Robin Cook - Zabawa w boga.pdf

(920 KB) Pobierz
(2366 \227 Notatnik)
2366
Robin Cook
Zabawa w Boga
Przekład Zygmunt Jagielski
Barbarze i Puchatkowi
moim nierozłącznym towarzyszom
i najbardziej wdzięcznym słuchaczom
Prolog
Bruce Wilkinson ocknął się nagle z twardego snu. Natychmiast oprzytomniał, czując, Ŝe przenika go
niewytłumaczalny lęk. Tak budził się z koszmarnych snów w dzieciństwie. Nie miał pojęcia, co go właściwie
obudziło musiał to być hałas lub jakiś ruch w pobliŜu. Zastanawiał się, czy go ktoś nie dotknął podczas snu.
LeŜał cicho z szeroko otwartymi oczami, wstrzymując oddech i nasłuchując. Początkowo nie mógł sobie
uprzytomnić, gdzie się znajduje, ale powoli pamięć mu wracała: był w Boston Memorial, w sali 1832. Niemal
jednocześnie zorientował się, Ŝe wokół panuje głęboka ciemność: musiało być koło północy. Cały szpital był
pogrąŜony w ciszy.
Od przeszło tygodnia leŜał na oddziale chirurgii serca. Przed około miesiącem przebywał w tym samym
szpitalu kilka pięter niŜej po nieoczekiwanym ataku serca, zdąŜył się więc juŜ przyzwyczaić do szpitalnych
odgłosów: skrzypienia wózków przewoŜących chorych, odległych sygnałów nadjeŜdŜających ambulansów, a
nawet do wywoływania nazwisk lekarzy.
Wszystkie te dźwięki nie tylko mu nie przeszkadzały, ale wręcz budziły w nim poczucie bezpieczeństwa. Na
ich podstawie Bruce nie spoglądając na zegarek mógł niemal dokładnie określić godzinę. Wszystkie
Strona 1
2366
świadczyły, Ŝe w razie potrzeby w kaŜdej chwili moŜe otrzymać pomoc lekarską.
Bruce nigdy nie przejmował się zbytnio stanem swojego zdrowia, mimo iŜ cierpiał na stwardnienie rozsiane.
Występujące pięć lat temu kłopoty ze wzrokiem ustąpiły. Bruce usiłował więc zapomnieć o diagnozach
lekarskich, gdyŜ szpitale i doktorzy budzili w nim lęk. Niespodziewanie, jak grom z jasnego nieba, ten atak
serca, konieczność pobytu w szpitalu i poddania się operacji. ChociaŜ lekarze zapewniali go, Ŝe obecna
choroba serca nie ma nic wspólnego ze stwardnieniem rozsianym, nie poprawiło to jego pogarszającego się
samopoczucia.
Teraz, gdy obudził się w środku nocy i nie słyszał zwykłych szpitalnych odgłosów, szpital wydał mu się
ponurym i posępnym miejscem, budzącym raczej lęk niŜ nadzieję. Otaczająca go cisza była przeraŜająco
głucha, nie wiedział skąd się wzięła ogarniająca go nagle niemoc. Czuł, Ŝe zaczyna go paraliŜować narastający
strach.
W miarę jak upływały sekundy coraz bardziej zasychało mu w ustach, dokładnie tak samo jak przed pięcioma
dniami po lekach stosowanych przed operacją. LeŜał wciąŜ spokojnie i cicho jak czujne zwierzę, trzymając
wszystkie zmysły w napięciu. Zachowywał się dokładnie tak samo jak przed laty, gdy jako mały chłopiec,
obudziwszy się ze złego snu, nie poruszał się w nadziei, Ŝe straszny potwór go nie zauwaŜy. LeŜąc na plecach
niewiele mógł widzieć wokół siebie, gdyŜ jedynym źródłem światła była mała lampka stojąca za łóŜkiem, tuŜ
przy samej podłodze. Przed sobą widział ścianę, na której rysował się olbrzymi cień zainstalowanego przy
łóŜku statywu z butlą i rurką. Miał wraŜenie, Ŝe butelka lekko się chwieje.
Usiłując stłumić narastający lęk, Bruce zaczął się zastanawiać nad swoim samopoczuciem. Przede wszystkim
niepokoiła go odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy nie dzieje się z nim w tej chwili coś złego? Od dnia, w
którym przeŜył atak serca, stracił zaufanie do swojego zdrowia; obawiał się, by to nagłe przebudzenie nie
zapowiadało jakiejś nowej katastrofy. MoŜe szwy na sercu puściły? Bardzo się tego obawiał tuŜ po operacji.
Czy moŜe bypass się rozluźnił?
Bruce czuł pulsowanie tętna w skroniach, ale oprócz pocenia się rąk i nieprzyjemnego uczucia w głowie, które
przypisywał gorączce, nie miał powodu do niepokoju. W kaŜdym razie nie czuł Ŝadnego bólu, a przede
wszystkim piekącego ucisku w piersi zapowiadającego zwykle atak serca.
Spróbował nabrać większą ilość powietrza do płuc: nic, najmniejszego bólu, chociaŜ włoŜył w to nieco
wysiłku.
Nagle w wypełniającym salę półmroku rozległ się chrapliwy, flegmisty kaszel. Bruce poczuł nowy przypływ
lęku, ale szybko uświadomił sobie, Ŝe te odgłosy wydaje Hauptman, leŜący na sąsiednim łóŜku pacjent. Z
pewnością to on obudził go swoim kaszlem. Na tę myśl Bruce poczuł coś w rodzaju ulgi. Starzec zakaszlał raz
jeszcze, a następnie hałaśliwie przewrócił się na drugi bok.
Bruce zaczął się zastanawiać, czy nie warto wezwać do Hauptmana pielęgniarki; miałby wtedy okazję do
porozmawiania. Rzecz jednak w tym, Ŝe sąsiad często kaszlał, jego kaszel nie stanowił więc wystarczającego
pretekstu do takiego alarmu.
Nieprzyjemne gorączkowe uczucie zaczęło w nim narastać. Chory poczuł, jakby jego pierś zalała gorąca fala.
Wrócił lęk, Ŝe dzieje się z nim coś niepokojącego.
Spróbował spojrzeć w kierunku bocznej metalowej poręczy łóŜka, do której przymocowany był przycisk
dzwonka. Głowę miał zbyt cięŜką, Ŝeby ją odwrócić, ale kątem oka dostrzegł, Ŝe ze stojącej obok butli z
kroplówką w miarowym, lecz dziwnie przyspieszonym tempie spływają krople wypełniającej butlę cieczy.
Załamujące się w kroplach światło sprawiało wraŜenie iskrzenia, które lada chwila spowoduje wybuch.
To było bardzo dziwne! Bruce wiedział, Ŝe kroplówka znajdowała się obok niego tylko na wszelki wypadek, a
podłączona powinna spływać jak najwolniej. Bruce dobrze to pamiętał i przed wyłączeniem lampki do
czytania za kaŜdym razem to sprawdzał.
Spróbował odnaleźć palcami przycisk dzwonka. Nie był jednak w stanie się poruszyć. Wyglądało tak, jakby
prawe ramię odmawiało mu posłuszeństwa. Spróbował ponownie równieŜ bez rezultatu.
Strach zamienił się w panikę. Teraz był juŜ pewien, Ŝe dzieje się z nim coś przeraŜającego. W najlepszym
szpitalu nie miał w tej chwili opieki lekarskiej. Musi wezwać pomoc. Musi natychmiast wezwać pomoc. To jest
jak koszmarny sen, z którego nie moŜe się obudzić.
Unosząc głowę nad poduszką, Bruce zawołał pielęgniarkę. Był zdumiony, Ŝe jego głos zabrzmiał tak cicho.
Chciał krzyczeć, a z jego ust wydobywał się zaledwie szept. Jednocześnie głowa zaciąŜyła mu straszliwie,
jakby była z ołowiu; musiał wytęŜyć wszystkie siły, Ŝeby ją utrzymać nad poduszką. Z wysiłku zaczął drŜeć, a
razem z nim zaczęło się trząść całe łóŜko.
Ulegając panice, opadł z powrotem na poduszkę z ledwo dosłyszalnym westchnieniem. Ponownie spróbował
Strona 2
2366
zawołać, ale zamiast swojego głosu i słów usłyszał tylko nieartykułowany syk. Cokolwiek się z nim działo
szło ku gorszemu. Zdawało mu się, Ŝe niewidoczny ołowiany pled rozciąga się nad nim i przyciska do łóŜka.
Jego oddech stawał się coraz bardziej nierówny i przyspieszony. Z najwyŜszym przeraŜeniem Bruce
uprzytomnił sobie, Ŝe się dusi.
Jakimś cudem udało mu się jeszcze pozbierać myśli i przypomnieć o dzwonku alarmowym. Ogromnym
wysiłkiem woli uniósł ramię nad łóŜkiem i nieskoordynowanym ruchem przesunął po piersi. Miał wraŜenie,
jakby był zanurzony w gęstej, lepkiej mazi. Palce kurczowo przylgnęły do poręczy w poszukiwaniu przycisku,
lecz go nie znalazły. Resztkami sił przewrócił się na lewy bok, przyciskając mimowolnie twarz do zimnej,
stalowej poręczy, która zasłaniała mu prawe oko. Brakowało mu juŜ siły, Ŝeby poruszyć się i zmienić pozycję.
Lewym okiem dojrzał leŜący na podłodze przycisk dzwonka.
Panika i desperacja ogarnęły Bruce'a, gdy poczuł, Ŝe ucisk na jego ciało wciąŜ narasta i wyklucza moŜliwość
wykonania choćby najmniejszego ruchu. PrzeraŜony pomyślał, Ŝe coś niedobrego musiało się stać z jego
sercem: prawdopodobnie wszystkie załoŜone podczas operacji szwy popękały. Uczucie duszności rosło, a
jednocześnie wszystko w nim niemal krzyczało o dodatkowy dopływ powietrza. Był całkowicie
sparaliŜowany, zdolny jedynie do wydawania z siebie przytłumionych jęków. Mimo to był zupełnie
przytomny, zachował całkowitą jasność umysłu. Wiedział, Ŝe umiera. W uszach mu dzwoniło, czuł zawrót
głowy i nudności. Potem zapadła ciemność...
Pamela Breckenridge juŜ od roku pracowała w szpitalu codziennie od jedenastej wieczorem do siódmej. Nie
była to popularna zmiana, ale ona ją doceniała, gdyŜ dawała sporo swobody. Latem chodziła w ciągu dnia na
plaŜę, a sypiała wieczorami. Wysypiała się dobrze całe siedem godzin. Lubiła swoje nocne dyŜury. W nocy
było w szpitalu mniej nerwowości i bieganiny. W ciągu dnia czuła się często jak policjant na skrzyŜowaniu ulic
rozrywana na lewo i na prawo. Poza tym Pamela wolała nie dzielić się z nikim odpowiedzialnością.
Tej nocy szła pustym, ciemnym korytarzem, wsłuchana w ciszę szpitala: do jej uszu dochodził jedynie syk
respiratora i odgłosy własnych kroków. Była za kwadrans czwarta. W tej chwili na oddziale nie było Ŝadnego
lekarza i Pamela dyŜurowała tylko z dwiema innymi doświadczonymi pielęgniarkami. W trójkę radziły sobie
nawet w najtrudniejszych sytuacjach.
Przechodząc obok pokoju 1832, Pamela zatrzymała się. Tej nocy przekazująca jej słuŜbę pielęgniarka
wspomniała, Ŝe kroplówka u Bruce'a kończy się, tak, Ŝe naleŜałoby pomyśleć o zawieszeniu nad ranem nowej
butli z D5W. Zawahała się. Była to czynność, której wykonanie mogła prawdopodobnie zlecić komu innemu,
ale poniewaŜ znalazła się juŜ pod drzwiami tego pokoju i nie przestrzegała pedantycznie tego, co do jej
obowiązków naleŜy, a co nie, postanowiła zrobić to sama.
W słabo oświetlonej sali przywitał ją kaszel chorego, budząc w niej samej podobny odruch. Bezszelestnie
przesunęła się wzdłuŜ łóŜka Wilkinsona. Płynu w butli było mało; przestraszyła się, widząc jak szybko spływa
drenem w stronę Ŝył chorego. Zapasowa butla z D5W stała na nocnej szafce. Po dokonaniu wymiany
pojemników i uregulowaniu kroplówki nagle nastąpiła na coś twardego. Spojrzała w dół: na podłodze leŜał
przycisk dzwonka. Gdy pochyliła się, by go podnieść, spostrzegła, Ŝe twarz chorego była dziwnie przyciśnięta
do Ŝelaznej poręczy łóŜka. Coś tutaj było nie w porządku. Delikatnie przewróciła Bruce'a na plecy. Pacjent
opadł bezwładnie na poduszkę jak szmaciana lalka, a jego prawa ręka przyjęła nienaturalną pozycję. Pamela
pochyliła się: chory nie oddychał!
Sprawnymi, wytrenowanymi ruchami nacisnęła przycisk dzwonka, zapaliła stojącą na nocnej szafce lampkę i
odsunęła łóŜko od ściany. W ostrym, fluoryzującym świetle dostrzegła, iŜ skóra Bruce'a miała ciemnoniebieską
barwę, jak chińska porcelana, co wskazywało, Ŝe chory musiał się czymś udławić i udusić. Pochyliwszy się nad
nim, lewą ręką przesunęła do tyłu jego podbródek, prawą ścisnęła mu nozdrza i mocno dmuchnęła w otwarte
usta. Ze zdziwieniem stwierdziła, Ŝe pierś Bruce'a uniosła się: najwidoczniej to, czym się udławił, nie
stanowiło juŜ przeszkody dla powietrza.
Ujęła Bruce'a za przegub dłoni nie wyczuła pulsu. Usunęła poduszkę spod głowy, uderzyła go ręką w pierś,
a następnie pochyliła się ponownie, by wdmuchnąć mu do ust powietrze.
Niemal jednocześnie wpadły do sali dwie pielęgniarki Trudy i Rose. Pamela rzuciła w ich kierunku tylko
jedno słowo: "kod" i obie natychmiast przystąpiły do akcji. Rose szybko nadała wiadomość o wypadku przez
głośnik, Trudy zaś przyniosła mocną deskę o wymiarach 60 na 90 centymetrów, podkładaną zwykle pod
pacjenta podczas masaŜu serca. Po ułoŜeniu Bruce'a na desce Rose zaczęła rytmicznie uciskać jego mostek. Po
kaŜdych czterech naciśnięciach Pamela wdmuchiwała powietrze do płuc pacjenta, gdy tymczasem Trudy
pobiegła po wózek reanimacyjny i aparat EKG.
Strona 3
2366
Kiedy po czterech minutach zjawił się Jerry Donovan, dyŜurny lekarz, pielęgniarki zdąŜyły juŜ podłączyć
aparaturę EKG. Niestety, aparat kreślił prostą, poziomą linię, choć jednocześnie twarz Bruce'a nieco się
zaróŜowiła.
Stwierdziwszy, Ŝe EKG nie wykazuje pracy serca, Jerry podobnie jak wcześniej Pamela uderzył ręką w pierś
pacjenta. śadnej reakcji. Sprawdził źrenice: były rozszerzone i nieruchome. Za Jerrym nadszedł młody lekarz,
Peter Matheson, a potem w drzwiach stanął jakiś rozczochrany student.
Kiedy to się stało? zapytał Jerry.
Znalazłam go w takim stanie pięć minut temu odpowiedziała Pamela. Nie mam pojęcia, kiedy mógł stracić
przytomność. Nie było go na głównym monitorze. Skórę miał szarosiną.
Jerry skinął głową w milczeniu. Przez ułamek sekundy zastanawiał się nad celowością dalszych prób
reanimacji. Podejrzewał, Ŝe u pacjenta nastąpiła juŜ śmierć mózgu. Nie mógł się jednak zdecydować, co robić
dalej łatwiej było kontynuować to, co juŜ zaczął.
Potrzebuję dwóch ampułek dwuwęglanu i trochę epinefryny burknął, biorąc z wózka rurkę dotchawiczą.
Cofnąwszy się nieco, polecił Pameli, by wznowiła sztuczne oddychanie: po chwili wprowadził do krtani
Bruce'a laryngoskop, a następnie załoŜył rurkę dotchawiczą i umocował worek ambu, który połączył ze
znajdującym się w ścianie źródłem tlenu. Postawiwszy stetoskop na piersi pacjenta, polecił przytrzymać go
Peterowi, a sam zaczął rytmicznie naciskać worek ambu. Pierś Bruce'a natychmiast zaczęła się unosić.
Wiemy przynajmniej, Ŝe drogi oddechowe są w porządku powiedział jakby do siebie Jerry.
Tymczasem podano dwuwęglan i epinefrynę.
Zaaplikujemy mu chlorek wapnia zdecydował Jerry, obserwując jak twarz Bruce'a powoli przybiera
normalny, róŜowawy kolor.
Ile? spytała Trudy, podchodząc do wózka reanimacyjnego.
Pięć centymetrów sześciennych dziesięcioprocentowego roztworu odpowiedział Jerry, a zwracając się do
Pameli zapytał: Na co chorował?
Jest po bypassie odparła. Rozpostarła kartę choroby, którą podała jej Rose. Czwarty dzień po operacji. Stan
dobry.
Był dobry poprawił ją Jerry. Skóra Bruce'a przybrała juŜ niemal całkowicie normalną barwę, tylko źrenice
były wciąŜ rozszerzone, a aparat EKG rysował wciąŜ tę samą prostą linię.
Być moŜe nastąpił cięŜki, rozległy zawał serca, a moŜe był to zator płucny. Pani powiedziała, Ŝe był siny,
kiedy go znalazła?
Szarosiny potwierdziła Pamela.
Jerry potrząsnął głową. Ani w jednym, ani w drugim przypadku nie powinna wystąpić sinica. Jego
rozwaŜania przerwało przybycie chirurga staŜysty. Był rozespany.
Jerry zwięźle przedstawił mu sytuację. W uniesionych do góry rękach trzymał strzykawkę, próbując uwolnić
znajdującą się w niej epinefrynę od pęcherzyków powietrza; następnie wbił igłę prostopadle w pierś Bruce'a.
Rozległo się ciche "plaśnięcie", gdy igła przebiła ścięgna. Poza tym słychać było tylko szum aparatu EKG,
wypluwającego z siebie taśmę z płaskim wykresem. Kiedy Jerry cofnął tłoczek strzykawki, jej wnętrze
wypełniła krew. Przekonany, Ŝe trafił w serce, wstrzyknął zawartość do środka, po czym polecił Peterowi
wznowienie masaŜu serca, a Rosie sztucznego oddychania.
Nadal nie było Ŝadnych oznak pracy serca. Wydobywając ze sterylnego opakowania doŜylną elektrodę
rozrusznika, Jerry zastanawiał się nad celowością swoich wysiłków. Intuicyjnie czuł, Ŝe sprawy zaszły juŜ za
daleko. Musiał jednak skończyć to, co zaczął. ZwilŜonym betadyną tamponem zaczął nacierać lewą stronę szyi
Bruce'a, przygotowując zabieg.
Czy chciałbyś moŜe, Ŝebym ja to zrobił? zapytał chirurg, odzywając się po raz pierwszy.
Sądzę, Ŝe opanowaliśmy juŜ sytuację stwierdził Jerry, nadrabiając miną.
Pamela pomogła mu załoŜyć chirurgiczne rękawice. Mieli właśnie przystąpić do układania pacjenta do
zabiegu, gdy w drzwiach pojawiła się jakaś postać, odsuwając na bok stojącego w nich studenta. Uwagę
Jerry'ego zwróciło zachowanie się chirurga staŜysty: był tak bardzo uniŜony wobec przybyłego, Ŝe brakowało
tylko, by mu zasalutował. Nawet pielęgniarki wyprostowały się mimo woli, gdy do sali wkroczył Thomas
Kingsley, najlepszy chirurg w szpitalu. Był ubrany jak do zabiegu najwidoczniej przyszedł prosto z sali
operacyjnej. Podszedł do łóŜka i łagodnie połoŜył dłoń na ramieniu Bruce'a, jakby w ten sposób chciał
postawić diagnozę.
Co robisz? zapytał Jerry'ego.
Zakładam elektrodę do komory serca odpowiedział Jerry, nieco speszony obecnością przybyłego. Etatowi
Strona 4
2366
lekarze zwykle nie pojawiali się w takich sytuacjach, szczególnie w środku nocy.
Wygląda na to, Ŝe serce całkowicie przestało pracować stwierdził doktor Kingsley, przebiegając wzrokiem
kawałek taśmy EKG. Nie zachodzi tu przypadek bloku przedsionkowokomorowego. Rozrusznik chyba juŜ
nic nie pomoŜe. Tracisz po prostu czas. Namacał puls w pachwinie Bruce'a. Spoglądając na Petera, który był
juŜ spocony od wysiłku, rzekł: Puls jest silny. Dobrze pracowałeś, a zwracając się do Pameli, rzucił krótko:
Numer szósty, proszę.
Pamela podała mu natychmiast rękawice; załoŜył je i poprosił o skalpel.
Czy mógłbyś zdjąć z niego opatrunki? zwrócił się do Petera. Od Pameli zaŜądał przygotowania
wysterylizowanych cienkich noŜyc.
Peter spojrzał na Jerry'ego, jakby oczekując od niego zgody, a następnie przerwał masaŜ i ściągnął plątaninę
plastrów i gazy z mostka pacjenta. Kingsley podszedł do łóŜka i palcem wypróbował ostrze skalpela. Nie
namyślając się, zanurzył nóŜ w gojącej się ranie i pociągnął go z góry na dół. Słychać było jak ostrze przecina
niebieskie, przezroczyste szwy nylonowe. Peter odsunął się na bok, Ŝeby nie przeszkadzać.
NoŜyce rzucił doktor Kingsley; wszyscy przyglądali mu się bacznie jak urzeczeni. Na ich oczach działo się
coś, o czym dotąd mogli czytać, ale nigdy oglądać.
Doktor Kingsley porozcinał szwy łączące mostek. Następnie wcisnął obie ręce w otwartą ranę i siłą rozepchnął
obie połowy mostka. Rozległ się ostry chrzęst. Jerry Donovan usiłował zajrzeć w głąb rany, ale doktor
Kingsley zasłaniał mu widok. W kaŜdym bądź razie nie widać było krwawienia.
Doktor Kingsley wsunął teraz rękę w głąb otwartej piersi i ujął w place koniuszek serca, po czym zaczął go
rytmicznie uciskać, skinieniem głowy dając znak Rosie, kiedy powinna napełniać płuca pacjenta powietrzem.
Proszę teraz sprawdzić puls polecił. Peter posłusznie to wykonał. Jest silny oświadczył.
Potrzebuję trochę epinefryny powiedział Kingsley. Sprawa nie przedstawia się dobrze. Sądzę, Ŝe pacjent
juŜ od pewnego czasu nie Ŝyje.
Jerry Donovan zastanawiał się, czy nie powiedzieć, Ŝe odniósł takie samo wraŜenie, ale się powstrzymał.
Proszę sprowadzić aparat EEG polecił doktor Kingsley, kontynuując masaŜ serca. Zobaczymy, czy mózg
jeszcze pracuje.
Trudy podeszła do telefonu.
Doktor Kingsley wstrzyknął pacjentowi epinefrynę, co jednak nie miało Ŝadnego wpływu na wskazania
aparatu EKG. Czyj to pacjent? zapytał.
Doktora Ballantine'a odpowiedziała Pamela.
Pochyliwszy się nad Bruce'em, doktor Kingsley zajrzał w głąb otwartej rany. Jerry domyślił się, Ŝe dokonuje w
tej chwili fachowej oceny pracy chirurga. Było powszechnie wiadome, Ŝe gdyby za poziom techniki
chirurgicznej wystawiano oceny, to stosunek ocen przyznanych Kingsley'owi i Ballantine'owi wynosiłby w
przybliŜeniu 10:3, mimo Ŝe ten ostatni był szefem oddziału kardiochirurgii.
Nagle Kingsley uniósł głowę i spojrzał na studenta medycyny tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy. Na
jakiej podstawie mógłbyś stwierdzić, Ŝe to nie jest przypadek bloku przedsionkowokomorowego, doktorze?
Z twarzy studenta odpłynęła cała krew. Nie wiem wydusił wreszcie z trudem.
Na swój sposób odwaŜna odpowiedź roześmiał się Kingsley. Chciałbym mieć taką odwagę przyznać się,
Ŝe czegoś nie wiem, gdybym był studentem medycyny. Zwracając się do Jerry'ego, zapytał: Jak zachowują
się źrenice naszego pacjenta?
Jerry uniósł powieki Bruce'a: Są nieruchome odparł.
Proszę przynieść jeszcze jedną ampułkę dwuwęglanu polecił Kingsley. Zakładam, Ŝe zaaplikowałeś mu
wapno?
Jerry skinął głową.
Przez kilka następnych minut, wśród panującej ciszy, Kingsley masował serce pacjenta, dopóki nie pojawił się
technik z nienajnowszej generacji encefalografem.
Chcę tylko wiedzieć, czy w mózgu pacjenta zachodzą jeszcze jakiekolwiek procesy bioelektryczne Kingsley
rzucił mimochodem.
Technik umocował przy czaszce elektrody i włączył aparat. Wykres fal mózgowych był równie płaski jak EKG.
Niestety, nic juŜ nie poradzimy stwierdził Kingsley i wyjął dłoń z wnętrza piersi Bruce'a. Ściągnął
rękawiczki. Trzeba wezwać doktora Ballantine'a. Dziękuję wam za pomoc. Zdecydowanym krokiem
wyszedł z sali.
Nigdy dotąd nie widziałem czegoś podobnego zauwaŜył Peter, patrząc na otwartą noŜem chirurga pierś
Bruce'a.
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin