Dark Angel (Cień Anioła) Wirtualny Sezon 3 ODCINEK 1 Labirynt.doc

(208 KB) Pobierz
ODCINEK 3

ODCINEK 3.1 “LABIRYNT”

Prolog

Dach wieżowca, Terminal City

Max i Logan stali obok siebie trzymając się za ręce.

To była długa, emocjonalna chwila, kiedy paręset transgenicznych stało razem obserwując własną flagę powiewającym na najwyżej położonym miejscu w Terminal City. Później niczym w odpowiedzi na niemy sygnał, zaczęli zgodnie wiwatować, wielki wrzask wstrząsał dachem.

Policja i wojska Gwardii Narodowej otaczały teren, to z ciekawością to ze strachem, oczekując na to co się stanie. Przez trzydzieści sekund lub dłużej wrzaski radości wypełniały powietrze tego wczesnego ranka. Potem, powoli, ucichły. Ostrożnie, żołnierze zwrócili swoją uwagę ponownie na ulice, gdzie stali. Zapach śniadania dochodził z namiotów kuchni polowej.

Powyżej, transgeniczni objęci, pobudzeni, roześmiani skierowali się do dwóch schodów przeciwpożarowych prowadzących w dół do głównego budynku. Było ich tak wielu, że zanim wszyscy opuścili dach minęło 20 minut. Nacja Dziwaków [Freak Nation].

Mijając ostatni stopień Logan odwrócił się do Max. Jego oczy błyszczały, ale twarz była opanowana. Nadal trzymając jej rękę, zapytał ostrożnie.

- Masz wątpliwości?

Nie odrywając wzroku od flagi, Max potrząsała dłonią.

- Nie, a Ty?

- Nie.

Jeszcze chwilę stali wpatrując się w flagę, poczym Max westchnęła.

- Hm, lepiej będę wracać – powiedziała, kiwając na najbliższe drzwi i próbując odejść. Logan nie puścił jej ręki. Zatrzymała się.

- Hej

- Co?

Max wskazała ich złączone dłonie.

- Potrzebuję z powrotem moją dłoń.

Uśmiechnął się.

- Mogą zaczekać minutę. – Drugą dłonią, owiniętą białym lateksem, delikatnie dotknął czarnej skóry okrywającej jej palce. – Mamy sporo do nadrobienia, teraz kiedy w końcu znaleźliśmy sposób, aby trzymać się za ręce nie powodując u mnie omdlenia. I abyś przede mną nie uciekała. – Ostanie słowa wymówił z uśmiechem na ustach.

Max popatrzyła mu w oczy, także uśmiechając się.

- To dlatego, że byłam ostatnio bardzo zajęta...

Posłał jej złośliwe spojrzenie.

- Śmieszna sprawa z tym byciem zajętą. Co ma być to będzie, jak sądzę.

Drzwi do schodów przeciwpożarowych otworzyły się z trzaskiem.

- Hey, Max! – krzyknął Dalton, ten sam chłopiec, którego sprowadzili trzy dni temu z przetrzymywania zakładników w Jam Pony – Mole chce coś od ciebie.

- Zaraz tam będę, - odpowiedziała Max. Kiedy drzwi zatrzasnęły się, rozluźniła uścisk na dłoni Logana. – Muszę iść – powiedziała przepraszająco.

Znowu ją przytrzymał.

- Taa. Jeszcze jedna sprawa?

- Pewnie.

- Cieszę się, że przemyślałaś sprawę z Aleciem. To nie moja sprawa dlaczego – dodał szybko, widząc jej alarmujące spojrzenie. – Ale od tamtej nocy, kiedy powiedziałaś mi, że nie był już częścią twojego życia, poczułem iż wszystko jest możliwe. Lekarstwo na wirusa. Może nawet... my.

Max pamiętała ich jubileusz. Bąbelki uchodzące z kieliszków z szampanem, na tle ciepłego światła lampy. Twarz Logana z tą samą nadzieją, z tym samym tęsknym spojrzeniem jaki miał teraz. Pamiętała jak się od niego odwróciła, opierając twarz na zimnej szybie okna, mówiąc mu o swoim sekrecie. „Nie masz czego żałować lub czego się wstydzić” powiedział jej...

Max odetchnęła głęboko stojąc na zimnym dachu Terminal City.

- Logan, muszę ci coś powiedzieć.

- Co?

- Nic... Między mną, a Aleciem nic nie było. Nigdy nie byliśmy razem. Pozwoliłam ci tak myśleć, aby cię odsunąć od siebie. Nie mogłam ryzykować, aby ponownie cię zranić. Może nawet zabić. – Spojrzała na niego płochliwie. – Przepraszam, ja...

Teraz to Logan się odwrócił. Wypuścił jej rękę.

- Okłamałaś mnie?

- To nie było kłamstwo.

- To nie była prawda. – Logan potrząsnął głową z niedowierzaniem. – Pozwoliłaś mi myśleć... Co jeszcze pozwoliłaś mi myśleć? Że planujesz odsunąć się? Że mnie osłaniasz? Że jeśli nie będzie tej transfuzji, nie będzie chodziło o mnie mogącego chodzić?

- Nie zachowuj się jak kretyn. Niczego nie planowałam. Kiedy pomyślałeś, że jesteśmy razem, pozwoliłam ci. Aby cię chronić. – powiedziała gwałtownie.

- Nie. Aby chronić siebie samą, Max. Ponieważ to wszystko o co biega, odkąd wróciłaś. Ty.

- To nie fair. Przez Manticore noszę wirusa...

- Jasne. Wiń Manticore. Wiń wszystkich oprócz siebie samej.

- Wytłumacz mi coś. Czego z „Jeśli cię dotknę zginiesz” nie rozumiesz?

- Tego co daje ci prawo odwracać się ode mnie. Oszukiwać mnie. Siedzieć w gracie i nic nie mówić, kiedy ja wypruwam flaki. No, Max, pewnie, że wiesz jak na mnie uważać.

- Logan, proszę przestań. – wyciągnęła do niego dłoń, ale on zrobił krok w tył unosząc dłonie w górę, aby uniknąć jej dotyku.

- Nie, Max. To nie takie proste, nie tym razem.

Wpatrywała się w niego błagającymi oczyma. Opuścił dłonie.

- Lepiej już idź, Max. Manticore, pamiętasz? A ja lepiej poszukam środka do dezynfekcji. – Odwrócił się i podszedł do innego wyjścia ewakuacyjnego. Kiedy je otwierał, odwrócił się do Max i posłał jej ostatnie bezlitosne spojrzenie. Chwile poczym drzwi trzasnęły za nim.

Stała przez długi czas. Flaga powiewała na wietrze, a odległe głosy żołnierzy niosły się z dołu. Wschód słońca ciągnął się za szarymi chmurami. Po raz kolejny pojawiła się groźba deszczu.

ODCINEK 3.1 AKT I

Centrum Odpoczynku, Terminal City

Na początku, odgłosy podekscytowania wypełniły Terminal City. Ale stopniowo ucichły po upływie godzin i nie było już reakcji na uniesioną flagę. Jeden po drugim, transgeniczni odsuwali się od perymetru coraz bliżej miejsca odpoczynku, gdzie Mole i Alec grali w karty. Mała kupka banknotów i monet leżała na stole.

- Miło wiedzieć, że dobrze się bawicie – powiedziała zrzędliwie albinoska z sekcji Polarnej, siedząca na podłodze obok innego członka swojej jednostki.

- Nasze dolary z podatków w pracy – dodał inny Polar, zbliżając się.

- Włącz Wiadomości i zobacz co ‘gliny-do-wynajęcia’ robią. – krzyknął ktoś z tyłu. Alec sięgnął i włączył telewizor, który gwałtownie zamigotał. Alec uderzył pięścią i obraz ustalił się.

„ ... cisza nastała odkąd Wojskowy Gubernator Stanu Washington, Jane Savidge, zmobilizowała Gwardię Narodową w czwartek, aby pomóc policji w Seattle w celu zajęcia się sprawą Terminal City. Według Gubernatora, Gwardia ma ścisłe rozkazy nie działać, chyba że sprowokowana. Na razie, jedynym znakiem przebywania tam paruset transgenicznych jest powiewająca flaga podniesiona dziś o brzasku...”

Na ekranie było widać z bliska flagę Joshuy, zwisającą bezwiednie na maszcie. Prawdopodobnie wiatr ustał na dobre. Słabe okrzyki, bardziej wymuszone, niż szczere, wybuchły z tłumu w centrum odpoczynku.

- My dziwadła naprawdę wiemy jak się podniecać, co? - krzyknął ten sam głos z tyłu pokoju. Pojawiło się jeszcze kilka chrząkliwych chichotów. Alec obniżył poziom głośności.

- Wygląda na to, że tamte żołnierzyki są tak samo znudzone jak my - skomentował Mole, wracając do gry, kiedy kamera uchwyciła wyglądających na wyczerpanych żołnierzy na obwodzie Terminal City.

Ratusz miasta Seattle

- Detektywie Clemente? Tędy proszę. – młoda urzędniczka machnęła ręką do gliniarza przez pokój wypełniony pracownikami przy telefonach i komputerach. Clemente znalazł swoją ścieżkę przez ten labirynt biurek, koszy na śmieci i teczek. Sekretarka otworzyła ciężkie drewniane drzwi i kiwnęła na Clemente, aby wszedł. W środku szef policji siedział w obitym skórą fotelu naprzeciwko burmistrza za swoim biurkiem.

- Detektywie dobrze, że pana znowu widzie – powiedział szef, podnosząc się, aby uścisnąć dłoń Clemente.

- Miło mi pana poznać – powiedział burmistrz, również wyciągając rękę. – Moje gratulacje związku z pana poradzeniem sobie z tym kryzysem z zakładnikami w tamtym tygodniu.

- Dziękuję panu – odpowiedział Clemente.

- Właściwie, to jest powód, dla którego chcieliśmy się z panem dziś zobaczyć. – kontynuował burmistrz, rozsiadając się na powrót w swoim fotelu. Nie zaoferował Clemente, aby usiadł. – Kiedy sprawa z Terminal City wydaje się być na razie pod kontrolą, jesteśmy pod presją gubernator Savidge, aby ją dokończyć. Wkrótce. Rząd federalny chce tych... – burmistrz zamilkł na chwilę, jakby próbował znaleźć lepszy ekwiwalent tego co chce powiedzieć - tych transgenicznych mieć z powrotem w armii. Nie uwierzył byś patrząc na nich, ale to są wojskowi dezerterzy. Nie wspominając, że to przestępstwo przekraczać ochronne ogrodzenie wokół Terminal City.

- Rozumiem – powiedział bez przekonania Clemente.

- Federalni chcieli wysłać żołnierzy pierwszego dnia, ale rząd ich powstrzymał, wzywając Gwardię i puszczając pańskiego przyjaciela agenta specjalnego White’a i jego skład.

- Gdzie są oni teraz? – zapytał z kwaśną miną Clemente.

- Zabrali swoje dupska z powrotem do stolicy, z tego co wiem, umywając ręce. Teraz musimy pozbyć się transgenicznych ze Seattle i naszych ludzi odsunąć od tego toksycznego koszmaru. Bóg raczy wiedzieć , na co są tam narażeni.

Wtedy odezwał się szef policji.

- Powiedziałem panu burmistrzowi o twoim doskonałym poradzeniu sobie w sytuacji z zakładnikami. Wolimy negocjować z tymi... ludźmi stamtąd niż używać siły i sądzimy, że ty się do tego najlepiej nadajesz. Ich przywódca... jak ma na imię?

- Mas – powiedział Clemente.

- Tak, Max. Wygląda, że ci ufa. Wykorzystaj to. To co masz zrobić, to pozbyć się ich stamtąd. Nie chcemy stracić ani jednego żołnierza, czy cywila. Na pewno też nie chcemy, aby federalne wojska kręciły się po stanie Washington. – Burmistrz wstał i wyciągnął swoją rękę. – Liczymy na pana, detektywie Clemente.

Clemete nie od razu uścisnął rękę, ale jednak.

- Dziękuję, proszę pana.

Burmistrz odprowadził Clemente do drzwi.

- A, jeszcze jedna sprawa, detektywie. – zawołał szef policji.

- O co chodzi?

- Znajdź transgenicznego, który zabił tę młodą dziewczyną w kanałach kilka tygodni temu. Obywatele Seattle oczekują sprawiedliwości.

- Tak zamierzam. – powiedział Clemente opuszczając biuro burmistrza.

Kwatery Mieszkaniowe, Terminal City

- Jeśli nie jest to miażdżąca relacja z pierwszej ręki to co? „Byłem Zakładnikiem Mutantów!” – Sketchy gorliwie trąbił za uchem Original Cindy, czekając na jej reakcje na jego historię. Czytała ją w kwaterach sypialnych, które Sketchy dzieli z kilkoma męskim transgenicznymi.

Cindy obejrzała się, bez cienia uśmiechu na twarzy.

- To są „transgeniczni”, głupku, a nie „mutanty.” Zwiesz Max mutantem?

- Wiem, że Max nie jest mutantem, ale tak lepiej wygląda w nagłówku. – Sketchy rozgadał się, ku jej niezadowoleniu – To dopiero początek, OC! Pierwszy z serii. „Ucieczka z Jam Pony ... Nieopowiedziana Historia”, „Z Dziennika mieszkańca Terminal City”. I jeśli mi się poszczęści w ciągu kilku dni „Poślubiłem Mu... znaczy Transgeniczną – poprawił się widząc wzrok OC.

- Na pewno nie będziesz miał farta, jeśli będziesz walić na lewo i prawo tym słowem. Już masz o co się martwić startując do jakieś.

Sketchy’ego nie zniechęciły jej słowa.

- OC, nie kumasz tego? To jest przełom, na który czekałem. Max i jej przyjaciele, to najlepsze co mnie w życiu spotkało. – Sketchy sięgnął po swój notes. – Chodź, zrobię z tobą wywiad. To nasza szansa na przejażdżkę Transgenicznym Ekspressem po pieniądze i sławę. – oczy chłopaka zabłysły.

Cindy wręczyła mu jego notes.

- Mam tylko jedno do powiedzenia, głupku, „Spadaj”. Możesz mnie zacytować. – Wyszła zostawiając kręcącego głową Sketchy’ego.

Kwatera Gem, Terminal City

Gem delikatnie położyła dziecko w „kołysce”, zrobionej ze starej szuflady wyłożonej kocykiem. Nakarmione dziecko zasnęło i Gem położyła się obok niego. Nawet dla X5, poród połączony z ucieczką przed prawem jest wykańczającym wydarzeniem. Zmęczenie zamknęło jej oczy.

Nie minęły nawet pełne dwie sekundy, kiedy usłyszała kroki i otworzyła oczy. Original Cindy, przyjaciółka Max, stała obok niej z butelką źródlanej wody i paczką czegoś zawiniętego w przetłuszczony papier. Gem podniosła się.

- Cześć, słodka. – powiedziała miękko Cindy. – Przyszłam, aby to podrzucić. Ty śpij.
 

Ale Gem już łapczywie sięgnęła po jedzenie i picie.

- Mmmm. – zamruczała wdzięcznie. - Bardzo ci dziękuje! Skąd to wykombinowałaś w ogóle?
- Przyłapałam jednego kolesia,, który wcinał się do posiłkowej kolejki, po dokładkę. Max na pewno nie chciałaby, aby jakiś palant buchnął dodatkowe żarcie, którego i tak jest mało, więc oznajmiłam mu, że spiorę mu dupsko, jeśli mi tego nie odda. – mówiła marszcząc brwi.

- Pewnie myślał, że jesteś X5. Na służbie w milicji wojskowej – powiedziała rozbawiona Gem.

- Domyślam się, że to na moją korzyść. – powiedziała OC robiąc dumną minę.

Gem odłożyła część jedzenia, ale OC potrząsnęła głową.

- Do dla ciebie. Może możesz działać na podwyższonych obrotach, ale potrzebujesz tego aby odzyskać siły.

Gem westchnęła.

- Czuję, że powinnam być z Max i Aleciem i Mole’em i z resztą, zastanawiając się jak zdobyć więcej zapasów. Robić coś, pomagać. Nawet żołnierze nie mogą żyć wiecznie na polu bitwy bez zaopatrzenia.

- Będziesz miała swoją okazję... jak tylko odzyskasz żwawość.

- Jak się masz?

- Ja? Czy ty się o mnie martwisz? Original Cindy jest zadowolona z jej wakacji od biznesu kurierskiego. No i na brak interesujących transgenicznych siostrzyczek nie można narzekać. To lepsze niż wpatrywanie się w wynudzone dupsko Normala przez cały dzień.

- Przedstawić cię komuś?

- Jestem za – odpowiedziała Cindy, poczym powąchała swoje ramię. – Z drugiej strony, będzie lepiej jak Original Cindy znajdzie sposób na kąpiel. – Wstała. – Jeśli mowa o łazienkach, oddałabym wszystko za jedną. Korzystałaś z tej latryny?

Gem kiwnęła.

- Taa, a ja sądziłam, że damska toaleta w Crash brzydko pachnie. Uuu. W każdym razie, odpoczywaj, a pewnego dnia upomnę się o twoją propozycję, się rozumiemy?

- Nie ma sprawy. – powiedziała Gem kładąc się ponownie.

Centrum Odpoczynku, Terminal City

Max weszła do miejsca, gdzie wszyscy zabijali czas. Rozejrzała się po grupie transgenicznych siedzących na podłodze. Mole i Alec siedzieli na odwróconych drewnianych skrzyniach przy poobijanym starym stole. Alec opierał nogi na stole, a Mole przeżuwał cygaro, patrząc na swoje karty.

- Hej, - powiedział Alec zagajając rozmowę, kiedy zobaczył Max. – Gdzie się podziewałaś przez cały dzień? Jakieś wojskowe manewry? Małe kopanko po tyłkach Gwardii Narodowej?

- Nie. – Max posłała mu spojrzenie. – Zajmowałam się inwentaryzacją naszego nieistniejącego jedzenia i medykamentów i próbowałam przenieść latrynę, gdzieś gdzie nie będziemy sikać na naszą nie istniejącą wodę pitną. – Nagle zwróciła uwagę na grę w karty. – Co u licha wy dwoje robicie?

- Wyluzuj – powiedział rozbawiony Alec – Na zewnątrz nic się nie dzieje. – Wskazał jej telewizor. Stacje telewizyjne wróciły do swojej normalnej ramówki, późno popołudniowych talkshowów.

- Pogrywacie sobie na kasę?

- E tam. Takie przyjacielskie zakłady – powiedział Mole. Alec zamrugał. Jego kupka pieniędzy była dużo mniejsza niż Mole’a.

- Koniec gry. Potrzebujemy tych pieniędzy na zapasy.

- Tak jest, proszę pani. I tak przegrywałem. – zgodnie powiedział Alec, odrzucając swoje karty i sięgając po pieniądze Mole’a.
- Łapska z dala – uniósł siࣩ Mole. Alec podniósł ręce.

- Hej, słyszałeś panią, gra skończona.

Mole podniósł wzrok. Max już wychodziła, kierując się do centrum dowodzenia.

- Pani potrzebuje skopać jakiś tyłek, ale to nie będzie mój. – powiedział, rzucając karty na stół i idąc za Max. Alec zebrał pieniądze, zostawiając karty na stole i ruszył za Mole’em.

- Nie zabieraj pieniędzy, Max. Musimy się tu czymś zająć – argumentował Mole.

- Zagrajcie w rozbieranego pokera! – rzuciła przez ramię sięgając po słuchawkę. Mole i Alec popatrzyli na siebie zaciekawieni.

- Zamierzasz też zagrać? – rozpoczął Alec, ale Max przerwała mu ruchem ręki.

- Zamknij się! – Jej wyraz twarzy powalił Mole’a i Aleca. Gra w karty była już tylko wspomnieniem. Max pogłośniła i odgłosy policyjnego radia odbiły się echem w pomieszczeniu. Stali za Max słuchając.

„ ... dziesięciu albo więcej, dokładna liczba nieznana. Powtarzam, dokładna liczba nieznana. Transgeniczni uciekinierzy ostatnio widziani na North Street kierowali się na południowy-zachód. Są ścigani przez przynajmniej jedną grupę cywili. Transgeniczni są uzbrojeni. Cywile prawdopodobnie także. Działać z rozwagą. Powtarzam, działać z rozwagą.”

- Przyjąłem, rozumiemy – odezwał się drugi głos, po czym transmisja się urwała.

Max, Mole i Alec wymienili spojrzenia.

- Musimy ich tu sprowadzić – oznajmiła zdecydowanie – Gdzie jest Joshua? Może przeprowadzić ich przez kanały.

- Zajmę się tym. – Mole porzucił resztę spraw, cygaro leżało zapomniane na podłodze.

Max odwróciła się w stronę monitora komputerowego, marszcząc brwi.

- Gdzie mapa? – wymruczała prawie do siebie. Alec patrzył przez chwilę.

- Hej, Max – dodał ostro, co zwróciło jej uwagę. – Czemu po prostu nie zawołasz Logana? – kiedy nie odpowiedziała kontynuował – no wiesz... Logan, twój chłopak haker? Czy nie mogłaś oderwać od niego rąk dziś rano?

- Sama to zrobię – nalegała Max. Ale patrzył jak naciskała kilka klawiszy więcej i nic.

Max westchnęła.

- No dobra, wyślij kogoś po niego, a w tym czasie zbierz kilku techników, aby zajęli się tym sprzętem. – rzuciła niechętnie.

- Tak jest, proszę pani – dowcipnie odpowiedział Alec, wpatrując się w nią przez moment zadumany zanim odszedł.

KONIEC AKTU I

ODCINEK 3.1 AKt II

Centrum Dowodzenia, Terminal City

Logan zszedł po rampie prowadzącej do pokoju, gdzie urządzono centrum dowodzenia. Szybko rozejrzał się naokoło, zwracając uwagę na panujący w pokoju zamęt. Transgeniczni stali zgrupowani wokół kilku monitorów, wykrzykując do siebie nawzajem na przemian pytania i rozkazy.

- Ustawcie wreszcie monitory od Sektora 6 sekcji V243Q i uruchomcie je...

- Obraz nie chce się pokazać.

- Niech to szlag, dawajcie go tu.

- Czy ktoś wie gdzie podziały się słuchawki. które wygrzebaliśmy. Gdziekolwiek są potrzebujemy pary.

- Gdzie do cholery jest Logan? Prosiłam, aby sprowadzić go tutaj natychmiast. Potrzebujemy jego systemu naprowadzania GPS i mapy kanałów. - Głos Max przebił się przez pokrzykiwania, więc Logan ruszył się w jej kierunku. Kiedy zbliżył się, tłum transgenicznych, dotąd zasłaniających ją, rozsunął się i zobaczył ją jak siedzi przed monitorem, którym właściwie tylko śnieżył. Z głośnika obok niej wydobywał się zdenerwowany głos.

- Co jest z wami tam na górze? Potrzebujemy pomocy! Zgubiliśmy się w tym całym labiryncie, a oni siedzą nam na ogonie. Jeśli czegoś nie wymyślicie, koniec z nami.

Max złapała mikrofon i odezwała się uspokajająco. Logan nie widział, aby się odwracała, ale z jej słów wynikało jasno, że wiedziała o jego obecności.

- Spokojnie, kryjemy was. Gość, którego potrzebowaliśmy właśnie wpadł i zaraz was stamtąd wyciągnie. Jak się nazywacie? – podczas mówienia, wskazała Loganowi krzesło obok siebie. Ten wślizgnął się i usiadł, a jeden z transgenicznych podał mu słuchawki z mikrofonem.

Logan spojrzał na niego pytająco, więc ten nachylił się i szepnął.

- Grupa w kanałach próbuje dostać się do domu. Na ogonie siedzi im policja sektorowa, a może i żołnierze stanowi, a oni jeszcze źle skręcili. Połączyli się z nami dzięki numerowi komórki, który wypuściliśmy na ulice miasta, do użycia w nagłym wypadku. Max powiedziała, że masz jakiś sprzęt GPS i mapy kanałów. - Ostatnie słowa sugerowały, że zastanawiał się czy zwyczajny może pomóc. Logan założył zestaw słuchawek z zainstalowanym mikrofonem i otworzył przed sobą laptopa. Palce śmigały cicho, a na ekranie pojawiły się schematy tuneli kanalizacyjnych Seattle.

Max odwróciła się do niego i rzekła.

- Przywódca nazywa się Lat. Jesteśmy prawie gotowi, aby wysłać za nimi Joshue, żeby ich sprowadził. Zna kanały lepiej niż ktokolwiek inny tutaj. Nie chcemy polegać tylko na komórce Lata, w każdej chwili możemy stracić sygnał. Joshua będzie miał odbiornik GPS i słuchawki. Musisz poprowadzić ich do Joshuy i pomóc uniknąć pościgu. - Logan spojrzał na nią, bez cienia uczucia na twarzy i pokiwał ze zrozumieniem głową. Dziewczyna przyłożyła na powrót mikrofon do ust.

- Przełączam was do Logana, Lat. On was znajdzie i doprowadzi do przewodnika. Po prostu róbcie co mówi. - Max zasygnalizowała Loganowi, że grupa jest teraz w jego rękach i odłożyła mikrofon na bok.

- Lat, tu Logan. Trzymajcie się, zanim wszystko ustawię. Jak tylko wykombinuję, gdzie jesteście, wyślemy kogoś kto was wydostanie. – Zwrócił się do Max, swoim zainteresowanym tylko sprawą głosem. - Potrzebuję namiar na częstotliwość odbiornika GPS Joshuy. Trzymam dane policji od ostatniego razu. Muszę tylko je wyciągnąć i złamać. Jeśli policja jest zaraz z nimi, da nam to pojęcie gdzie są uciekinierzy. - Max spojrzała na niego, jakby chciała coś powiedzieć, ale wzruszyła tylko ramionami i odsunęła się, wskazując dwójkę transgenicznych, aby podeszli bliżej.

- Logan, to Ren i Virgil. Zdobędą dla ciebie cokolwiek potrzebujesz. - Logan kiwnął tylko głową, zaabsorbowany tym, co działo się na ekranie, więc uniosła tylko ramiona i odeszła. Od razu otoczyła ją grupa transgenicznych, domagająca się jej uwagi, ale odsunęła ich bez słowa i podeszła do Joshuy, który szykował się do wejścia do kanałów.

* * * * * * *

Alec wrócił do centrum dowodzenia zadowolony, że zlokalizował cel i posłał tam każdego, kto mógł być pomocny w tej sytuacji. Kiedy przybył, zobaczył Max stojącą w rogu wraz z grupą, w której w skład wchodził także Joshua. Nie chcąc być powołany do wyprawy po ściekach, zmienił kierunek i ruszył do konsoli dowodzenia. Kiedy doszedł, zobaczył jak Ren i Virgil rozmawiają z Loganem, który zajęty był łamaniem danych.

- Więc w czym mogę pomóc, panowie? - spytał, gotowy włączyć się do akcji. Logan odwrócił się na dźwięk jego głosu i posłał mu spojrzenie, które mogłoby zmrozić pizzę dokładnie w dwie sekundy.

- Nic, Alec. - Słowa Logana były tak samo zimne, jak jego spojrzenie. Odwrócił się, skutecznie pozbywając się Aleca. Dwójka transgenicznych obserwowała z otwartymi ustami wrogość Logana, ale żaden z nich nie odezwał się nawet słowem.

- Jasne. Nie żebyś w ogóle potrzebował pomocy, którą ci oferują – odszczeknął Alec. Nie zmieniło to jednak nastawienia Logana.

- Mam już dość twojej pomocy, Alec, dziękuję – chłodno odparł Logan. – To nie robota incognito, kłamstwo niepotrzebne. Ren, trzeba wzmocnić sygnał GPS żołnierzy stanowych. Możesz coś z tym zrobić?

Alec odczekał moment, ale orientując się, że Logan nie zamierza już nic więcej powiedzieć, wzruszył ramionami i odszedł.

Tunele Kanalizacyjne Seattle

Obdarta grupa transgenicznych zatrzymała się na moment i złapała oddech, kiedy dowodzący nakazał im to gestem. Mówił przyciszonym głosem do komórki, ale wyostrzony słuch X5tek i 6tek i tak wyłapywał każde słowo.

- Ok, oznakowanie na ścianie obok węzła rurowego to 453X2EZK89. Powiedz mi, że to pomaga, bo nie mamy czasu. Mam tu czternastu ludzi, w tym parę X8, a dwoje z nas jest rannych. Zmylaliśmy ich przez jakąś minutę, nie sądzę jednak, aby długo trwało zanim nas ponownie znajdą. Muszą korzystać z wykrywaczy ruchu, nastawionych na ciepłotę naszego ciała. - Słuchał jeszcze przez minutę, potem przytaknął. - Chcesz, abyśmy dostali się do następnego węzła, skręcili w lewo i tam weszli po drabinie? Zrozumiałem.

Odwracając się do grupy, gestem nakazał im wstać i używając znaków, jakich nauczono ich w Manticore, zorganizował trójkę X5 do ochrony tyłów. Przekazał reszcie instrukcje i poczekał, aż ruszą w drogę, potem zasygnalizował tylniej straży, aby podążyła za nimi. Ani przez na chwilę nie przestał się rozglądać za pościgiem.

Centrum Dowodzenia, Terminal City

- W porządku, wielki koleżko, gotowy? - zapytała Max Joshuę. Przebiegła wzrokiem po nim, sprawdzając czy ma całe potrzebne wyposażenie.

- Jestem gotowy, mała koleżko - odpowiedział i nagle podskoczył, kiedy słuchawka zaszumiała i usłyszał głos Logana.

- Gotowy, wielgasie?

- Gotowy, Logan. - Joshua kiwnął Max i odwrócił się w stronę wejścia do kanałów, które według obliczeń Logana jest najbliżej grupy.

- Joshua, czekaj. - Odwrócił się w stronę Max, która uścisnęła go. - Bądź ostrożny, dobra?

- Logan nas osłania - odparł kiwając głową.

Max spojrzała na niego i potwierdziła.

- Tak, Logan was osłania.

Joshua wyszedł, a Max odwróciła się, aby spojrzeć na drugą stronę pomieszczenia, gdzie siedział Logan przy konsoli kontrolnej. Logan patrzył w jej kierunku, ale kiedy przez moment ich spojrzenia zbiegły się, wrócił do swojego komputera, rozmyślnie ignorując ją. Max westchnęła i ruszyła sprawdzić, co jeszcze trzeba zrobić w tej kryzysowej sytuacji.

Magazyn Zaopatrzenia, Terminal City

Sketchy był przerażony. Był przetrzymywany przez tłum wściekłych transgenicznych, w większości nie przypominających normalnych ludzi. Na podłodze obok nich leżało otwarte pudełko otoczone potłuczonym szkłem i kałużą przezroczystego płynu.

- Mówię ci, chłopie, to był wypadek! Nie chciałem tego upuścić. Próbowałem tylko pomóc z rozładunkiem. Uwierz mi - zaprotestował Sketchy. Jeden z tłumu, wyglądający na posiadacza mieszanki psiego DNA, zawył, a reszta zawtórowała mu jeszcze bardziej groźnie. Stojący na obrzeżu tłumu, niezauważony przez nikogo Dalton obserwował sytuację w milczeniu.

- A kto cię w ogóle prosił o pomoc? - zapytał albinos.

- Myślę, że jest zwykłym szpiegiem - zadeklarował jeden z transgenicznych. Inni szeptali z aprobatą.

- Tak, przez ostatnie trzy dni kręcił się tutaj zadając głupie pytania. Pewnie ma zamiar wymknąć się i przekazać wszystkie zdobyte informacje zwyczajnym gliniarzom.

- Stary, nie - zaprzeczył Sketchy. - Jestem reporterem z tygodnika Nowy Świat [New World Weekly]. Jestem po waszej stronie. Chcę napisać artykuł opowiadający ludziom o was, o tym że nie różnicie się od nas.

- Jasne. A ja jestem Wieszczką Cukrową z „Dziadka do orzechów”. - Głośny śmiech zabrzmiał, kiedy mówca, wyglądem bardziej przypominający wilka niż człowieka, zadrwił z jego słów.

- Nie, naprawdę. Jestem kumplem Max. Pomagałem, kiedy napadli na Jam Pony. Naprawdę, stary. - Sketchy gorączkowo próbował przekonać tłum. Rozejrzał się i zobaczył znajomą twarz z cygarem w ustach. - Mole może wam powiedzieć. - Tłum odwrócił się, kiedy Mole podszedł do przetrzymywanego.

- Powiedzieć co, zwyczajny człowieku - zapytał. - Co tu się w ogóle dzieje?

- Ten zwyczajny upuścił pudło pełne morfiny i rozwalił wszystkie fiolki. Nasze zapasy medyczne prawie się wyczerpały. Nie wiemy kiedy i czy w ogóle uda się je uzupełnić.

- A on kręcił się tutaj zadając te swoje głupie pytania.

- Myślmy, że to szpieg. – Posypały się oskarżycielskie głosy. Mole przyglądał się mu niewzruszenie.

- Daj spokój, stary. Wiesz, że jestem kumplem Max. Nie zrobiłbym tego. - Zapewniał Sketchy.

Niezauważony przez nikogo, Dalton wycofał się z tłumu i skierował swe kroki do centrum dowodzenia. Mole podszedł bliżej Sketchy’ego i złapał go za koszulę.

- Nie wiem nic oprócz tego, że jesteś zwyczajnym, zadajesz zbyt dużo pytań i właśnie rozwaliłeś istotne dla nas leki - warknął. – Dla mnie to dobrze o tobie nie świadczy. Max za długo włóczyła się po świecie. Kto wie jakie szumowiny uważa za swoich przyjaciół.

- Właśnie. Mole, powieśmy go - zawołał ktoś z tłumu.

- Powiesić go.

- Pokażmy pospolitym, że nie tolerujemy szpiegostwa - skandujący tłum przesunął się bliżej i Mole rozglądnął się po pokoju, a potem ruszył w kierunku odsłoniętej, zwisającej z sufitu belki, ciągnąc za sobą Sketchy’ego.

Centrum Dowodzenia, Terminal City

Logan zajęty rozmową z Latem, czasami przerywał, aby wydać obniżonym głosem rozkazy dwójce transgenicznych przydzielonych mu do pomocy. Początkowy chaos w pokoju ustąpił teraz miejsca kontrolowanemu napięciu. Ludzie poruszali się cicho i sprawnie wykonując zlecone im zadania. Max nachyliła się nad prawym ramieniem Logana i wpatrywała w monitor. Jeden z transgenicznych techników zdołał włamać się do systemu komunikacji policji sektorowej i dzięki temu mogli nasłuchiwać rozmowy z pościgu.

- Czujniki wykryły grupę o poszukiwanej ciepłocie ciała. Jest na górze przed nami, sir.

- Musieli przejść na wyższy poziom. Znajdź drogę na górę.

- Tak jest, sir.

- Sir, prosto, a potem w lewo, tam powinna być drabina.

- Kieruj w tym kierunku. Jak daleko są od nas?

- Zwiększyli dystans, sir. Sądzę, że jakiś kilometr.

- Ruszać się. Nie możemy ich zgubić. Trzymać broń w pogotowiu, strzelać aby zabić, jeżeli będzie to konieczne. Nikt z nich nie może uciec.

Max wstrzymała na moment oddech i spojrzała na Logana, koncentrując słuch na tym co mówił do mikrofonu.

- Lat, posuwajcie się dalej w kierunku, jaki wam wskazałem. Joshua idzie wam na spotkanie. Mam pomysł jak zmylić pościg, ale musicie najpierw dotrzeć do Joshuy. Trzymacie się jakoś? - Logan pokiwał na to, co w odpowiedzi usłyszał w słuchawce. Oparł się o wsparcie fotela i założył ręce za głowę, mierzwiąc i tak rozwichrzone już włosy. Nie golił się odkąd pojawił się w Terminal City trzy dni temu. Jego ogólny wygląd w połączeniu z silnym skupieniem dawał wrażenie, że jest bezwzględny i niebezpieczny. Transgeniczni wokół niego zdawali się zauważyć to wcześniej, dlatego szybko wykonywali każde jego polecenie. Nagle Logan odwrócił głowę w kierunku Max i ich spojrzenia na krótko się spotkały. Chciała się uśmiechnąć, ale on zdążył odwrócić już głowę, wracając uwagą do laptopa.

Max chciała wrócić do swojego zadaniu, ale ktoś zatrzymał ją kładąc dłoń jej na ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła Daltona, X6, który pojawił się w Jam Pony razem z Gem.

- Max, lepiej chodź ze mną. Sketchy ma kłopoty.

- Dalton, nie mam czasu dla tego głupka. Znajdź Aleca.

- Próbowałem, ale nie mogę. A oni mają zamiar go powiesić. - Jego głos był naglący i Max zdała sobie sprawę, że sytuacja jest poważna...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin