Cabot Meg - Meena Harper 02 - Nieposkromieni.doc

(1334 KB) Pobierz
MEG

MEG CABOT

Nieposkromieni

Rozdział 1

Piątek 17 września

Meena Harper wiedziała o rzeczach, o których nie wiedział nikt inny... o rzeczach, o których nikt nie mógł wiedzieć.

Jedną z nich był fakt, że mężczyzna, siedzący obok niej w samochodzie, umrze.

Ale było też wiele rzeczy, których Meena Harper nie wiedziała.

Na przykład, jak ma przekazać temu mężczyźnie informację, że grozi mu śmierć.

- Meeno - powiedział, wpatrując się w jej profil. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę. To dziwna sprawa, że zadzwoniłaś. Właśnie o tobie myślałem.

- Ja też się cieszę, że cię widzę - odrzekła Meena. To było kłamstwo. Nie cieszyła się, że go widzi. Jak miała mu to powiedzieć? Szczególnie kiedy wyglądał tak okropnie. I śmierdział okropnie. A może to śmierdziało wnętrze jego auta? Jakoś nie potrafiła określić, co to za zapach.

- Ja też o tobie myślałam - kłamała dalej. - Dzięki, że się ze mną spotkałeś.

Rozejrzała się po ciemnej, wąskiej uliczce. Miała wyrzuty sumienia, że opowiada mu te wszystkie kłamstwa, włącznie z tym, że mieszka tutaj, i że on nie może wejść na górę, bo rodzice jej współlokatorki właśnie przyjechali z wizytą.

- Na pewno nie chcesz iść na kawę? - spytała. - Tuż za rogiem jest knajpka. Byłoby o wiele przyjemniej, niż siedzieć w samochodzie.

Szczególnie biorąc pod uwagę ten zapach. I nowinę, którą musiała mu przekazać.

- Na pewno - odparł z uśmiechem. - Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem.

To była nowość dla Meeny. Nie odzywał się do niej od ponad roku. Ich rozstanie było stosunkowo przyjazne, chociaż wtedy Meena przekonana była, że ma złamane serce. Prócz tego, że była medium, zarabiała na życie pisaniem scenariuszy dla opery mydlanej, którą zdjęto z anteny. On był dentystą specjalizującym się w licówkach, chciał się wyprowadzić na przedmieścia i założyć rodzinę. Oczywiście im nie wyszło.

- Myślałam, że jesteś szczęśliwy z Brianną - powiedziała. - Masz swój nowy gabinet, i dziecko, i w ogóle.

Co jeszcze pogarszało sprawę. Jak miała mu powiedzieć, że czeka go nieuchronna śmierć, kiedy miał tyle powodów, żeby żyć? Roześmiał się gorzko.

- Brianna - rzucił. - Ona dla mnie nic nie znaczy.

- Oczywiście że znaczy - odparła zaskoczona Meena. - Co ty mówisz?

Zaczynała naprawdę się o niego martwić. David rzucił ją dla Brianny. Brianna była dla niego wszystkim.

To musiał być guz mózgu. To samo, co o mało nie zabiło go ostatnim razem. Ale ona wyczuła to i ostrzegła go, i lekarze wykryli guz w porę, by uratować mu życie.

Wielka szkoda, iż fakt, że Meena o tym wiedziała, przeraził go tak bardzo, że uciekł od niej prosto w ramiona pielęgniarki z sali pooperacyjnej.

Ale Meena nie miała pretensji. Odbudowała swoje życie. Prawda, to życie zniszczył na nowo Lucien Antonescu, mężczyzna, który nauczył ją, jak naprawdę boli złamane serce.

Ale ostatnio udawało jej się o nim nie myśleć.

Prawie wcale.

Tyle że od jakiegoś czasu miewała koszmarne sny o Davidzie. W tych snach David był martwy. To nie tak, że widziała jego trupa. Widziała w snach jego przyszłość.

I nie miał jej. Była tylko ciemność. Bo był martwy.

Kiedy obudziła się po takim koszmarze trzeciego ranka z rzędu, bez tchu, zaduszona poczuciem, że osacza ją ciemność, wiedziała, że nie ma wyboru. Ze musi do niego zadzwonić.

Ale wiedziała też, że nie może przekazać mu takiej nowiny przez telefon. Musieli się spotkać osobiście.

David był zaskakująco chętny. Zaproponował, że wpadnie w drodze powrotnej do New Jersey po lunchu i jakimś dentystycznym spotkaniu, które miał w mieście.

Meena nie była taka głupia, żeby podawać komukolwiek swój nowy adres - nawet byłym chłopakom, z którymi kiedyś mieszkała - więc automatycznie wyrecytowała fałszywy i wyszła Davidowi na spotkanie, kiedy podjechał na miejsce samochodem.

Ale teraz zaczynała żałować, że umówiła się z nim sam na sam. Bo David zachowywał się naprawdę dziwacznie. Może guz mózgu się odnowił. I co to za zapach?

- Ty - powiedział. - To ty zawsze byłaś moją miłością, Meeno.

- Davidzie. - Meena była w lekkim szoku. - Rzuciłeś mnie dla Brianny. Powiedziałeś, że chcesz być z kimś, kto daje ludziom życie, a nie z kimś, kto przepowiada śmierć. Pamiętasz?

- Powinienem był zostać z tobą - odparł David. - Naprawdę. Pasowaliśmy do siebie o wiele lepiej niż ja i Brianna. Dlaczego z tobą nie zostałem, Meeno? Dlaczego? Byłaś taka magiczna ze swoją... magią. Wreszcie zrozumiała. Teraz wiedziała przynajmniej, skąd się bierze ten dziwny zapach. I to jej bardzo ułatwiło sprawę.

- Okej - powiedziała, rozglądając się po podłodze samochodu za butelką. A może był zaprawiony jeszcze po lunchu? Ale, do licha, ile piją dentyści, kiedy spotykają się na mieście?

- Pamiętasz, jak użyłaś na mnie swojej magii - ciągnął - i sprawiłaś, że wyzdrowiałem? Zrób to jeszcze raz. Błagam cię.

- To tak nie działa - stwierdziła Meena, ciągle szukając butelki. - Nie mówię, że nie mogę ci pomóc. Bo chyba mogę. Ale będziesz musiał wyjść mi naprzeciw i powiedzieć, gdzie jest butelka. Zawsze pijałeś whisky, o ile dobrze pamiętam...

W tej chwili rzucił się na nią, żeby ją pocałować. A ona znalazła whisky. Była w piersiówce, przyciśniętej do jej uda przez kieszeń jego spodni.

No cóż, pomyślała Meena. To się zawsze tak kończy, kiedy próbuję kogoś ratować. Dlaczego ciągle to robię?

A, no tak. Bo to moja praca.

I całe szczęście, bo chyba nie zniosłaby poczucia winy, że kolejny człowiek zmarł na jej wachcie. To zdarzyło się już nieraz, szczególnie od kiedy spiknęła się z Lucienem Antonescu, który, niestety, okazał się jednym z demonów ściganych przez Gwardię Palatyńską - organizację, gdzie znalazła zatrudnienie, kiedy bezceremonialnie wykopano ją z serialu (jeszcze zanim został zdjęty).

I to nie pierwszym z brzegu demonem. Władcą wszystkich demonów na świecie, księciem ciemności.

Jeśli chodzi o chłopaków, nie miała za wiele szczęścia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin