Trylogia Thrawna - T3 - Ostatni Rozkaz - Zahn Timothy.pdf

(2207 KB) Pobierz
03. Ostatni Rozkaz - Zahn Timothy
OSTATNI ROZKAZ
TIMOTHY ZAHN
Wszystkim, dzi ę ki którym te ksi ąŜ ki powstały, a szczególnie:
Annie Zahn, Betsy Mitchell,
Lucy Autrey Wilson i naturalnie temu,
od którego wizji wszystko si ę zacz ę ło,
George 'owi Lucasowi
ROZDZIAŁ I
Szybujący w ciemnościach kosmicznej pustki imperialny niszczyciel gwiezdny
„Chimera" obrócił się swym spiczastym dziobem w stronę odległej o trzy tysięczne roku
świetlnego bladej gwiazdy. Statek szykował się do bitwy.
- Wszystkie systemy wykazują pełną gotowość, panie admirale - zameldował oficer
łącznościowy ze swego stanowiska po lewej stronie mostka. - Zaczęły się zgłaszać
jednostki wchodzące w skład zespołu uderzeniowego.
- To dobrze, poruczniku. - Wielki admirał Thrawn skinął głową w kierunku oficera. -
Proszę mnie poinformować, kiedy juŜ wszystkie się zameldują. Kapitanie Pellaeon?
- Słucham, panie admirale? - Pellaeon studiował twarz zwierzchnika, szukając w
niej oznak niepokoju, który sam w tej chwili odczuwał. To nie było po prostu jeszcze
jedno taktyczne uderzenie na pozycje Rebeliantów - zwykły rajd na konwój z
zaopatrzeniem czy nawet trudny do koordynacji, ale poza tym niezbyt skomplikowany
atak nękający, wy mierzony w jakąś pozbawioną większego znaczenia bazę planetarną.
Oto po blisko miesiącu gorączkowych przygotowań miała się właśnie rozpocząć
precyzyjnie przez Thrawna zaplanowana kampania, której celem było ostateczne
zgniecenie Rebelii. Ale jeśli nawet admirał odczuwał niepokój, to starannie go ukrywał.
- Rozpocząć odliczanie - polecił Pellaeonowi. Jego głos był tak spokojny, jakby
Thrawn zamawiał obiad.
- Tak jest. - Kapitan odwrócił się do tylnego ekranu holograficznego, na którym
widniały pomniejszone czterokrotnie wizerunki blisko dziesięciu męŜczyzn. - Panowie:
czasy startu. „Wojownik": trzy minuty.
- Przyjąłem. - Kapitan Aban skinął głową. Pod maską regulaminowego zachowania
nie udało mu się ukryć radości z perspektywy zadania potęŜnego ciosu Rebeliantom. -
Pomyślnych łowów, „Chimero". W chwili, gdy na „Wojowniku" włączono pola ochronne,
odcinając łączność dalekiego zasięgu, hologram zamigotał i znikł.
- „Niezłomny": cztery i pół minuty.
- Przyjąłem. - Kapitan Dorja stuknął pięścią w otwartą dłoń w starodawnym
mirsafijskim geście zwycięstwa. W chwilę później on takŜe zniknął z ekranu. Pellaeon
zerknął na notes elektroniczny.
- „Mściciel": sześć minut.
- Jesteśmy gotowi, „Chimero" - odparł cicho kapitan Brandei. W jego głosie
zabrzmiała jakaś niepokojąca nuta... Pellaeon podniósł wzrok. Na pomniejszonych
czterokrotnie w stosunku do rzeczywistości obrazach holograficznych trudno było
dojrzeć jakiekolwiek szczegóły, ale wyraz twarzy dowódcy „Mściciela" nie pozostawiał
Ŝadnych wątpliwości. MęŜczyzna pałał Ŝądzą zemsty.
- To jest wojna, kapitanie Brandei - wtrącił Thrawn, który wyrósł nagle obok
Pellaeona - a nie okazja do załatwiania osobistych porachunków.
- Znam moje obowiązki, panie admirale - stwierdził oschle Brandei.
- CzyŜby na pewno, kapitanie? Zacięta twarz dowódcy „Mściciela" powoli
łagodniała.
1
- Tak, panie admirale. Jestem odpowiedzialny wobec Imperium i pana osobiście, a
takŜe wobec statków i ludzi pod moim dowództwem.
- Właśnie. Innymi słowy, ma pan obowiązki wobec Ŝywych, a nie wobec umarłych.
- Tak jest, panie admirale - odparł regulaminowo Brandei, choć w jego oczach
nadal płonął ogień.
- Niech pan o tym nigdy nie zapomina, kapitanie - ostrzegł go Thrawn. - Na wojnie
zdarzają się róŜne chwile, ale moŜe być pan pewien, Ŝe Rebelianci zapłacą z nawiązką
za zniszczenie „Tyrana" w czasie potyczki koło Floty Katańskiej. Nastąpi to jednak w
ramach naszej ogólnej strategii, a nie w wyniku czyjejś prywatnej zemsty. - Jego jarzące
się oczy zwęziły się nieco. - A juŜ na pewno nie w wyniku prywatnych działań jednego z
kapitanów, który jest moim podwładnym. Mam nadzieję, Ŝe wyraŜam się dostatecznie
jasno. W twarzy Brandei drgnął jakiś mięsień. Pellaeon nigdy nie uwaŜał dowódcy
„Mściciela" za człowieka specjalnie błyskotliwego, ale nawet Brandei potrafił zrozumieć
skierowaną doń groźbę.
- Tak, panie admirale, całkiem jasno.
- To dobrze. - Thrawn spoglądał na niego jeszcze przez chwilę, po czym skinął
głową. - Podano juŜ panu czas startu, prawda?
- Tak jest, panie admirale. „Mściciel" się odmeldowuje. Thrawn przeniósł wzrok na
Pellaeona.
- Proszę kontynuować, kapitanie - rzucił i odwrócił się do niego plecami.
- Tak jest. - Pellaeon ponownie zerknął na notes elektroniczny. - „Nemezis"... JuŜ
bez Ŝadnych kłopotów dotarł do końca listy. Nim zniknął ostatni hologram, zdąŜyły się
teŜ zgłosić wszystkie statki wchodzące w skład zespołu uderzeniowego „Chimery".
- Jak dotąd wszystko przebiega bez Ŝadnych opóźnień – oznajmił Thrawn, gdy
kapitan wrócił na swój e stanowisko. - „Jastrząb" zameldował, Ŝe transportowce
prowadzące wystartowały zgodnie z planem; liny holownicze spisują się bez zarzutu. A
przed chwilą przechwyciliśmy wysłany z układu Ando sygnał z prośbą o pomoc.
„Wojownik" wraz ze swoim zespołem uderzeniowym stawił się na czas, pomyślał
Pellaeon.
- Czy ktoś odpowiedział na ich prośbę, panie admirale?
- Rebeliancka baza na Ord Pardron. Ciekawe, jaką pomoc im wyślą. Kapitan
pokiwał głową. Rebelianci juŜ tyle razy doświadczyli na własnej skórze taktyki
stosowanej przez Thrawna, Ŝe z pewnością potraktują atak na Ando jako pozorowany i
odpowiednio do tego zareagują. Jednak z drugiej strony, nie mogą tak po prostu
zlekcewaŜyć zespołu uderzeniowego złoŜonego z niszczyciela gwiezdnego i ośmiu
pancerników z Floty Katańskiej. Zresztą to i tak nie miało większego znaczenia. Wyślą
parę statków na Ando przeciw „Wojownikowi", parę kolejnych na Filve przeciw
„Mścicielowi", kilka dalszych na Krondr przeciw „Nemezis" i tak dalej, i tak dalej... w
chwili gdy „Strzała Śmierci" zaatakuje samą bazę, na Ord Pardron pozostaną jedynie
resztki osłony, a w przestrzeń pobiegnie stamtąd rozpaczliwe wołanie o posiłki. I
właśnie tam skierują się wszystkie statki, które tylko Rebelianci zdołają zebrać. A wtedy
Imperium będzie mogło bez problemu osiągnąć swój prawdziwy cel. Pellaeon spojrzał
przez przedni iluminator na widoczną w oddali centralną gwiazdę układu Ukio. Gdy po
raz kolejny uświadomił sobie skalę podstępu, na którym opierał się cały plan, niepokój
ścisnął mu gardło. Zgodnie z powszechnym mniemaniem, jedynym sposobem na
opanowanie zaawansowanej cywilizacyjnie planety wyposaŜonej w naziemne
generatory pól ochronnych - zdolnych wytrzymać nawet najbardziej zmasowany atak
prowadzony przy uŜyciu dział turbolaserowych i torped protonowych - było wysadzenie
na krańcach takiej planety oddziałów desantowych, które posuwając się w głąb lądu,
dotarłyby w końcu do generatorów i uszkodziły je. Jednak na tak zdobywanych
planetach zniszczenia spowodowane działaniem sił naziemnych, a następnie atakiem z
kosmosu, były zawsze ogromne. Alternatywa - polegająca na uŜyciu setek tysięcy
Ŝołnierzy w konwencjonalnej ofensywie lądowej, która mogła się przeciągnąć na całe
miesiące, a nawet lata - teŜ nie była lepsza. A opanowanie planety przy względnie
2
niewielkich zniszczeniach i z nietkniętymi generatorami uwaŜano z wojskowego punktu
widzenia za absolutnie niemoŜliwe. Jednak dzisiaj - wraz z upadkiem Ukio - miała
upaść i ta teoria.
- Przechwyciliśmy rozpaczliwą prośbę o pomoc z Filve, panie admirale -
zameldował oficer łącznościowy. - Ord Pardron znów wysyła posiłki.
- Świetnie. - Thrawn spojrzał na zegar. - Jeszcze jakieś siedem minut i moŜemy
ruszać. - Jego usta zacisnęły się w ledwo dostrzegalnym wyrazie irytacji. - Lepiej
sprawdźmy, czy nasz egzaltowany mistrz Jedi jest gotów, by wykonać swoją część
zadania. Pellaeon ukrył grymas niezadowolenia na wspomnienie Joruusa C’baotha -
niezrównowaŜonego klona zmarłego wiele lat temu mistrza Jedi, który przed miesiącem
ogłosił się jedynym prawdziwym dziedzicem Imperium. Podobnie jak Thrawn, takŜe
kapitan nie miał najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Nie pozostawało mu jednak nic
innego, jak zgłosić się na ochotnika - inaczej za chwilę i tak otrzymałby odpowiedni
rozkaz.
- Pójdę do niego, panie admirale - powiedział, podnosząc się z miejsca.
- Dziękuję, kapitanie - odparł Thrawn; tak jakby Pellaeon miał jakiś wybór... Gdy
kapitan wyszedł z kręgu oddziaływania ustawionych na mostku isalamirów, natychmiast
usłyszał w umyśle niecierpliwe wezwanie. Mistrz C’baoth nie mógł się doczekać
rozpoczęcia operacji. Zebrawszy się w sobie, Pellaeon ruszył w stronę kabiny
dowodzenia admirała Thrawna. Idąc na dół, zmagał się z presją psychiczną wywieraną
nań przez przynaglającego go do pośpiechu C’baotha. Pomieszczenie, w którym zwykle
panował półmrok, teraz było zalane jasnym światłem.
- Proszę wejść, kapitanie - przywołał Pellaeona mistrz Jedi. Starzec siedział
pośrodku podwójnego kręgu monitorów. - Czekałem na pana.
- Całkowicie pochłonęły mnie sprawy związane z pozostałymi Elementami operacji
- odparł chłodno oficer. Usiłował ukryć niechęć do starca, choć doskonale wiedział, Ŝe
jego wysiłki są z góry skazane na niepowodzenie.
- Naturalnie. - Uśmieszek, który pojawił się na twarzy C’baotha, świadczył dobitniej
niŜ jakiekolwiek słowa, Ŝe starca bardzo bawi niepewność Pellaeona. - Zresztą to
niewaŜne. Rozumiem, Ŝe wielki admirał Thrawn jest juŜ wreszcie gotowy?
- Prawie. Nim ruszymy, chcemy odciągnąć jak najwięcej sił z Ord Pardron.
- A więc nadal zakłada pan, Ŝe Nowa Republika będzie tańczyć tak, jak jej zagra
admirał Thrawn? - prychnął mistrz Jedi.
- Tak się stanie. Wielki admirał dokładnie przestudiował psychikę naszych
przeciwników.
- Przestudiował ich sztukę - odparował C’baoth z kolejnym prychnięciem. - MoŜe
się to okazać wielce uŜyteczne w chwili, gdy Nowej Republice pozostaną do walki juŜ
tylko artyści. W kręgu monitorów odezwał się brzęczyk, wybawiając Pellaeona od
konieczności udzielenia odpowiedzi.
- Ruszamy - wyjaśnił starcowi i zaczął odliczać w myślach siedemdziesiąt sześć
sekund, które miał potrwać lot w kierunku Ukio. Starał się nie dopuścić do tego, aby
słowa mistrza Jedi zasiały w jego umyśle wątpliwości. On teŜ nie rozumiał, jak Thrawn
tylko na podstawie dzieł sztuki potrafi tak zgłębiać tajniki psychiki poszczególnych ras,
ale w przeciwieństwie do C’baotha tyle razy był świadkiem tego, jak przewidywania
admirała sprawdzały się co do joty, Ŝe nabrał zaufania do jego wyczucia w tych
sprawach. Zresztą tak naprawdę mistrz Jedi nie był zainteresowany powaŜną wymianą
zdań na ten temat. Od miesiąca, czyli od momentu, kiedy ogłosił się jedynym
spadkobiercą Imperatora, toczył swą prywatną wojnę z Thrawn’em, próbując podkopać
jego autorytet i zasugerować, Ŝe prawdziwe wniknięcie w psychikę innych jest moŜliwe
tylko dzięki Mocy -a tym samym, dokonać tego moŜe tylko on, C’baoth. Jeśli chodzi o
Pellaeona, to nie dał się starcowi przekonać. W końcu Imperator teŜ potrafił w
ogromnym stopniu korzystać z Mocy, a nie zdołał przewidzieć swojej śmierci pod
Endorem. Jednak uwagi rzucane nieustannie przez mistrza Jedi sprawiły, Ŝe w
umysłach oficerów Thrawna, szczególnie tych mniej doświadczonych, zaczynały
3
kiełkować wątpliwości. Był to dla kapitana jeszcze jeden powód, dla którego dzisiejszy
atak po prostu musiał się powieść. Cały plan opierał się bowiem w równym stopniu na
klasycznych zasadach taktyki, co na dokonanej przez wielkiego admirała interpretacji
ukiańskiego etosu kulturowego - na niezachwianym przekonaniu Thrawna, Ŝe w
najniŜszej warstwie psychiki Ukianie śmiertelnie boją się wszystkiego, co niemoŜliwe.
- Któregoś dnia się pomyli - przerwał rozmyślania Pellaeona C'baoth. Kapitan
zacisnął usta. Kiedy uświadomił sobie, Ŝe starzec potrafi tak bez wysiłku przeniknąć
jego myśli, ścierpła mu skóra na plecach.
- Widzę, Ŝe nie rozumie pan, co to znaczy poszanowanie czyjejś intymności -
warknął.
- Imperium to ja, kapitanie Pellaeon. -W oczach C’baotha pojawiły się fanatyczne
błyski. - Pańskie myśli są częścią pańskiej słuŜby dla mnie.
- SłuŜę tylko wielkiemu admirałowi Thrawn’owi - odparł Pellaeon.
- Jeśli pan chce, moŜe pan sobie w to wierzyć. - Mistrz Jedi się uśmiechnął. - Ale
teraz do rzeczy. Zajmijmy się powaŜnymi sprawami, sprawami naprawdę istotnymi dla
Imperium. Chcę, Ŝeby po skończonej bitwie przesłał pan pewną wiadomość na Wayland.
- Zawierającą naturalnie informację o pańskim niezwłocznym tam przybyciu -
wtrącił kapitan ironicznie. Starzec juŜ od blisko miesiąca zapowiadał, Ŝe wkrótce wróci
do swego dawnego domu na Waylandzie i przejmie nadzór nad urządzeniami do
klonowania, pozostawionymi przez Imperatora w skarbcu w górze Tantiss. Jak na razie
był zbyt zajęty podkopywaniem pozycji Thrawna, by uczynić coś więcej w tym celu.
- Niech się pan nie martwi, kapitanie Pellaeon - powiedział C'baoth z niejakim
rozbawieniem. - Kiedy przyjdzie na to czas, rzeczywiście wrócę na Wayland. I właśnie,
dlatego po bitwie prześle pan tam rozkaz, by stworzono dla mnie klona. To będzie
bardzo specjalny klon. Wcześniej będzie musiał to zaaprobować wielki admirał Thrawn -
pomyślał natychmiast Pellaeon, ale niewiadomo, dlaczego głośno spytał:
- Jaki to ma być model? - Kapitan, zdziwiony swoim pytaniem, zamrugał powiekami.
Powtórzył w myślach ostatnie słowa; tak, rzeczywiście je wypowiedział. Starzec
ponownie się uśmiechnął; bawiło go zmieszanie Pellaeona.
- Po prostu chcę mieć słuŜącego - oznajmił. - Kogoś, kto będzie tam czekał na mój
powrót. Stworzonego z jednej z pamiątkowych zdobyczy Imperatora - o ile się nie mylę,
próbka ta nosi numer B-2332-54. Naturalnie zobowiąŜe pan dowódcę garnizonu do
zachowania całkowitej dyskrecji. Nie zrobię tego.
- Dobrze - usłyszał swój głos Pellaeon. Dźwięk tego słowa zupełnie go zaskoczył:
przecieŜ wcale tak nie myślał. Wręcz przeciwnie:, gdy tylko bitwa dobiegnie końca,
osobiście poinformuj e Thrawna o tym drobnym incydencie.
- I niech ta rozmowa pozostanie między nami - rzucił leniwie mistrz Jedi. - Kiedy
pan wypełni mój rozkaz, natychmiast zapomni pan o całej sprawie.
- Oczywiście - pokiwał głową kapitan. Chciał, Ŝeby starzec dał mu wreszcie spokój.
O, z całą pewnością zawiadomi o wszystkim Thrawna. Wielki admirał juŜ będzie
wiedział, co z tym zrobić. Odliczanie doszło do zera i na głównym monitorze ściennym
pojawiła się planeta Ukio.
- Powinniśmy włączyć monitor taktyczny, mistrzu C’baoth.
- Jak pan sobie Ŝyczy - machnął ręką starzec. Pellaeon sięgnął ponad podwójnym
kręgiem monitorów, nacisnął odpowiedni klawisz i na środku pokoju pojawił się
hologram taktyczny. „Chimera" mknęła ponad równikiem po słonecznej stronie planety
w kierunku wysokiej orbity; dziesięć pancerników z Floty Katańskiej, wchodzących w
skład grupy operacyjnej, rozdzielało się właśnie, by zająć zewnętrzne i wewnętrzne
pozycje obronne; od ciemnej strony planety nadlatywał „Jastrząb", mający pełnić
funkcję ubezpieczającą. Pozostałe statki, głównie transportowce i inne jednostki
handlowe, znikały właśnie w niewielkich lukach, jakie na krótko czyniła dla nich w polu
ochronnym Stacja Kontroli Naziemnej. W odległości jakichś pięćdziesięciu kilometrów
od powierzchni Ukio unosiła się mglista niebieskawa skorupa. Na hologramie rozbłysły
czerwono dwa punkty świetlne - to transportowce prowadzące z „Jastrzębia"; wyglądały
4
tak samo niewinnie jak reszta statków, które na gwałt szukały jakiegoś schronienia.
Transportowce wraz z holowanymi przez nie czterema niewidzialnymi towarzyszami.
- Niewidzialnymi tylko dla tych, którzy nie mają oczu, by ich zobaczyć - mruknął
C’baoth.
- A zatem teraz jesteś juŜ w stanie dostrzec nawet te statki? – rzucił szyderczo
Pellaeon. - Twoje umiejętności Jedi rzeczywiście rozwijają się w oszałamiającym tempie.
Miał nadzieję, Ŝe zirytuje starca - choćby troszeczkę. Jego wysiłki okazały się jednak
jałowe.
- Umiem zobaczyć ludzi, którzy są w środku tych waszych cennych pól
maskujących - stwierdził łagodnie C’baoth. - Widzę ich myśli i kieruję ich pragnieniami.
JakieŜ znaczenie ma przy tym sam metal. Kapitan skrzywił się nieznacznie.
- Podejrzewam, iŜ jest wiele rzeczy, które nie mają dla ciebie znaczenia - zauwaŜył.
Kątem oka dostrzegł, Ŝe starzec się uśmiecha.
- To, co nie ma znaczenia dla mistrza Jedi, nie jest takŜe istotne dla świata.
Transportowce i zamaskowane krąŜowniki były juŜ blisko pola ochronnego planety.
- Gdy tylko przejdą przez pole, natychmiast odrzucą liny holownicze - przypomniał
C’baoth’owi Pellaeon. - Czy jesteś gotowy? Mistrz Jedi wyprostował się na krześle i
zmruŜył oczy.
- Czekam na rozkazy wielkiego admirała - rzucił ironicznie. Kapitan popatrzył na
opanowaną twarz starca i przeszedł go dreszcz. Stanęła mu przed oczami scena, kiedy
to C'baoth po raz pierwszy zastosował kierowanie na odległość umysłami innych ludzi.
Przypomniał sobie ból, jaki odmalował się wtedy na twarzy starca; ten wyraz niemal
agonalnego napięcia, kiedy wszystkimi siłami walczył o to, by nie stracić kontaktu z
członkami załóg. Nie minęły jeszcze dwa miesiące od chwili, gdy Thrawn stwierdził z
przekonaniem, iŜ C’baoth nigdy nie będzie stanowił zagroŜenia dla Imperium, poniewaŜ
nie jest w stanie przez dłuŜszy okres utrzymać koncentracji. Ale najwyraźniej od tego
czasu starzec opanował tę umiejętność. A zatem stanowił dla Imperium zagroŜenie, i to
bardzo powaŜne. RozwaŜania Pellaeona przerwał brzęczyk interkomu.
- Kapitanie Pellaeon? Starając się odsunąć od siebie niepokój związany z mistrzem
Jedi, męŜczyzna sięgnął ponad rzędem monitorów i nacisnął jakiś guzik. Przynajmniej
w tej chwili Flota Imperialna potrzebowała C’baotha. A jemu, na szczęście, ona teŜ była
potrzebna.
- Jesteśmy gotowi, admirale - powiedział.
- Czekajcie w pogotowiu - polecił Thrawn. - Za chwilę transportowce odrzucą liny
holownicze.
- JuŜ je odrzuciły - rzekł starzec. - KrąŜowniki nabrały rozpędu... i poruszają się w
kierunku wyznaczonych pozycji.
- Sprawdź, czy są juŜ poniŜej pola planetarnego - rozkazał admirał. Po raz pierwszy
na twarzy C’baotha pojawił się dawny wyraz napięcia. Zresztą nic dziwnego; od
krąŜowników oddzielało „Chimerę" pole maskujące, które blokowało teŜ pracę czujników
na tych statkach. Aby się dowiedzieć, gdzie te jednostki dokładnie są, mistrz Jedi musiał
precyzyjnie zlokalizować umysły, z którymi nawiązał kontakt.
- Wszystkie cztery statki znajdują się juŜ poniŜej pola planetarne go - poinformował.
- Dokładnie się upewnij. Jeśli się mylisz, mistrzu C’baoth...
- Nie mylę się, wielki admirale Thrawn - przerwał mu ostro sta rzec. - Zrobię w tej
bitwie to, co do mnie naleŜy. A pan niech się zajmie swoją działką. Przez chwilę
interkom milczał. Pellaeon skrzywił się, wyobraŜając sobie, jaką minę musi mieć teraz
admirał.
- A więc dobrze, mistrzu C’baoth - rozległ się w końcu z nadajnika spokojny głos
Thrawna. - Przygotuj się do wypełnienia swojego zadania. Dało się słyszeć ciche
szczęknięcie: admirał uruchomił kanał łączności.
- Tu imperialny niszczyciel gwiezdny „Chimera" do starszyzny Ukio – powiedział
Thrawn. - W imieniu Imperium obwieszczam, Ŝe układ Ukio ponownie znajduje się we
władaniu Imperium, podlega jego prawu i jest chroniony przez siły zbrojne. Wyłączcie
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin