Dahak 03 - Spadkobiercy cesarstwa.rtf

(1209 KB) Pobierz

 

 

David Weber

 

 

 

Spadkobiercy Cesarstwa

 

(Heirs of Empire)

 


Przyjaciołom Jane

 


COLIN I – zwany również Wielkim i Odnowicielem. Urodzony jako Colin Francis Macintyre 21 kwietnia 2004 roku (starego kalendarza) w Colorado, Stany Zjednoczone, Ziemia; podporucznik Marynarki Stanów Zjednoczonych; astronauta NASA; założyciel dynastii Macintyre; koronowany 7 lipca 1 roku Piątego Imperium.

Wstąpienie tego cesarza na tron zakończyło okres bezkrólewia spowodowany przypadkowym uwolnieniem broni Umak (patrz również Umak, kierownik imperialnego programu biotechnologii) i zapoczątkowało erę Piątego Imperium. Jako wódz wykorzystał reaktywowaną Flotyllę Gwardii Imperialnej, by po raz pierwszy w historii powstrzymać najazd Achuukan (patrz Aku'Ultan, Gniazdo, i kampania Zeta Trianguli).

Po odepchnięciu Achuultan jego cesarska wysokość rozpoczął odbudowę gospodarki i potencjału militarnego Piątego Imperium, aby przygotować się do ostatecznego pokonania wroga. Zabrał się do tego wraz ze swą małżonką, cesarzową Jiltanith, nieświadom, że...

 

Encyclopedia Galactica, tom 6

Wydanie 12,

Wydawnictwo Uniwersytetu Birhat,

598 r. p. i.

 


Rozdział 1

 

Sean MacInryre wypadł z szybu transportowego i biegnąc korytarzem, wzmocnił swój słuch. Tak naprawdę nie musiał nasłuchiwać aż do chwili, gdy znajdzie się po drugiej stronie luku, lecz z jakiegoś powodu wciąż miał więcej problemów z ulepszonym słuchem niż wzrokiem, i wolał wcześniej się przygotować.

Przebył ostatnie sto metrów, zatrzymał się i przywarł plecami do grodzi. Przeciągnął dłonią po mokrych od potu czarnych włosach. Jego ulepszony słuch wychwycił pulsujące odgłosy systemów podtrzymywania życia i cichy szmer odległego szybu transportowego. Gonił ich już od godziny i właściwie spodziewał się zasadzki. On sam z pewnością by tak zrobił.

Wyciągnął pistolet z kabury i odwrócił się w stronę luku, który cicho się rozsunął. Cicho dla zwyczajnych uszu, lecz dla niego był to głośny grzmot. Do środka wlały się jasne promienie słońca.

Przecisnął się przez właz i nastawił w lewym oku widzenie teleskopowe – prawe nadal miał ustawione normalnie – po czym zajrzał w cienie rzucane przez szeleszczące liście.

Dęby i hikory kołysały się leniwie w blasku słońca, gdy przekradał się przez tereny piknikowe w stronę rosnących nad jeziorem różaneczników o błyszczących zielonych liściach. Poruszał się cicho, trzymając pistolet w obu rękach na wysokości piersi, gotów obrócić się, wycelować i dzięki swym ulepszonym zmysłom wystrzelić błyskawicznie niczym atakując wąż.

Dotarł aż do jeziora, nie widząc nikogo po drodze. Pokład parkowy, jeden z wielu na statku kosmicznym Dahak, miał średnicę około dwudziestu kilometrów. Mogły się ukryć w wielu różnych miejscach, lecz Harriet była zbyt niecierpliwa, by gdzieś dalej uciekać, więc pewnie schowała się w odległości kilkuset metrów od niego, mając nadzieję, że zwabi go w pułapkę.

Nagle zauważył jakieś poruszenie i zamarł. Po przybliżeniu obrazu uśmiechnął się – za dębem mignęły mu długie czarne włosy Harriet. Teraz, gdy już odnalazł siostrę i wiedział, że nie może niepostrzeżenie wyjść zza drzewa, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu jej sojuszniczki. Ona też brała udział w zasadzce, więc musi być bardzo blisko.

Jego wzrok przyciągnęła ukryta między wawrzynami nieruchoma plama błękitu wielkości dłoni. A więc ma obie! Wyszczerzył zęby w uśmiechu i zaczął powoli się skradać. Jeszcze tylko kilka metrów i...

Zaaading!

Sean jęknął i uderzył zrezygnowany pięścią w ziemię, używając słów, które na pewno nie spodobałyby się jego matce. Dzwonek przeszedł w hałaśliwe brzęczenie, od którego bolały go uszy, więc szybko powrócił do normalnego słyszenia.

Brzęczenie czujników na uprzęży natychmiast umilkło, gdy przyznał się do przegranej. Ciekaw był, jak Harry udało się zajść go od tyłu. Ale kiedy się odwrócił, okazało się, że drobna postać wynurzająca się z wody to nie Harry. Była przemoknięta, lecz jej brązowe oczy płonęły z radości.

– Dopadłam cię! – krzyknęła. – Sean nie żyje! Sean nie żyje, Harry!

Udało mu się powstrzymać od wypowiedzenia kolejnych zakazanych słów, kiedy ośmioletnia wojowniczka ninja i jego siostra bliźniaczka zaczęły wykonywać taniec wojenny. Było mu wstyd, że przegrał z dziewczynami, lecz zabicie przez Sandy MacMahan było wprost nie do zniesienia. Była o dwa lata młodsza od niego i dziś po raz pierwszy z nimi się bawiła – i zabiła go już pierwszym strzałem!

– Twoja radość ze śmierci Seana wcale ci nie przystoi, Sandro. – Głęboki, ciepły głos dochodzący znikąd wcale ich nie zaskoczył. Całe życie znali Dahaka, a statek kosmiczny, w którym mieszkał samoświadomy komputer, był ich ulubionym miejscem zabaw.

– A kogo to obchodzi? – spytała wesoło Sandy. – Dopadłam go! – Skierowała pistolet w stronę Seana i zgięła się wpół ze śmiechu, widząc jego minę.

– Szczęście! – odparował, unosząc swój pistolet. – Miałaś po prostu szczęście, Sandy!

– To nieprawda, Seanie – zauważył Dahak. Sean nienawidził jego beznamiętnego poczucia sprawiedliwości, zwłaszcza jeśli komputer nie był po jego stronie. – Szczęście oznacza udział przypadku, a ukrycie się Sandry w jeziorze – o którym w ogóle nie pomyślałeś – było bardzo dobrym pomysłem i pozwoliło jej, jak to przekonująco, choć nieelegancko zauważyła, „dopaść" ciebie.

– No widzisz! – Sandy pokazała mu język, a Sean odwrócił się urażony. Nie poczuł się wcale lepiej, gdy Harriet uśmiechnęła się do niego.

– Mówiłam ci, że Sandy jest wystarczająco duża, prawda? – spytała.

Pragnął zaprzeczyć, i to gwałtownie, lecz był uczciwym chłopcem i dlatego niechętnie pokiwał głową. Z przerażeniem myślał o przyszłości. Sandy – najlepsza przyjaciółka Harry – będzie teraz wszędzie wchodzić mu w drogę. Bronił się przed tym przez ponad rok, twierdząc, że jest za mała na wspólne zabawy. A teraz nie dość, że jest już dwa rozdziały przed nim w rachunkach, to jeszcze go pokonała!

Wszechświat, pomyślał ponuro Sean Horus MacIntyre, nie jest jednak do końca sprawiedliwy.

 

* * *

 

Amanda Tsien i jej mąż wyszli z szybu transportowego niedaleko mostka Dahaka. Jej syn, Tamman, podążał za nimi, lecz najwyraźniej aż go skracało z niecierpliwości. Amanda spojrzała na swojego potężnego męża. Większość ludzi opisywała twarz Tsien Tao-linga jako ponurą, lecz gdy patrzył na Tammana, zawsze pojawiał się na niej uśmiech. Chłopiec nie był jego dzieckiem w sensie biologicznym, jednak to wcale nie znaczyło, że nie jest ojcem Tammana. Pokiwał głową, gdy Amanda uniosła brew.

– Dobrze, Tammanie – powiedziała. – Możesz iść.

– Dzięki, mamo! – Obrócił się na pięcie z charakterystyczną dla dzieci w tym wieku niezdarnością i ruszył z powrotem w stronę szybu. – Gdzie jest Sean, Dahaku? – spytał.

– Pokład parkowy numer dziewięć, Tammanie – odpowiedział ciepły głos.

– Dzięki! Do zobaczenia później, mamo i tato!

Tamman przez chwilę biegł bokiem, machając im, po czym z głośnym okrzykiem zanurkował w szybie.

– Myślałby kto, że nie widzieli się od miesięcy – westchnęła Amanda.

– Sądzę, że dzieci żyją w innym wymiarze czasowym niż dorośli – zauważył Tsien głębokim, miękkim głosem.

Minęli ostatni zakręt i znaleźli się przed wejściem na mostek, gdzie na złocistej stali bojowej widniał symbol Dahaka – trójgłowy smok gotowy do lotu, z godłem Piątego Imperium w łapach. Gwiazdy Czwartego Cesarstwa zostały zachowane i teraz wyłaniał się z nich feniks odrodzenia, na którego głowie spoczywał diadem Cesarstwa. Gruby na dwadzieścia centymetrów właz – jeden z wielu, a każdy z nich mógł powstrzymać kilotonową głowicę – otworzył się bezgłośnie.

– Witaj, Dahaku – powiedziała Amanda.

– Dobry wieczór, Amando. Witam na pokładzie, marszałku gwiezdny.

– Dziękuję – odpowiedział Tsien. – Czy inni już przybyli?

– Admirał Hatcher jest w drodze, lecz MacMahanowie i książę Horus już dołączyli do ich wysokości.

– Gerald powinien się wreszcie nauczyć, że nawet na Birhat doba ma tylko dwadzieścia osiem godzin.

– O, naprawdę? – Amanda spojrzała na niego zdziwiona. – Ty już się tego nauczyłeś?

– Może nie – odparł z uśmiechem. Przekroczyli ostatni właz i znaleźli się w półmroku punktu dowodzenia numer jeden.

Otoczyły ich gwiazdy, które niczym diamenty błyszczały na tle hebanowej głębi kosmosu. Nad nimi dominowała otoczona chmurami zielononiebieska kula planety Birhat. Amanda zadrżała. Nie z zimna, lecz z powodu lodowatego dreszczu, który przeszywał ją zawsze wtedy, gdy wchodziła w doskonały obraz holograficzny.

– Cześć, Amando. Witaj, Tao-ling. – Jego cesarska wysokość Colin I, wielki książę Birhat, książę Bia, Sol, Chamhar i Narhan, wódz i protektor królestwa, obrońca pięciu tysięcy słońc, czempion ludzkości i z łaski Stwórcy cesarz ludzkiego rodzaju, obrócił się na fotelu, ukazując swój wielki nos, i wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jak widzę, Tamman urwał się wcześniej.

– Kiedy widzieliśmy go po raz ostatni, kierował się w stronę pokładu parkowego – odparł Tsien.

– To czeka go niespodzianka – zachichotał Colin. – Harry i Dahak w końcu zmusili Seana, by pozwolił Sandy pobawić się z nimi w zabijanie laserami.

– A niech mnie! – roześmiała się Amanda. – Założę się, że to będzie niezła zabawa!

– Ano. – Cesarzowa Jiltanith, która była smukła niczym miecz i piękna, podniosła się, by objąć Amandę. – Mniemam, iże mniej skłonny będzie o jej młodym wieku krzyczeć. Duma jego upokorzoną została... choć raz.

– Jakoś to przeżyje – mruknął Hector MacMahan. Kapitan Imperialnej Piechoty Morskiej opierał się o konsolę strzelca, zaś jego żona zajmowała fotel obok. Podobnie jak Amanda, Hector miał na sobie czerń i srebro Piechoty Morskiej, zaś Ninhursag nosiła granat i złoto Floty Bojowej.

– Nie, jeśli Sandy będzie miała coś do powiedzenia – zauważyła Ninhursag. – Ta dziewczyna będzie kiedyś doskonałym szpiegiem.

– Wierzę ci na słowo – odpowiedział Colin, a ona złożyła mu ukłon, nie podnosząc się z fotela. – A tymczasem...

– Przepraszam, Colinie – przerwał mu Dahak. – Kuter admirała Hatchera już dotarł.

– To dobrze. Wygląda na to, że zaraz możemy zaczynać imprezę.

– Mam nadzieję – powiedział z przekąsem Horus, krępy, siwowłosy książę Terry. – Za każdym razem, gdy tylko wystawiam nos z biura, coś wpełza do koszyka z napisem „do zrobienia" i gryzie mnie, kiedy wracam!

Colin nie słuchał już teścia, gdyż przyglądał się, jak Tao-ling z wielką troskliwością pomaga Amandzie usiąść. Taka czułość z pewnością wydałaby się dziwna komuś, kto słyszał o marszałku gwiezdnym Tsienie lub generale Amandzie Tsien – twardej jak stal komendant Fortu Hawter, bazy szkoleniowej Imperialnej Piechoty Morskiej na Birhat. Colin jednak doskonale ich znał i był głęboko uradowany tym, co widział.

Amanda Tsien była sierotą. Miała zaledwie dziewięć lat, kiedy dowiedziała się, że miłość może być najokrutniejszą bronią, a przekonała się o tym ponownie, gdy Tamman, jej pierwszy mąż, zginął pod Zeta Trianguli Australis. Colin i Jiltanith przyglądali się potem bezradnie, jak Amanda szuka zapomnienia w swoich obowiązkach i zamyka się w opancerzonej skorupie, przelewając wszystkie swoje uczucia na syna Tammana. Nawet cesarz nic nie mógł na to poradzić, dopiero Tsien Tao-ling to zmienił.

Ten mężczyzna, którego nowicjusze nazywali potworem, zbliżył się do niej tak łagodnie, że nawet tego nie zauważyła, dopóki nie było już za późno. Potrafił rozbić skorupę jej pancerza i dać jej swoje serce – choć wielu twierdziło, że on w ogóle go nie ma – a ona... je przyjęła.

Była trzydzieści lat młodsza od niego, ale dla posiadaczy bioulepszeń nie miało to najmniejszego znaczenia. W końcu Colin był ponad czterdzieści lat młodszy od Jiltanith, a mimo to ona wyglądała na młodszą. Oczywiście tak naprawdę miała ponad pięćdziesiąt jeden tysięcy lat, ale to się nie liczyło – jedynie niewiele ponad osiemdziesiąt lat nie spędziła w uśpieniu.

– Jak się mają Hsuli i Colette? – spytał Colin, a Amanda roześmiała się.

– Świetnie. Hsuli był trochę zły, że nie chcemy go zabrać ze sobą, ale przekonałam go, że powinien zostać i zaopiekować się siostrą.

Colin potrząsnął głową.

– Z Seanem i Harry to by się nie udało.

– Tak to jest, jak ktoś ma tylko bliźniaki – powiedziała pogodnym głosem Amanda, patrząc wymownie na Jiltanith.

– Wybaczże mi, Amando. – Jiltanith uśmiechnęła się. – Zgadnąć nie umiem, jakże czas znajdujesz na obowiązki i dzieciątka. Jeśli o mnie chodzi, minie wiele lat jeszcze – całe dziesięciolecia być może – nim wyzwania tego znów podjąć się zdołam. Ale nie przystoi ci z cesarzowej swej tak szydzić, gdy świat cały wie, iże matką doskonałą jesteś, zaś ja... – Wzruszyła ramionami, a jej przyjaciele roześmiali się.

Horus chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz w tym momencie wewnętrzny właz odsunął się i do środka wszedł elegancki mężczyzna w granatowym mundurze Floty Bojowej.

– Cześć, Geraldzie – przywitał go Colin, a wtedy admirał Floty Gerald Hatcher, dowódca operacji morskich, przesadnie nisko się ukłonił.

– Dobry wieczór, wasza wysokość – powiedział uniżenie, a jego suweren pogroził mu pięścią.

Admirał Hatcher przez trzydzieści lat był żołnierzem Stanów Zjednoczonych, a nie marynarzem, lecz jako dowódca operacji morskich był najwyższym rangą oficerem Floty Bojowej. Było to odpowiednie stanowisko dla człowieka, który jako szef Sztabu Ludzkości obronił Ziemi przed Achuultanami. Ale nawet tak wysokie stanowisko nie zmieniło jego poczucia humoru.

Pomachał do Ninhursag, uścisnął ręce Hectora, Tsiena i Horusa, po czym ucałował Amandę w śniady policzek. Potem pochylił się z szacunkiem nad dłonią Jiltanith, lecz cesarzowa pociągnęła go za brodę, którą zapuścił od czasu oblężenia Ziemi, i zanim zdążył się odsunąć, pocałowała go w usta.

– Bezwstydnik z ciebie, Geraldzie Hatcherze – powiedziała surowo – i niech to cię nauczy, jakiż to los cię czeka, jeśli ważysz się znów swą małżonkę samą pozostawić!

– O? – Uśmiechnął się. – To groźba czy obietnica, wasza wysokość?

– Obciąć mu głowę! – mruknął Colin, a admirał uśmiechnął się.

Tak naprawdę to ona odwiedza siostrę na Ziemi. Wybierają dziecięce ubranka.

– Mój Boże, czy wszyscy mają nowe dzieciaki?

– Nie, mój Colinie, jeno wszyscy poza nami – powiedziała Jiltanith.

– To prawda – zgodził się Hatcher. – Tym razem to będzie chłopiec. Jeśli o mnie chodzi, cieszę się z dziewczynek, ale Sharon jest wniebowzięta.

– Gratulacje. – Colin wskazał na pusty fotel. – Ale skoro już tutaj jesteś, zabierajmy się do roboty.

– Bardzo chętnie. Mam zaplanowaną za kilka godzin konferencję z Matką, a wcześniej chciałbym się zdrzemnąć.

– W porządku. – Colin spoważniał. – Jak już wspominałem, zapraszając was tutaj, chciałbym porozmawiać z wami nieoficjalnie przed spotkaniem Rady w przyszłym tygodniu. Zbliża się dziesiąta rocznica mojej koronacji i Zgromadzenie Szlachty chce z tej okazji zrobić wielką imprezę. To może być dobry pomysł, lecz oznacza również, że tegoroczny raport o stanie kraju będzie bardzo ważny, więc chciałbym się z wami skonsultować, zanim zacznę go pisać.

Goście skryli uśmiechy. W Czwartym Cesarstwie nigdy nie wymagano od swoich cesarzy regularnych raportów, lecz Colin włączył raport o stanie kraju do kodeksu Piątego Imperium i odtąd narzucony sobie samemu obowiązek stał się dla niego coroczną męką. Dlatego dzisiaj zaprosił przyjaciół na pokład Dahaka, żeby mu pomogli, gdyż mógł mieć pewność, że powiedzą mu to, co myślą, a nie to, co chciałby, żeby myśleli.

– Zacznijmy od Geralda.

– W porządku. – Hatcher podrapał się po brodzie. – Możesz zacząć od dobrych wieści. Geb przysłał swój ostatni raport, zanim razem z Władem wyruszyli do Cheshir, i twierdzi, że powinni ponownie uruchomić bazę Floty na Cheshir w ciągu trzech miesięcy. Znaleźli też dziewięć kolejnych Asgerdów. Będą potrzebowali jeszcze paru miesięcy, by je uruchomić, bo brakuje im ludzi – jak zawsze – ale poradzą sobie, a to oznacza, że będziemy mieli sto dwanaście planetoid. – Przerwał. – O ile nie znajdziemy kolejnego Sherkana.

Colin skrzywił się, słysząc gorycz w jego głosie. Ponieważ planetoida została znaleziona przez ekspedycję Hatchera, to on musiał powiedzieć o wszystkim Władimirowi Czernikowowi.

Dotychczas dowództwo zwiadu znalazło tylko dwie planety Czwartego Cesarstwa, na których było jakieś życie – Birhat, dawną stolicę, i Chamhar – lecz na żadnej z nich nie odkryto śladów ludzi. Przetrwało za to wiele wojskowego sprzętu, w tym potężne statki kosmiczne, a oni bardzo tego wszystkiego potrzebowali. Ludzkość z trudem powstrzymała ostatni najazd Achuultan, a pokonanie ich na ich własnym terytorium będzie o wiele trudniejsze.

Naprawa wraku o średnicy czterech tysięcy kilometrów po czterdziestu pięciu tysiącach lat byłaby trudnym zadaniem, dlatego Hatcher był bardzo zadowolony, gdy wszystkie badania potwierdziły doskonały stan Sherkana. Nie wykryto jednak drobnej usterki dopływu mocy i w chwili, gdy inżynier statku uruchomił go, by zaczął zasysać energię do podróży nadświetlnej, wybuchły bezpieczniki. W wybuchu, który mógłby zniszczyć cały kontynent, zginęło sześć tysięcy ludzi, w tym admirał Floty Wasilij Czerników i jego żona Walentyna.

– Tak czy inaczej – powiedział już bardziej optymistycznie Hatcher – z innymi projektami również idzie nam całkiem nieźle. Za kilka miesięcy Adrienne wypuści pierwszy rocznik Akademii, a ja jestem w pełni zadowolony z ich wyników, choć ona i Tao-ling nadal pracują nad udoskonaleniem programu nauczania.

– Jeśli chodzi o sprzęt, sytuacja tutaj, na Bia, wygląda dobrze dzięki Tao-lingowi. Musiał uruchomić właściwie wszystkie ocalałe jednostki naprawcze, by przywrócić działanie tarczy. – Przy tych słowach Hatcher i marszałek wymienili uśmiechy, gdyż reaktywacja ogromnych generatorów tarczy otaczających Bia, nieprzeniknionej sfery o średnicy osiemdziesięciu minut świetlnych, była wręcz przerażającym zadaniem. – Mamy więc dużą zdolność naprawczą i właściwie jesteśmy gotowi zacząć projektowanie nowych konstrukcji.

– Naprawdę? – Colin był zadowolony.

– Naprawdę – odpowiedział Dahak w imieniu admirała. — Zajmie nam to w przybliżeniu trzy przecinek pięć lat standardowych – Piąte Imperium posługiwało się czasem ziemskim, a nie czasem Birhat – zanim będzie można przesunąć zasoby z programów reaktywacji do budowania nowych konstrukcji, lecz już rozpocząłem wraz z admirałem Baltanem wstępne studia nad nowymi projektami. Łączymy kilka koncepcji „pożyczonych" od Achuultan z pomysłami Cesarskiego Biura Statków, co pozwoli nam osiągnąć znaczny wzrost możliwości naszych nowych jednostek.

– To dobra wiadomość, ale co z Macochą?

– Obawiam się, że to wymaga znacznie więcej czasu.

– „Znacznie" to bardzo optymistyczne określenie – westchnął Hatcher. – Mimo pomocy Dahaka wciąż potykamy się o szczegóły budowy komputerów z epoki Cesarstwa, a Matka jest najbardziej skomplikowanym komputerem, jaki wtedy stworzono. Skopiowanie jej będzie cholernie trudne, nie wspominając już o czasie niezbędnym do zbudowania kadłuba o średnicy pięciu tysięcy kilometrów, który pomieściłby duplikat!

Cesarstwo zbudowało Matkę, oficjalnie zwaną Głównym Komputerem Centrali Floty, wykorzystując obwody oparte na polu siłowym, przy których nawet obwody molekularne wydawały się wielkie i niezgrabne, lecz mimo to komputer miał średnicę ponad trzystu kilometrów. Matka została umieszczona w najpotężniejszej znanej ludzkości fortecy, gdyż oprócz kierowania Flotą Bojową, była również opiekunką Cesarstwa – właściwie to ona koronowała Colina i dostarczyła statki, które zniszczyły Achuultan. Niestety – a może na szczęście – została starannie zaprojektowana, tak jak wszystkie komputery późnego Cesarstwa, by uniknąć rozwoju samoświadomości, co oznaczało, że dostarczała informacji ze swego nieograniczonego skarbca tylko wtedy, gdy zadano jej właściwe pytanie.

Colin bardzo się martwił, co może się stać z Flotą Bojową, gdyby coś przytrafiło się Matce, i miał zamiar zapewnić Ziemi ochronę równie potężną jak miał Birhat, stąd wziął się pomysł stworzenia kopii Matki. Gdyby Matka została zniszczona, Macocha – jak ochrzcił ten projekt Hatcher – mogłaby płynnie przejąć jej rolę, zapewniając nieprzerwaną kontrolę nad Flotą Bojową i Imperium.

– Jakie są wasze szacunki?

– Zakładając, że opanujemy technikę komputerową, żebyśmy nie musieli zadręczać Dahaka pytaniami, być może uda nam się zacząć pracę nad kadłubem za mniej więcej sześć lat. Kiedy zajdziemy już tak daleko, najpewniej uda nam się zakończyć wszystkie prace w ciągu następnych pięciu lat.

– Cholera. No dobra. Achuultanie nie powinni się pojawić w ciągu co najmniej czterech czy pięciu stuleci, lecz chcę, by ten projekt został zakończony jak najszybciej, Ger.

– Zrozumiano – odpowiedział Hatcher. – W tym czasie powinniśmy jednak uruchomić pierwsze nowe planetoidy. Ich komputery są o wiele mniejsze i mniej skomplikowane, bez tych wszystkich plików Matki z gatunku „cholera wie, o co w nich chodzi", a reszta sprzętu nie jest dużym problemem, nawet biorąc pod uwagę programy testowe nowych systemów.

– To dobrze. – Colin odwrócił się do Tsiena. – Chcesz coś dodać, Tao-ling?

– Obawiam się, że Gerald ukradł mi większość przedstawienia – powiedział Tsien, a Hatcher uśmiechnął się.

Wszystko, co było nieruchome, podlegało Tsienowi – od fortyfikacji i stoczni po badania i szkolenie Floty – lecz ponieważ remontowanie i wyposażanie w załogę planetoid Hatchera było kwestią priorytetową, ich obecne zakresy odpowiedzialności w dużym stopniu nakładały się na siebie.

– Jak już Gerald i Dahak wspominali, większość układu Bia wróciła do pełnej sprawności. Ponieważ w układzie jest zaledwie czterysta milionów ludzi, nasz personel jest jeszcze bardziej obciążony niż Geralda, ale radzimy sobie i jest coraz lepiej. Baltan i Geran z dużą pomocą Dahaka świetnie dają sobie radę z badaniami, choć w najbliższej przyszłości „badania" będą oznaczać jedynie kontynuowanie ostatnich projektów Cesarstwa. Wśród tych projektów pojawiło się kilka bardzo ciekawych, zwłaszcza plan stworzenia nowej generacji głowic grawitonicznych.

– Naprawdę? – Colin uniósł brew. – Pierwszy raz o tym słyszę.

– Ja również – wtrącił Hatcher. – Jakie głowice, Tao-ling?

– Odkryliśmy ten plan zaledwie dwa dni temu – wyjaśnił Tsien przepraszającym tonem – lecz to, co zobaczyliśmy, wskazuje na broń o wiele potężniejszą niż to wszystko, co wcześniej zbudowano.

– Na Stwórcę! – Horus był zafascynowany, ale jednocześnie przerażony. Pięćdziesiąt jeden tysięcy lat wcześniej był specjalistą od pocisków Czwartego Imperium i przerażająca skuteczność broni Cesarstwa wstrząsnęła nim do głębi, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył.

– W rzeczy samej – zgodził się Tsien. – Nie jestem jeszcze pewien, ale podejrzewam, że ta głowica mogłaby pow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin