MATKI BOSKIEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ.doc

(44 KB) Pobierz
MATKI BOSKIEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ

    MATKI BOSKIEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ

Czuwająca obecność Maryi - to główna myśl dzisiejszej Ewangelii. Ona z delikatnością czuwa i dostrzega braki i kłopoty, i z takąż samą delikatnością wstawia się za nami u swojego Boskiego Syna Jezusa Chrystusa. Jest przecież Matką, a matka nie może inaczej, jak właśnie czuwać z delikatnością i prostotą nad dobrem swoich dzieci. Mądrość zaś dzieci polega na zaufaniu Matce, na posłuszeństwie i na uwierzeniu, że Ona naprawdę troszczy się o dzieci. Tylko, że ta Szczególna Matka, szczególna jeszcze bardziej w dziejach narodu Polskiego stale nam przypomina: "Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn wam powie." Ta zachęta brzmi przez pokolenia i przez wieki i stale jakoś jest lekceważona w naszym życiu. Tak wielkie nabożeństwo mamy do Matki, Królowej, Jasnogórskiej Pani. Wielkie pielgrzymkowe tłumy ściągające z całej Polski do Częstochowy, a jednocześnie tyle w nas niewiary, prywaty, obojętności na potrzeby innych. Ona umiała zauważyć brak i potrzebę swoich bliskich i zaradzić temu w sposób delikatny i troskliwy ... my nie .... My widzimy tylko koniec własnego nosa i nasze własne potrzeby i biedy .... "Zróbcie wszystko, cokolwiek Syn wam powie", a my raczej nie chcemy Go słuchać, my raczej nie chcemy iść za Jej mądrym głosem i wolimy robić to, co nam się podoba i to co nam akurat odpowiada. Smutna to rzeczywistość polskiej maryjnej pobożności.

Jej mądrość i matczyna dobroć serca mogłyby nas wiele nauczyć. Jej poddanie woli Bożej, Jej troskliwość i umiejętność dostrzegania ludzkiej biedy i ludzkiego nieszczęścia ... mogłyby okazać się pomocne i w naszym życiu codziennym, społecznym, rodzinnym i sąsiedzkim, ale ... niestety nie umiemy niczego się nauczyć, albo nie chcemy ... Ona obecna zawsze przy swoich dzieciach i zatroskana o ich dobro, chce nam otworzyć oczy, a i serca nasze, abyśmy i my -czyniąc to co Syn Jej nam każe- umieli znaleźć prawą drogę w naszej codzienności. Tylko czy my chcemy słuchać Jej głosu i Jej rady? Czy my chcemy się od Niej czegoś nauczyć?

Może jeszcze zdążymy

Wesele w Kanie Galilejskiej

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej – pisze apostoł Jan, świadek i uczestnik tamtych wydarzeń. Wesele – tego dnia coś się kończy. Mija czas młodości, czas dorastania. Mija czas euforii, czas zauroczenia i żywiołowej radości. I nie żal tego. To, z czym w dniu wesela trzeba się pożegnać nigdy nie jest próżne i daremne. Przeciwnie – jest nieodzowne, by można się zmierzyć z tym, co się zaczyna.

Bo w dniu wesela coś się zaczyna. Zaczyna się nowy rodzaj odpowiedzialności – za siebie wzajemnie i za powstającą rodzinę. Zaczyna się czas innej radości – trudniejszej ale i głębszej. Zaczyna się czas duchowego dojrzewania. Zaczyna się czas służenia sobie wzajemnie, by móc służyć życiu. Ten dzień zawsze był i jest dniem radości całej rodziny. Dlatego wesele...

...i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. Ona po prostu tam była. Była i już. Jezusa zaś zaproszono – podkreśla ewangelista. Jego obecność była widocznie czymś szczególnym w zamyśle młodej pary. I zaowocowała niecodziennym wydarzeniem. Gdyby jednak nie było tam Matki Jezusa...? Ale Ona tam była.

Polska Kana

Wspominam radość, euforię, entuzjazm, który towarzyszył Polakom przed ponad ćwierć wiekiem. To była nasza Kana Galilejska. Właśnie w sierpniu roku 1980 kończył się czas dojrzewania – wszyscy wiedzieli, że musi zacząć się coś nowego, innego. Ci sami ludzie – ale biorący odpowiedzialność za siebie i za Ojczyznę. Zupełnie jak młoda para biorąca w dniu wesela odpowiedzialność za swoją rodzinę. Takiemu momentowi musi towarzyszyć radość. I towarzyszyła.

Na weselu w Polskiej Kanie też była Matka Jezusa. „My chcemy Boga, Panno święta!” – śpiewał naród. I w codziennym apelu: „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam...” Jej obraz zawieszano w czasie strajków, przypinano do ubrań robotników.

A Prymas Tysiąclecia na łożu śmierci (w maju 1981) mówił do towarzyszących mu biskupów: „Wszystkie nadzieje to Matka Najświętsza i jeżeli jaki program to ONA”. Chwilę później dodał: „Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy. Bóg je da w swoim czasie. Pamiętajcie, że jak kardynał Hlond tak i ja wszystko zawierzyłem Matce Najświętszej i wiem, że Matka Boża w Polsce słabszą nie będzie choćby się ludzie zmieniali”. Nie on jeden całą nadzieję w Matce Jezusa złożył. A Ona swoją obecnością w Polskiej Kanie od wieków uczyła nas ufać Jej Synowi.

Czy zrobiliśmy wszystko, co nam powiedział?

Dziś, po latach zastanawiam się, co w nas zostało po tym weselu w Polskiej Kanie. Jaką rodzinę – Ojczyznę zbudowaliśmy? Gdzieś tam dźwięczy mi w sercu pieśń z innego wesela: „Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór. Czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się jeno...” Strach kończyć tej pieśni. Czyżby Wyspiański pisząc przed z górą stu laty swoje „Wesele”, proroctwo spisywał?

Była na naszym weselu w Polskiej Kanie Matka Jezusa. Zaprosiliśmy i samego Jezusa z Jego uczniami. Wiwatowaliśmy przecież Namiestnikowi Chrystusa, i „Sto lat” śpiewaliśmy, i tysiące autokarów do Rzymu posyłaliśmy. A gdy odchodził do domu Ojca, płakaliśmy za nim, jak osierocone dzieci.

I radzi byśmy pić dobre wino, w które Jezus wodę przemienił. Zapomnieliśmy tylko, że radość wesela – to radość początku Nowego. A Nowe polega na odpowiedzialności i służbie, na budowaniu i wysiłku, na prawdzie i wzajemnym szacunku. Zapomnieliśmy o Nowym, a Stare ma się całkiem dobrze. Wciąż królują w naszym życiu niezgoda i lenistwo, pijaństwo i lekkomyślność, chamstwo i złodziejstwo... Cieszyliśmy się z wolności – także religijnej, a tymczasem większość społeczeństwa sprzeciwia się wliczaniu oceny z religii do średniej. Niczego tu nie rozumiem. Przykre to, co mówię, ale – niestety – prawdziwe.

Nasze (czy nasze?) polityczne życie umarło. Na naszych oczach, a i z naszym współudziałem jako wyborców, nastąpił paraliż resztek tego życia. Kłamstwa, podejrzenia, korupcja, głupota, prywata – a służba narodowi gdzie się podziała? „Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór. Czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się jeno...” Strach kończyć tej pieśni. Czyżby Wyspiański pisząc swoje „Wesele”, proroctwo spisywał?

Dziś na Jasną Górę znowu przybyło tysiące pielgrzymów. Cały sierpień tłumnie tam ściągają. Bo – na szczęście! – wesele w naszej Polskiej Kanie jeszcze się nie skończyło. I wciąż jest z nami Matka Jezusa. On też nie odszedł z uczniami w świat. Dlatego wciąż aktualne są Jej słowa: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie!

Tak po prawdzie zrobiliśmy niewiele, a już na pewno nie zrobiliśmy wszystkiego. Dlatego dobrze, że wesele w Polskiej Kanie trwa. Może zechcemy jeszcze zrobić choć trochę. Może uratujemy rodzinę – Polskę. Byleśmy byli gotowi pójść za Jej radą i spełnić wszystko, co Jezus w Ewangelii powiedział. Nie obiecujemy za innych. Za siebie składamy zobowiązanie: Tak, Matko i Królowo, zrobimy, postaramy się zrobić to, o czym Twój Syn od tysiąca lat nam w Polsce powtarza.

 

 

Drodzy Siostry i Bracia

Obchodząc dzisiejszą uroczystość Matki Boskiej Częstochowskiej przychodzimy do świątyni, żeby usłyszeć m.in. ewangelię o pierwszym cudzie Jezusa. Można by sobie postawić pytanie: dlaczego właśnie ten fragment? To fakt, że w Piśmie Świętym nie ma ani słowa o Częstochowie i Jasnej Górze, ale przecież są inne teksty o Niepokalanej Dziewicy; opis Zwiastowania i Maryi posłusznej woli Boga, Nawiedzenia – kiedy młoda Panna z Nazaretu biegnie pomóc swej starszej krewnej, Boże Narodzenie – niezaprzeczalny cud zstąpienia Boga w ludzkiej postaci na ziemię, czy choćby Krzyż i stojąca pod nim Bolesna Matka. Dlaczego właśnie cud w Kanie Galilejskiej? Chyba z jednego powodu. Tam, na weselu, Maryja ze swym Synem Jezusem była zatroskana o tych, którzy ich do siebie zaprosili.

Ponad 1000 lat temu – przez fakt przyjęcia chrztu – Mieszko I z Dobraną zaprosili na nasze słowiańskie ziemie, między Odrę i Wisłę, Jezusa i Jego Matkę. Stała się Ona – jakby w Polskiej Kanie – orędowniczką naszych potrzeb.

Już ponad 1000 lat wyprasza u swego Syna łaski dla naszego Narodu. Może nieraz – jak starosta weselny z dzisiejszej Ewangelii – dziwimy się, skąd tyle dobrodziejstw od Boga na nas spływa. Może jak owi weselni słudzy jesteśmy czasem uczestnikami wielkich, bożych wydarzeń. Mamy jednak w każdym razie robić dobry użytek z tego, co wyprasza nam Maryja – jak weselni goście.

Od chrztu naszego Narodu Maryja wraz z Jezusem wkroczyła w naszą historię. Wkroczyła i idzie przez nasze ziemie, jak mówią liczne świadectwa pierwszych wieków chrześcijaństwa w Polsce, a szczególnie pieśń „Bogurodzica”

W Kanie Galilejskiej Maryja mówi do sług weselnego przyjęcia: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.

Począwszy od 1382 roku – kiedy Władysław, książę opolski, wybudował na Jasnej Górze klasztor dla paulinów i oddał im pod opiekę ikonę Matki Bożej, czczoną na jego zamku – staje Maryja wobec synów i córek tej ziemi, wobec całych pokoleń Polaków i powtarza te same słowa: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie Jezus”.

Sanktuarium w Częstochowie ma szczególne miejsce w panteonie polskich świętych miejsc. Ani Licheń czy Gietrzwałd, Kalwaria Zebrzydowska, Święta Lipka, czy nasze dawne sanktuarium w Ostrej Bramie nie odegrało w naszej Ojczyźnie tak podniosłej roli. To właśnie Maryja z częstochowskiego wzgórza obroniła nasz kraj przed szwedzkim najeźdźcą. To na wałach Jasnej Góry stawał szczególnie wspominany w tym roku wielki mąż stanu i ojciec Narodu – Prymas Tysiąclecia, który właśnie u stóp tronu Pani Częstochowskiej 45 lat temu złożył Śluby Narodu. To tam, najpierw boku Kardynała Wyszyńskiego jako metropolita Krakowa, a później jako Głowa Kościoła przebywał Karol Wojtyła – Jan Paweł II.

Chyba żaden inny wizerunek Maryi nie stał się w naszej Ojczyźnie tak powszechny? Polacy zawsze zabierali go z sobą, gdziekolwiek się udawali – jakby brali ze sobą zdjęcie matki; widniał częstochowski wizerunek na ryngrafach konfederatów barskich, wzięli go ze sobą nasi ojcowie za ocean, gdy wyruszali za chlebem (i dziś mamy amerykańską Częstochowę), zabrał go do „dalekiego kraju” Karol Wojtyła, gdy został papieżem. A ci, co są w Polsce? Ze wszystkich jej stron spieszą na różne sposoby by odwiedzić Matkę – Maryję. Samochodami, autokarami, czy pieszo, w pielgrzymce wśród bólu nóg, spiekocie dnia i deszczu. Bo dla matki człowiek potrafi się zdobyć na największe poświęcenie.

Dzień ten jest poświęcony rozważaniom chwały, którą Maryja odbiera na Jasnej Górze i podziękowaniem za łaski, które nam wyjednała. Kamieniem węgielnym na którym opieramy nasze nadzieje, jest przede wszystkim obecność Maryi w Bożym planie zbawienia ludzi. Jasnogórskie sanktuarium jest szczególnym miejscem w naszej Ojczyźnie. Ale Maryję czcimy nie tylko ze względu na historyczność tego miejsca – choć zapewne i z tego powodu. Lecz przede wszystkim właśnie dla Jej postawy, a mianowicie, że zgodziła się swym cichym i pokornym ”fiat”„niech się tak stanie” na narodzenie Syna Bożego. Że Go wychowała, że była z Nim gdy nauczał i gdy szedł na Kalwarię. Ale także, że była na Drodze Krzyżowej, nie tylko tamtej – Jezusowej, w Jerozolimie, ale także na Drodze Krzyżowej Kościoła i Drodze Krzyżowej naszej Ojczyzny.

Niech Bogu będą dzięki za Maryję. Niech Bogu będą dzięki za Jej trwanie przy Jezusie, w Kościele, w Polsce, w Częstochowie. Niech Matka Chrystusa króluje nie tylko z tronu Jasnogórskiego, lecz niech króluje także w każdym z naszych serc i umysłów, a królować będzie, jeśli my posłuszni będziemy Jej zachęcie do nas kierowanej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn”.  Amen.

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin