Cała prawda o Tusku.pdf

(82 KB) Pobierz
Felietoniści INTERIA
Felietoniści INTERIA.PL
Cała prawda o Tusku
piątek, 18 marzec 2011 (10:37)
Wystarczy zajrzeć do dowolnego podręcznika zarządzania. Może być Trump, może
być Iacocca albo któryś z mniej znanych teoretyków i guru biznesu. W tym punkcie
wszyscy oni są ze sobą zgodni: najgorsza decyzja jest zawsze lepsza niż brak
decyzji. Najgorsze, co się zrobi, będzie zawsze lepsze niż nie zrobienie niczego.
Menadżer może się mylić i może zbłądzić, ale nie może udawać, że nie ma
problemu i czekać, czy może sprawy same się nie załatwią.
Ta "oczywista oczywistość" nie jest całą prawdą o PO i jej liderze, ale jej znaczącą częścią. Wyjaśnia
w każdym razie, dlaczego, co uparcie powtarzam, rządy Tuska - a ściślej, właśnie nie rządy, tylko
panowanie Tuska - są najgorszym, co się w Polsce zdarzyło po roku 1989.
Poprzedników miał Tusk różnych, generalnie słabych. Ale to, co pokazał on sam, nie ma precedensu.
Nie sposób znaleźć przykładu nowożytnego państwa, którego władza tak uciekałaby przed problemami
w fantasmagorie, tak nieodpowiedzialnie i niefrasobliwie psuła wszystko, aby tylko zachować jeszcze
kilka miesięcy świętego spokoju i możliwości trwania w słodkim nieróbstwie.
Tusk potrafi tylko pajacować. Ogłasza rewolucje legislacyjne i ofensywy, produkuje kolejne "wrzutki",
sypie na prawo i lewo zapowiedziami bez pokrycia, i chyba nawet sam wierzy, że wszystko się załatwi
samo, że deficyt, który sięga ośmiu procent rocznego budżetu w ciągu dwóch lat "bez żadnych
gwałtownych cięć ani oszczędności", zmaleje do żądanych przez UE trzech procent. Że z czasem
zadłużenie się weźmie i jakoś zmniejszy. Że dziesiątki tysięcy pozbawionych szans na pracę
absolwentów znajdą zatrudnienie u Niemców albo gdziekolwiek indziej i będą budować tamtejszy
dobrobyt, bo tu są niepotrzebni, i w ten sposób kłopot mu spadnie z głowy.
Że jakimś cudem nie rozsypie się jeszcze przez jakiś czas do reszty sieć energetyczna i nie trzeba
będzie wyłączać prądu, że zdekapitowane tory i trakcje kolejowe nie rozlecą się na tyle kawałków, na ile
spółek podzielono PKP, że nowe drogi rozsiane po parę kilometrów tu, parę tam, cudem zrosną się
w jakąś "infrastrukturę", że armia z poboru, z której najpierw zwolniono poborowych, a z której teraz
masowo uciekają oficerowie, jakoś podoła potrzebom, bo w razie czego obroni nas Zachód, że politykę
zagraniczną zrobią za nas Niemcy i Rosjanie, jeśli będziemy dla nich odpowiednio przyjacielscy...
Właściwie nie ma pola, na którym obecna ekipa nie spowodowałaby totalnej klęski.
Trzysta miliardów długu, bez mała podwojenie zadłużenia kraju w ciągu trzech lat mówi samo za siebie.
Ale przecież to nie jest ostatnie słowo tej, nie sposób jej inaczej nazwać, rządzącej smarkaterii.
Właśnie w tym tygodniu rząd Tuska podjął decyzję o OFE. Decyzję dla siebie typową - ani wte, ani
wewte. Jeśli OFE są dobre, to ręce precz. Jeśli są złe, to je zlikwidować. A Tusk je skubie, żeby opędzić
najpilniejsze wydatki, zostawiając w zamian skrypt, z którym przyjdą do jego następców.
Oddaję głos profesorowi Stanisławowi Gomułce: "Premier Tusk za podstawową przyczynę swego
całkowitego poparcia dla zmniejszenia roli OFE uznał fakt, że w rezultacie wprowadzenia w życie
1
473997420.001.png 473997420.002.png
projektu rządowego potrzeby pożyczkowe Polski do roku 2020 zmniejszą się o 190 mld zł. Istotnie o tyle
zmaleją zobowiązania w postaci skarbowych papierów wartościowych nabywanych przez inwestorów
krajowych i międzynarodowych. Premier zapomniał jednak dodać, że równocześnie pojawią się nowe
zobowiązania skarbu państwa w postaci zadłużenia na nowych kontach składkowiczów tworzonych
w ZUS. Z uzasadnienia projektu ustawy wynika, że ten nowy dług do 2020 r. wyniesie 226 mld zł...
w rzeczywistości, jak wynika z porównania tych dwóch liczb, potrzeby pożyczkowe Polski wzrosną
w rezultacie przyjęcia tej ustawy do 2020 r. o 36 mld zł".
Kropka. Cały Tusk, cały on. Nota bene, tę opinię byłego wiceministra rządu Tuska wydrukowała
"Gazeta Wyborcza", na kolumnach informacyjnych i publicystycznych prorządowa do granic lizusostwa
(ale zawsze mówiłem, że w części ekonomicznej to zupełnie dobra i wiarygodna gazeta, zapewne
dlatego, że Michnik nie ma o ekonomii pojęcia i nigdy się w ten dział nie wtrącał).
To nie jest oczywiście obiecana w tytule cała prawda o Tusku, ale jej znacząca część.
Pół roku temu Tusk obiecał, że zmniejszy zatrudnienie w administracji o 10 procent (co oznaczałoby
powrót do stanu odziedziczonego po Kaczyńskim). Od tego czasu zatrudnienie w ministerstwach
i urzędach wojewódzkich wzrosło już o 34 procent. To też nie jest cała prawda o Tusku, ale jej znacząca
część.
Tusk ma w swojej partii Jacka Saryusza Wolskiego, jednego z najlepszych polskich specjalistów od Unii
Europejskiej. Ma w swych szeregach Grzegorza Kostrzewę Zorbasa, który ze spraw polityki
międzynarodowej robił doktorat u Zbigniewa Brzezińskiego. Saryusz jest z woli Tuska w totalnej
odstawce, odsunięty od jakiegokolwiek wpływu na cokolwiek, Zorbasa zesłano do sejmiku
mazowieckiego, gdzie zajmuje się sprawami grubo poniżej swej wiedzy, a głównym swym specjalistą od
polityki międzynarodowej uczyniła PO pana, który ma w tej kwestii takie doświadczenie, że prowadził
kiedyś biuro podróży w Iławie. I to też nie jest cała prawda o Tusku, ale jej znacząca część.
Przed kilku laty "The Economist" porównywał Polskę do - powiedzmy to wprost, choć Brytyjczycy nie
użyli takiego słowa - idioty, który ma w dachu dziurę, ale jej nie łata, bo po co, jak pogoda ładna. Idiota
w swej miłej beztrosce nie dał się przekonać, że dach trzeba łatać właśnie dopóki jest pogoda, bo jak
zacznie lać deszcz, będzie za późno. A teraz, kiedy pada, rozkłada ręce i mówi: "No, czy to moja wina ?
Czy to moja wina, że jest światowy kryzys, że działamy w takich trudnych warunkach? Czy można mnie
winić o to, że deszcz pada?".
I oczywiście nieodmiennie znajduje podobnych sobie, tylko niżej postawionych idiotów, którzy gorliwie
powtarzają: "No nie, nie można go przecież winić. Czepiać się naszego Tuska, że cały świat jest
w kryzysie, że rosną ceny paliw i żywności, no, cóż za nonsens! Stara się chłop jak może. A za
Kaczyńskiego to przecież była duszna atmosfera i w ogóle straszne rzeczy".
Jeśli ci durnie biorą za swoje androny pieniądze, to jeszcze pół biedy. Najsmutniejsze jest, że jakaś ich
część naprawdę do tego stopnia dała sobie narobić do głów.
FELIETONY INTERIA.PL
2
473997420.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin