opowieści z leśnej polany.rtf

(6 KB) Pobierz

Ta historia przydarzyła się naprawdę koledze mojego znajomego królika. A wszystko przez to, że przyszła wiosna. Wiesz, jak to jest na wiosnę: ptaki śpiewają na całe gardło, motyle latają z kwiatka na kwiatek. W młodego królika występuje siła i zaczyna rozrabiać jak szalony zając. Tak to przynajmniej bywało z Tuptusiem i z Puszkiem. Mama miała ich dwóch. A musisz wiedzieć, że jeśli jeden królik wiosną potrafi psocić za dwóch, to dwa.... Pewnie myślisz, że za czterech? O nie, arytmetyka psot nie jest taka prosta. Dwa króliki na wiosnę wystarczą za całe kicające wojsko!

 

 

Dlatego co roku z nadejściem wiosny mama uroczyście przywoływała synków do siebie, by udzielić im stosownych nauk i rad.

 

 

Już po chwili Tuptuś podziwiał dzieło barata. Obrazek przedstawiał królika trzymającego w jednej łapce bukiet kwiatów, a w drugiej zaś ogromną, soczystą marchew.

 

 

To nie była zła wola, ani - broń Boże! - lekceważenie słow mamy, ale wyobrażenie przecudnie chrupiącej, słodziutkiej marchewki. Sprawiło ono, że ile sił w nogach popędzili hen, hen, daleko od króliczej nory. Zatrzymali się dopiero pod lasem, przy starym kasztanie. Właściwie nie tyle  zatrzymali się, co zatrzymał ich widok, który wymagał tego, żeby stanąć i zastanowić się: dwie łasice niosły kosze jaj do swojej spiżarni.

 

 

Samo słowo "marchew'' spowodowało, że kiszki im marsza zagrały. A był to właśnie ten marsz,  który wojska królicze zagrzewa do dołu. Gdy tylko łasice opuściły norę, braciszkowie zakradli się do ich spiżarni. A tam na półkach, w koszach i pudełkach marchwi ani śladu. Za to najróżniejsze jaja - dzięciole, szpacze i sowie. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, jakie było ich rozczarowanie. Nagle  jedna z łasic wróciła do kryjówki. Puszek przycupnął w bezruchu, a Tuptuś rzucił się do ucieczki. Rozgniewana łasica popędziła za nim. Już, już dopadłaby go, lecz spryciarz Tuptuś nazrywał pachnących kwiatków, a gdy była tuż przy nim, dmuchnął z całych sił. Drobne, białe płatki niczym śnieżna zawieja zawirowały wokół nosa łasicy i tak ją połaskotały, że aż musiała zatrzymać się i kichnąć. Wówczas udało mu się czmychnąć.

 

 

Sprytny królik pobiegł prosto do lasu, a tam panował straszny zgiełk!!!

 

 

Powstał taki harmider, że Tuptuś przestraszył się, że ogłuchnie. Jego wielkie uszy byłyby wtedy zupełnie bezużyteczne! Już się niemal sam nad sobą rozpłakał, gdy wtem zdał sobie sprawę, że z tych jaj miały się niebawem wykluć pisklęta!

 

 

Och, miały się z pyszna przebiegłe łasice! Widząc nadlatujący tłum rozgniewanych ptaków, uciekły czym prędzej i nie widziano ich już w tej okolicy. W tym czasie Puszek wymknął się z nory łasic i wyruszył na poszukiwanie Tuptusia. Po drodze spotkał sarenkę, która zaprowadziła go do brata.

 

 

Bracia radośnie pokicali dalej w poszukiwaniu marchwi. Zbierali kwiatki, a gdy mieli już obaj po sporym bukiecie, nagle... z ziemi wyłoniła się główka... potem druga... trzecia... To były chomiki! Bardzo rozzłoczczone chomiki, które jeden przez drugiego wykrzykiwały:

 

 

Wtem ucichły. Zaczęły drżeć i, jak nagle się pojawiły, ta jeden po drugim znikły pod ziemią. Możesz sobie wyobrazić zaskoczenie naszych królików. Pewnie i ty chcesz wiedzieć, co się stało. Otóż na  łąkę przybiegł głodny lis. Miał zamiar polować na chomiki, ale...

 

 

Tuptuś popędził w jedną, Puszek w drugą stronę, a niezdecydowany lis gonił to za jednym, to za drugim. W końcu dotarły na brzeg rzeczki. Króliki jednym susem przeskoczyły strugę. Teraz były bezpieczne. Lis przystanął na brzegu zziajany i zupełnie skołowany, po czym poczłapał szukać kolacji gdzie indziej. Widząc, jak lis odchodzi, Tuptuś wywinął parę kozłów z wielkiej radości.

 

 

Nie minęło wiele czasu, a braciszkowie znowu kicali po terenie chomików. Tym razem jednak przyjęci zostali jak bohaterowie. Wdzięczne chomiki zaprosiły ich nawet do tajemnej nory, która znajdowała się pod marchewkowym polem. Tuptuś i Puszek nie wierzyli własnym oczom... Przecież to była prawdziwa kopalnia marchwi!

 

 

Tak zaczęła się wielka przyjaźń między królikami i chomikami. Nacieszywszy się najpierw przecudnym widokiem potem zaś znakomitym smakiem świeżej marchewki, braciszkowie zaprosili na ucztę swoich krewnych i przyjaciół. Dla wszystkich sterczyło przysmaku. Skakali więc i brykali. Tańczyli królicze tańce. Śpiewali królicze pieśni, takie jaj:

 

 

Słowem - świętowali na całego! Mama Tuptusia i Puszka początkowo była przestraszona i niezadowolona, że jej synkowie, wbrew zakazom, odeszli tak daleko od domu. Jednak,  gdy  usłyszała o ich dokonaniach, szybko dała się udobruchać. Ułożyła nawet nowe przysłowie. Od tej pory, upominając synów na wiosnę, obok ''królik to brzmi dumnie'', mawiała ''jak światem, chomik królikowi bratem''. A chomiki były z tego bardzo zadowolone.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin