Strońska Dopóki milczy ukraina.txt

(473 KB) Pobierz
Anna Stro�ska

DOP�KI MILCZY UKRAINA

Jerzemu Giedroyciowi tw�rcy i redaktorowi KULTURY
Nad Smotrycz, za Zbrucz
Za ogromne pieni�dze - sto osiemdziesi�t dolar�w, tutaj to fortuna - wynajmuj� 
�ad�, kt�ra obwiezie mnie - na chybcika, ale jednak - po podolskich krzemieniach 
i kamieniach. Kierowca, pan W�adziu, jako rasowy syn Lyczakowa czy Zamarstyno-wa 
prowincj� w �yciu si� nie interesowa�, trasy nie zna, mapy nie posiada, wi�c 
udost�pniam w�asn�, prezent z konsulatu. Po alfabecie i ko�lawej transkrypcji 
s�dz�c, mapa jest adresowana do niemieckich turyst�w, na wyrost, bo Niemcy za 
delikatni na przeja�d�ki po kraju bez moteli i stacji benzynowych.
Najwygodniej i najnudniej podr�uje si� po autostradach. W wypadku Ukrainy 
nale�a�oby raczej m�wi� o drogach szybkiego ruchu, ale ka�da z nich przynajmniej 
pod tym jednym wzgl�dem spe�nia warunki autostrady: smu�y si� bezbarwnie, p�ynie 
po p�aszczy�nie, omija miejscowo�ci, a na domiar z�ego obrasta w "posadki", 
g�ste, szczelne kordony drzew i krzew�w odcinaj�ce asfalt od �ywego �wiata. 
Oczywi�cie Polacy zaraz umy�lili sobie, �e to przez parszyw� perfidi� sowieck�, 
bo "Ruski" nie chcia�y, �eby si� rozgl�da�... Bzdura. "Posadki" s� od �nieg�w. 
Owszem, istnia�y trasy zakazane cudzoziemcom, sama
zostawi�am sobie na pami�tk� karteluszek z "Inturista", jeszcze w 
siedemdziesi�tych latach przestrzegaj�cy: "Riga-Minsk tolko samolotom!" To zn�w 
w drodze z Kiszyniowa do Wilna mi�dzy-l�dowanie mieli�my we Lwowie, dwie godziny 
postoju, wyszli wszyscy, a mnie nie pozwolono. "Przecie� ja tylko do toalety" - 
molestowa�am stewardess�. Usadzi�a mnie ostrym: "U was wizy niet. Inostrancom 
nie Izia".
Nie te czasy. Droga wolna. Zabra� si� z nami dziennikarz z polskiej "Gazety 
Lwowskiej", Emil Legowicz, bezb��dny w trudnych sytuacjach. Wie, kiedy powo�ywa� 
si� na "Lwowsk�" a kiedy na "Wysokyj zamok". Respekt przed pras�, nam to ju� 
zupe�nie przesz�o, im jeszcze nie.
W�adziu opieku�czy: ta trzeba okno przymkn��, �eby nam Legowicza nie wydu�o. I 
dodaje przede wszystkim sobie ducha na wybojach: no nic, szorujemy.
Z tym szorowaniem nie tak prosto, zakr�t�w niema�o, a za ka�dym mo�e czai� si� 
milicjant. Dop�ki drogowskazy wskazywa�y Briest i Kijew, na stukilometrowym 
odcinku spotkali�my a� cztery patrole: pierwszy zaraz za Lwowem. Milicjant z 
pierwszego tylko sprawdzi� papiery kierowcy, milicjant z drugiego domaga� si� 
mandatu za przekroczenie szybko�ci a� o dwana�cie kilometr�w, ale pomog�a 
elokwencja Legowicza i nie musieli�my zap�aci�.
- Dawaj do przodu - sam siebie zach�ca pan W�adziu, i natychmiast monituje: 
cicho, cicho. Co oznacza: tylko bez nerw�w. Bez szale�stw na strze�onej drodze.
Brody, obok Gr�dka Jagiello�skiego, Zbara�a czy Trembowli - jedno z tych 
miasteczek, w kt�rych uchowa� si� koloryt kres�w, mimo wyburze� i naporu 
monotonnych blok�w. Ale wsz�dzie jest �wie�szy akcent do legendy o 
Rzeczypospolitej co najmniej dw�ch kochaj�cych si� narod�w. We Lwowie obok 
ko�cio�a �w. El�biety stanie pomnik Bandery. W Brodach ogl�dam pierwszy i 
nieostatni na wybranej trasie obelisk "Ofiarom stalinowskich represji". Z 
tablicy wynika, �e wi�kszo�� represjonowanych wojowa�a w UPA.
Ziele� i fiolet, to barwy Wo�ynia, migaj�cego w niecz�stych przerwach mi�dzy 
"posadkami". Odbijamy od autostrady. Nadal nic ciekawego. P�oty, wertepy, 
fasolowe grz�dki. I nieoczekiwany na tej przypodolskiej, ale jeszcze wo�y�skiej, 
przestrzennej, sto�owatej r�wninie Poczaj�w. G�ra, dopiero gdy si� patrzy z 
g�ry, wydaje si� ogromna. W dole p�aski, zma'a�y Poczaj�w, poprzeszywany 
zieleni�, rozwleczony po ogr�dkach. Tak wysoko, tak nisko... Zdumiewaj�ca 
sklejka krajobraz�w.
Wok� �awry staruszki. W tym straszliwym upale siedz� albo i le�� na �awkach 
zakutane jak na ci�ki mr�z, w szalach, szubach, walonkach. Mo�e tak 
bezpieczniej. Co na sobie - nie zginie. Modl� si�, oszcz�dnie �uj� chleb, patrz� 
w przestrze� -jak kt�rej pasuje. One wiekowe, i jaka� pora�aj�ca odwieczno�� 
sytuacji. Tak jest i pewnie zawsze tak tu by�o, bez wzgl�du na potrz�saj�ce 
�wiatem huragany.
W Poczajowskiej �ladu po folderach, osi�galny tylko jeden druczek, i to 
zajmuj�cy si� nie �awr�, a �wiadkami Jehowy. Agitka nawet nie ukrai�ska, 
rosyjska - energicznie bierze si� za przeciwnika. Jehowici ju� przywykli do 
�garstwa i dobroci� z nimi nie poradzisz. Intencje tekstu wyartyku�owane, 
powiedzie� mo�na, szczerze i bez zahamowa�. "Nienawi�� �wiadk�w Jehowy do 
chrze�cija�stwa t�umaczy si� tym, �e w za�o�eniach swoich sekta opiera si� na 
judaizmie..." No, to�my w domu. Dalej wychodzi na to, i� przewrotni �wiadkowie 
lansuj� Antychrysta. Niby to wyczekuj�c Mesjasza - spodziewaj� si� "cz�owieka 
grzechu, syna ciemno�ci".
Krzemieniec - d�uga ulic�wka, miasteczko na osnowie wsi. Od tej g��wnej, 
r�wninnej - odpryski bocznych ulic, stromych, dla mnie, oczywi�cie po przemysku. 
Za d�ugo tu nie zabawimy, gdy� Krzemieniec jest tematem dy�urnym, pisze o nim 
kto mo�e, tylko bez efektu.
Przed noc� - i ca�e szcz�cie, bo to nie s� strony na nocne podr�e - dobijamy 
do Zbara�a. M�j portfel prawie pusty. Gdzie by tu przenocowa� omijaj�c hotel? 
Legowicz zawsze co� wymy�li, tym razem te� nie zawi�d�: jedziemy do ksi�dza.
Samotny lokator zrujnowanego klasztoru mieszka w pokoju bez pieca. Kancelaria 
(du�e s�owo) te� nie ogrzewana. Na dworze upa�, tu przeszywaj�cy ch��d. Nawet w 
niezno�nie letni, przegrzany dzie� majowy kamienna pod�oga w refektarzu jakby 
�wie�o myta: co tam myta, zlana wod�. Sadzawka w lecie, a �lizgawka w zimie. 
Ksi�dz przystojniak, na oko - si�acz, ros�y, umi�niony, ju� ma w wyroku bolesny 
�ywot reumatyka. A wita nas pogodnie. Przedstawiwszy si�: "ksi�dz �ydowski 
jestem", dorzuca: "takie nie�adne nazwisko nosz�, co robi�..." Faktycznie. �eby 
to cho�: Jewrejski...
To jego sz�sty rok na Ukrainie, przed Zbara�em - na g��bokiej Ukrainie, bli�ej 
Odessy. Powiada, �e tam praca by�a l�ejsza, a Polak�w wi�cej. Radzi� sobie, cho� 
trafi� do parafii od siedemdziesi�ciu lat pozbawionej ksi�dza. Zamieszka� - jak 
to pogodnie okre�la - w chatce na cmentarzu. W dawniejszej przechowalni zw�ok. 
"Wstawi�em ��ko, stolik, krzes�o... Wi�cej i tak by si� nie zmie�ci�o. Wod� to 
szanowa�em jak z�oto. Ko�ci� tam kiedy� by�, d�ugo by�, bo postawiony w 1662 
roku. Po rewolucji zamkni�ty, najpierw zamienili go na sk�ad nawoz�w sztucznych, 
potem w prezbiterium porobili mieszkania, druga cz�� posz�a na kino, trzecia na 
sal� ta�ca. Z ko�cio�a zosta� tylko obraz. Jeden, tak. Ogromnie zniszczony".
W Zbara�u puste �ciany, kt�re jeszcze by�yby do odratowania. Nie gustuj� w 
baroku, ale to uderzaj�co pi�kny ko�ci�. Ksi�dz nie przeoczy� mojego zachwytu, 
wyczu� sojuszniczk� i agituje: "Gdyby nasze ministerstwo kultury i sztuki 
zainteresowa�o si�, co z funduszami przys�anymi przez Kij�w na ko�ci� zbaraski, 
czemu one tu przepad�y... na co posz�y..."
Ko�ci�, nieopodal cerkiew prawos�awna, w pobli�u greko-katolickiej, niedaleko 
od kaplicy baptyst�w. Mo�e zosta� �lad po synagodze, ale jako� mi niepor�cznie 
pyta� ksi�dza �ydowskiego. Niech najpierw Legowicz za�atwi co� do spania. Udaje 
si� nadspodziewanie �atwo. Mili, us�u�ni ci tutejsi ksi�a, co sobie p�niej 
potwierdz� i w Kamie�cu Podolskim, i w Mo�-
ciskach. Ta ich ufno��, gotowo�� do pomocy, to a� zaskoczenie, to jak z 
zamierzch�ej bajki. My�my w kraju dawno ju� odwykli... Poza tym, c� on o nas 
wiedzia�? Jestem z Polski, m�wi�, wysiadaj�c z wozu z ukrai�sk� rejestracj�, i 
my Polacy, do��czaj� si� dwaj moi towarzysze, kt�rych akcent ju� nie daje 
gwarancji. A gdyby nawet? Przecie� w Zbara�u (ksi�dz si� o tym nie zaj�kn��, 
inni powiedzieli) ju� by�y z rodakami r�ne z�e do�wiadczenia. "Mam oko" powie 
ksi�dz, kt�remu - ale dopiero nazajutrz, wyspani, wyk�pani - wytykamy 
nieostro�no��. "Mam oko, ja rozpoznam cz�owieka". Tak si� m�wi, ale...
Ot� to. C�rka Piechowej by�a mniejsz� optymistk�, rano zajrza�a, czy ksi�dz si� 
nie pomyli� i czy matka �yje.
Piechowa to Polka, matka Ukrainki, babka Ukrai�ca i Polaka. Dostali�my si� jej 
na przenocowanie. Ksi�dz rekomendowa�: kobieta powa�na, starszawa, nie ubli�y 
go�ciom, mo�e i ucieszy si�, zw�aszcza �e dom do pochwa�y. Sami zobaczymy.
Parafia ksi�dza �ydowskiego liczy pi�tna�cie tysi�cy Polak�w (nie powie: 
wiernych. Na jedno wychodzi. Piel�gnowany kanon kresowy: wiara r�wna 
narodowo�ci). Tak, b�dzie z pi�tna�cie tysi�cy, cho� wielu ju� zniszczonych. 
Mimo to: wiernych? R�nie. Ksi�dz �yje "w bardzo dobrej zgodzie" ze swiasz-
czennikiem grekokatolickim, ale podejrzewam, �e troch� taka to za�y�o�� jak 
prokuratora z adwokatem: nawet prywatni przyjaciele jednak wojuj� na s�dowej 
sali. Toga obliguje, sutanna te�. U Piechowej od pierwszych chwil czujemy si� po 
domowemu, bo i wino znalaz�o si� domowe, nam weso�o, a ksi�dz nie zasypia 
gruszek w popiele, pracuje nad Halin�. Zach�ca, by zamiast do cerkwi chodzi�a do 
ko�cio�a, lecz to twarda sztuka. Pozna�, �e nie ust�pi. Spieraj� si� 
dyplomatycznie, ostro�nie, bez przeci�gania struny. Ksi�dz niby to p�artem: "U 
nas �adniej..." Halina, ju� zniecierpliwiona: "Mnie wystarczy tamto".
Ani si� nie dogadaj�, ani nie pok��c�.
Z t� chwil� rozmowa ju� zdecydowanie �wiecka. Ksi�dz namawia Piechowa na popraw� 
zdrowia i urody. "Czemu sobie
z�b�w nie wstawisz?" W�adziu z Legowiczem te� s� za tym. I wcze�niej du�o ludzi 
by�o, przyznaje Piechowa, a znowu� inni odradzali: "Nie wstawiaj, lepiej chodzi� 
pusto".
Nie wstawi.
W nocy d�ugo nie �pimy: ja pewnie ze zm�czenia, Piechowa ze strachu, czy jej nie 
poder�niemy gard�a, bo to ksi�dz ksi�dzem, paszport paszportem, a obcy obcym, 
jednak. Wobec czego rozmowa. W�a�nie o strachu, ale tym tutejszym, mulistym, 
z�ym jak bagno, s�cz�cym si� na sowieck� Ukrain� przez dziesi�tki lat. Piechowa 
oponuje. "Strachu nie by�o - powiada. - Strach by� za Stalina, a potem to ju� 
nie".
Cichutko smu�y si� rozmowa. O...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin