Obłęd Reform - Prof K.Poznański.rtf

(234 KB) Pobierz

NOTA WYDAWNICZA

 

Oddajemy do rak Czytelników ksiazke autora, który choc mieszka poza granicami Polski, uwaznie sledzi wydarzenia w kraju.

 

Kazimierz Z. Poznanski, bo o nim mowa, jest profesorem University of Washington w Seattle, na zachodnim wy-brzezu Stanów Zjednoczonych. Doktoryzowal sie na Wy-dziale Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1979 r. wydal w PWN swoja pierwsza ksiazke: Innowacje w kapitalizmie.

 

W 1980 r. Woodrow Wilson School, Princeton University przyznala mu roczne stypendium.

 

W 1981 r. za-czal wykladac ekonomie na Cornell Uniwersity, Ithaca, w stanie Nowy York. Rezultaty jego badan z tego okresu zostaly wlaczone do dwóch analitycznych opracowan Kon-gresu Stanów Zjednoczonych (pierwszy przypadek udzialu polskiego ekonomisty w tej prestizowej publikacji). Wykla-dal ekonomie równiez na Northwestern University w Evanston. Jako stypendysta Hoover Institution prowa-dzil prace badawcze w Stanford University (Kalifornia). W 1987 r. opublikowal na University of California - Berkeley ksiazke pt. Technologia i konkurencja: Blok sowiecki w gospodarce swiatowej. W 1992 r. wydal prace zbiorowa pt. Konstruowanie kapitalizmu, jedna z pierwszych publika-cji nt. transformacji postkomunistycznej (m.in. wspólautorzy Kolakowski oraz Kornai). W 1997 r. nakladem Cambridge University Press wydano jego ksiazke Przewlekla transformacja: Zmiany instytucjonalne a wzrost gospodarczy w Polsce, 1970-1994. Jako profesor University of Washing-ton organizowal coroczne konferencje naukowe nt. trans-formacji z udzialem polskich i amerykanskich ekonomi-stów. Wyniki zebral w dwóch ksiazkowych edycjach (m.in. Prywatyzacja oraz stabilizacja w Polsce, wydana przez Kluwer Academic Press, z udzialem Sachsa oraz McKinnona). Od 1996 r. jest wspólredaktorem glównego amerykanskie-go periodyku poswieconego sprawom Europy Wschodniej: "East European Politics and Societies". Zamiescil ponad trzydziesci artykulów naukowych w periodykach amery-kanskich i brytyjskich. W 2000 roku wydano po polsku je-go ksiazke Wielki przekret. Kleska polskich reform, która znalazla sie na krajowej liscie bestsellerów. Ksiazka jest przygotowywana do angielskiego tlumaczenia pod tytulem Globalne iluzje: Wywlaszczenie Europy Wschodniej. Gotowa do druku na rynku amerykanskim jest jego ksiazka: Sladami Poppera: Zbiorowa obojetnosc i upadek spoleczny. Wydawnictwo nasze daje mozliwosc wypowiedzenia sie autorowi w ksiazce, wobec której trudno przejsc obojetnie. Prezentowane analizy ekonomiczne, ocena polskich re-form, wreszcie wnioski autora, wielu moga zaskoczyc lub szokowac, dla innych beda potwierdzeniem przypuszczen, ze cos w kierunkach naszych reform i dostosowania sie Polski do Europy jest nie tak.Prace te traktujemy jako kolejny, wazny glos w dyskusji o polskich sprawach.

 

A oto co pisze sam prof. K.Z. Poznanski. "Niniejsza ksiazka jest napisana od nowa praca zbudowana na sche-macie mojej poprzedniej ksiazki Wielki przekret. Kleska polskich reform. Minelo kilka miesiecy od ukazania sie tamtej ksiazki, mojej pierwszej publikacji po polsku od dwudziestu lat. Jej sukces byl dla mnie sporym zaskoczeniem. Obawialem sie, ze moja skrajnie krytyczna ocena zmian ustrojowych w gospodarce zrazi czytelników. Ksiaz-ke sprzedano jednak w niespotykanym - jak na ten gatu-nek - nakladzie dwudziestu kilku tysiecy egzemplarzy. Niestety nie znalazla ona uznania w glównych osrodkach opiniotwórczych, w tym akademickich. Odniesc mozna wrazenie, ze polscy naukowcy w zasadzie uznali ksiazke za niewygodna, gdyz przez cala dekade glosza pochwale reform, które ja opisalem jako kleske. Oczywiscie nie na-lezy zbyt duzo oczekiwac po jednej ksiazce, ale mozna sie pocieszyc, ze stala sie przynajmniej przedmiotem konwer-sacji w tych kregach. Ukazalo sie mnóstwo recenzji, tyle, ze wysokonakladowa prasa albo calkowicie przemilczala ksiazke albo odniosla sie do niej z wyjatkowa zjadliwoscia. Mialem tez kilka zaproszen do telewizyjnych oraz radio-wych dyskusji, które zawsze byly bardzo burzliwe. Spo-tkalem sie tez z mlodzieza studencka, glównie w Krako-wie i Warszawie. Dwukrotnie mialem okazje przedstawic swoje poglady poslom na zaproszenie Sejmu. Odebralem tez obszerna poczte elektroniczna od czytelników, którzy w wiekszosci zareagowali z duza troska na moja krytyke reform. Dla nich, biernosc osrodków wplywu czy samych wladz w sprawach poruszanych w ksiazce musi byc bardzo deprymujaca. Uleglem ich zachetom do dalszego penetro-wania tematyki polskich reform. Postanowilem przygotowac nowa prace, która pomija drugorzedne watki i propo-nuje równie krytyczna ocene obecnych przemian ustrojo-wych z nadzieja, ze spotka sie z nie mniejszym zaintereso-waniem. W tym celu musialem tez znalezc nowego wy-dawce, który obnizylby ogromnie wygórowana cene nalo-zona na poprzednia ksiazke. Ograniczony czas nie pozwo-lil mi na wykorzystanie w tej pracy wszystkich otrzyma-nych dotad uwag. Te uwagi, a takze zupelnie nowe mate-rialy na temat reform oraz stanu gospodarki, uwzgledniam w mojej najnowszej ksiazce, juz w polowie zakon-czonej. Nadalem jej tytul Ostatnie wybory: rozklad panstwa

 

 

 

              WPROWADZENIE              behe_mot                            13-06-2003 14:23 CEST

              Transformacja ustrojowa ruszyla szybko, tyle, ze równie szybko doszlo do katastrofy, najpierw w formie gwaltownej recesji, a potem póldarmowej wyprzedazy majatku na rzecz obcych inwestorów. Minelo raptem nieco wiecej niz dziesiec lat od chwili, gdy uwolniona od komunizmu Polska wpadla w obled re-form, których zadaniem mialo byc stworzenie kapitalizmu. Tylko w obledzie mozliwe bylo, zeby budujac "wyzszy" kapi-talizm, wdrozyc system, który nie dorównuje temu, co zosta-wil "nizszy" komunizm. Wsparte zarliwa propaganda, nieu-dane pomysly reform trafiaja do realizacji bez zadnych prób zastanawia sie nad ich katastrofalnymi konsekwencjami dla gospodarki.

 

Istote tych przemian ustrojowych najlepiej oddaje okre-slenie "wielki przekret", gdyz w trakcie próby budowy ka-pitalizmu po komunizmie doszlo do póldarmowej wyprze-dazy wiekszosci narodowego majatku obcym inwestorom. Ten konkretny aspekt zmian ustrojowych, które tocza sie wieloma torami naraz, jest najwazniejszy przy ocenie dzie-sieciolecia po upadku komunizmu. Dziesieciolecia, w którym nastapilo bezprecedensowe ogolocenie narodu z jego majatku. Popularna wsród kregów, które okreslaja sie jako liberal-ne, opinia, ze kapital sprzedano bardzo tanio i do tego w ob-ce rece, bo walila sie w gruzy pozostawiona przez komunizm gospodarka, jest niepowazna. Polska znalazla sie bowiem w glebokiej recesji nie przed reformami, ale dopiero gdy te reformy zostaly podjete, czyli po 1990 roku. Co wiecej, go-spodarka weszla w zapasc dokladnie, dlatego, ze panstwo porzucilo potrzeby produkcji na rzecz wyprzedazy majatku.

 

Do sprzedazy pozostajacego w gestii panstwa majatku na-rodowego prawie za darmo doszlo, dlatego, ze zagrozeni utrata swych posad decydenci mieli malo czasu na ukartowanie przetargów. W tym pospiechu, najbardziej przydatni okazali sie obcy nabywcy, bardziej dyskretni w dzialaniu i zasobni finansowo niz ich krajowi konkurenci. Sposród obcych inwe-storów wybrano z kolei tych, którzy byli sklonni do zaofero-wania najwyzszych tzw. prowizji w zamian za zanizone ceny.

 

Wiem, ze "przekret" to okreslenie z ulicy, takze moze ra-zic, ale mamy tutaj do czynienia z dzialaniami, które nie za-sluguja na bardziej wyszukany jezyk. Zreszta, slowo to we-szlo do powszechnego uzytku, kiedy zaczely sie obecne re-formy ustrojowe, miedzy innymi pod haslem wyplenienia afer ery komunistycznej. Ówczesne afery gospodarcze, na-wet potraktowane lacznie, nie umywaja sie jednak swoja skala do "przekretu" zwiazanego z dokonana prywatyzacja majatku panstwa.

 

Nie byle, jaki to przekret, w którym majatek banków i przemyslu jest uplynniany przez aparat panstwa za okolo dziesiec procent jego aktualnej wartosci. Pozostale dzie-wiecdziesiat procent wycieka oczywiscie do nabywców za granice, zamiast zasilic mocno wyglodzona gospodarke, która zostawil po sobie stagnacyjny komunizm. Na taka to ogromna strate narazono spoleczenstwo, zeby zainkasowac prowizje, stanowiace tylko maly ulamek wartosci sprywatyzowanego kapitalu. Równiez te dziesiec procent, które po "wielkim przekre-cic" trafia do budzetu panstwa, nie jest zuzywane na pomnazanie produkcyjnego majatku. W sferze budzetowej ma miejsce maly przekret, w wyniku, którego znaczna czesc przychodu przechwytywana jest na uzytek prywatny (np. na niebotyczne pensje zarzadów w ciagle jeszcze licznych pan-stwowych spólkach, jak równiez w niedawno zreformowa-nych lokalnych samorzadach czy tez w nowo powolanych kasach chorych).

 

Przyszlosc gospodarki wydaje sie nawet bardziej przy-gnebiajaca niz smutna terazniejszosc tej panicznej wyprze-dazy. Polska skazuje sie bowiem na coroczny wyciek zysków z kapitalu, które, obok plac za prace, stanowia glówny skla-dnik dochodu narodowego. Poniewaz zagraniczni wlascicie-le przejeli komunistyczne monopole, maja warunki do dyk-towania plac i wypompowywania zawyzonych w ten sposób zysków na skale nawet dziesieciu procent dochodu narodo-wego rocznie.

 

Lacznie, jednorazowe straty wynikle z niedoszacowania sprzedawanego majatku oraz ciagle straty z tytulu wyprowa-dzanych zysków, wielokrotnie przerastaja znikome prowizje zarobione przez decydentów na posrednictwie. Chodzi, wiec tutaj o "wielki przekret" nie tyle ze wzgledu na skale osobi-stych korzysci odniesionych przez mniejszosc decydujaca o sprzedazy majatku, ile ze wzgledu na rozmiary strat dla wy-laczonej z procesu decyzyjnego wiekszosci spoleczenstwa.

 

Pozbawiona zysków, naleznych teraz zagranicznym wla-scicielom, gospodarka staje sie kapitalistyczna, choc w kraju zostaja tylko dochody z pracy - czyli place. Z obcym kapita-lem i lokalna praca, Polska staje sie krajem, który niejako musi zyc z dnia na dzien, z "golej" pensji. Mozliwosci zaku-mulowania wlasnego kapitalu wylacznie w oparciu o zarobki pracownicze sa nikle i równie male sa szanse na wyrwanie sie z niefortunnej sytuacji, gdzie tylko praca jest wlasna. Dzis szukanie pracy w bankach i fabrykach przypomina migracje za chlebem we wlasnym kraju, gdyz wiekszosc ich jest zagraniczna wlasnoscia. Zatrudnieni w ten sposób staja sie jakby sezonowymi pracownikami nie w obcym kraju, ale we wlasnym. Przy normalnej emigracji zarobkowej, gdy je-dzie sie do zamoznego kraju jak np. Niemcy, mozna liczyc na wysokie place. Przy wewnetrznej migracji trzeba zadowolic sie niskimi, polskimi placami, moze nawet na zawsze.

 

Pierwszym wyraznym sygnalem, na jak niewiele moze li-czyc lokalna praca jest obecna, druga z rzedu od chwili upad-ku komunizmu, recesja gospodarcza. Jak widac, fakt, ze ma-jatek trwaly trafia glównie w obce rece, to nie uchronil Pol-ski od nowego wstrzasu, za który trzeba placic naglym wzro-stem bezrobocia oraz placowa stagnacja. Gdyby starannie policzyc to bezrobocie, wyszloby na to, ze co czwarty lub, co piaty Polak zdolny do pracy znalazl sie juz bez pracy, oraz przewaznie bez zadnego zasilku.

 

Mój jezyk znowu moze kogos razic, tym razem z tego powodu, ze traci innym zargonem, nie z ulicy, ale raczej z katedry, tym marksistowskim. Wszak krytykuje kapita-lizm, rozprawiajac o placach oraz zysku, czy o pracy oraz kapitale, jak to czynia w swych wywodach marksisci. Jest to jednak tylko czysto przypadkowa zbieznosc, gdyz mnie, ja-ko ekonomiste, nic nie laczylo z marksizmem ani wtedy, gdy byl on jeszcze bardzo modny, ani tez obecnie, gdy ra-czej wyszedl z mody.

 

Bedac z wyksztalcenia liberalnym ekonomista wierze w kapitalizm, tyle, ze budzi mój niepokój wylaniajacy sie w Polsce zalezny typ kapitalizmu bez wlasnych kapitalów i bez rodzimych kapitalistów, a wiec swego rodzaju - jak go nazywam - "niekompletny kapitalizm". Powinno byc oczywi-ste, ze jest to gleboki niepokój liberalnego ekonomisty, a nie marksisty, gdyz ten ostatni jest wrogiem zarówno kapitalu jak i kapitalistów, bez róznicy, zarówno wlasnych jak obcych. Nikt poza - wywodzaca sie z liberalizmu - szkola ewolu-cyjna, w której dokladnie miesci sie moje myslenie, z taka pasja nie podjal obrony kapitalizmu, równiez przed komuni-zmem, z jego idea gospodarki bez rynków i wlasnosci. Szcze-gólne zaslugi mial w tym Hayek (1944), wskazujac na prak-tyczna niemoznosc zrealizowania komunistycznego idealu. Schumpeter (1942) dowodzil z kolei, ze nawet gdyby komu-nizm dal sie urzeczywistnic, to niewatpliwie bylby to regres.

 

Moje okreslenie siebie mianem liberalnego ekonomisty moze zdziwic niektórych zadeklarowanych liberalów w Europie Wschodniej, w tym znaczna czesc polskiego sro-dowiska intelektualnego, gdzie nie wypada byc kims in-nym. Nie zgadzaja sie na zadna, nawet umiarkowana kry-tyke reform ustrojowych. Przeciwnie, egzaltuja sie swym, jak twierdza, wielkim triumfem w budowie kapitalizmu. Ponoc szczesliwie juz zakonczonej w wiekszosci krajów Europy Wschodniej.

 

Niewykluczone, ze ta róznica w ocenie wynika stad, ze ich liberalizm wywodzi sie nie z ewolucyjnej mysli, ale z nur-tu, który nazywa sie ekonomia neoklasyczna. Wedlug mnie, przyczyny tych rozbieznosci musza byc jednak inne, gdyz na-wet poslugujac sie neoklasycznymi kategoriami nie sposób przeoczyc ulomnosci polskiego "niekompletnego kapitali-zmu". To nie jest wcale sprawa tej czy innej tradycji liberal-nej a raczej ich niecheci do nazywania rzeczy po imieniu.

 

Liberalizm, w zadnej postaci, nie wyklucza krytycznego spojrzenia na kapitalizm, gdyz ma bardzo wyrazna wizje "dobrych" instytucji. Liberalizm stoi tak samo murem za rynkami, jak i przeciw "zlym" rynkom. Jest tez w pelni swia-dom tego, ze nie kazda wlasnosc prywatna jest z definicji "dobra". Podstawowym kryterium oceny jest stopien wol-nosci gospodarowania, której to wolnosci nie da sie nijak oderwac od swobody zawierania umów i od wlasnosci zaso-bów kapitalu. Liberalizm, w tym szkola ewolucyjna, zaklada, ze wolnosc nie wyczerpuje wymogów wlasciwie rozumianego kapitali-zmu; nalezy do nich tez pewien system moralny. Instytucje, takie jak rynek czy wlasnosc, nie sa bowiem darem natury, ale sa ludzkimi wynalazkami, tworzonymi w zgodzie z obo-wiazujacymi regulami moralnymi. Bedac produktem tych re-gul, otwarte rynki oraz prywatna wlasnosc, czyli kapitalizm, sa tym silniejsze, im solidniejsze sa te moralne podstawy.

 

Poniewaz zywotnosc kapitalizmu wyrasta z szerokiego zasiegu wlasnosci, zrozumiala jest liberalna - równiez mo-ralna - negacja feudalizmu, w którym kapital - ziemia - byl w rekach niewielu. Stad tez liberalne potepienie komuni-zmu, w którym liczy sie nie tyle wlasnosc ziemi, co raczej kontrola nad maszynami jako kapitalem. W warunkach agrarnego feudalizmu zakres wlasnosci kapitalu ogranicza sie do arystokracji, a w przemyslowym komunizmie do ka-dry partyjnej.

 

Jednoczesnie, ze wzgledu na taka waska baze posiadania, w obydwu tych systemach sila robocza znajduje sie w sytuacji faktycznego poddanstwa. Z racji ich szczególnej pozycji, tak feudalna arystokracja jak i komunistyczna partia, przypisuja sile robocza do miejsca pracy i narzucaja jej niekorzystne wa-runki wynagrodzenia. A zatem, mamy do czynienia z dwoma swego rodzaju formami poddanstwa, czy ekonomicznej za-leznosci; jedna jest tradycyjna, a druga nowoczesna.

 

Jesli sie przyjrzec Europie Wschodniej po komunizmie, to rodza sie watpliwosci, czy obecna zmiana ustrojowa to nie jest przypadkiem kolejna, obok komunizmu, nowocze-sna "droga do poddanstwa". Przez zamiane aparatu partii na obcych rezydentów, jako prawie wylacznych dysponen-tów kapitalu, nie poszerza sie waska baza wlasnosci. Nowi wlasciciele, z ich uprzywilejowana pozycja ekonomiczna, dalej moga dyktowac warunki zatrudnienia i wynagrodzenia lokalnej pracy. Komunizm obiecywal wolnosc, ale dal poddanstwo dla ogólu rzadzonych, podobnie jest z polskim postkomunizmem, tyle, ze z jedna kardynalna róznica. A to, dlatego, ze teraz - po utracie tytulu wlasnosci do wiekszosci zasobów -podcieta zostala baza wolnosci tak dla rzadzacych jak i rza-dzonych. Nie chodzi, wiec tylko o to, ze mamy do czynienia z inna droga do poddanstwa. W gre wchodzi, bowiem droga do wiekszego poddanstwa, co nadaje zupelnie inny wymiar klesce reform.

 

W kontekscie tych przemian wlasnosciowych moze nasu-nac sie jeszcze bardziej zatrwazajaca mysl, mianowicie, ze w "niekompletnym kapitalizmie" nie chodzi juz wcale o rela-cje poddanstwa miedzy dwoma odlamami obywateli narodu polskiego. Tu wchodza w gre relacje miedzy Polakami, wlasci-wie bez wlasnego kapitalu, oraz innymi narodami, które ten kapital w wiekszosci przejely. Istota przemian ustrojowych nie jest, wiec wcale uwolnienie narodu, ale jego zniewolenie.

 

Prawdziwe znaczenie tych zmian w gospodarce, w jej sy-stemie instytucji, bedzie dopiero w pelni docenione, kiedy chora gospodarka znajdzie juz wyraz w chorej polityce. Z go-spodarka glównie w rekach zagranicznych mozna oczekiwac, ze polityka tez przejdzie w rece zagraniczne, gdyz nie da sie oderwac polityki od gospodarki. Wtedy raczej trudny do ogarniecia fakt pozbawienia narodu jego kapitalu znajdzie juz przelozenie na bardziej namacalny bieg zycia politycznego.

 

Znajda sie, bowiem partie czy platformy, które przystosu-ja sie do odmienionej rzeczywistosci wiazac swój los z obcym kapitalem. Najlatwiej to przyjdzie tzw. liberalnym osrodkom, których dzialania pozwolily obcemu kapitalowi wykluczyc z gry polski kapital. Majac na mysli wszechobecny obcy ka-pital, wystapia na niby w obronie nieobecnego polskiego ka-pitalu. Dokladniej, w imie nieobecnej polskiej klasy kapitali-stycznej, beda zadac zdlawienia plac polskiej sily roboczej.

 

 

 

              CZESC PIERWSZA              behe_mot                            13-06-2003 14:26 CEST

              WYMYSLONY POSTEP

 

Przejmowanie fabryk czy banków przez, zagranicznych wla-scicieli jest dzisiaj w swiecie czyms normalnym, ale nie sposób uznac za normalne przejmowanie calej gospodarki jakiegos kra-ju, a tym bardziej za póldarmo. Tak sie niestety stalo w Polsce, gdzie zamiast uratowac dla przyszlych pokolen to, co zostalo z komunizmu - zmarnowano ten spadek.

 

W zamian za niewy-górowane prowizje, wlasciwie napiwki, decydenci uplynnili ka-pital za ulamek jego prawdziwej wartosci. W ten sposób slaba gospodarczo Polska, cierpiaca na brak kapitalu, zostala w zasa-dzie pozbawiona wlasnego kapitalu. Nikt oczywiscie nie zdemontuje fabryk i banków by wywiezc je za granice. Dla co poniektórych stanowi to wystarczajacy powód, zeby nie martwic sie o przebieg polskiej prywatyzacji. Chyba nie zdaja sobie spra-wy, ze przez wyprzedaz tego majatku w obce rece nastapil maso-wy wywóz legalnych tytulów do przynaleznej im wlasnosci. Tym samym wywieziono prawa do przejmowania zysków, które przynosi sprzedany przez panstwo kapital. Moznaby sie ciagle po-cieszac, ze przez taka wyprzedaz sciagnieto bardziej doswiadczonych kapitalistów z zagranicy. Ale mozna bylo ich zdobyc w in-ny sposób, taki, który nie wykluczylby jednoczesnego stworzenia silnej wlasnej klasy kapitalistycznej. Gdyby obcy kapital naply-nal w formie budowy nowych fabryk czy zakladania nowych banków zagranicznych, Polska tez uzyskalaby dostep do wieksze-go doswiadczenia, jakie reprezentuja zagraniczni wlasciciele. Co wiecej, zamiast wyprzedawac zastany kapital obcym inwestorom uzyskano by dodatkowy kapital, nalezy przypuszczac, ze z tech-nika doskonalsza niz krajowa.

 

Panstwowy kapital moznaby wte-dy sprzedac rodzacej sie lokalnej klasie kapitalistycznej, zeby ona zadbala o jego niezbedna techniczna modernizacje. Sprzedajac kapital obcym oddano prawo do zysków jako waznej czesci dochodu narodowego, za bardzo marne oplaty oraz bez jakiejs wiekszej nadziei na trwale przyspieszenie produkcji przez jej dy-namiczna modernizacje. Nazwanie tego porazka byloby zbyt la-godne, to jest wlasciwie katastrofa. W ten sposób po komuni-stycznej katastrofie przyszla zaraz postkomunistyczna. Poprze-dnie niepowodzenie gleboko wrylo sie w zbiorowa psychike lu-dzi, ale obecne dopiero zaczyna powoli docierac do swiadomosci

polskiego spoleczenstwa.

 

ROZDZIAL PIERWSZY

WYWLASZCZENIE NARODOWE

 

Wlasciwie zaden wazniejszy aspekt obecnej polskiej transformacji ustrojowej nie zostal dotad poddany jakiejs rzetelnej analizie ekonomicznej, bo jest to niestety prawie calkowicie "niema" transformacja.

Poniewaz znajomosc faktów jest slaba, malo kto sobie uswiadamia, ze skutkiem reform nie jest zwykly kapita-lizm. Jesli przyjac za norme Europe Zachodnia, to stosunki wlasnosciowe w zreformowanej Polsce sa zupelna dewiacja. Ci, którzy to dostrzegaja, sa zwykle zdania, ze Polska nie miala innego wyjscia. Mówia tak zupelnie niepomni, ze to zdyskredytowany dzisiaj marksizm uzasadnial bezsensowne systemowe koncepcje odwolujac sie do przeróznych "histo-rycznych koniecznosci".

 

Niespelnione zamierzenia

 

Nie ma kapitalizmu bez prywatnej wlasnosci, wiec refor-my zaczely sie od dylematu, w jaki sposób w prywatne rece przekazac olbrzymi majatek panstwa; czy w drodze roz-dawnictwa obywatelom czy tez przez sprzedaz indywidual-nym inwestorom. Zwolennicy darmowej dystrybucji powoly-wali sie na brak prywatnych oszczednosci, z których mozna by oplacic zakup kapitalu. Na rzecz sprzedazy mial przemawiac fakt, ze tylko w ten sposób majatek trafi w najlepiej przygotowane rece.

 

Pomysly rozdawnictwa nie znalazly w Polsce wiekszego uznania wsród reformatorów. Wybrano rynkowy, jak sie wy-dawalo, wariant - sprzedazy bezposrednio lub przez tzw. oferte publiczna, czyli gielde. Tym kanalem mialy byc uplyn-niane wieksze obiekty, dla mniejszych otwarto tzw. likwida-cje przez ratalny wykup. Z mysla o stworzeniu warstwy kapi-talistycznej uznano, ze we wszystkich przypadkach glówny strumien akcji zostanie skierowany do inwestorów wewne-trznych.

 

Chociaz majatek panstwa mial byc sprzedany glównie kra-jowcom, to jednak, gdy ruszyla pierwsza transza, w latach 1990-1992, wiekszosc specjalnie wyselekcjonowanych obiek-tów trafila do zagranicznych wlascicieli. Podobno udzielono tych preferencji zagranicznym inwestorom, zeby przekonac obywateli do inwestycji. Byc moze manewr ten kogos z oby-wateli przekonal, tyle, ze sprzedaz w tym trybie dalej zostala skierowana prawie wylacznie w zagraniczne rece.

 

Dla scislosci, w latach 1990-1992, w procesie prywatyza-cji pojawily sie tez zalazki duzego krajowego kapitalu, sku-piajace producentów z róznych branz w tzw. holdingi. Nie wynikalo to z preferencji aktualnych wladz, ale raczej bylo konsekwencja procesów, które zaczely sie juz w ostatnim ro-ku rzadów Rakowskiego. Przez jakis czas krajowe holdingi wchlanialy nowe obiekty, ale w koncu same staly sie przedmiotem zagranicznych przejec (nawet tak dynamiczna grupa jak Elektrim).

 

Pod kontrole zagraniczna przeszly tez w koncu zasoby przekazane w 1995 r. na rzecz tzw. funduszy inwestycyjnych, wprowadzonych jako namiastka powszechnego rozdawnic-twa. Obywatele otrzymali równe certyfikaty, które musieli na-stepnie zamienic na udzialy w jednym z funduszy restruktury-zujacych przydzielone im przedsiebiorstwa. Po dwóch-trzech latach, fundusze skonsolidowaly te udzialy na tyle, by zaczac systematycznie wyprzedawac je zagranicznym inwestorom.

 

Efekty tej wielotorowej wyprzedazy, jesli chodzi o prze-mysl, daly o sobie znac juz w 1997 r., gdy obcy udzial wyniósl 15 procent. Prawdziwa lawina wyprzedazy ruszyla w roku 1999. Stalo sie tak glównie, dlatego, ze po raz pierwszy wysta-wiono do prywatyzacji sporo obiektów o bardzo duzej skali, polskie giganty. Na skutki nie trzeba bylo dlugo czekac, gdyz pod koniec 1999 r. udzial obcego kapitalu w przemysle prze-kroczyl 40 procent, a w 2000 r. doszedl do 50 procent.

 

Plany sprzedazy na najblizsze lata sa niemniej ambitne, maja pójsc resztki przejetej przez Francuzów telekomunikacji oraz energetyka, na która ochote maja zwlaszcza Niemcy. Nieprzerwanie szuka sie tez zagranicznych nabywców na hu-ty stali oraz kopalnie wegla. Udzial obcego kapitalu moze calkiem latwo dojsc do 60-70 procent przed rokiem 2003, gdy najprawdopodobniej nie zostanie juz nic waznego do prywatyzacji (moze tylko jeszcze panstwowe koleje).

 

Jesli chodzi o banki, to na poczatku reform byly one prak-tycznie wylaczone ze sprzedazy dla zagranicy; zmiana nastapi-la dopiero po sprzedazy Banku Slaskiego w 1994 r. W 1997 r., udzial sektora zagranicznego w bankowosci wciaz jeszcze wy-nosil ponizej 20 procent. Ale juz pod koniec 1999 r. kontrola zagraniczna banków, mierzac tzw. aktywami wyniosla 56 pro-cent, a biorac za podstawe obliczen tzw. kapital wlasny -65 procent, a obecnie, czyli w 2001 r., az 75 procent.

 

Wolniej odbywa sie przejmowanie sektora ubezpieczenio-wego, gdyz dopiero w 1999 r. sprzedano pierwsze udzialy pan-stwowego monopolisty, PZU. Ale, zanim doszlo do tej -wstrzasanej sporami - sprzedazy, udzial zagraniczny juz byl pokazny, przede wszystkim dzieki tworzeniu wlasnych sieci. Mozna szacowac, ze przed sprzedaza ten udzial byl w grani-cach 30 procent, tak, ze po prywatyzacji PZU podniósl sie on do 45 procent, z tym, ze lada moment moze sie dalej podniesc. Podczas gdy w finansach - ubezpieczeniach i bankowosci - pewna czesc obcych udzialów pochodzi z zakladania wla-snych sieci, w przemysle budowa zagranicznych fabryk pod klucz jest minimalna. Nawet w tak dynamicznej dziedzinie jak motoryzacja, powstala tylko jedna sredniej wielkosci wy-twórnia w Gliwicach, General Motors. Glówny producent, wloski Fiat, poprzestal na modernizacji Tych, a zbankruto-wany Daewoo pozostawil na wpól rozgrzebany Zeran.

 

Owszem, naplynely z zagranicy spore "swieze" inwestycje do Polski, ale glównie w sektorze handlu. Skala ich jest taka, ze gwaltownie rugowana jest lokalna siec handlu detaliczne-go, która przetrwala nawet czasy komunizmu. Jak dotad, za-graniczni inwestorzy interesuja sie glównie supermarketami, które juz w tej chwili zapewniaja im okolo 25 procent calych obrotów. Przy obecnym tempie, handel zostanie niedlugo zdominowany przez zagranice tak jak przemysl czy finanse.

 

Tlo regionalne

 

Patrzac na reszte Europy Wschodniej, rzucaja sie w oczy Wegry, najbardziej zaawansowane w wyprzedazy zagra-nicznej. W 1999 r. zagranica miala pod swoja kontrola 70 procent sektora bankowego, czyli cala jego finansowo zdro-wa czesc (Zalacznik 1). W przemysle udzial ten tez byl juz wtedy w 70 procentach zagraniczny, przy czym znowu poza zasiegiem obcych inwestorów znalazly sie zaklady borykaja-ce sie z trudnosciami - utrzymywane przy zyciu przez budzet. Sciezke szybkiej wyprzedazy za granice przyjely tez byle republiki baltyckie, w tym zwlaszcza Estonia, gdzie udzial obcego kapitalu jest bliski 80 procent, tak w przemysle, jak i w bankach.

W innych krajach baltyckich - Lotwie i Litwie - udzial ten w przemysle jest nizszy, ale w sektorze bankowym sytuacja jest podobna (przy czym wiekszosc kapitalu bankowego w tych trzech krajach zostala przejeta przez dwa szwedzkie banki, niedawno zreszta polaczone w jeden bank).

 

W krajach, w których prywatyzacje oparto na kupono-wym rozdawnictwie, przejmowanie zasobów przez zagranice okazalo sie wolniejsze. Tak sie stalo w Czechach, choc zaso-by przekazane na bezplatny rozdzial obywatelom równaly sie wartosciowo tym wystawionym na sprzedaz. Mimo tych po-czatkowych komplikacji, w 1999 r. obcy kapital kontrolowal 35 procent przemyslu oraz 45 procent bankowosci, gdzie udzial ten nagle podniósl sie do 65 procent w 2001 r.

 

W Rosji, gdzie przyjeto za wzór czeski program, fabryki oraz banki zostaly przejete glównie przez kierownictwo oraz zalogi, nie zostawiajac nic dla wiekszosci obywateli. Glówna czesc kapitalów zostala nastepnie wyprowadzona by zasilic biznesy krajowych tzw. oligarchów, wywodzacych sie z daw-nej nomenklatury. Oligarchia musiala, choc tylko czesciowo, wesprzec sie na zagranicy ze wzgledu na nielegalny charakter bardzo wielu operacji (np. prania pieniedzy).

 

Gdy w Rosji wylonil sie swego rodzaju "nomenklaturowy kapitalizm", w Bulgarii czy Rumunii - ale równiez na Ukrai-nie - byla nomenklatura przejsciowo utrzymala kontrole produkcji, ale bez prawa wlasnosci. Slabsza od swych rosyj-skich odpowiedników, nomenklatura takze musiala ulec - od dwóch lat zaczela sie wyprzedaz. W Bulgarii i Rumunii, wiekszosc banków jest juz przejeta przez zagranice, a na Ukrainie, obcy, glównie Rosjanie, wykupuja przemysl, zwla-szcza ciezki.

 

Szczególnie trudny, jesli chodzi o zagraniczne przejecia okazal sie wariant przyjety w bylej Jugoslawii, gdzie postano-wiono zmienic tzw. samorzadowy model przez sprzedaz ak-cji pracownikom. Widac to w Serbii, gdzie dotad wlasciwie brak obcego kapitalu, a akcje znalazly sie przewaznie w rekach zalóg i dyrekcji. Z kolei, w Slowenii, gdzie prywatyzacja zostala wlasciwie zakonczona, udzial zagranicy w przemysle jest w granicach 15 procent, a w bankach - 10 procent.

 

Chorwacja oraz Bosnia, stanowia przyklad gdzie zalamal sie ten samorzadowy model. Jesli chodzi

o sama Bosnie, to w wyniku wojny stala sie ona miedzynarodowym protekto-ratem, w ramach, którego dano preferencje zagranicznym nabywcom, glównie w górnictwie. Podobnie stalo sie w Kosowie, a Serbia, jako przedmiot ataku, omal nie podzielila losu swej prowincji. To moze zabrzmiec drastycznie, ale tworzenie protektoratów jawi sie jako alternatywna metoda prywatyzacji.

 

Najbardziej trudny dla inwestorów zagranicznych okazal sie model Chin, gdzie po prostu nie doszlo do prywatyzacji. Chiny uczynily swoja gospodarke nie mniej prywatna niz Eu-ropa Wschodnia, prawie wylacznie przez zezwolenie wla-snym obywatelom na otwieranie biznesów. Te biznesy okaza-ly sie tak prezne, ze zupelnie przycmily sektor publiczny, który utrzymano w duzym stopniu z pomoca zagraniczna, gdyz glównie tam zezwolono na zagraniczne inwestycje.

 

Wariant budowy kapitalizmu bez prywatyzacji byl dostep-ny dla Polski jak i dla reszty Europy Wschodniej. Zadne czynniki ekonomiczne teoretycznie nie przemawialy za tym, ze tylko Chiny mogly pójsc ta droga. Na pewno nie ma to nic wspólnego z tym, ze Chiny sa wielkie a Polska, czy inne gospodarki regionu, male. Chetnie uzywaja tego argumentu polscy tzw. liberalowie, choc oczywiscie w ekonomii liberal-nej nie ma osobnych teorii dla malych i duzych gospodarek.

 

Wysuwa sie tez argument, ze Chiny sa inne, gdyz nie przechodza politycznej transformacji. Ciagle dziala tutaj mo-nopartia, nikt tez o nic nie pyta rzadzonych. Tyle, ze w Euro-pie Wschodniej tez nie doszlo do referendum w sprawie pry-watyzacji, a zwlaszcza wyprzedazy za granice. Co wiecej, w odróznieniu od Polski czy Czech wladze chinskie nie staraly sie narzucic doktrynerskich programów. Mniej demokra-tyczne Chiny wybraly, wiec bardziej demokratyczna droge re-form ekonomicznych.

 

Reszta swiata

 

Wychodzac poza swiat bylego komunizmu, mozna zaczac od gospodarki Irlandii, która stanowi ulubiony przyklad tzw. liberalów. Ich zdaniem, wyjatkowo szybko rozwijajaca sie Irlandia to dowód na to, ze strategia wyprzedazy zagranice jest najbardziej racjonalna dla kraju, który, jak Polska, startu-je do kapitalizmu z powaznym opóznieniem. W Irlandii 40 procent kapitalu przemyslowego jest obecnie w rekach zagra-nicznych, a w bankach ten udzial wynosi nawet 50 procent.

 

Gdyby jednak przyjrzec sie sredniej dla calej Unii Euro-pejskiej, to obraz ten wyglada zupelnie inaczej. Udzial obce-go kapitalu w przemysle nie wykracza poza 15 procent (w Niemczech jest on ponizej 10 procent). W bankach sta-nowi on srednio tylko 13 procent (ale w Austrii - 4 procent, a w Niemczech niewiele wiecej). W Hiszpanii oraz Portuga-lii, bardziej zblizonych gospodarczo do poziomu rozwoju Europy Wschodniej, udzial zagraniczny w bankach wynosi ponizej 15 procent.

 

Jeszcze wiekszy kontrast mozna dostrzec w niebankowych finansach, jak np. w ubezpieczeniach. W krajach unij-nych w ubezpieczeniach dominuje wlasny kapital, czesto pu-bliczny. W Europie Wschodniej, w tym równiez w Polsce, bez najmniejszych przeszkód wpuszcza sie obcy kapital do tego sektora. Wegry zdolaly juz calkowicie pozbyc sie wlasnych ubezpieczen, a Czechy wlasnie sprzedaly obcemu inwestoro-wi swego panstwowego monopoliste ubezpieczeniowego.

 

Prawdziwym ewenementem jest rynek emerytalny, który w Europie Zachodniej opiera sie glównie na panstwowych systemach skladkowych. W Europie Wschodniej podobny system zastepowany jest przez tzw. chilijski model, w którym prywatne - otwarte - fundusze emerytalne inwestuja wplaty. Tak sie stalo w Estonii, na Wegrzech, a ostatnio - w Polsce, przy czym we wszystkich przypadkach nowo tworzone fun-dusze sa glównie pod kontrola zagranicznych inwestorów.

 

Tak wysokiej penetracji gospodarki przez obcy kapital nie tylko nie mozna spotkac w Europie Zachodniej, ale nigdzie prywatyzacja nie zostala skazana na zagranicznych inwesto-rów. Nie zostala skazana z pewnoscia w Austrii, gdzie w trak-cie zaczetej w koncu lat 60-tych masowej prywatyzacji zaden znaczacy zaklad czy bank nie zostal sprzedany zagranicznym nabywcom. Podobnie w Wielkiej Brytanii, na której to przy-kladzie ponoc oparli sie dzielni polscy reformatorzy.

 

Prawie bez wyjatku, obcy kapital musial budowac obiek-ty i sieci od podstaw, takze w Irlandii, gdzie, jak podalem, obcy udzial wlasnosciowy w bankowosci jest bardzo wysoki, tyle, ze zagraniczne banki powstaly prawie wylacznie z no-wych inwestycji. Stare irlandzkie, w sensie wlasnosci, banki dalej, wiec obracaja glównie lokalnymi oszczednosciami, na-tomiast naplywowe zagraniczne instytucje finansowe pracuja glównie na wkladach, które naplywaja z zagranicy.

 

W sredniorozwinietej, podobnie jak Polska, Turcji, obcy kapital tez kierowany jest nie na wykup, ale glównie w budo-we nowych obiektów. Przez ostatnich dziesiec lat tureccy in-westorzy nabyli 85 procent prywatyzowanego majatku. Sko-rzystaly zwlaszcza rodzinne konglomeraty, laczace produkcje i sprzedaz z finansami. Daje to im kontrole nad cala gospo-darka do tego stopnia, ze sa w stanie dosyc skutecznie tamo-wac ewentualna inwazje zagranicznego kapitalu.

 

Jesli chodzi o pozaeuropejskie kraje sredniorozwiniete to sytuacja w Europie Wschodniej rózni sie tez od krajów Azji Wschodniej. W Korei Poludniowej udzial obcego kapitalu w przemysle czy bankach nie przekracza 5 procent. Podobnie jak na Tajwanie, gdzie np. w bankach jest 4 procent ob-cego kapitalu, a blisko 60 procent nalezy ciagle do panstwa. W Malezji rola obcego kapitalu w bankach jest wieksza - na poziomie 17 procent, a najwyzsza chyba na Filipinach -35 procent.

 

Trendy, widoczne w Europie Wschodniej, sa natomiast bardzo zblizone do zmian w Ameryce Lacinskiej, gdzie od lat trwa masowa prywatyzacja, w tym w bankowosci. Np. w Brazylii, w wyniku prywatyzacji, obcy udzial wynosi na ra-zie 15 procent, ale rosnie; w Meksyku jest on bliski 35 pro-cent, podobnie zreszta jak w Chile. W Argentynie odpowie-dni udzial osiagnal juz 40 procent, a w Wenezueli, ostatnio, zaledwie po dwóch latach prywatyzacji banków, az 55 pro-cent.

 

Silne podobienstwa mozna tez znalezc w sferze ubezpieczeniowej, oraz w dziedzinie emerytur. Dotyczy to zwlaszcza Chile, gdzie 50-60 procent zasobów funduszy jest kontrolo-wane przez zagranicznych udzialowców, przy czym narzuty za obsluge premii siegaja 25 procent. Zagraniczny kapital ma kontrole nad 30 procentami rynku emerytalnego w Ameryce Lacinskiej (wiekszosc tych srodków pozostaje przy tym w ge-stii jednego banku amerykanskiego, czyli Citibanku).

 

Wybierajac sprzedaz wiekszosci wlasnych kapitalów zagranicznym inwestorom, Polska nie zblizyla sie bynajmniej do Europy Zachodniej, choc taki byl zamiar. Weszla nato-miast na droge, na której znalazly sie kraje Ameryki Lacin-skiej, gdzie, jak widac, prywatyzacja - choc wolniej - prowa-dzi glównie do obcych przejec. W ten sposób, mozna powie-dziec, nastepuje nie tyle oczekiwana "europeizacja" polskie-go kapitalizmu, ale jego swoista "latynizacja".

 

Podsumowanie

 

Obraz, który sie wylania z miedzynarodowych porównan podwaza rozpowszechniony poglad, ze Polska przyjela jedyna dostepna droge zmian wlasnosciowych. To, co sie sta-lo nie bylo zadna historyczna koniecznoscia w tym sensie, ze zadne teoretyczne rozwiazanie z wyjatkiem przyspieszonej, masow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin