STARANIA PIĄTKOWIAN O SWÓJ KOŚCIÓŁ I PARAFIĘ (CZEŚĆ II).rtf

(22 KB) Pobierz

STARANIA PIĄTKOWIAN O SWÓJ KOŚCIÓŁ I PARAFIĘ (CZEŚĆ II)

 

 

 

Kilkunastoletni okres zastoju w staraniach o własny kościół został zażegnany 21 stycznia 1971 r. W tym dniu na zebraniu wiejskim sołtys Stani­sław Karnas, ubiegający się o ponowny wybór, poruszył temat budowy piątkowskiej świątyni. Zgromadzeni na zebraniu piątkowianie wybrali nowy Komitet Budowy Kościoła, w skład którego weszli: jako przewodniczący Edward Szczepan, skarbnikiem został Marian Drewniak. Do Komi­sji Rewizyjnej wybrano: Konstantego Pępka, An­drzeja Wyskiela, Konstantego Maciołka, Stani­sława Karnasa. Ponadto do Komitetu weszli: Władysław Makary, Marian Drewniak z Jazu, Antoni Kiszka, Józef Hamerla, Zbigniew Kwaś­ny i Leonard Kruczek. Najważniejszymi zadania­mi doraźnymi, jakie powierzono wówczas Komi­tetowi było przejęcie wszystkich dokumentów i rachunków z budowy kościoła i rozliczenie finan­sów budowy kościoła za poprzedni okres, aby wokół tematu budowy i jej finansowania nie na­rastała niezdrowa atmosfera jakichkolwiek pomówień oraz zabezpieczenie przed niszczeniem i ewentualną kradzieżą zgromadzonego materia­łu. Dodać należy, iż w międzyczasie władze pań­stwowe i polityczne podsuwały różne pomysły na wykorzystanie składowanego i po części niszczejącego już materiału. Wysuwano projekt poży­czenia tego materiału na realizowaną w znacz­nym stopniu w czynie społecznym budowę Domu Ludowego czy przekazania go na planowaną budowę zakładu Modextry, który zatrudniałby około 70 miejscowych kobiet. Oba projekty użycia tego materiału spotkały się ze zdecydowanym oporem społecznym, a zabezpieczony budulec czekał przez kilkanaście lat na lepsze czasy.

 

Nowo wybrany Komitet zabrał się energicz­nie do działania. Na zebraniu w dniu 3 lutego 1971 r. postanowiono udać się z delegacją po pomoc i wsparcie w staraniach do proboszcza futomskiego ks. Jana Misiąga oraz zebrać podpi­sy od wszystkich dorosłych mieszkańców Piątko­wej jako wyraz poparcia całej społeczności wsi w staraniach o pozwolenie władz na budowę ko­ścioła. W celu usprawnienia pracy członkowie komitetu podzielili miejscowość na rejony, z któ­rych zebrali ponad 670 podpisów. Odtąd rejono­wi będą często zbierać fundusze i organizacyjnie odpowiadać za przydzielony sobie rejon. Sprawa zbierania podpisów wywołała we wsi wielkie po­ruszenie i zainteresowanie na nowo budową whasnego kościoła. Powszechnie deklarowano wówczas wszędzie, gdzie udali się rejonowi goto­wość podjęcia pracy i poniesienia kosztów. Nie mniejszy sukces odniosła delegacja Komitetu w składzie: Edward Szczepan, Leonard Kruczek, Andrzej Wyskiel i Władysław Makary, która udała się do futomskiego proboszcza. Ks. proboszcz Jan Misiąg popierał w staraniach piątkowian i zachęcał do podjęcia tego wysiłku. Obiecał też pomoc w sprawie zebrania wszystkich istnieją­cych dokumentów budowy kościoła oraz w od­szukaniu po urzędach i odzyskaniu wstępnego pozwolenia na budowę, które funkcjonariusze SB zarekwirowali z domu Leonarda Kruczka, ówczesnego przewodniczącego Komitetu w 1959 r. Ze swej strony deklarował też przeprowadze­nie rozeznania w Kurii w Przemyśla, jaką drogą najlepiej przeprowadzić starania, aby uzyskać potrzebne zezwolenia. Futomski proboszcz był już wówczas człowiekiem schorowanym, wynisz­czonym przeżyciami z okresu swej niepodległo­ściowej działalności za okupacji i pierwszych lat powojennych. Całym swym sercem sprzyjał jed­nak budowie kościoła w Piątkowej i w miarę swych możliwości i sił starał się pomóc.

 

 

 

Wojenna historia futomskich dzwonów

 

 

 

Ks. Jan Misiąg znał historię miejscowych dzwonów i pamiętał, że głównie piątkowianie uratowali w czasie wojny jeden z futomskich dzwonów. Członkowie Rady parafialnej byli na miejscu, kiedy Niemcy przyjechali po dzwony. Parafianie z Futomy próbowali nawet przekupić Niemców, aby odstąpili od rekwirowania dzwo­nów, co omal nie skończyło się dla nich tragicz­nie. Największy dzwon Wojciech ważył około pół tony i został przez Niemców zabrany w pierwszej kolejności. Ponieważ nie dysponowali oni odpo­wiednim sprzętem do jego zdjęcia i zabrania, rozbili go, a następnie spuścili na dół. Kawałki dzwonu załadowano i wywieziono ze wsi. Aby nie dopuścić do utraty wszystkich dzwonów (a były jeszcze dwa), członkowie chóru prowadzonego przez Franciszka Leśniaka postanowili ukryć drugi co do wielkości dzwon. Władysław Macio­łek, Edward Kruczek, Józef Sieńko z Piątkowej i Stanisław Pępek z Futomy pod osłoną nocy ściąg­nęli dzwon i zatopili w stawie przy plebani w przekonaniu, iż zatonie w małej wodzie. Niestety, rano okazało się, że dzwon wystaje ponad powierzchnię lustra wody. Następnej nocy przy pomo­cy koni i sań, za doradą i pomocą swych ojców, wydobyli oni dzwon i ukryli w wykopanym pod fundamentami organistówki dole. Podobnie po­stąpił z niedużym dzwonem, właściwie z sygna­turką z piątkowskiej kaplicy Stanisław Pępek z Piątkowej. Zatopił ów dzwon w studni, dzięki czemu dzwon przetrwał wojnę.

 

 

 

Stanowisko Kurii Biskupiej w Przemyśla

 

 

 

Mając poparcie swego proboszcza w dniu 11 lutego 1971 r. delegacja w składzie Edward Szczepan i Andrzej Wyskiel udała się do Przemy­śla, gdzie uzyskano zapewnienia o pełnym popar­ciu dla starań Komitetu. Poinformowano ich tam również, że budynek kościoła jest co roku, pocią­wszy od roku 1958, ujmowany w planie budowli sakralnych, przesyłanym przez kurię do rzeszo­wskich urzędów. Ks. bp Ignacy Tokarczuk, który przyjął delegatów, na ich prośbę podjął decyzję o mianowaniu (za zgodą proboszcza) administra­torem ekspozytury w Piątkowej ks. wikariusza Jana Kaplitę. Otrzymali oni też szereg informacji i wskazówek dotyczących formalnych dróg i środków, jakie powinni podjąć w swych stara­niach o zezwolenie. Urzędnicy Kurii doradzili też, aby Komitet pospieszył się ze staraniami, ponieważ tego typu decyzje podejmowane są w Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej koń­cem marca. Przy pożegnaniu delegacja otrzyma­ła życzenia powodzenia w staraniach i wytrwało­ści w pracy. Osobą, która będzie służyła pomocą, również poradą prawną mieszkańcom Piątkowej podczas kolejnych wizyt w Kurii był ks. Chrzano­wski, Kontakty z nim będą bardzo częste podczas całych starań.

 

 

 

Piątkowianie w natarciu na urzędy

 

 

 

Piątkowianie, podniesieni na duchu i wsparci moralnie, już na zajutrz wysyłają delegację w skła­dzie Marian Drewniak i Stanisław Makary do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej oraz do Wydziału Wyznań przy Prezydium Wojewódz­kiej Rady Narodowej. Delegaci zawożą podanie z prośbą o zezwolenie na budowę świątyni, po­parte podpisami mieszkańców całej wsi. Jak za­uważyli po powrocie, wszędzie przyjmowani byli bardzo niechętnie, z dużymi oporami i komentarzem urzędników, iż tymi sprawami powinien zajmować się proboszcz, a nie jakieś samozwań­cze komitety. Mieszkańcy, nie zrażeni takim po­traktowaniem ich sprawy, postanowili kołatać do wszystkich drzwi i wykorzystywać wszystkie spo­sobności, by swoją sprawę przynajmniej nagłoś­nić. Dochodzi do wydarzeń kuriozalnych z dzisiejszego punktu widzenia.17 lutego jako najpil­niejszą potrzebę lokalnej społeczności, tj. uzy­skanie pozwolenia na budowę kościoła, podno­szą obecni na zebraniu POP w Piątkowej Edward Szczepan, Andrzej Wyskiel, Władysław Makara w obecności instruktora szkoleniowego PZPR z Komitetu Powiatowego. Mimo jego tłumaczeń, że nie powinno to być przedmiotem obrad tego gremium, postanawiają udać się z prośbą do Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ułożone przez ks. Kaplitę podanie zawożą osobiście już nastę­pnego dnia. Druga strona daje pokrętną odpowiedź, tłumacząc, że decyzję w tej sprawie może podjąć jedynie Wydział ds. Wyznań przy PWRN, a w ogóle jest to sprawa trudna do zała­twienia ze względu na złe stosunki z ks. biskupem I. Tokarczukiem.

 

Do działania teraz włączają się prawie wszy­stkie organizacje działające we wsi. Od 23 lutego do końca marca do Rzeszowa do Prezydium Po­wiatowego oraz Wojewódzkiej Rady Narodowej, do Powiatowego i Wojewódzkiego Komitetu PZPR oraz do Izby Poselskiej przy PWRN udało się łącznie 9 delegacji, w skład których wchodzili: Edward Szczepan, Leonard Kruczek, Konstanty Maciołek, Stefania Halas, Cecylia Woźniak, Ste­fania Wyskiel, Zofia Wyskiel, Andrzej Wyskiel, Antoni Kiszka, Zbigniew Kwaśny oraz Konstanty Pępek, Józefa Sieńko, Leonin Drewniak, Maria Kleczyńska. Szczególnie ta wymieniona przeze mnie na końcu delegacja i jej członkowie wyka­zali się wielkim sprytem, nauczeni losem poprze­dników w kontaktach z różnymi urzędami i ich urzędnikami, w których często udawało się po­rozmawiać tylko z portierem, jak delegacji ko­biet, która próbowała bez powodzenia coś wskó­rać w urzędach w dniu Święta Kobiet. Tym ra­zem, wybierając się kolejny raz w mieszanej de­legacji do KW PZPR umówiono się na wstępie, że Maria Kleczyńska pójdzie oddzielnie, jakoby w innej, prywatnej sprawie. Taktyka ta okazała się być zupełnie słuszna, bo kiedy sekretarka oznajmiła, że delegacja nie może być przyjęta, bo nie ma akurat żadnej z kompetentnych osób w biurze, Kleczyńska znalazła urzędnicze posłu­chanie jako osoba prywatna. W długiej rozmowie wyjaśniła, po co w rzeczywistości przybyła, uskar­żając się jednocześnie na złe traktowanie miesz­kańców Piątkowej i zbywanie ich przez urzędy tak, że muszą uciekać się aż do sztuczek. Uzyska­ła zapewnienie zastępcy kierownika administra­cji KW PZPR, iż osobiście skieruje sprawę do dalszego rozpatrzenia.

 

Można nawet powiedzieć, że urzędnik ten słowa dotrzymał, bo stosowna decyzja zapadła, tyle że odmowna. Piątkawianie dowiedzieli się o tym w czasie odprawianego przez ks. Kaplitę nabożeństwa przy kaplicy w Piątkowej w dniu 4 marca. (Msze przy kaplicy odprawiane są syste­matycznie już od dłuższego czasu). Ks. Kaplita odczytał zgromadzonym fragment pisma, jakie otrzymała Kuria Biskupia w Przemyślu z Prezy­dium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszo­wie, w którym tłumaczono odmowną odpowiedź brakiem materiałów budowlanych i innymi pil­niejszymi inwestycjami, które muszą być zaspo­kajane w pierwszej kolejności ...„stanowiłoby to nadmierne obciążenie ludzi tutejszej gromady"... Wszyscy obecni zdawali sobie sprawę, że są to tylko wykręty i kłamstwa, bo w rzeczywistości prawie kompletny materiał niszczał na placu bu­dowy, czekając na pozwolenie. Co się tyczy ob­ciążenia gromady, to nie oglądano się na to, kiedy budowano Dom Ludowy, wzniesiony w znacznej miecie w czynie społecznym.

 

Cała społeczność poczuła się zignorowana takim załatwieniem podań i zlekceważona fa­ktem, że urzędnicy nie zadali sobie nawet trudu, aby dać odpowiedź bezpośrednio zainteresowa­nym. Postanowiono nie dać za wygraną. Trzy dni później Edward Szczepan i Andrzej Wyskiel uda­ją się do PWRN po oficjalną odpowiedź, gdzie negatywna odpowiedz zostaje potwierdzona ust­nie w dość opryskliwej formie. Oficjalna odpowiedź przyjdzie do gromady dopiero II ma­ja, z powtórzeniem tych samych, nieprawdziwych argumentów. W drodze powrotnej członkowie Komitetu wstąpili do Błażowej do ks. Adolfa Kowala po poradę co do dalszych działań. Uzy­skali podpowiedź, aby w porozumieniu z Przemy­ślem iść do centralnych instancji. Identyczne zdanie w tej sprawie usłyszeli w Przemyślu, dokąd udali się 15 kwietnia Konstanty Maciołek i Ed­ward Szciepan. Dodatkowo uzyskali informację, iż decyzja PWRN została przez Kurię zaskarżona do Urzędu ds. Wyznań w Warszawie.

 

Podtrzymało to wszystkich na duchu i nawet dodało sił do dalszych zabiegów. Na swym zebra­niu Komitet postanowił wzmóc natarcie na urzę­dy, tym razem centralne, nie szczędząc na ten cel środków, Do tej pory koszty podróży pokrywano z własnej kieszeni.19 kwietnia Konstanty Pępek, Konstanty Maciołek, Edward Szczepan i Andrzej Wyskiel udali się w delegacji do Warszawy do Centralnego Urzędu ds. Wyznań. O tym, jak się poruszać po centralnych urzędach, aby nie zostać odprawionym z przysłowiowym kwitkiem, in­struował delegatów mieszkający i pracujący w Warszawie brat jednego z nich, Józef Tarkowski (Bolesław Pępek). Z gościny tego piątkowianina będą korzystać jeszcze wielokrotnie kolejne de­legacje piątkowian, podczas następnych kilku­dniowych zazwyczaj pobytów w Warszawie, bo też dostanie się do urzędów centralnych nie było sprawą prostą i wymagało nieraz kilkudniowych zabiegów. W Urzędzie zostali przyjęci nazajutrz po przybyciu przez zastępcę kierownika referatu rzymsko-katolickiego starszego radcę Wereszyńskiego. Urzędnik ten przyjął od przybyłych podanie i całą zgromadzoną dokumentację i zle­cił cierpliwie czekać, aż zbierze się specjalna ko­misja, która przejrzy nagromadzone przez lata

 

materiały i wyda postanowienie. Odpowiedź mia­ła przyjść w ciągu trzech miesięcy.

 

W oczekiwaniu na decyzje Komitet zwołał zebranie wiejskie, na którym zgromadziła się cała wieś. Przedstawiono tam rozliczenie poprzednie­go Komitetu, którego działalność skwitowała po­zytywnie komisja rewizyjna, uwzględniając mate­riały pożyczone na inne budowy. Zobowiązano pożyczających, iż w momencie rozpoczęcia bu­dowy mają owe materiały zwrócić. Podjęto sze­reg decyzji dotyczących przyszłej budowy, tj. o poszerzeniu i wyżwirowaniu drogi na plac budo­wy, o przygotowaniu odpowiedniego dołu na wapno i jego wcześniejszym zakupie celem zaga­szenia, o zakupie i przywozie piasku i żwiru. Ko­mitet powiększył się o następujące osoby: Józefa Sieńko, Adolfa Wyskiela, Józefa Bosaka, Józefa Dziepaka, Edwarda Twardego, Stefana Wyskie­la, Stanisława Pępka, Macieja Wyskiela, Tadeu­sza Domina, Leona Drewniaka, Aleksandra Drewniaka i Stanisława Paściaka. Przy zgłasza­niu kandydatur i wyborze nowych członków ko­mitetu starano się aby każdy zakątek wsi miał swoich przedstawicieli dla lepszego przepływu informacji. Liczono się również z możliwością represji ze strony władzy i aresztowania niektó­rych członków komitetu, a wtedy szersza baza społeczna dawałaby szanse kontynuowania pracy przez pozostałych. Poinformowano też zgroma­dzonych, iż na prośbę piątkowskiej delegacji ks. biskup zgodził się pozostawić na rok w parafii wikariusza ks. J. Kaplitę.

 

 

 

Pierwsza Msza na placu kościelnym

 

 

 

W tym miejscu należy wspomnieć nieco o młodym wikarym Janie Kaplicie. Ten nieżyjący kapłan był postacią nietuzinkową, wspominaną z wdzięcznością i sentymentem do dziś. Pochodził z Rzeszowa, ale rozumiał wieś, a przede wszy­stkim kochał ludzi. Do każdego potrafił znaleźć indywidualny kod dostępu, aby tylko zjednać go dla sprawy budowy świątyni. Był zawsze i wszę­dzie gdzie należało być. Bywał na zebraniach strażackich, muzykował z zamiłowaniem na skrzypcach z kapelą Sowów. Potrafił skrzyknąć kilka gospodyń i zachęcić ich do zorganizowania wieczorku w prywatnym domu. Gdy zaszła potrzeba ułożył pismo do prezydium czy komite­tu, pojechał razem z delegacją. Systematycznie brał udział w spotkaniach po lekcjach religii, któ­re odbywały się w prywatnym domu Leonii Drewniak aby omówić z członkami komitetu bieżące sprawy i ustalić strategię dalszych dzia­łań. Ks. Kaplita odprawiał systematycznie msze przy kaplicy we wsi, które gromadziły coraz wię­ksze rzesze ludzi stojących na drodze. Droga ta stawała się coraz bardziej ruchliwa. Wykorzystu­jąc fakt, iż sytuacja ta była niebezpieczna dla zdrowia mieszkańców i stwarzała poważne zagro­żenie, poddał pomysł odprawiania Mszy na placu kościelnym. W tym celu uponądkowano plac budowy i oczyszczono piwnice, na których jak na podwyższeniu ustawiono stół. Postarano się o zezwolenie. Pierwszą Mszę na fundamentach kościoła odprawił ks. Jan Kaplita w Zielone Świątki w dniu 30.05.1971 r. Zgromadziła ona prawdziwe tłumy i miała niezwykle uroczysty charakter. Skonsolidowało to mieszkańców i za­chęciło do podejmowania dalszych starań. Ka­plita potrafił inspirować mieszkańców i to w taki sposób, iż ludzie byli przekonani o swojej własnej tylko inicjatywie. Będąc człowiekiem aktyw­nym i energicznym zachęcał wszystkich do pracy i starali o poprawę własnego nawet bytu. Zwykł był mawiać, że Pan Bóg nie cieszy się z głodnego katolika i nie ma z niego wielkiego pożytku. Jego zasług w sprawie rozbudzenia na nowo inicjaty­wy i motywowania ludzi do podejmowania starali o swój kościół nie sposób przecenić.

 

 

 

Władza zaczyna straszyć

 

 

 

Zgodnie z postanowieniami wspomnianego zebrania prace na placu kościelnym wokół upo­rządkowania i przygotowania placu budowy ru­szyły całą parą. W okresie tym zauważono licznie kręcących się obserwatorów, głównie obcych. Na efekty tego zainteresowania nie trzeba było dłu­go czekać. Dzień przed planowaną na Zielone Świątki Mszą św., która miała się odbyć na placu kościelnym, członkowie Komitetu: Marian Drewniak, Edward Szczepan, Konstanty Pępek i Zbigniew Kwaśny oraz Stanisław Karnas sołtys gromady otrzymali wezwania do PPRN na 2 czerwca. Wieczorem wymienieni skontaktowali się z ks. J. Kaplicą w celu ustalenia i przyjęcia jednej linii odpowiedzi i ewentualnej obrony. Ka­płan ten udał się wraz z wezwanymi do Rzeszowa. Wezwanym zarzucono to, że są nielegalnie dzia­łającym komitetem i zażądano jego rozwiązania. Ponadto zarzuty dotyczyły bezprawnie groma­dzonych materiałów i czynionych przygotowań do nielegalnej budowy świątyni. W razie niepodporządkowania się tym zaleceniom grożono skierowaniem sprawy do prokuratora. Członko­wie Komitetu udzielili odpowiedzi najlepszej z możliwych, bo prostej i szczerej. Stwierdzili, że nie mogą się sami rozwiązać, bo wybrało ich zebranie wiejskie. Materiały gromadzą, bo prawo nie zabrania gromadzenia na budowę materiałów pochodzących z legalnych źródeł, na co mają stosowne kwity. Przygotowania zaś do budowy czynią, bo lada dzień spodziewają się uzyskać pozwolenie z Warszawy. Dodatkowo Zbigniew Kwaśny, który był wówczas przewodniczącym ZMW w Piątkowej, musiał się w tym samym dniu stawić do ZP ZMW, gdzie również żądano, aby wystąpił z Komitetu Budowy Kościoła w Piątko­wej, czego kategorycznie odmówił. Z podobnymi zarzutami i groźbami spotkali się w tym samym dniu Leonard Kruczek i Marian Drewniak, za­brani samochodem z domu i przewiezieni do Rzeszowa na przesłuchanie do Zarządu ZBoWiD.

 

Groźby panów Hałasika i Żaka, urzędników z PPRN, iż skierują sprawę do prokuratora oka­zały się całkiem realne. Już za dwa dni Edward Szczepan, Marian Drewniak i Andrzej Wyskiel stawili się na wezwanie w Prokuraturze Powiato­wej w Rzeszowie. Po przesłuchaniu kolejno wszy­stkich zawezwanych prokurator stwierdził, że nie dopatrzył się z ich strony żadnego przestępstwa i że nie widzi potrzeby rozwiązywania Komitetu.

 

Ostrzegł oczywiście przed nielegalnym rozpoczynaniem budowy i wynikającymi z tego kon­sekwencjami. Po wyjściu z prokuratury członko­wie komitetu wstąpili do PPRN, aby wyjaśnić naszą sytuację w związku z zaskakującym dla nas stanowiskiem prokuratora. Przyjmujący ich urzędnicy, zamiast gróźb, mieli do nich prośbę, aby podjęli się zorganizować zebranie wiejskie, które miało odbyć się w naszej wsi już w nastę­pnym dniu. Wydaje się być pewnym, że wyznaczając tak krótki termin liczono na małą frekwen­cję ze względu na trudności organizacyjne z za­wiadomieniem mieszkańców. Nazajutrz na godz. 18-tą przybyli do wsi radca prawny oraz urzędni­cy reprezentujący PPRN i Komendę Wojewódz­ką Milicji. Władze gminne reprezentowali prze­wodniczący Prezydium Gminnej Rady Narodo­wej Tadeusz Kołodziej oraz sołtys wsi Stanisław Karnas. Jakie musiało być ich zdziwienie, gdy spostrzegli, że sala domu ludowego w Piątkowej pękała w szwach.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin