Wrzesien1918.txt

(21 KB) Pobierz
Pani Masen umiera�a. Nie straci�a jeszcze przytomno�ci, ale wiedzia�a, po prostu czu�a, �e jej czas si� ko�czy. Resztkami si� uczepi�a si� �ycia, kt�re jeszcze jej pozosta�o, jakby sam� si�� woli mog�a przetrwa�. By� mo�e faktycznie przetrwa�aby, gdyby warunki by�y inne. Ale tego doktor Cullen nie m�g� jej w tej chwili zapewni�. Jedyne, co m�g� tej kobiecie jeszcze zaoferowa� to wsp�czucie i podziw.
- Edward? - zapyta�a.
Carlisle westchn��. Nie wiedzia�, jak mia� j� poinformowa�, �e jej syn si� podda� i gor�czka odebra�a mu przytomno�� znacznie wcze�niej, ni� mo�na by si� tego spodziewa�.
- �pi � sk�ama� w ko�cu g�adko. Pani Masen najwyra�niej uwierzy�a, chocia� tego lekarz nie m�g� by� pewien. Nie potrafi� zajrze� do jej g�owy i z ca�� pewno�ci� stwierdzi�, �e uspokoi� j� tym jednym s��wkiem. Niezwyk�a kobieta.
- Wyzdrowieje? - G�os pani Masen, ochryp�y i s�aby, ledwie wydoby� si� spomi�dzy jej bladych warg. Carlisle najpierw chcia� cz�ciowo sk�ama� i powiedzie�, �e nie wie. Potem zapragn�� wyrzuci� z siebie prawd� � Edward raczej nie prze�yje. W ko�cu niczego nie powiedzia� i jego pacjentka sama wszystkiego si� domy�li�a.
- Prosz� go ratowa�. To m�j syn.
Wiedzia� o tym i �cisn�� go �al. Szkoda mu by�o tej rodziny, tak jak ka�dej innej pokonanej przez epidemi�.
- Postaram si�. Nie wiem, czy zdo�am � pl�ta� si� zupe�nie po ludzku. Od dawna nie czu� takiej niepewno�ci i nie by�o mu z tym dobrze. Pomy�la�, �e lekarz-cz�owiek poradzi�by sobie z tym lepiej. A jego nagle ogarn�a s�abo��. Gdyby m�g�, to by prychn��, ale wstrzyma� si�.
- Wiem, �e pan mo�e go uratowa�. Prosz�. Nie chc�, by Edward umiera� � szepta�a gor�czkowo pani Masen, zaciskaj�c s�abe r�ce na jego d�oni. Ledwo czu� ten u�cisk. Zastanowi� si� natomiast, czy kobieta czuje, jak zimne s� jego r�ce. Mo�e skupi�a si� na samej och�odzie, mo�e nie do ko�ca wiedzia�a, �e chwyta go za d�onie.
- Zrobi� co w mojej mocy � obieca� w ko�cu.
- Nie � powiedzia�a pani Masen, zaskakuj�co twardo. - Pan go musi URATOWA�.
Wbi� w ni� zaskoczony wzrok. Czy ona wiedzia�a...? Czy si� domy�la�a...? Czy da�a mu pozwolenie na...?
Wsta� z krzes�a stoj�cego przy w�skim ��ku pacjentki. Opu�ci�a r�ce. Le�a�a nieruchomo, ale wci�� wpatrywa�a si� w niego intensywnie. Carlisle czu� dziwny dyskomfort, jakby oczy tej kobiety przejrza�y go na wylot. Niemal s�ysza� jak m�wi �Wiem, czym jeste��. Ale, oczywi�cie, niczego takiego nie powiedzia�a.
Poprawi� fartuch i w�o�y� r�ce do kieszeni. Powiedzia�, �e musi ju� i��, wi�c odszed�, ale czu� na plecach pal�ce spojrzenie pani Masen. Chyba jednak wiedzia�a.

Nie pami�ta�, jak znalaz� si� na morzu. Tak jakby by� tu ca�y czas. Od pocz�tku �ycia? Mo�e dopiero od miesi�ca? Malutkie fale leciutko ko�ysa�y statkiem. Nie by�o wiatru. Obok niego sta� wysoki blady cz�owiek i przygl�da� mu si� z niepokojem. A mo�e tylko mu si� zdawa�o?
M�czyzna ubrany by� na bia�o. Mia� jasne w�osy, a jego sk�ra przywodzi�a na my�l albinosa. Cienie pod oczami sugerowa�y problemy ze snem.
Edward patrzy� na niego, nie staraj�c si� nawet z tym kry�. Wiedzia�, �e m�czyzna go widzi, doszed� wi�c do wniosku, �e nie b�dzie udawa�, i� go nie dostrzega. Tak, rodzice m�wili mu, �e to nie�adnie tak si� przygl�da�, ale ch�opak nie m�g� oderwa� od niego oczu. Ten cz�owiek wygl�da� jak duch.
S�o�ce pra�y�o tak, �e trudno by�o wytrzyma�. Edward nie schodzi� pod pok�ad. To �mieszne, ale nie wiedzia�, jak tam zej��. Wszyscy najwyra�niej znali drog�, a on nie. Nie widzia� nigdzie kapitana statku, �eby m�c go zapyta�. Czu� si� opuszczony. Nikogo nigdzie nie by�o wida�. Tylko ten dziwny m�czyzna sta� obok nieporuszony i przypatrywa� si� Edwardowi. Jego usta poruszy�y si� i ch�opak zrozumia�, �e tamten co� do niego m�wi. Chcia� go poprosi�, by powt�rzy�, lecz nim to zrobi� us�ysza� g�os tego cz�owieka, przyt�umiony, jakby dochodzi� z bardzo daleka, a nie z odleg�o�ci kilku metr�w.
- M�j Bo�e, ale gor�czka...

- M�j Bo�e, ale gor�czka � westchn��, dotkn�wszy czo�a le��cego na ��ku ch�opaka. - Agatha, przynie� mokre prze�cierad�a, postaramy si� go troch� och�odzi�...
Piel�gniarka zakr�ci�a si� jak fryga i pop�dzi�a w stron� �azienki. Trzasn�y gdzie� drzwi, s�ysza� tupot czyich� st�p w g��bi korytarza i ciche �Psst!� po chwili. Najwyra�niej Agatha zawo�a�a do pomocy kt�r�� z dziewcz�t. Po chwili obie ju� bieg�y z mokrymi prze�cierad�ami. Carlisle skrzywi� si� na widok Cate. Nie lubi� jej. Mia�a zawsze min�, jakby chcia�a da� sobie ze wszystkim spok�j. Nie raz widzia� jej naganne spojrzenie, m�wi�ce �I po co si�, doktorku, wysilasz? Przecie� oni wszyscy i tak umr��. Owszem, wiedzia�. Epidemia zgarnia�a coraz wi�ksze �niwo, a odsetek zara�onych gryp�, kt�rzy prze�ywali, bole�nie mala� z ka�dym dniem. Ale to nie znaczy�o, �e nie nale�a�o pr�bowa�.
Od jakiego� czasu brakowa�o mu ju� pomys��w na to, jak ratowa� kolejnych pacjent�w. Rozgor�czkowany, majacz�cy Edward Masen prawdopodobnie te� umrze. Prawdopodobnie? Na pewno.
Carlisle zacisn�� z ca�ej si�y z�by. Uwa�a�, �e to niesprawiedliwe. Ile ten ch�opak mia� lat? Siedemna�cie? Nie nale�a�o umiera� u progu �ycia, to zwyczajnie... nieetyczne. Zachcia�o mu si� �mia� z w�asnej my�li. Powstrzyma� si� jednak. Agatha przyzwyczajona by�a do niecodziennych nastroj�w lekarza, ale Cate zapewne roznios�aby jak�� nieprzyjemn� plotk�, �e doktor Cullen zwariowa�. Akurat plotki nie by�y mu potrzebne.
- Przykryjcie go prze�cierad�ami.

Kiedy zrobi�o si� odrobin� ch�odniej? Edward tego nie wiedzia�, czu� tylko, jak zm�czone gor�cem cia�o otula co� ch�odnego i przyjemnie mokrego. Wiatru nadal nie by�o, statek delikatnie si� ko�ysa�. Robi�o mu si� do tego niedobrze, chcia�by zej�� na l�d, ale nigdzie nie by�o wida� ziemi, tylko bezkresne morze dooko�a. S�o�ce pra�y�o bezlito�nie, pokonuj�c chwilow� ulg�. Sk�ra zn�w rozgorza�a ogniem. Rozejrza� si�. M�czyzna w bieli wci�� sta� tu� obok, patrz�c na niego z trosk�.
- Jak zej�� pod pok�ad? - zapyta�. Ledwie s�ysza� sw�j w�asny g�os. Chcia�o mu si� pi�, gard�o mia� wysuszone niemal na wi�r.
- S�ucham? - zapyta� m�czyzna.

- Co on powiedzia�? - zapyta�a Cate. - Jaki pok�ad?
- Cicho b�d� � sykn�a Agatha, za co Carlisle by� jej bardzo wdzi�czny. - Ma gor�czk�, bredzi.
Cullen spojrza� na ch�opaka. Pacjent j�kn��.
- Pi�...
- Cate, przynie� wod� � powiedzia� natychmiast do piel�gniarki. - Szybko! - doda�, widz�c �e dziewczyna si� nie spieszy. Kiedy w ko�cu wysz�a z salki, Carlisle przewr�ci� oczami. - Co ni� kierowa�o, kiedy wybiera�a zaw�d?
Agatha wzruszy�a ramionami.
- Pewnie konieczno�� chwili. Brakuje r�k do pracy, nie mia�a niczego innego do roboty.
Cullen pomy�la�, �e szlag by trafi� ca�� t� epidemi�, ale powstrzyma� si� przed g�o�nym komentarzem. Maruda czy nie, Cate by�a piel�gniark� i przydawa�a si�. A teraz przynios�a wod�.
Zanurzy�a czubki palc�w w szklance i opryska�a nieco twarz pacjenta, po czym wzruszy�a ramionami.
- To chyba nie pomaga.

Zamkn�� oczy ze zm�czenia. Morze znikn�o i nie by�o ju� statku. Wok� panowa�a ciemno�� i cisza. Nie widzia� gwiazd, st�pa� po omacku. S�ysza� tylko szum, gdzie� wewn�trz swego cia�a.
Wszystko go bola�o. By� spocony. Co� prysn�o nie wiadomo sk�d. Woda! Chciwie zliza� kropelki z ust.
Bo�e, jeszcze!
Na ustach zn�w pojawi�a si� wilgo�. Co� by�o nie tak, wszystko sprawia�o wra�enie nierealnego, ale w tej chwili nie zwraca� na to uwagi.
Wody!

Agatha zawin�a wok� szpatu�ki banda�, po czym zamoczy�a go w szklance i zwil�y�a usta ch�opaka.
- Napi� to on si� nie napije � zauwa�y�a kwa�no Cate.
- Inaczej si� ud�awi � odpar�a dziewczyna, powt�rzywszy zabieg. Spokojnie zwil�a�a usta ch�opaka, staraj�c si� nie zwraca� uwagi na marudzenie Cate.
- Odwadnia si� � mrukn�� Carlisle. - To za ma�o � powiedzia�, kiwn�wszy g�ow� w stron� szklanki. Wsta�, zapewni�, �e zaraz wr�ci i wyszed� z sali numer pi��.
Korytarz by� ciemny i cichy. Nie palono tu wi�cej �wiat�a ni� by�o to absolutnie konieczne, ale Carlisle go nie potrzebowa�. Nawet w kompletnej ciemno�ci widzia�by przeszkod�, gdyby si� taka pojawi�a.
Czu� by�o zapach �rodk�w dezynfekuj�cych wymieszany z woni� wci�� �wie�ej farby. Na kr�tko przed powrotem epidemii odmalowano szpital, dzi�ki czemu �ciany nie straszy�y odpadaj�c� farb�, a przybywaj�cy pacjenci nie mieli wra�enia, �e tu umr�. Niewielka to pociecha, ale Carlisle uwa�a�, �e je�li mo�na komu� zapewni� cho�by dobry humor, to ju� jest wielki krok naprz�d.
Jego w�ch wy�awia� tak�e zapach ludzi, co�, co dezynfekcja mia�a przyt�umi�. Ludzkie zmys�y faktycznie nie czu�y a� tak mocno woni potu czy innych, znacznie bardziej nieprzyjemnych, ale wampirze nie dawa�y si� tak �atwo przyt�pi�. Cullen jednak nie zwraca� na to uwagi � oswoi� si�.
Na ko�cu korytarza znajdowa�o si� ma�e pomieszczenie, kt�re lekarze ochrzcili gabinetem. By�o to jedyne miejsce, oczywi�cie poza korytarzem, w kt�rym nie le�eli pacjenci.
Carlisle wszed� do �rodka. Za szafk� sta� kufer z lekami, na jego wieczku widnia�a ma�a k��dka. Kiedy� go nie zamykano, ale po kilku bezczelnych kradzie�ach morfiny zdecydowano si� bardziej pilnowa� skromnych zasob�w lek�w. Cullen skrzywi� si�. Na dobr� spraw� te wszystkie bromki i cynki w niczym nie pomaga�y. Modli� si�, by lepsze czasy dla medycyny szybciej nadesz�y, by zacz�y powstawa� skuteczniejsze leki, bo inaczej ca�� ludzko�� wybije kolejna zaraza. O ile obecna si� z ni� ostatecznie nie rozprawi. Z westchnieniem wydoby� klucz spod koszuli i otworzy� kufer. Przypomnia�o mu si�, jak kt�rego� wieczoru ordynator przytaszczy� to cudo do szpitala, oznajmiaj�c, �e jego ciotka i tak go nie potrzebuje, a im si� bardziej przyda. Carlisle pokr�ci� g�ow�. Ordynator le�a� teraz pod dziesi�tk�. Jego sen przerywa�y sporadyczne napady kaszlu. Trzyma� si� lepiej ni� wi�kszo�� pacjent�w. Z pewno�ci� mia� wi�ksze szanse ni� m�ody Masen. Rodzice Edwarda... nie by�o ich ju�. I ch�opak nawet o tym nie wiedzia�.
G�ow� Carlisle'a wype�nia�y my�li o niesprawiedliwo�ci tego �wiata, kiedy bra� do r�k s�l. Trzeba by�o wspom�c nieco organizm...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin