Piotr Sommer-Kilka wierszy.pdf

(63 KB) Pobierz
20277244 UNPDF
Piotr Sommer
Czym mógłby być
Wiersz musi być tym, czym jest.
Nie powinien udawać poematu
ani zastępcy naczelnika powiatu,
ani sklepowej, która ma okres.
Nie powinien wyrażać ducha czasu
ani go nie wyrażać, nie powinien
być dokumentem, ani nim nie być.
(Od czasu do czasu mógłby zapytać.)
Powinien umieć sobie wyobrazić
czym mógłby być, gdyby nie to
czy tamto.
W krześle
Tkwię często w krześle
nie mogąc się poruszyć
czekam aż ktoś wejdzie i usiądzie
wtedy swobodnie i niepostrzeżenie
przesuwam się z nóg do oparcia -
w międzyczasie popalam -
i z powrotem
w nogi
dlatego nigdy nie wiadomo
gdzie jestem
słysze jak pytają
gdzie zomer
lubię dezorientację
rzadko rozzuchwalam się na tyle
żeby stanąć na ziemi
lub usiąść obok i pogadać
jak mężczyzna z mężczyzną
Piaskownica
Powiedziano mi kiedyś
że piasek mojego dzieciństwa
był brudny
muszę się głośno przyznać
że nie ma to nic do rzeczy
są dzieci
co wogóle nie znają piasku
pamiętam to mgliście
właściwie nic nie pamiętam
i nie chcę
o niczym wiedzieć
w ten sposób
traci pan prawo
do naszych zabaw
w piasku
obmyślając następny
argument
który już zdążył
nikogo nie przekonać
ze zdziwieniem spostrzegam
na przezroczystej skórze
czarne
ziarna dzieciństwa
Babcia
obiegała
truchcikiem pokój
od pieca w rogu
do starej trzydrzwiowej
szafy przy oknie
stawała przed lustrem
dzień dobry jak się
pani miewa mówiła
kiwała głową staruszka
w lustrze też kiwała
głową ja byłem
panem olesiem dwudziesto-
czteroletnim kuzynem
zmarłym na suchoty u
wód i na tyfus
w getcie
mama cza-
sami prostowała
pisała na palcach
alfabetem rąk proste
przekrwione zdania to
jest twój wnuk ja
jestem twoją
córką
dziwiła się babcia i
zniżała głos do szeptu do
bolesnej dyskrecji
wpadając
w zadumę
mama
wtedy płakała
Stuk, stuk
(sąsiedzki, Markowi S.)
W ten dzień po twych
czterdziestych czwartych urodzinach
poddaję się terapii
zmywania statków, milczeń
jak gdybym był pod wodą
i na dnie szukał śladów
dawnych obecności.
Czy odcisnąłeś tam
tak zwane ślady stóp?
Rok po roku płynna sól,
ten zatopiony żywioł ognia,
język, który zlizuje cały brud
jak w laboratorium barw
wywołuje prześwietlone zdjęcia:
chłopiec klęczy na grochu
z uniesionymi rękami - zniszczył rodzicom
swoje buty, tocząc kule ze śniegu
który nie zdążył przykryć
ani dobra ani zła -
jest rok czterdziesty piąty,
moze szósty.
Czas wraca, nie jest tak żle.
Otwierasz drzwi pracowni
a strumień słońca
wyświetla ci na ścianie, tuż pod grzybem,
listopadowy album liści, powiew
przewraca kartki -ach, urodziny
mnożenie zdziwień i dóbr.
Stara przenośna maszyna do pisania
zaczyna odstukiwać
całe swoje czarne życie -
wałek obraca się, klawisze
synopkują, zwiększają tempo,
tak, tak, przedmiot
wydaje głos.
Pochylasz się
trzymając w palcach peta,
czekając aż ci przeschnie płótno,
żeby to odczytać -
ale ta martwa
jest żywa
i gada.
Wiersz
Spływam po zwierciadle
zmiejszam się powoli zostaje wzdłuż
moje pasemko wysycha mój rdzeń
powiększa się o rozpuszczone odchody
owadów -
wykorzystuję szanse poznania siebie
oglądam się dokładnie jestem ostrożną kroplą
kopią
Amnezja
Zapomniałem o innym świecie.
Budzę się z zamkniętymi ustami,
myję owoce z zamkniętymi ustami,
z uśmiechem przynoszę je do pokoju.
Nie wiem, dlaczego przypominam sobie tran,
całe lata udręki, skobel piwnicy na podłodze,
samowystarczalny głos babki.
To przecież nie jest inny świat.
I znów siedzę za stołem z zamkniętymi ustami
a ty przynosisz mi pyszne popękane śliwki
i mówię po kimś, kogo również zapomniałem:
innego świata nie ma
Światła dworca
Światła dworca i te nad nimi łączą się,
łączą się dni tygodnia.
Z oddechem wiatr -
nie ma nic, co się nie łączy.
Popsuta ciepłownia na Żeraniu
i moje dziecko i kobieta
którą wybrałem przez wzgląd
na jej podkolanówki z niebieskim paskiem.
Ciekawe jak świat
połączy się jutro i następnego dnia.
Jeśli w czym innym rzecz,
może mi powiesz, w czym.
Niewiedza
(pochylenie nad wierszami z młodości)
Kiedyśmy się poznali, byliśmy doprawdy tacy młodzi.
Nie widziałem nic złego w pisaniu wierszy o sobie.
Nie wiedziałem, że i ja się będę czegoś wstydził?
Nie wiedziałem, kim jesteś?
Wstyd i śmiech na przemian tamuje mi usta.
Wstydze się o tym pomyśleć, śmieszy mnie, że się wstydzę.
Opowieść wigilijna
Piotr Sommer
Moi przyjaciele, bywalcy jadłodajni
i barów mlecznych, są jakby
nieco przemęczeni, przynajmniej ostatnio,
przed świętami, bo gwiazda może się zawalić
i zranić nas srebrnymi ramionami,
toteż co krok przystają i patrzą do góry.Tak to
nie zaistniały fakt wyprzedza myśli.
Tymczasem odwłok gwiazdy dalej sobie wisi
i póki co, nie spada, najwyżej się przyśni,
a co widać we śnie, powiem, bom sam ciekaw:
wiatr się układa z deszczem przede wszystkim -
wywieje nas, ale obmyje, i będziemy czyści.
Z deszczu robi się grad, a z gradu rzeka
kiedy przychodzi wiosna; o wodę gra się w kości.
Tym właśnie sen różni się od rzeczywistości
Co wyjaśniwszy, dodam, że zmęczeni chłopcy
mogliby siedzieć w swojej jadłodajni
na okrągło; co rusz z okienka któryś z nich donsi
kefir, pieczywko, kotlety z kartofli -
bo tu się je. Gwiazda zaś może się objawić
w każdej chwili, szcególnie gdy do świąt tak blisko.
Oto na niebie jest już całkiem czysto
i Pan Bóg spija do śniadania białe wino.
Spadają pierwsze krople snu
co śnił się kiedyś w jakiejś zwrotce i odpłynął.
To kino dla ubogich ostatnich lat trzydziestu.
Gwiazda się także dalej nieprzytomnie śni.
Jeżeli będziesz grzeczny, opowiem ci.
Dni tygodnia
Jutro jest czwartek.
Jeżeli świat wywiąże się ze swoich powinności
pojutrze będzie piątek.
Jeżeli nie, może być aż niedziela
i nikt już nigdy nie odgadnie
gdzie się podziało nasze życie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin