wiecu. Decyduję się przy tym abstrahować od różnic etnicznych. Jeżeli
w źródłach dotyczących różnych ludów i zapisanych w różnym czasie natrafiamy na
podobną sytuację antropologiczną, nie waham się interpretować tych źródeł łącznie.
Wiem, że postępowanie takie może budzić sprzeciw, ale proponuję nie orzekać z góry
o jego niedopuszczalności, lecz przyjrzeć się najpierw jego rezultatom. Zacznę od zes-
tawienia kapitularza saskiego Karola Wielkiego z zapisaną 216 lat później przez
Thietmara z Merseburga charakterystyką związku plemion lucickich.
W 782 r. Karol Wielki postanowił wcielić do królestwa Franków trzy pokonane na
polach bitew plemiona saskie: Westfalów, Angarów i Ostfalów. Dla zwycięskiego króla
oznaczało to ujęcie podbitych ludów w karby administracji terytorialnej. Na wzór fran-
kijski mianował on zatem na inkorporowanych terytoriach grafów dobranych z grona
skłonnej do współpracy ze zdobywcami arystokracji saskiej 3 . W Capitulatio de partibus
Saxoniae Karol Wielki nakazał tym grafom, aby przejęli sądownictwo sprawowane
dawniej przez plemienne wiece, które stanowiły zagrożenie dla frankijskiego panowania,
więc zostały właśnie zabronione (Interdiximus, ut omnes Saxones generaliter conventus
publicos nec faciant..., sed unusquisque comes in suo ministerio placita et iustitias
faciat) 4 . Zwycięzca uległ złudzeniu wszechmocy.
W 797 r. Karol Wielki już wiedział, że próba przekazania mianowanym w Saksonii
grafom tradycyjnego sądownictwa wiecowego była przedwczesna. Ręce króla wciąż
jeszcze były za krótkie, by skutecznie narzucić Sasom frankijski wzór sądownictwa. Jak
przystało na realistę, Karol Wielki dostosował się do rzeczywistości, której nie był
jeszcze w stanie zmienić. W kapitularzu z 797 r. przystał on na to, by w ojczyźnie Sasów
(in patria) wszelkie sprawy sądowe rozstrzygane były zgodnie z ich plemienną tradycją
(secundum eorum ewa) przez lokalną społeczność określaną zamiennie jako „sami
mieszkańcy okręgu” lub „sąsiedzi”(ipsi pagenses = vicinantes = vicini = convicini ).
Karol Wielki nie nalegał już na wprowadzenie sądownictwa grafów. Chciał tylko, żeby
Sasi uznawali samego króla Franków za ucieleśnienie najwyższej władzy sądowej
– takiej, jaką dawniej sprawował zakazany obecnie przez zwycięzców wiec saskich
plemion. Kto nie chciał podporządkować się wyrokowi swoich sąsiadów, mógł odwołać
Wiec i banicja
43
się do pałacu królewskiego i szukać tam sprawiedliwości u samego króla (si fuerit
aliquis qui in patria iuxta quod sui convicini iudicaverint seque pacificare noluerit et ad
palatium pro huius rei causa venerit...).
W stosunku jednak do warchoła (dosłownie „buntownika”), który nie zastosował się
do wyroku własnych sąsiadów, a potem nie stawiał się na wezwania przed sąd królewski
(si talis fureit rebellis qui iustitiam facere noluerit et ad nos ut in praesentia nostra
iustitiam reddat venire dispexerit...), wielki król był wciąż jeszcze bezradny. Frankijska
władza nie dysponowała jeszcze w podbitej Saksonii instrumentami kontroli i ad-
ministracyjnego przymusu, które pozwoliłyby na skuteczne represjonowanie takich
jednostek. Karol Wielki zgodził się więc, aby lokalna społeczność sąsiedzka sama
stosowała wobec winowajcy tradycyjną formę represji: mieszkańcy okręgu mieli zgro-
madzić się na wiecu i jeśli podjęli jednomyślnie taką decyzję, wolno im było zgodnie ze
starodawnym zwyczajem Sasów spalić dom „buntownika” (condicto commune placito
simul ipsi pagenses veniant et, si unanimiter consenserint, pro districtione illius causa
incendatur; tunc de ipso placito commune consilio facto secundum eorum ewa fiat
peractum) 5 .
Mamy tu do czynienia z tradycyjną karą orzeczoną przez sąd wiecowy wspólnoty
terytorialno-sąsiedzkiej i wykonywaną przez tę samą wspólnotę, a nie przez królewskich
urzędników. Zwraca uwagę jednoznacznie sformułowany wymóg jednomyślności decyzji
wiecu. Jeżeli warunek ten nie był spełniony, wyrok nie mógł zapaść, a podpalenie bez
wyroku nie byłoby karą, lecz zbrodnią. Jak jednak mamy interpretować, w wypadku
zalegalizowania jej sądowym wyrokiem, wywodzącą się z plemiennego prawa (secundum
eorum ewa) karę podpalenia?
Ekkehard Kauffmann, skądinąd przekonany o archaicznym rodowodzie banicji, był
zdania, że w Kapitularzu Saskim o banicji nie ma mowy 6 . Istotnie, źródło wspomina
tylko o spaleniu domu, a nie o wypędzeniu winowajcy. Sprawę wyjaśnia jednak zesta-
wienie ze wzmiankami o takim samym rodzaju represji u Słowian.
Relacjonując sojusz Henryka II z pogańskimi Lucicami oraz wspólną z nimi wyprawę
przeciwko Polsce w 1005 r., Thietmar z Merseburga szczegółowo opisał kultowe i poli-
tyczne instytucje związku plemion lucickich. Informacje na ten temat kronikarz
zaczerpnął najprawdopodobniej wprost od cesarskich wysłanników, którzy negocjowali
z Lucicami zawarcie przymierza i siłą rzeczy musieli zetknąć się z obrzędem wyroczni
i z obradami wiecu. Odpowiedni fragment kroniki Thietmara, zapisany ok. 1013 r.,
zasługuje zatem na wiarę. Uwagę kronikarza zwróciła nieobecność władzy królewskiej
u plemion lucickich, wymóg jednomyślności decyzji wiecowych, sposób traktowania na
wiecu oponenta, który tę jednomyślność zakłócał, oraz sposób represjonowania współ-
plemieńca, który po wiecu ośmieliłby się jawnie przeciwstawić realizacji podjętych
decyzji. Hiis autem omnibus – pisał Thietmar – qui communiter Liutici vocantur, domi-
44
Karol Modzelewski
nus specialiter non presidet ullus. Unanimi consilio ad placitum suimet necessaria
discucientes, in rebus efficiendis omnes concordant. Si quis vero ex comprovincialibus
in placito hiis contradicit, fustibus verberatur et, si forinsecus palam resistit, aut omnia
incendio et continua depredatione perdit, aut in eorum presentia pecuniae persolvit
quantitatem debitae) 7 .
W kapitularzu z 797 r. tradycyjny sąd wiecowy funkcjonował jeszcze tylko na
najniższym poziomie: we wspólnocie terytorialno-sąsiedzkiej. Na wyższych piętrach
systemu segmentarnego plemion saskich instytucje wiecowe były już zniszczone przez
frankijskich zdobywców. W kronice Thietmara mamy do czynienia z najwyższym pię-
trem segmentarnej struktury: wspólnotą wiecową związku czterech plemion lucickich.
Mimo to, a także mimo różnicy etnicznej i dystansu chronologicznego, oba źródła
ukazują obraz całkowicie zbieżny. I u Sasów, i u Luciców, na najniższym i na najwyż-
szym szczeblu organizacji plemiennej, wiec funkcjonował na takich samych zasadach.
I tu, i tam jednomyślność zgromadzenia była warunkiem podjęcia wiążącej decyzji. I tu,
i tam uczestnik wspólnoty, który ją znieważył ostentacyjnym nieposłuszeństwem wobec
sądowych lub politycznych decyzji wiecu, podlegał na mocy wiecowego wyroku tej
samej karze.
Relacja Thietmara wskazuje, że spalenie domu było może najbardziej spekta-
kularnym, ale nie jedynym elementem owej kary. Represja miała charakter ciągły i po
spaleniu domu przybierała formę „nieustannej grabieży” (continua depredatio) dobytku
zbrodniarza aż do całkowitej utraty mienia. Nie była to jednak konfiskata przepro-
wadzana przez urzędników skarbowych, lecz seria zawłaszczeń ze strony różnych osób:
każdy mógł zabrać bezkarnie, co mu się spodobało z dobytku „wroga publicznego”. Jego
mienie nie podlegało ochronie. Podpalenie i nieustanna grabież nie były środkiem
przymusu administracyjnego. Były czymś na kształt wróżdy wspólnoty plemiennej, która
obracała się przeciwko „czarnej owcy”. Stan wróżdy proklamowano jednak wyrokiem
wiecu, toteż można się było od niego wykupić, płacąc „w ich obecności” (in eorum
praesentia), czyli właśnie na wiecu, sumę równą własnemu wergeldowi winowajcy 8 .
Z podobnym postępowaniem represyjnym wspólnoty plemiennej spotykamy się
w Żywocie św. Wojciecha autorstwa Brunona z Kwerfurtu. Tym razem rzecz nie dotyczy
ludu słowiańskiego, lecz bałtyjskiego: pogańskich Prusów. Po przybyciu do ich krainy
Wojciech z towarzyszami został doprowadzony na zgromadzenie ludu. Nakazano tam
misjonarzom, aby pod groźbą śmierci opuścili krainę Prusów. Jednocześnie zgro-
madzeni postanowili ukarać własnego współplemieńca, który miał obowiązek strzec
granicznej przystani, ale wpuścił misjonarzy do kraju: zapowiedzieli, że spalą jego dom,
rozdzielą dobytek, a żony (w liczbie mnogiej!) i dzieci sprzedadzą w niewolę (Illi vero,
qui in ingressu regni positus, bonos hospites eo loci dimissit, mortem minantur: do-
mum incendere, divisis rebus uxores et filios vendere... pollicentur )
9
. Okoliczności
Wiec i banicja
45
wskazują, że był to wyrok wiecowego sądu. Orzeczona kara wyglądała podobnie jak
u Thietmara: spalenie domu i rozdzielenie dobytku między współplemieńców było bez-
pośrednią akcją represyjną samej wspólnoty, a nie jakichkolwiek organów administracji.
Właśnie ów brak czynnika administracyjnego sprawiał, że cywilizowany obserwator
mógł nie dopatrzyć się w powszechnej wróżdzie kary stosowanej na mocy sądowego
wyroku. Błąd taki przydarzył się Helmoldowi, gdy opisywał w Kronice Słowian reakcję
wagryjskiego społeczeństwa na naruszenie reguł gościnności wobec cudzoziemskiego
przybysza. Taki gość był podopiecznym wspólnoty i chronił go sakralny mir. Helmold
zanotował, że wszyscy zgodnie zwracali się przeciw temu, kto ten mir naruszył: si quis
vero, quod rarissimum est, peregrinum hospicio removisse deprehensus fuerit, huius
domum vel facultates incendio consumere licitum est atque in id omnium vota pariter
conspirant, illum inglorium, illum vilem et ab omnibus exsibilandum dicentes, qui
hospiti panem negare non timuisset 10 .
To, co było kolektywistyczną represją, wydało się Helmoldowi powszechnym
odruchem moralnej repulsji. Mimo tego nieporozumienia warto przyjrzeć się szcze-
gółowemu opisowi przejawów owej repulsji. Helmold potraktował spalenie domu i do-
bytku jako następstwo pozbawienia niegościnnego posiadacza ochrony prawnej: wolno
spalić, incendio consumere licitum est. Kronikarz zauważył ponadto, że winowajca był
powszechnie uznawany za człowieka pozbawionego czci, którego wszyscy powinni
odpędzać (ab omnibus exsibilandum est). W dwóch rękopisach kroniki zamiast exsi-
bilandum zapisano exiliandum, co oznacza banicję, ale i bez tego rzuca się w oczy
podobieństwo słów Helmolda do tytułów 55 i 56 Prawa Salickiego, gdzie zabroniono pod
karą 15 solidów przyjmowania pod dach i karmienia banity. Należało odpędzać go od
ludzkich siedzib.
Kropkę nad „i” pozwalają ostatecznie postawić słowa Thietmara: continua depre-
datio (nieustanna grabież). Jest to dosłowny przekład starosłowiańskiego terminu
razgrablenije, który spotykamy w obszernej redakcji Prawdy Ruskiej. Według art. 5 i 6
tej kodyfikacji, w razie zabójstwa popełnionego jawnie, np. w bójce podczas uczty (oże
budet ubil ili v svade ili v piru javlenno), sprawca płacił połowę wergeldu sam, a drugą
połowę płaciła z nim solidarnie vjerv, czyli wspólnota sąsiedzka. Nie dotyczyło to jednak
niczym nie sprowokowanego, zbójeckiego skrytobójstwa. Budiet li stał na razboi bez
vsjakoja svady – głosił art. 7 obszernej Prawdy – to za razbojnika ljudie ne płatjat, no
vydadjat i vsego s żenoju i s det’mi na potok i na razgrablenije 11 .
Ze względu na czasownik vydadjat w rosyjskiej historiografii przeważa pogląd, że
razgrablenije oznacza w tym wypadku konfiskatę na rzecz książęcego skarbu.
Morfologia i leksykalny sens wyrazu razgrablenije wskazują jednak na inną, bardziej
archaiczną praktykę. Sam rzeczownik grabież, aczkolwiek dosadny, mógłby od biedy
odnosić się do konfiskaty, ale w połączeniu z przedrostkiem raz-, czyli roz-, razgrablenije
Zgłoś jeśli naruszono regulamin