E.v. Daniken - Dzień Sądu Ostatecznego Trwa Od Dawna(1995r.).Filmyprawdy na chomikuj.pl.pdf

(662 KB) Pobierz
erich von däniken dzień sądu ostatecznego trwa od dawna
1
Erich von Däniken
Dzień Sądu Ostatecznego - trwa od dawna
Wstęp
Erich von Däniken urodził się w 1935 r. w Zofingen (Szwajcaria). W roku 1968 wydał
swoją pierwszą książkę "Wspomnienia z przyszłości", która od razu stała się światowym
bestsellerem. Po niej opublikował jeszcze dwadzieścia tytułów. Książki Ericha von
Dänikena zostały przełożone na 28 języków, a ich ogólny nakład przekroczył 51
milionów egzemplarzy. Od ponad 20 lat Erich von Däniken jeździ po świecie z
wykładami. Za swoje prace uhonorowany został w różnych krajach licznymi
wyróżnieniami. W "Świecie Książki" ukazały się m.in.: Ślady istot pozaziemskich; Szok
po przybyciu bogów; Śladami Wszechmogących; Z powrotem do gwiazd. "Dzień Sądu
Ostatecznego trwa od dawna" to wędrówka przez różne obszary kulturowe w
poszukiwaniu śladów i sygnałów minionego kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami.
Erich von Däniken interpretuje teksty zaczerpnięte z Biblii, staro żydowskie legendy i
sagi, relacje dawnych dziejopisarzy oraz przekazy hinduskie, babilońskie i perskie.
Przytacza "niewiarygodne" opisy dziwnych mieszańców i gigantów, relacje o synach
bożych parzących się ze zwykłymi kobietami, o podróżach Abrahama i proroka
Henocha do miejsc leżących poza orbitą ziemską. Podąża też tropem dziwnego faktu, że
ludzie najróżniejszych religii i kręgów kulturowych wiążą ideę zbawienia z powrotem na
Ziemię przedstawiciela wyżej rozwiniętych istot, które kiedyś - niewykluczone -
odwiedziły naszą planetę. Być może, powszechna idea Mesjasza jest pochodną złożonego
dawno temu w różnych częściach świata przyrzeczenia: "Powrócimy!" Kamień
Świętego Berlitza W opactwie Świętego Berlitza nowicjuszami zostawały już dzieci w
wieku piętnastu lat. W tym roku ośmiu chłopców i dziesięć dziewczynek miało przejść
inicjację. Opat z troską mówił o "niżu demograficznym". Większość chłopców i
dziewcząt dorastała w opactwie, ich rodzice pracowali na ziemi św. Berlitza. Byli tu nie
tylko bracia zakonni i siostry zakonne, ale także zbieracze jagód, myśliwi, wszelkiego
rodzaju rzemieślnicy oraz akuszerki i opiekunowie zdrowia. Wszystkich ich łączył
wspaniały obowiązek płodzenia możliwie największej liczby dzieci i wychowywania ich
na mocne istoty. Od czasu Wielkiego Zniszczenia w całej okolicy były tylko nieliczne
grupy ludzi i opat przypuszczał nawet, że ich przodkowie mogli być jedynymi, którzy
przeżyli Wielkie Zniszczenie. Nikt, nawet wielce uczony opat i jego Rada Wiadomości
nie Wiedzieli, co się wówczas stało. Niektórzy przypuszczali, że przodkowie
rozporządzali jakąś straszliwą bronią i zniszczyli się nawzajem. Lecz pogląd ten nie
znalazł w Radzie Wiadomości większego uznania. Trudno było sobie bowiem wyobrazić
tak straszliwą broń. Ponadto jeden z dogmatów mówił, że ludzie w zamierzchłych
czasach byli szczęśliwi i żyli w świecie dobrobytu. Dlaczego zatem mieliby prowadzić ze
sobą wojny? Było to nielogiczne i wyglądało na pozbawione sensu. Dlatego w Radzie
Wiadomości roztrząsano możliwość, że to jakaś zagadkowa infekcja pochłonęła całą
ludzkość. Ale i tę teorię zarzucono, ponieważ przeczyła ona przekazom pozostawionym
przez pierwsze pokolenie ojców po Wielkim Zniszczeniu. Trzej Praojcowie i cztery
Pramatki opowiadały swoim dzieciom po Wielkim Zniszczeniu, że katastrofa spadła na
ludzkość pewnego spokojnego wieczora. Przekazy te były niepodważalne. Znajdowały
2
się w świętej "Księdze Patriarchów", spisanej przez Synów Praojców. Każde dziecko w
opactwie św. Berlitza zna Pieśń o Zagładzie. Co roku opat intonował ją podczas smutnej
Nocy Pamięci. Był to jedyny przekaz spisany osobiście przez jednego z Praojców.
Brzmiał tak: "Ja, Erich Skaja, urodzony 12 lipca 1984 r. w Bazylei nad Renem, byłem z
żoną oraz moimi przyjaciółmi, Ulrichem Dopatką i Johannesem Fiebagiem, jak też z ich
małżonkami i córką Sylwią, na wycieczce górskiej w Berner Oberland. Ponieważ było
już po godzinie 6 wieczorem, skróciliśmy sobie zejście ze szczytu o nazwie Jungfrau,
korzystając z tunelu kolejki górskiej. Z powodu prac remontowych na szczycie o tej
godzinie nie zjeżdżała już w dolinę żadna kolejka. Nagle zakołysała się ziemia i na tory z
hukiem spadły kawałki granitowej powały. Bardzo się przeraziliśmy, a Johannes, który
był geologiem, pociągnął nas wszystkich do skalnej niszy. Już myśleliśmy, że koszmar
minął, kiedy usłyszeliśmy narastający huk. Ziemia pod naszymi nogami zdawała się
pływać, rozległy się straszliwe grzmoty, jakich nie słyszeliśmy w czasie żadnej burzy.
Trzydzieści metrów przed nami zawaliła się ściana tunelu. Potem wszystko ucichło.
Johannes stwierdził, że albo uaktywnił się jakiś wulkan, co w tej okolicy było raczej
nieprawdopodobne, albo mamy do czynienia z trzęsieniem ziemi. Musieliśmy wspinać
się do górnego wylotu tunelu. Kiedy byliśmy o kilka metrów od wylotu, usłyszeliśmy
hałas. Nie znajduję słów na opisanie rozszalałej natury. Najpierw wicher gnał śnieg i
okruchy lodu, potem zaczęły przelatywać drzewa, skały i całe dachy hoteli z doliny.
Rozbrzmiewały trzaski i huki, jakich żaden człowiek przed nami nie słyszał. Powietrze
wypełniało wycie i szum wichru, wszystko fruwało, wyrzucane na tysiąc i więcej metrów
w górę. Ziemia dygotała; huczał rozszalały żywioł. Granitowe skały zderzały się ze sobą
jak tekturowe zabawki. Tylko dlatego, że znajdowaliśmy się w tunelu, rozszalały wicher
nie wyrządził nam żadnej szkody. Chwała niech będzie Bogu Najwyższemu! Wicher
szalał przez trzydzieści siedem godzin bez przerwy. Opadliśmy z sił i leżeliśmy
apatycznie w naszej niszy przytuleni do siebie i objęci ramionami. Pragnęliśmy, aby
skały nad naszymi głowami zawaliły się, ucinając wreszcie ten koszmar. Nikt nie jest w
stanie pojąć, co przecierpieliśmy. Potem przyszła kolej na wodę. Pośród zawodzenia i
wycia wichrów usłyszeliśmy szum i dudnienie. Zupełnie jakby wystąpił z brzegów
niezmierzony ocean. Gigantyczne fontanny wody pieniły się i bulgotały, z sykiem
rozbryzgując się o skały. Jak podczas morskiego sztormu piętrzyły się kolejne ściany
wody i łamiąc się spadały w dolinę, tworząc gigantyczne wiry wciągające w otchłań
wszystko, co napotkały na swej drodze. Zdawało się, że wszystkie wody z całej Ziemi
spływały w to jedno miejsce. Nie pragnęliśmy już niczego innego tylko śmierci, a z piersi
wyrywał nam się krzyk przerażenia. Przez osiem godzin szalał wodny żywioł, potem
wicher osłabł i z wolna powróciła cisza. Ogłuszeni torturą, oniemiali z bólu, patrzyliśmy
sobie w oczy. Wreszcie Johannes podczołgał się na czworakach do niewielkiego otworu,
jaki pozostał u wylotu tunelu. Usłyszałem jego rozpaczliwy szloch i z olbrzymim trudem
przedarłem się do niego. Widok, jaki ujrzałem, odebrał mi mowę. Rozpacz rozdzierała
mi serce. Potem wybuchnąłem gorzkim płaczem. Naszego świata już nie było. Szczyty
wszystkich gór były ścięte jakby gigantycznym pilnikiem. Nigdzie nie było widać śniegu
ani lodu. Zniknęła też wszelka zieleń. W mdłym brunatnym świetle połyskiwały mokre
nagie ściany. Nie widać było słońca, a w dolinie, gdzie znajdowała się wypoczynkowa
miejscowość Grindenwald, kołysały się wody jeziora. Stało się to w roku 2016 wg
chrześcijańskiej rachuby czasu. Nie wiemy, czy jako jedyni przeżyliśmy Wielkie
Zniszczenie. Nie wiemy też, co się wydarzyło. Niech Bóg Wszechmogący ma nas w swojej
opiece!" `ty * * * `ty Ośmiu chłopców i dziesięć dziewcząt z nabożnym szacunkiem
wysłuchało Pieśni o Zagładzie, którą odśpiewał swym donośnym i mocnym głosem opat
Ulrich Iii. Po krótkiej chwili, przeznaczonej na refleksję, przemówił do nowicjuszy w te
słowa: - A teraz wejdźcie do Sali Pamięci. Przyjrzyjcie się z nabożnością relikwiom
3
Praojców. Zostaliście wybrani, aby z waszymi braćmi i siostrami czcić i rozumieć te
relikwie. W nastroju oczekiwania młodzi nowicjusze weszli do długiego drewnianego
budynku, który dotychczas widywali tylko z zewnątrz. Zakonnice zapaliły woskowe
świece i relikwie Praojców rozbłysły w migotliwym blasku. Były tam buty świętego
Ericha Skai, Ulricha Dopatki i Johannesa Fiebaga. Butów ich żon nie było. Buty
zrobione były z dziwnego materiału, który wprawdzie w dotyku przypominał skórę, ale
nią nie był. Nawet członkowie Rady Wiadomości nie potrafili wyjaśnić, co to takiego.
Jeden z zakonników cierpliwie tłumaczył, że być może w pradawnych czasach istniały
na Ziemi zwierzęta, które miały takie właśnie futra, ale zginęły w czasie Wielkiego
Zniszczenia. Siedemnastoletni Christian, najstarszy z nowicjuszy, niepewnie uniósł rękę:
- Czcigodny bracie, co oznaczają te znaki na butach świętego Johannesa? - zapytał
nieśmiało. Zakonnik odpowiedział z dobrotliwym uśmiechem: - Wszystko, co zdołaliśmy
odcyfrować, to trzy pierwsze początkowe litery REE i stojącą na końcu literę K. Nie
zdołaliśmy ustalić znaczenia tych znaków. Raz jeszcze Christian uniósł dłoń w górę. -
Czcigodny bracie, czyżby w pradawnych czasach żyły zwierzęta, na których futrach
rosły takie znaki? - Inteligentny z ciebie młodzian - odparł lekko zniecierpliwiony
zakonnik. - Za sprawą Boga Wszechmogącego możliwe jest wszystko. W jednej z nisz
pogrążonego w półmroku pomieszczenia znajdowały się mieszki Praojców, kryjące
potrzebne do przeżycia przedmioty. Zakonnik cierpliwie objaśniał, że w świętej Księdze
Patriarchów mieszki te noszą nazwę "plecak". Jak dotąd nie udało się ustalić znaczenia
tego słowa. Jedna z hipotez mówi, że być może chodzi tu o niedokładnie zapisane słowo
"placek", ponieważ po opróżnieniu mieszki Praojców stają się płaskie jak placek. I znów
nowicjusze stanęli przed zagadką, ponieważ mieszki wykonane były z wielobarwnego
płótna, które nie było płótnem. Podobnie jak buty świętego Johannesa, mieszki były
miękkie i elastyczne, a jednak przez 236 lat, jakie upłynęły od Wielkiego Zniszczenia, nie
doznały żadnego uszczerbku. Nowicjusze radośnie wychwalali wszechmocnego Boga -
albowiem żyli w cudownym świecie, w którym wiele jeszcze było do rozszyfrowania.
Dotyczyło to na przykład błyszczącej liny, którą znaleziono w mieszku świętego Ulricha
Dopatki. Nikt nie znał tajemniczego elastycznego, a przecież niezwykle mocnego
materiału, z jakiego ją wykonano. W świętej Księdze Patriarchów napisano, że materiał
ten nazywa się "nylon", co było przypuszczalnie jakimś pojęciem z pradawnych czasów,
którego nie rozumieli nawet nader uczeni bracia z Rady Wiadomości. Niezwykłe uczucie
owładnęło nowicjuszy, kiedy brat zakonny pokazał im skrawek "papieru pakowego".
Był on tak samo błyszczący i brązowy jak ten, na którym święty Erich Skaja
nagryzmolił swoją Pieśń o Zagładzie. Jakże musieli cierpieć owi podziwu godni święci
Praojcowie! Jakimiż to cudownymi wiadomościami i materiałami musiano dysponować
w pradawnych czasach! Pierwsze spotkanie z relikwiami trwało godzinę. Nowicjusze
ujrzeli nieznane narzędzia, tajemnicze pałeczki do pisania i przedmioty, które w świętej
Księdze Patriarchów nazywano "zegarkami", m.in. częściowo przezroczysty "zegarek"
z jedną wskazówką, która zawsze wskazywała miejsce zachodu Słońca. Zademonstrował
to brat zakonny: obojętnie, w którą stronę się odwrócił, trzymając ten "zegarek" w
ręku, wskazówka natychmiast zwracała się w kierunku zachodu Słońca. Uroczystość
inicjacji zbliżała się do punktu kulminacyjnego. Nowicjusze nie mogli się już doczekać
chwili, kiedy wolno im będzie po raz pierwszy spojrzeć na Kamień Świętego Berlitza.
Przy wtórze coraz głośniejszego śpiewu zakonników i zakonnic wkroczyli do
Najświętszego. We wszystkich niszach i na wszystkich występach ścian płonęły lampki
oliwne, powietrze było przesycone ciężkim aromatem żywicy jodłowej. W powale
widniał okrągły otwór. Słup słonecznego blasku rozświetlał ołtarz. A na nim, na
niewielkiej podstawce, spoczywał Kamień Świętego Berlitza - największy skarb opactwa.
Opat Ulrich Iii wzniósł modły dziękczynne. Wszyscy obecni słuchali ich z przejęciem,
4
pochyliwszy głowy. Uroczysta część obrzędu inicjacji zakończyła się słowami: "Święty
Berlitzu, dziękujemy Ci za ten dar niebios!" Nowicjusze stłoczyli się teraz wokół opata.
Ten ostrożnie uniósł Kamień Świętego Berlitza z podstawki i z wyrazem najwyższego
szczęścia na twarzy pokazał go nowicjuszom. Kamień był mniej więcej wielkości dłoni
opata. Był czarny i miał mnóstwo małych guziczków, na których - przybliżywszy twarz -
dostrzec można było pojedyncze litery. W górnej części Kamienia była wąska szpara o
matowoszarym tle. Tuż obok rzucał się w oczy wyraźny napis BERLITZ, a pod nim -
nieco mniejszymi literami - Interpreter 2. Naciskając jednym palcem odpowiednie
guziczki, opat Ulrich Iii wystukał słowo "miłość". W tym samym momencie na szarym
tle pojawiły się litery m-i-ł-o-ś-ć. Było to tak niesamowite, że nowicjusze niemal bali się
oddychać. Następnie opat nacisnął inny guzik i oto dokładnie pod literami m-i-ł-o-ś-ć,
niby pisane niewidzialną ręką, pojawiły się litery l-o-v-e. - Halleluja! - zakrzyknął opat,
wznosząc oczy ku słonecznemu blaskowi padającemu z otworu w powale. - Halleluja! -
zawtórowali chórem nowicjusze, zakonnicy i zakonnice. - Moc kamienia trwa nadal!
Niech będzie pochwalony święty Berlitz i jego nieustająca moc! I znów opat Ulrich Iii
zaczął naciskać guziczki. Tym razem pojawiło się słowo ś-w-i-ę-t-y, a zaraz potem h-o-l-
y. - Halleluja! - zakrzyknął opat ku niebu. - Halleluja! - odpowiedział echem zebrany
tłum. Coraz szybciej opat wystukiwał na Kamieniu Świętego Berlitza nowe słowa, i za
każdym razem pojawiały się pod nimi słowa złożone z innych liter. Był to prawdziwy
cud - niepojęty dla ludzkiego rozumu. Nowicjusze spoglądali na siebie okrągłymi ze
zdumienia oczami. Zdawali sobie sprawę, że są świadkami niesłychanego cudu. Zaiste
podniosły to był moment. Wreszcie opat oderwał się od Kamienia Świętego Berlitza i
troskliwie umieścił go z powrotem na podstawce. Z poważnym i uduchowionym
wyrazem twarzy zwrócił się do nowicjuszy w te słowa: - Kamień Świętego Berlitza to
kamień tłumaczący słowa. Dzięki niemu można zamienić mowę świętych Praojców na
inne języki używane w pradawnych czasach. Kamień jest święty, ponieważ zawiera w
sobie wieczną moc Słońca. Trzy godziny słonecznego światła wystarczą, aby kamień
mówił przez dwanaście godzin. Nigdy jeszcze nie zawiódł Rady Wiadomości. Pomógł
nam zrozumieć świętą Księgę Patriarchów i pomaga odcyfrować inne pisma z czasów
sprzed Wielkiego Zniszczenia, których strzępy wciąż znajdujemy. Tym razem to
Walentyn, drugi pod względem starszeństwa nowicjusz, zgłosił się z nieśmiałym
pytaniem: - Czcigodny ojcze Ulrichu, a skąd pochodzi Kamień Świętego Berlitza? -
Bystry z ciebie chłopak - pochwalił go opat Ulrich Iii. - Otóż trzeba ci wiedzieć, że
Kamień Świętego Berlitza został znaleziony przez świętego Praojca Ulricha Dopatkę. W
Księdze Patriarchów napisano, w jaki sposób to się stało. Było to w dwa lata, jedenaście
miesięcy i dziewięć dni po Wielkim Zniszczeniu. Święty Ulrich Dopatka wspiął się na
szczątki góry, którą nazywano Jungfrau. Kilkaset metrów poniżej szczytu, który w Noc
Zniszczenia przestał istnieć, były ruiny. W Księdze Patriarchów w rozdziale 16, werset
38, znajduje się nawet stwierdzenie, że były to ruiny stacji naukowej, która niegdyś
istniała pod szczytem. Opat kilkakrotnie sapnął głośno, a potem kontynuował: - Wiedz,
drogi chłopcze, że święty Ulrich Dopatka wspiął się na ową górę, którą nazywano
Jungfrau, w nadziei, iż w owych ruinach uda mu się znaleźć coś przydatnego. Być może
jednak to duch świętego Berlitza przywiódł go w tamto miejsce właśnie po to, aby
znalazł Kamień Świętego Berlitza. Kręte i niezbadane są ścieżki Opatrzności! Jutro
rozpoczniecie czytanie świętej Księgi Patriarchów. Przez najbliższe lata wiele się
nauczycie. Bądźcie ochoczy i pokorni. Głoście chwałę Boga Wszechmocnego i świętych
Praojców! Każdy rozdział Księgi Patriarchów rozpoczynał się od słów: "Ojciec
opowiadał mi..." Pierwotny tekst Księgi został spisany przez synów Praojców - a więc
przez Patriarchów - i liczył łącznie 612 stronic. Z oryginalnych tekstów zachowała się
zaledwie jedna czwarta. Pismo w nich było ledwie czytelne, tak bardzo wszystko
5
pożółkło i się zabrudziło. Dzięki Bogu siostry i bracia zakonni zawczasu przystąpili do
sporządzania kopii. Wyjątek stanowiło pierwszych osiem stron, które spisał jeszcze
święty Erich Skaja na owym "papierze pakowym", który Praojcowie musieli mieć ze
sobą w mieszkach zawierających rzeczy niezbędne do przeżycia. Stronice były zapisane
obustronnie rzadką czarną farbą, której składu nikt nie potrafił odgadnąć. Nosiły daty
według chrześcijańskiej rachuby czasu. Następnie przez wiele lat niczego nie spisywano,
aż pojawiły się pierwsze dokumenty sporządzone na zwierzęcej skórze. Autorami byli
Patriarchowie, czyli synowie i wnukowie Praojców. Wprowadzili oni nową rachubę
czasu i liczyli lata od chwili Wielkiego Zniszczenia. Starannie i równiutko pisane
czerwone litery błyszczały na ciemnożółtych skórach, przy czym niejednokrotnie było
tak, że kilka skór połączono ze sobą sznurkami z włókien roślinnych. Dopiero w roku
116 po Wielkim Zniszczeniu potomkowie Patriarchów zaczęli używać papieru
wapiennego. W celu jego uzyskania pokrywano splecione z włókien płachty cienką
warstwą wapienia. Aby całość nabrała elastyczności, mieszano wapienną warstewkę z
olejami roślinnymi. Studia sprawiały nowicjuszom wiele radości. Nauczycielami byli
starsi zakonnicy klasztoru, a na specjalne, szczególnie głębokie pytania odpowiadali
czcigodni członkowie Rady Wiadomości. Jedna z nowicjuszek już w czwartym tygodniu
spytała: - Czcigodny ojcze, dlaczego ja nazywam się Birgit, mój sąsiad z ławki Christian,
dlaczego jest Walentyn, Markus, Wilhelm i Gertruda? Skąd wzięły się te wszystkie
imiona? - Są to imiona, jakie Praojcowie nadali swoim synom i córkom. Było trzech
Praojców: święty Erich Skaja, święty Ulrich Dopatka i święty Johannes Fiebag. Mieli
razem cztery żony - dziś znamy tylko ich imiona: Sylwia, Gertruda, Elisabeth i
Jacqueline. Praojcowie płodzili z nimi dzieci: w pierwszych latach po Wielkim
Zniszczeniu każda kobieta co roku rodziła jedno dziecko. Wszyscy ci potomkowie
otrzymali imiona znane Praojcom z dawnych czasów. Zadowolona? Teraz z pytaniem
zgłosił się Walentyn: - Czytaliśmy wczoraj Rozdział 19 i nie mogliśmy dojść do
porozumienia, o co chodzi z tymi Wielkimi Ptakami. Czy mógłbyś nam to wyjaśnić,
czcigodny ojcze? Czcigodny członek Rady Wiadomości zawahał się przez moment,
potem uśmiechnął i z namysłem podszedł do bocznej ściany, gdzie na grubych
drewnianych kołkach wisiały kopie Księgi Patriarcbów. Odczepił kartę z Rozdziałem 19,
rozłożył ją przed Walentynem i kazał mu przeczytać tekst. - Rozdział 19, werset 1 :
"Ojciec opowiadał mi, że pewnego dnia w południe, gdy nad doliną przelatywał wielki
ptak, jego ojciec Erich wygłosił taką oto przypowieść: werset 2 : "Za moich czasów
istniały ptaki dwieście razy większe od tego ptaka. werset 3 : W brzuchach tych ptaków
siedzieli ludzie, którzy posilali się i pili. werset 4 : Przez małe okienka spoglądali na
ziemię pod sobą. werset 5 : Ptaki te latały na sztywnych skrzydłach przez Wielką Wodę
szybciej niż najpotężniejszy wicher. werset 6 : Po drugiej stronie Wielkiej Wody były
domy tak wysokie, że niektóre z nich dotykały chmur. Dlatego nazywano je Drapaczami
Chmur. werset 7 : W owych miastach z Drapaczami Chmur mieszkały miliony ludzi.
werset 8 : Nie wiemy, co się z nimi stało. Niech Bóg ma w opiece ich dusze."" - No i co
sądzisz o tym tekście, Walentynie? Chłopiec wzruszył ramionami. - Tak naprawdę, to
nie wiem - odparł. - Nie potrafię sobie wyobrazić Wielkich Ptaków, w których ludzie
mogą siedzieć, a nawet jeść. - Czy to znaczy, że wątpisz w prawdziwość słów Księgi
Patriarchów? Walentyn milczał. Zgłosiła się za to rezolutna Birgit. - Tekst jest
autorstwa Patriarchy z trzeciego pokolenia po Wielkim Zniszczeniu. Podkreśla on
przecież, że ojciec opowiadał mu, iż jego ojciec wygłosił tę przypowieść. A określenie
przypowieść wskazuje na to, że może to być tylko jakaś przenośnia. Nowicjusz
Christian, który siedział obok Birgit i właściwie rzadko tylko się z nią nie zgadzał, bo był
w niej zakochany, wtrącił się teraz z niezwykłą gwałtownością: - Ja traktuję święte
przekazy dosłownie nawet wówczas, gdy nie potrafię sobie wyobrazić tak olbrzymich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin