Maria Alacoque.txt

(45 KB) Pobierz
SWIETA MALGORZATA MARIA ALACOQUE
(1647 - 1690)

 

http://sercejezusa.kom.pl/alacoque.jpg

 

WIOSNA ZYCIA



Byl rok 1647. 22 lipca zamek Lauthecourt zabrzmial radoscia. Dziedzicowi Klaudiuszowi Alacoque, notariuszowi z Verovres i jego malzonce urodzila sie druga córeczka - piate dziecko. Ochrzczono ja po 3 dniach, nadajac imie Malgorzaty. Kiedy miala 4 lata chrzestna matka zabrala ja na zamek Corcheval, odlegly o mile od rodzinnego domu. Zdarzalo sie tam, ze dziewczynke znajdowano w kaplicy albo w kosciele, zatopiona w modlitwie przed Najswietszym Sakramentem. Kleczala bez ruchu, bo jej powiedziano, ze w tabernakulum przebywa nieustannie i prawdziwie Boski Zbawca. W zabawie byla jednak Malgorzata tak zywa, ze nieraz ganiono ja za zachowanie. Wystarczalo jednak powiedziec: "Nie powinnas tak robic, bo tym brzydzi sie nasz kochany Bóg", by ja powstrzymac. Male serduszko palalo dziwna odraza do grzechu. "O moja jedyna Milosci - pisala o swoim dziecinstwie Malgorzata - juz od najwczesniejszych lat pragnales byc wladca serca mego". Nieustannie czula tez natchnienie do powtarzania: "Mój Boze, poswiecam ci moja czystosc, slubuje Ci wieczyste dziewictwo". Wiernosc wewnetrznym natchnieniom stala sie dla niej krynica niewyczerpanych zdrojów blogoslawienstwa Bozego. Po wczesnej smierci ojca na matke spadla troska o siedmioro dzieci. Malgorzata znalazla sie u SS. Urbanistynek w Charolles. Siostry zauwazyly niepospolitosc pensjonarki i zaledwie Malgorzata ukonczyla 9 lat, dopuscily ja do Komunii sw. "Pierwsza Komunia sw. - pisala pózniej Malgorzata - rozlala tyle goryczy na zabawy i przyjemnosci mojego wieku, ze chociaz do nich lgnelam, stawaly sie dla mnie przykre i wprost nieznosne. Ile razy zabralam sie z kolezankami do zabawy, tyle razy mialam wrazenie, ze jakas tajemnicza moc gwaltem mnie od nich odrywa, ze jakis wewnetrzny glos, który mie rwal do samotnosci, tak dlugo mi nie dawal spokoju, az mu uleglam, by kleczac lub pochylona ku ziemi, zatopic sie w modlitwie, az mnie w tym stanie znajdowano, co znowu stale bylo dla mnie niemala przykroscia..." Bolesna choroba, która nawiedzila Malgorzate po dwuletnim pobycie u Sióstr, zmusila ja do powrotu do domu: choc patrzyla na nie z podziwem, postanawiajac nasladowac ich zycie, to nie tutaj chcial ja miec Boski Mistrz. Przez 4 lata lekarze leczyli ja bezskutecznie. Zrozpaczona matka zwrócila sie wiec do Maryi tymi slowy: "Swieta Matko Boza, jesli dziecko moje powróci do zdrowia, poswiece je calkowicie Twej sluzbie". Po zarliwej modlitwie zranionego serca matki, Malgorzata odzyskala zdrowie. Tak stanela u bram zycia, w okresie, w którym ped ku swobodzie wiedzie w uludne krainy przyjemnosci. Szesnastoletnia panienka, otoczona dostatkami, obdarzona zaletami umyslu i ciala, pelnymi haustami poczela pic z upajajacego kielicha dozwolonych przyjemnosci. Owladnela nia zalotnosc i pragnienie podobania sie. Nie przekroczyla granicy chrzescijanskiej moralnosci, a jednak to, ze za wiele troszczyla sie o wyglad i raz w karnawale poszla z przyjaciólka w przebraniu na bal, przez cale zycie oplakiwala, jako swoje najwieksze przewinienia. Jezus postanowil ja wyrwac ze swiata i jego przyjemnosci. Jako Jego towarzyszka - nim sie stala tlumaczem Jego wzgardzonej przez ludzi milosci - miala wstapic na kalwaryjska sciezke i zranic cierpieniem stopy.

 

CZAS WALKI



Matka Malgorzaty powierzyla prowadzenie domu krewniaczkom. Skonczyly sie klopoty finansowe, ale i swoboda matki i dzieci. W domu rzadzila tyrania. Malgorzata pozyczala czasem u sasiadek suknie, by móc udac sie do kosciola. Jedyna pocieche znajdowala u stóp tabernakulum. Wkrótce zakazano jej bez zezwolenia opuszczac dom, a jesli jedna krewna pozwolila jej na odwiedzenie kosciola, wtedy druga ja zatrzymywala. Wobec tak bolesnej odmowy Malgorzata zalewala sie lzami. Wyrzucano jej wiec niesprawiedliwie, ze to nie kosciól ja tak goraco pociaga, ale pewnie tajemna schadzka z mezczyzna, a wstyd, iz slowa danego nie dotrzyma, gorzkie lzy wyciska jej z oczu. Kryla sie wiec w ogrodzie, skad swobodnie spogladala na kosciól: "Tam On dla mnie przebywa i z milosci ku mnie", powtarzala zalewajac sie lzami. Cale dni spedzala w tej kryjówce, nie jedzac i nie pijac, chyba ze wiesniacy przyniesli jej mleka lub owoców. Pod wieczór wracala do zamku drzac ze strachu, jak po ciezkiej zbrodni. Spadaly na nia nagany, ze nie pracuje i nie troszczy sie o rodzenstwo. Jednej nocy objawil sie jej Chrystus jako 'Ecce homo', mówiac, ze dopuszcza te cierpienia, aby ja do siebie bardziej upodobnic. Objawienia powtarzaly sie. Widywala Zbawiciela ociekajacego krwia lub obarczonego krzyzem. Widzenia te umacnialy ja do tego stopnia, ze czasami bylo jej nawet przykro, ze grozaca reka wstrzymala sie przed spelnieniem pogrózek. W osobach, które niesprawiedliwie ja traktowaly, zaczela widziec najlepsze przyjaciólki. Chwalila je i szanowala. "Ale - pisze o sobie - nie ja spelnialam to wszystko, lecz Mistrz mój Boski, który mnie do tego sklanial, i który nie pozwolil, aby skarga wypelzla na moje wargi, albo by jakies drgnienie niecheci przemknelo sie po moim obliczu, albo bym szukala wspólczucia i pociechy. On to nakazal mi mówic, ze one slusznie ze mna postepuja, podczas gdy ja przez moje grzechy na wiecej jeszcze zasluzylam przykrosci". W tych czasach prób, cierpien i walki powtarzala nieustannie: "Panie, gdybys Ty tego wszystkiego nie dopuszczal, to by sie ono dziac nie moglo; dziekuje Ci, ze to na mnie zsylasz, bo w ten sposób upodobniam sie do Ciebie". Przez szereg lat wylacznym przewodnikiem na drodze modlitwy i rozmyslania byl dla niej Jezus. "Od tego czasu, kiedy poczelam sama siebie poznawac - opowiada pózniej - stal sie On wylacznym panem mej woli, tak iz musialam Mu we wszystkim ulegac, nie mogac nawet stawic Mu oporu. On sam ganil mnie lagodnie, ale stanowczo z powodu bledów, chocby one byly i najdrobniejsze. Od tego czasu taki wstret powzielam do grzechu, iz po najmniejszym wykroczeniu poszukiwalam samotnosci, by sie móc glosno wyplakac". "Uczulam w sobie silny pociag do rozmyslania, i niemalo cierpialam z tego powodu, iz nie moglam sie dowiedziec, jak to sie przy tym zachowac, nie mialam bowiem nikogo, kto by mnie w tym wzgledzie pouczyl; nie wiedzialam takze, na czym ono wlasciwie polega, ale juz sama nazwa: 'modlitwa myslna' miala w sobie dla mnie cos pociagajacego". Malgorzata prosila Boskiego Mistrza, by On sam raczyl nauczyc ja rozmyslania. Jezus polecil jej rzucic sie na ziemie i blagac Go o przebaczenie za wszystko, czym Go obrazila, a potem cale rozmyslanie Jemu ofiarowac. I wtedy to w najwyrazniejszych konturach zjawial sie przed jej duchem Zbawiciel w tej tajemnicy, w jakiej Go sobie wlasnie przedstawiala; zdawalo sie jej, jak gdyby wszystkie wladze jej duszy zagubily sie w Bogu, tak ze zadne roztargnienie nie macilo jej wewnetrznej ciszy, a serce jej ogarnial zar pozadania Komunii sw. i cierpienia. Kiedy bracia zaczeli zarzadzac rodzinnymi dobrami, powrócil do domu dobrobyt. Jednak walka o powolanie zakonne stala sie ostrzejsza. Wsród zwalczajacych ja stanela ukochana matka, gdy o Malgorzate - pochodzaca z dobrej rodziny, posiadajaca mily charakter i piekna - zaczeli sie ubiegac mlodziency. Czy jednak nie zlozyla slubu czystosci? Czy nie czula nieustannego pociagu do zycia w murach klasztornych? Czy ma wzgardzic laska powolania? Krewni naciskali: musi wyjsc za maz, zamiast zdeptac wlasne szczescie. "Drogie dziecie... - mówila matka - wybierz sobie poboznego meza i pozwól mi u ciebie mojego zycia dokonac; tak mi oslodzisz te ciezkie lata goryczy, które w tym domu przezyc musialam". Nekala ja mysl: jesli wstapisz do klasztoru, matka umrze ze smutku, a ma prawo do opieki, odpowiesz wtedy przed Bogiem za surowosc i ozieblosc wobec matki. Równoczesnie w sercu rosla sklonnosc do zycia zakonnego, by zostac oblubienica Tego, który ja przed wszystkimi ukochal. Malgorzata - niemalze pokonana - stwierdzila wreszcie, ze slub czystosci, zlozony Bogu w wieku 4 lat, nie mógl byc przeszkoda w zawarciu malzenstwa. Zaczela sie tez bac, ze stan zakonny domaga sie swietosci, jakiej nigdy nie osiagnie. Zycie w zakonie staloby sie wiec powodem potepienia. Zaczela sie stroic, by znalezc meza. Szukala przyjemnosci... ale nie mogla ich znalezc. Niewidzialne strzaly Bozej milosci bolesnie ranily jej serce. Jakas sila zmuszala ja do szukania samotnosci, a tam czekal na nia Jezus zazdrosny o jej milosc. Upadlszy na twarz, blagala o przebaczenie... A potem znowu pozwolila sie uniesc pradowi otoczenia i znowu stawila Bogu opór. Pewnego wieczora, kiedy Malgorzata wkladala na siebie swietne stroje, stanal przed nia Zbawiciel zelzony, okrwawiony, ubiczowany. Odezwal sie: "Spojrzyj, czego twa próznosc na mnie dokonala. Trwonisz czas drogocenny, z którego w godzine smierci zlozyc bedziesz musiala rachunek. Wiec nie bedziesz mi wierna? Przesladujesz mnie za to, ze ci tyle dalem jawnych dowodów mojej ku tobie milosci, ze cie do siebie chcialem upodobnic?" Raniace wyrzuty wywarly na nia wplyw gleboki. W zalu postanowila pokutowac, by upodobnic sie do Boskiego Meczennika. Opasala sie powrozem poskrecanym w wezly tak, ze ledwie mogla oddychac i z trudem jadla. Tak dlugo na sobie go nosila, az wpil sie gleboko w jej cialo i z wielka bolescia mozna go bylo usunac. W nocy kladla sie na loze wyslane sekami, zrywala sie, by sie dreczyc biczowaniem. Upokorzenia ze strony krewnych, nie wystarczaly, by zaspokoic pragnienie cierpienia. Walczyla tak prawie 5 lat. Tesknota za zyciem zakonnym rosla nieustannie, choc nieustannie trwal tez opór rodziny. Kiedy budzilo sie w niej pragnienie rozrywki, przed oczyma duszy wylanial sie krwia zbroczony Chrystus i szeptal: "Ty szukasz przyjemnosci? A jam jej nigdy nie zaznal. Wszystko przecierpialem, byle twe serce pozyskac, a ty mi go teraz nie chcesz powierzyc (...) Wybralem cie na ma ob...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin