Miniaturka - Szare kamienie w pytaniach i błędach.doc

(119 KB) Pobierz

 

Szare kamienie w pytaniach i błędach

« Autorka: Valley » « Tłumacz: Vianne » « Beta: Hekate »  « Word: Phoe »

 

 

– Nie uda ci się.

– Nie o tym rozmawiamy.

– Jemu nie można pomóc.

– Chcesz się założyć?

– O paczkę cytrynowych dropsów?

– O jego życie.

 

Na początku było bardzo zimno. I szare kamienie. Dookoła same szare kamienie. I bardzo zimno. Potem nagle zrobiło się cieplej, szare kamienie poruszyły się i ktoś wyszeptał… Nie zapamiętał, co wyszeptał, ale wydawało mu się, że głos także grzeje.

Kiedy ponownie otworzył oczy było ciepło, a szare kamienie zamieniły się w szare ściany. To nie było za bardzo interesujące, bo szare ściany były wszystkie takie same, a szare kamienie były różne. Dobrze wiedział, że były różne. Udało mu się to zapamiętać.

Potem przychodzili ludzie. Dużo ludzi. Nikogo nie znał. Byli z jakiegoś powodu niezadowoleni. Cieszył się, kiedy wychodzili. Sądził, że są niebezpieczni. I nie mógł zapamiętać niczego, co mówili.

Potem przyszła ładna pani. Bardzo ładna. Usiadła obok. I długo płakała. Chciał jej powiedzieć, że nie trzeba płakać, ale nie powiedział. Bał się, że odejdzie. Podobała mu się. I zrobiło mu się smutno. A kiedy wyszła – bardzo smutno.

A potem przyszedł „przyjaciel”. Jego też nie znał. On również był z jakiegoś powodu niezadowolony. Sam powiedział, że jest „przyjacielem”.

Dobrze wiedział, że „przyjaciel” to coś dobrego. I jeszcze dobrze wiedział, że prawdziwi przyjaciele nie istnieją.

Ładna pani i „przyjaciel” byli jedynymi ludźmi, których zapamiętał. A szare ściany już mu się znudziły. Było bardzo nudno.

Ale ładna pani często przychodziła. I „przyjaciel” też przychodził. Bardzo często. Czasem wydawało mu się, że w ogóle nie wychodzi.

Ładna pani nic nie mówiła. Tylko siadała obok, brała go za rękę i płakała. Już się nie martwił. Wiedział, że potem przyjdzie znowu. Może nie ma gdzie płakać, więc niech płacze tutaj. Nie jest mu żal. Kiedyś sama powie, dlaczego jest taka smutna. Jeśli będzie chciała. Nie warto pytać. I tak nie może zapamiętać, co do niego mówią.

„Przyjaciel” nie płakał. Tylko krzyczał. Czasem bardzo głośno. To było zabawne

– Czemu milczysz? Nie wierzę, że nie pamiętasz, jak się rozmawia. To niemożliwe!

Mógł rozmawiać. Ale nie wiedział, co powiedzieć „przyjacielowi”, który cały czas krzyczy. A ładnej pani, która cały czas płacze – tym bardziej. Bał się, że jeśli coś im się nie spodoba, to więcej nie przyjdą. Dlatego na razie postanowił milczeć.

Za to uśmiechał się do nich. I do ładnej pani, i do „przyjaciela”. Ładna pani zaczynała z tego powodu płakać na głos, a „przyjaciel” siadał na krześle obok łóżka, łapał się za głowę i mamrotał: „Nie… to niemożliwe… niemożliwe…”. To było bardzo zabawne, więc starał się do nich uśmiechać jak najczęściej. Efekt wciąż był taki sam. Z jakiegoś powodu go to uspokajało.

Któregoś dnia obudził się i zobaczył okno. Nie wiedział, skąd się wzięło, ale szare ściany bardzo go już nudziły. Dlatego zaczął przyglądać się oknu.

Długo się przyglądał. Kiedy był sam, kiedy ładna pani płakała, kiedy krzyczał „przyjaciel”. Potem zachciało mu się sprawdzić, co tam jest. Zdecydował, że pora wstać. Żeby ładna pani i „przyjaciel” mieli jakieś zajęcie, dopóki będzie patrzył w okno, postanowił się do nich uśmiechnąć. Efekt wciąż był taki sam. Nie zauważyli, że poszedł popatrzeć przez okno. Zanim ułożyli go z powrotem na łóżku, zdążył wszystko zobaczyć: i szare niebo, i szarą trawę, i szare liście

– Rozmawiać też możesz, draniu! – wrzeszczał „przyjaciel”. – Jestem pewien, że możesz!

To było zabawne.

– Na Merlina, Sev, przestań na niego krzyczeć! – wyszeptała błagalnie ładna pani, zalewając się łzami.

To też było zabawne. Więc milczał.

 

***

 

– To niemożliwe, Severusie. On uciekł z więzienia osiem miesięcy temu. Powinni go zabrać.

– Nie pozwolę na to.

– Nie jesteś w najlepszej sytuacji, żeby się stawiać.

– Jeśli nie zostawią go w spokoju, przestanę dla ciebie pracować. Na wszystkich etatach.

– To się może bardzo źle dla ciebie skończyć…

– Jest mi wszystko jedno.

– Niczego nie obiecuję.

 

Znowu szare kamienie. Ucieszył się. Szare kamienie są dużo bardziej interesujące od szarych ścian. Dlatego, że są różne.

Na początku bał się, że znowu zrobi się zimno. Ale nie zrobiło się zimno. Zrozumiał, że to nie ma ze sobą związku. Było mu smutno. Miał nadzieję, że uda mu się powiązać ze sobą coś jeszcze, oprócz uśmiechów i płaczu ładnej pani. Szare kamienie go oszukały.

– Niedobre szare kamienie! – powiedział głośno, rozglądając się po pokoju. – Ale szare ściany są jeszcze gorsze.

Było mu wszystko jedno, czy spodoba im się to, co powiedział, czy nie. Obraził się. Na wszystkich. Ale najbardziej, oczywiście, na szare kamienie.

 – A widzisz, Sev! – krzyknęła ładna pani. – Od razu mówiłam, że trzeba go zabrać do domu!

 – Gdybyś wiedziała, ile mnie to kosztowało… – wymamrotał zmęczony „przyjaciel”.

Zdaje się, że spodobało im się to, co powiedział. Na pewno oni też nie lubili szarych kamieni.

 

***

 

Posłuchaj, Cissy, źle to wygląda. To kwestia czasu, aż ktoś wpadnie z wizytą. Nikt nie może go zobaczyć w takim stanie. Czarny Pan nigdy nie uwierzy, że on niczego nie pamięta. Po prostu stwierdzi, że Luc chce w ten sposób wszystkich oszukać.

– Ale przecież on nie udaje…

Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewny. A przekonanie o tym Szefa jest praktycznie niemożliwe. Nikt nie wie, co tam się stało. Byli sami. Najprawdopodobniej zwykły Cruciatus. Luc mógł upaść i uderzyć głową o kamienną podłogę. Nie mamy dywanów.

Rozmawiali przy nim. Bał się. Nie podobało mu się, że coś ich niepokoi. Ale nie wiedział, co powiedzieć. Milczał. A oni się kłócili. Długo-długo. Dopóki nie zasnął w fotelu przed kominkiem.

Nie pamiętał niczego z tych rozmów. Nie mógł nawet zapamiętać, jak „przyjaciel” i ładna pani mają na imię.

 

***

 

Inna pani pojawiła się niespodziewanie. Wpadła z krzykiem.

– Luc! Jak się masz?!

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie wiedział, co to takiego „Luc”, ani co to takiego „jak się masz”. Milczał.

– Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – zdziwiła się inna pani.

To rozumiał. Rozumiał, co chce usłyszeć.

– Cieszę się.

Chciał się do niej uśmiechnąć i sprawdzić, czy zacznie z tego powodu płakać, ale w tym momencie zobaczył ładną panią. Stała w drzwiach z takim… niewłaściwym wyrazem twarzy, że od razu zapomniał o innej pani, i o tym, że chciał się do niej uśmiechnąć, i w ogóle o wszystkim.

Na szczęście, innej pani było wszystko jedno. Cały czas mówiła.

– Tak się o ciebie baliśmy! Po co go rozzłościłeś?! Co mu powiedziałeś? Byłam pewna, że cię zabije! A później…

Nie słuchał jej. Patrzył na ładną panią. Powoli podeszła do jego fotela i przysiadła na poręczy. Potem pochyliła się lekko w jego kierunku i pocałowała go w czubek głowy. „Tylko się nie uśmiechaj…” – szepnęła. Na pewno nie chciała, żeby inna pani tutaj płakała. Bo rzeczywiście, z jakiej racji? Jeśli wszystkie panie będą do niego przychodziły i płakały, to ładna pani będzie z nim rzadziej. A tego nie chciał.

– …i Sev zdecydował, żeby zabrać cię do Munga! Luc, czemu tak na mnie patrzysz?

– Tylko tu nie płacz. Idź płakać… gdzie indziej – powiedział jej.

– Jesteś kretynem! Nic się nie zmieniło, prawda?

Zaczęła krzyczeć. Prawie tak samo jak „przyjaciel”.

Może ona też jest „przyjacielem”? W takim razie, dlaczego ładna pani nie chce, żeby się do niej uśmiechać?

– Chcesz, żebym się do ciebie uśmiechnął?

– Co?

– Ale płakać potem pójdziesz gdzie indziej.

Przestała krzyczeć i, rzuciwszy mu groźne spojrzenie, wysyczała przez zęby:

– No cóż, Cissy, charakter mu się psuje.

Tego nie zrozumiał. Nie wiedział, co to takiego „Cissy”, ani co to takiego „charakter”. I nie chciał wiedzieć. Dlatego, że i tak nie mógł zapamiętać żadnego nowego słowa.

– Czarny Pan kazał ci przyjść pojutrze. O pierwszej w nocy. Chce kontynuować rozmowę. Wystarczy już tego wydurniania się. Widzę, że jesteś w pełni zdrowy.

– Nie chcesz, to nie – odpowiedział zdecydowanie innej pani, żeby nie myślała, że uśmiecha się do wszystkich dookoła.

Inna pani prychnęła z oburzeniem i wybiegła na korytarz.

– Zuch! – szepnęła ładna pani i pobiegła za inną panią.

A on dalej siedział w swoim fotelu. Nie wiedział, co to takiego „zuch”. Ale rozumiał, że ładna pani cieszy się, że nie pozwolił innej pani tutaj płakać. Przy nim może płakać tylko ładna pani. A krzyczeć – tylko „przyjaciel”. A kiedy pojawiła się inna pani, to od razu chciała i krzyczeć, i płakać.

Stwierdził, że inna pani mu się nie podoba.

 

***

 

– Sev, on wszystko rozumie. Wyobraź sobie tylko – przyszła Bella. Zupełnie niespodziewanie. A on zrobił wszystko jak należy, Sev.

– Czyli co takiego zrobił? – spytał „przyjaciel” sceptycznie.

– Powiedział, że cieszy się na jej widok, a później, kiedy zaczęła pleść bzdury…

To skandal, że „przyjaciel” nie cieszy się razem z ładną panią. Zaraz zacznie krzyczeć. Uśmiechnął się do niego szeroko. Żeby go rozbawić.

– Merlinie! Cissy! O czym ty mówisz?! Spójrz tylko na niego… na TO!

– Poprosiłam go, żeby nie uśmiechał się do Belli i posłuchał mnie. On po prostu chce nas uszczęśliwić…

– Wyobrażasz sobie, co się stanie, jeśli pojutrze zjawi się u Czarnego Pana i zrobi o TAK?

– Nie zrobi. – Popatrzyła na niego pytająco. – Prawda?

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Przecież chciała jednocześnie usłyszeć i „tak” i „nie”, a czegoś takiego nie umiał zrobić. Ale bardzo chciał, żeby ładna pani nadal była z niego zadowolona, i żeby nie płakała, dlatego zmieszany spojrzał na „przyjaciela”.

„Przyjaciel” popatrzył na niego uważnie i nagle powiedział:

– Jeśli nie wiesz, co odpowiedzieć, to użyj słów, które są w pytaniu.

Tak, „przyjaciel” to coś dobrego. Odwrócił się do ładnej pani i odpowiedział jej dokładnie w taki sposób, w jaki przed chwilą nauczył go „przyjaciel”:

– Prawda.

Ładna pani była zachwycona. „Przyjaciel” też wyglądał na zadowolonego. Zdaje się, że po raz pierwszy. Gdyby za każdym razem wyjaśniali mu, co powinien robić, słuchałby ich. Podobało mu się, że ładna pani nie płakała, a „przyjaciel” nie krzyczał. Ale zwykle wyjaśnienia były niezrozumiale i o wszystkim zapominał.

Ale nie tym razem.

– Luc, chcesz pójść do parku?

Nie wiedział, co to takiego „Luc”, ani co to takiego „park”. Ale teraz wiedział, co trzeba odpowiedzieć.

– Sam widzisz – szepnęła ładna pani.

– Głupstwo! – „Przyjaciel” zasępił się. – Luc, chcesz, żebym urwał ci głowę?

Dalej nie wiedział, co to takiego „Luc”. Ale własnej głowy zrobiło mu się żal. Zobaczył, że czekali w napięciu na odpowiedź i zrozumiał, że nie wszystko jest takie proste. Znowu popatrzył na „przyjaciela”. A „przyjaciel” jeszcze raz mu pomógł:

– Jeśli czegoś nie rozumiesz, sam zadaj pytanie. Z tych słów, które usłyszałeś.

Dobrze wiedział, że nie chce, aby „przyjaciel” urwał mu głowę. I gdyby użyć słów, które usłyszał w pytaniu…

– A ty chcesz?

– A ja chcę.

Obraził się. Z jakiej racji? Znowu było mu wszystko jedno, co sobie pomyśli „przyjaciel”. Dlatego odpowiedział:

– A ja – nie chcę.

Bardzo się ucieszyli, więc wydaje się, że odpowiedź im się spodobała. W takim razie dlaczego wtedy „przyjaciel” powiedział, że chce? Na pewno się pomylił. Trzeba go poprawić.

– Ty też nie chcesz.

To także im się spodobało i więcej go nie męczyli. Po prostu rozmawiali ze sobą, a on, jak zawsze, siedział w fotelu przy kominku i przyglądał się szarym kamieniom.

Już dawno wybaczył szarym kamieniom, że go oszukały. Może po prostu się pomyliły. Tak samo jak „przyjaciel”.

Co to takiego „mylić się”, wiedział bardzo dobrze. To to, co ludzie robią najczęściej.

 

***

 

– Cissy, mamy dwa dni. Przywrócenie go do jako takiego porządku w ciągu dwóch dni jest niemożliwe.

– Mówiłeś też, że nie wstanie z łóżka.

– Nie ja mówiłem. W szpitalu tak mówili.

– Spędził w Mungu niecały tydzień. Wyszedł stamtąd o własnych siłach. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

– Nie o to chodzi. Spróbujmy zebrać wszystko do kupy. Sześć dni w Mungu. Trzy dni w domu. Minęło dziewięć dni i on normalnie się porusza, chociaż mówili ci, że nie wstanie z łóżka; rozmawia, i to całkiem sensownie, chociaż mówili, że nie będzie mógł. Gdyby jeszcze się nie uśmiechał…

– Czemu się czepiasz? Ślicznie się uśmiecha. Gdyby zawsze tak się uśmiechał…

– Robi się wtedy podobny do debila. Szczególnie kiedy utkwi wzrok w ścianie i jednocześnie się uśmiecha.

– To dlatego, że nie chce z nami rozmawiać.

– Tak myślisz? A niby dlaczego nie chce?

– Bo ciągle na niego krzyczysz!

– A ty ciągle płaczesz!

– Nie płaczę przy nim. Już całe dwa dni.

– Nie mogę na niego nie krzyczeć. Cały czas odnoszę wrażenie, że umyślnie się nade mną znęca.

– To nie tak. Nie pamięta najprostszych rzeczy. Nie tylko nie wie, jak się nazywamy, on nawet własnego imienia nie potrafi zapamiętać.

– Jeśli tak, to bardzo źle. Jak mam mu wyjaśnić, kim jest Czarny Pan? Momentalnie wszystko zapomni.

– Niektóre rzeczy pamięta. Trzeba je tylko odpowiednio wyjaśnić. Zrozumiał przecież, jak należy odpowiadać na pytania.

– Ale nie rozumie, dlaczego właśnie tak.

– Wszystko rozumie. I ślicznie się uśmiecha.

– Trzeba go nauczyć typowego dla niego uśmiechu. Jakby wokół były same karaluchy.

– No, teraz to powiedziałeś. Gdyby wokół były same karaluchy, nikomu nie byłoby do śmiechu.

– Właśnie o to chodzi. Lucjusz zawsze uśmiechał się w taki sposób, że wszyscy chcieli znaleźć się jak najdalej od niego. Jak myślisz, dlaczego Bella tak się wściekła, kiedy zapytał, czy chce, aby się uśmiechnął?

Narcyza zaśmiała się.

– A później powiedział, żeby poszła płakać gdzie indziej.

– Nie ma w tym nic śmiesznego. Przypadek. Drugi raz się nie uda.

– Mamy dwa dni.

– I przez ten czas musimy go nauczyć uśmiechać się jak za dawnych lat, a także wytłumaczyć mu podstawowe kwestie.

– Najpierw musimy go przekonać, żeby zaczął z nami normalnie rozmawiać.

– Nie może!

– Nie chce.

 

***

 

– Nie mogę zapamiętywać słów.

– Nie chcesz niczego zapamiętywać! Jak można nie próbować zapamiętać nawet imienia własnej żony?!

Nie wiedział, co to takiego „żona”. Dlaczego „przyjaciel” cały czas na niego krzyczy?

To na pewno kiepski przyjaciel. Po prostu ma pecha.

– Mam pecha.

Chciał dodać, że ma też kiepskiego przyjaciela, ale nie zdążył.

– Wystarczy użalania się nad sobą – syknął „przyjaciel”. – Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście. Sam jesteś wszystkiemu winny! Nie trzeba było złościć Szefa. Nie chcę nawet wspominać, jak patrzyli na mnie w Mungu, kiedy się tam zjawiłem. Z tobą! Ze śmierciożercą, poszukiwanym w całym kraju od ośmiu miesięcy. Później musiałem szantażować Albusa, żeby zmusił Ministerstwo do zamknięcia twojej sprawy. Ty sam, oczywiście, wolisz nie pamiętać, że jesteś zbiegłym przestępcą.

„Przyjaciel” zawsze tak mówił. A on nigdy się nie spierał. Ponieważ podobało mu się, że „przyjaciel” cały czas z nim jest. „Przyjaciel” i ładna pani. Nie lubił być sam. Dlatego milczał i słuchał, jak „przyjaciel” krzyczy.

– Próbowałeś cokolwiek zapamiętać?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin