Barbara McCauley - Dwa śluby i pogrzeb.pdf

(558 KB) Pobierz
117178119 UNPDF
Barbara McCauley
Dwa Śluby i pogrzeb
( Seduction of the Reluctant Bride)
Tłumaczyła Alina Patkowska
117178119.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Digger Jones poŜegnał się z tym światem.
Nikomu z mieszkańców miasteczka Cactus Rat w Teksasie nie mogło się to pomieścić w
głowie. Jak to moŜliwe, by taki stary wyga jak Digger dał się wykończyć zwykłej górskiej
burzy? Od czterdziestu z górą lat pracował w swojej kopalni srebra w kanionie Lonesome
Rock i przetrwał zapalenie płuc, wypadki, których rezultatem były połamane kości, oraz
ukąszenie węŜa, a takŜe pogodę, która mogłaby unieruchomić cały Nowy Jork. Digger Jones
był za twardy, by umrzeć.
Ale fakty pozostawały faktami. Burza zmieniła kanion, gdzie Digger rozbił obozowisko,
w rwącą rzekę. Woda uniosła ze sobą wszystko, co napotkała na swojej drodze. Patrole
ratowników odnalazły tylko fragmenty namiotu i strzępy ubrania Diggera. Ciało spodziewano
się znaleźć dopiero po kilku miesiącach, a nawet, co było jeszcze bardziej prawdopodobne,
nigdy. Sam McCants rozmyślał o tym wszystkim, stojąc w drzwiach kościoła i patrząc na
obsypaną róŜami pustą trumnę na katafalku. Oficjalnie Jones nie został jeszcze uznana za
zmarłego i Sam w rozmowie z Hollisem Fitcherem, miejskim przedsiębiorcą pogrzebowym,
uznał pomysł z chowaniem pustej trumny za absurdalny. Hollis upierał się jednak, Ŝe skoro
Digger opłacił z góry luksusowy pogrzeb i najdroŜszą dębową trumnę, to uroczystość
powinna się odbyć. Z ciałem czy bez, mówił Fitcher, pociągając nosem, Digger dostanie to,
za co zapłacił.
Organista, który równieŜ został przez Diggera sowicie opłacony, Ŝwawo uderzył w
klawisze i rozległy się pierwsze tony hymnu, sygnalizując tym samym, Ŝe ceremonia
rozpocznie się za kilka minut. Niewielki kościółek pełen był ludzi. Jedynie w dwóch ostatnich
rzędach pozostały jeszcze wolne miejsca. Choć Digger Jones był człowiekiem o nieznośnym,
kłótliwym usposobieniu, całe Cactus Fiat boleśnie odczuło jego odejście.
Sam wsunął się do pierwszej ławki, gdzie siedział juŜ jego przyjaciel, Jake Stone, wraz ze
swoją miodowowłosą Ŝoną. Savannah Stone, która mimo urodzenia dwojga dzieci zachowała
piękną figurę, pochyliła się i pocałowała Sama w policzek, on zaś mrugnął do niej z
uśmiechem.
– Poszukaj sobie własnej kobiety, McCants – zamruczał natychmiast Jake, władczo
otaczając Ŝonę ramieniem.
– Kochanie, Sam nie musi szukać kobiet. To one za nim ganiają – zaśmiała się Savannah,
ściskając dłoń męŜa. – Matylda mówiła mi, Ŝe gdy Sam w ubiegłym tygodniu pokazał się w
Głodnym Niedźwiedziu, obroty prawie się podwoiły. Same kobiety. Podobno przy stoliku
Sama omal nie doszło do bójki. Pattie Wright próbowała zrzucić Marie Farrel z krzesła.
– Pattie po prostu się poślizgnęła – wyjaśnił Sam, przeklinając w duchu małe miasteczka.
KaŜdy jego ruch śledziły dziesiątki oczu, kaŜde słowo wypowiedziane do jakiejkolwiek
kobiety powtarzali sobie natychmiast wszyscy ciekawscy. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi –
dodał.
– A przyjaciół nigdy nie moŜna mieć za wielu, prawda? Tym bardziej przyjaciółek –
117178119.003.png
mruknął Jake, unosząc znacząco brwi. ZauwaŜył jednak karcące spojrzenie Savannah i
szybko zmienił temat. – Słyszeliśmy, Ŝe masz wygłosić mowę poŜegnalną.
– Digger wyznaczył mnie na wykonawcę swojego testamentu, więc wielebny Winslow
uznał, Ŝe powinienem powiedzieć kilka słów.
– A cóŜ on mógł po sobie zostawić? – odezwał się Jared, brat Jake’a, wsuwając się do
ławki za nimi. Pocałował Savannah w policzek i ciągnął: – Oczywiście, poza tym wypchanym
niedźwiedziem grizli i kompletem patelni. PrzecieŜ Digger Jones nie miał nawet zegarka.
– Uwielbiał tego niedźwiedzia – uśmiechnął się Sam. – Przyszło mi do głowy, Ŝeby go
kupić i podarować tobie i Annie. Moglibyście go sobie postawić przy wejściu do nowego
domu. A skoro juŜ mowa o twojej pięknej Ŝonie, to chciałbym wreszcie usłyszeć, Ŝe
zdecydowała się rzucić ciebie i droga do niej jest otwarta.
Nikomu innemu te słowa nie uszłyby na sucho, poniewaŜ jednak wyszły z ust Sama
McCantsa, Jared tylko uśmiechnął się dobrotliwie.
– W tej chwili jedyna droga otwarta przed Annie to autostrada do szpitala. Termin porodu
juŜ za dwa tygodnie. O, Annie juŜ tu idzie.
– Słyszałam, o czym mówiliście – oznajmiła Annie, ostroŜnie siadając obok męŜa. –
MoŜe i skorzystałabym z oferty Sama, gdybym nie musiała o niego walczyć z całym tabunem
kobiet. On przynajmniej wie, jak naleŜy nas traktować.
W ślad za Annie do ławki wsunęła się Jessica Stone Grant, ostatnia z rodzeństwa.
– Owszem, Sam wie, jak się traktuje kobiety. Wszystkie bez wyjątku. Sam, nie odwracaj
się teraz. Tam z tyłu siedzą Carol Sue Gibson z Sarą Pearson i obie robią do ciebie słodkie
oczy.
To rzeczywiście wspaniałe dziewczyny, pomyślał Sam. Odwrócił się i przesłał im
uśmiech. Carol Sue załoŜyła nogę na nogę, podciągając wyŜej spódnicę, a Sara oblizała
błyszczące czerwone usta. Ach, jak dobrze jest Ŝyć!
– Mówię wam przecieŜ, Ŝe jesteśmy tylko przyjaciółmi – powtórzył Sam obojętnie.
Jessica, Annie i Savannah spojrzały na siebie porozumiewawczo. Na twarzach męŜczyzn
pojawiły się uśmieszki.
– UwaŜaj, kochanie, bo pewnego dnia padniesz na kolana przed jedną z tych przyjaciółek
– szepnęła Jessica do ucha Sama.
Obok niej usiadł jej mąŜ, Dylan. Jake i Jared skinęli mu głowami.
– MoŜe mi wyjaśnisz, dlaczego szepczesz coś do ucha obecmu męŜczyźnie? – zapytał
Dylan Ŝonę. Jessica cmoknęła go w policzek.
– To tylko Sam, kochanie. Zostawiłeś Daniela u Josephine?
– Na widok kuzynów od razu zaczął mnie traktować jak powietrze. Widzisz, Sam, jakie
masz perspektywy na przyszłość? OdŜywki i opiekunki do dzieci.
– To dziedzina Stone’ów – odrzekł Sam z wielką pewnością siebie. – Kazania i
zobowiązania nie są mi pisane.
Rozległ się głęboki akord organów. Sam poczuł dziwny dreszcz na plecach i niespokojnie
poruszył się w ławce. Naraz organista przestał grać. W kościele zapanowała cisza i wszystkie
głowy zwróciły się w stronę wejścia. Sam obejrzał się, zdziwiony.
117178119.004.png
Na progu kościoła stała młoda kobieta. Słońce za jej plecami rozświetlało jasne, sięgające
ramion włosy. Ubrana była w czarny dwurzędowy kostium, który podkreślał szczupłą talię.
Krótka spódnica odsłaniała długie nogi w czarnych jedwabnych pończochach i w pantoflach
na wysokich obcasach. Z ramienia zwisała jej torebka na złotym łańcuszku. Przez chwilę
nieznajoma stała nieruchomo, patrząc na tonącą w róŜach trumnę, a potem obojętnie powiodła
wzrokiem po kościele.
MęŜczyźni wciągnęli brzuchy, a kobiety zesztywniały. Sam wstrzymał oddech.
Była obca, to nie ulegało Ŝadnej wątpliwości. Sam spędził całe Ŝycie na ranczu w
powiecie Stone Creek, na obrzeŜach Cactus Fiat. Znał wszystkich mieszkańców miasteczka, a
takŜe sąsiednich powiatów. Ta kobieta nie była tutejsza. Przyjechała z miasta i to z duŜego.
Co ktoś taki jak ona mógł robić na pogrzebie Diggera Jonesa?
– BoŜe – westchnęła Jessica.
Raczej: bogini, pomyślał Sam. Opanowana. Wyrafinowana. Szykowna. Nietykalna.
Zastanawiał się, jakiego koloru są jej oczy osłonięte wytuszowanymi rzęsami.
Organista znów zaczął grać. Wielebny Winslow, który dotychczas równieŜ wpatrywał się
w przybyszkę, zajął miejsce za pulpitem. Nieznajoma usiadła w ostatnim rzędzie,
wyprostowała się sztywno i utkwiła spojrzenie w pastora. Wszystkie twarze powoli znów
zwróciły się do przodu.
Wielebny Winslow powiódł wzrokiem po kościele, zatrzymując wzrok nieco dłuŜej na
ostatnim rzędzie. Sam uśmiechnął się do siebie. Nawet męŜczyźni w sutannach mają prawo
do swoich fantazji, pomyślał. A było o czym fantazjować. Mógłby przysiąc, Ŝe spod
ciemnego Ŝakietu nieznajomej wystaje brzeŜek koronki. Jaki męŜczyzna nie zacząłby się
zastanawiać, co kryje się pod tą chłodną powłoką i czy nieznajoma ma na sobie ciemne
rajstopy sięgające aŜ do pasa, czy teŜ nosi pończoszki, które...
Jake szturchnął go łokciem w bok.
– Co? – wymamrotał Sam. To było wszystko, na co potrafił się w tej chwili zdobyć.
Jake wskazał głową na pulpit. Sam zorientował się, Ŝe wielebny Winslow zapowiedział
juŜ jego przemowę, a teraz wpatrywał się w niego z dezaprobatą.
A niech to szlag trafi! Sam pośpiesznie zebrał myśli, wstał, obciągnął marynarkę i ruszył
do przodu.
Joseph Alexander Courtland III juŜ w pierwszych latach Ŝycia córki wpoił jej
przekonanie, Ŝe w kaŜdej sytuacji naleŜy trzymać emocje na wodzy. W tej chwili Faith była
mu za to niezmiernie wdzięczna.
Gdy weszła do kościółka, zauwaŜyła poruszenie na zwróconych w jej stronę twarzach i
czuła na sobie zaciekawione, niepewne spojrzenia. Widocznie ludzie w tych okolicach nie
mieli zaufania do obcych. Ale przyjaciele i krewni teŜ często sobie nie ufają, pomyślała z
ironią.
Ceremonii przewodził pastor w czarnej sutannie. Miał przerzedzone, ciemne włosy i
okulary w okrągłych, drucianych oprawkach. PowaŜnym tonem powitał zebranych, a potem
spojrzał na nią i przedstawił się. PoniewaŜ było oczywiste, Ŝe wszyscy pozostali dobrze go
117178119.005.png
znają, Faith uświadomiła sobie, iŜ uczynił to ze względu na nią. Odpowiedziała mu
nieruchomym spojrzeniem, udając, Ŝe nie zauwaŜa dyskretnie zwróconych w jej stronę głów.
Pastor zacytował kilka psalmów, krótko opowiedział o tragicznym zaginięciu Francisa
Elijaha Montgomery’ego, którego mieszkańcy Cactus Fiat lepiej znali pod nazwiskiem
Digger Jones, po czym poprosił jednego z przyjaciół Diggera o wygłoszenie mowy. Na
dźwięk nazwiska Faith zamarła.
Sam McCants. To właśnie był człowiek, z którym zamierzała się spotkać. Po to tu
przyjechała.
Z pierwszej ławki podniósł się jakiś męŜczyzna. Na jego widok Faith poczuła
zaskoczenie. Spodziewała się kogoś starszego. Digger miał siedemdziesiąt dwa lata,
przypuszczała więc, Ŝe przyjaciel, którego wyznaczył na wykonawcę swojego testamentu,
będzie mniej więcej równy mu wiekiem. Tymczasem Sam McCants mógł mieć nie więcej niŜ
trzydzieści cztery, trzydzieści pięć lat. Był wysoki. Na kołnierzyk białej koszuli opadały
gęste, falujące czarne włosy. Garnitur opinał jego ciało jak druga skóra. W oczach Faith
pojawił się błysk zainteresowania, zaraz jednak zmarszczyła brwi i znów jej twarz zaczęła
przypominać maskę. Przyjechała tu przecieŜ w interesach. Im szybciej załatwi swoje sprawy,
tym szybciej będzie mogła wrócić do Bostonu.
Jednak na widok twarzy McCantsa całe opanowanie Faith uleciało. Była to twarz, za jaką
agencje reklamowe płaciłyby krocie, twarz godna ciała: ciemne oczy o intensywnym
spojrzeniu, ostre, męskie rysy. Dopiero gdy męŜczyzna odwrócił wzrok, Faith zdała sobie
sprawę, Ŝe wstrzymuje oddech.
– Digger Jones – powiedział głębokim, dźwięcznym głosem – był najbardziej
nieznośnym, niesympatycznym, kłótliwym i pełnym uprzedzeń człowiekiem, jakiego znałem.
Faith z trudem powstrzymała okrzyk zdumienia. Jak moŜna było powiedzieć coś takiego
o tragicznie zmarłej osobie? Wstrząśnięta, rozejrzała się dokoła i z jeszcze większym
zdumieniem zauwaŜyła, Ŝe wszyscy kiwają głowami.
– I nikt – ciągnął Sam – nikt nie kochał go bardziej niŜ ja Teraz na twarzach słuchaczy
pojawiły się uśmiechy.
Kilka kobiet ocierało oczy. Faith z ulgą odchyliła się do tyłu. Jakiekolwiek niesnaski
między Diggerem a McCantsem czy innymi mieszkańcami miasteczka mogłyby bardzo
skomplikować jej misję.
– Wielu z was – mówił Sam, podchodząc do katafalku – zapewne wyobraŜa sobie to samo
co ja. śe wieko tej trumny otworzy się za chwilę i ze środka wyskoczy rozzłoszczony Digger,
dopytując się, o co tyle zamieszania i dlaczego, do diabła, Matylda nie pilnuje hamburgerów i
frytek?
W kościele rozległy się chichoty. PotęŜna platynowa blondynka siedząca w drugim
rzędzie głośno wytarła nos. To pewnie owa wspomniana Matylda, pomyślała Faith.
– Ale wszyscy wiemy – ciągnął Sam – Ŝe ta trumna jest pusta. Digger wciąŜ jest gdzieś w
górach. W kanionach, które kochał i w których przepracował całe Ŝycie. Niektórzy uwaŜali go
za głupca dlatego, Ŝe spędził Ŝycie na poszukiwaniu srebra. Ja jednak zawsze go
podziwiałem. Podziwiałem jego upór i determinację w pogoni za marzeniami. Podziwiałem
117178119.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin