Kazimierz Z. Poznański
OBŁĘD REFORM
WYPRZEDAŻ POLSKI
NOTA WYDAWNICZA
Oddajemy do rąk Czytelników książkę autora, który choć mieszka poza granicami Polski, uważnie śledzi wydarzenia w kraju.
Kazimierz Z. Poznański, bo o nim mowa, jest profesorem University of Washington w Seattle, na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Doktoryzował się na Wydziale Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1979 r. wydał w PWN swoją pierwszą książkę: Innowacje w kapitalizmie.
W 1980 r. Woodrow Wilson School, Princeton University przyznała mu roczne stypendium.
W 1981 r. zaczął wykładać ekonomię na Cornell Uniwersity, Ithaca, w stanie Nowy York. Rezultaty jego badań z tego okresu zostały włączone do dwóch analitycznych opracowań Kongresu Stanów Zjednoczonych (pierwszy przypadek udziału polskiego ekonomisty w tej prestiżowej publikacji). Wykładał ekonomię również na Northwestern University w Evanston. Jako stypendysta Hoover Institution prowadził prace badawcze w Stanford University (Kalifornia). W 1987 r. opublikował na University of California - Berkeley książkę pt. Technologia i konkurencja: Blok sowiecki w gospodarce światowej. W 1992 r. wydał pracę zbiorową pt. Konstruowanie kapitalizmu, jedną z pierwszych publikacji nt. transformacji postkomunistycznej (m.in. współautorzy Kołakowski oraz Kornai). W 1997 r. nakładem Cambridge University Press wydano jego książkę Przewlekła transformacja: Zmiany instytucjonalne a wzrost gospodarczy w Polsce, 1970-1994. Jako profesor University of Washington organizował coroczne konferencje naukowe nt. transformacji z udziałem polskich i amerykańskich ekonomistów. Wyniki zebrał w dwóch książkowych edycjach
(m.in. Prywatyzacja oraz stabilizacja w Polsce, wydana przez Kluwer Academic Press, z udziałem Sachsa oraz McKinnona). Od 1996 r. jest współredaktorem głównego amerykańskiego periodyku poświęconego sprawom Europy Wschodniej: „East European Politics and Societies". Zamieścił ponad trzydzieści artykułów naukowych w periodykach amerykańskich i brytyjskich. W 2000 roku wydano po polsku jego książkę Wielki przekręt. Klęska polskich reform, która znalazła się na krajowej liście bestsellerów. Książka jest przygotowywana do angielskiego tłumaczenia pod tytułem Globalne iluzje: Wywłaszczenie Europy Wschodniej. Gotowa do druku na rynku amerykańskim jest jego książka: Śladami Poppera: Zbiorowa obojętność i upadek społeczny.
Wydawnictwo nasze daje możliwość wypowiedzenia się autorowi w książce, wobec której trudno przejść obojętnie. Prezentowane analizy ekonomiczne, ocena polskich reform, wreszcie wnioski autora, wielu mogą zaskoczyć lub szokować, dla innych będą potwierdzeniem przypuszczeń, że coś w kierunkach naszych reform i dostosowania się Polski do Europy jest nie tak.
Pracę tę traktujemy jako kolejny, ważny głos w dyskusji o polskich sprawach.
A oto co pisze sam prof. K.Z. Poznański. „Niniejsza książka jest napisaną od nowa pracą zbudowaną na schemacie mojej poprzedniej książki Wielki przekręt. Klęska polskich reform. Minęło kilka miesięcy od ukazania się tamtej książki, mojej pierwszej publikacji po polsku od dwudziestu lat.
Jej sukces był dla mnie sporym zaskoczeniem. Obawiałem się, że moja skrajnie krytyczna ocena zmian ustrojowych w gospodarce zrazi czytelników. Książkę sprzedano jednak w niespotykanym - jak na ten gatunek - nakładzie dwudziestu kilku tysięcy egzemplarzy. Niestety nie znalazła ona uznania w głównych ośrodkach opiniotwórczych, w tym akademickich. Odnieść można wrażenie, że polscy naukowcy w zasadzie uznali książkę za niewygodną, gdyż przez całą dekadę głoszą pochwałę reform, które ja opisałem jako klęskę. Oczywiście nie należy zbyt dużo oczekiwać po jednej książce, ale można się pocieszyć, że stała się przynajmniej przedmiotem konwersacji w tych kręgach. Ukazało się mnóstwo recenzji, tyle, że wysokonakładowa prasa albo całkowicie przemilczała książkę albo odniosła się do niej z wyjątkową zjadliwością. Miałem też kilka zaproszeń do telewizyjnych oraz radiowych dyskusji, które zawsze były bardzo burzliwe. Spotkałem się też z młodzieżą studencką, głównie w Krakowie i Warszawie. Dwukrotnie miałem okazję przedstawić swoje poglądy posłom na zaproszenie Sejmu. Odebrałem też obszerną pocztę elektroniczną od czytelników, którzy w większości zareagowali z dużą troską na moją krytykę reform. Dla nich, bierność ośrodków wpływu czy samych władz w sprawach poruszanych w książce musi być bardzo deprymującą. Uległem ich zachętom do dalszego penetrowania tematyki polskich reform. Postanowiłem przygotować nową pracę, która pomija drugorzędne wątki i proponuje równie krytyczną ocenę obecnych przemian ustrojowych z nadzieją, że spotka się z nie mniejszym zainteresowaniem. W tym celu musiałem też znaleźć nowego wydawcę, który obniżyłby ogromnie wygórowaną cenę nałożoną na poprzednią książkę. Ograniczony czas nie pozwolił mi na wykorzystanie w tej pracy wszystkich otrzymanych dotąd uwag. Te uwagi, a także zupełnie nowe materiały na temat reform oraz stanu gospodarki, uwzględniam w mojej najnowszej książce, już w połowie zakończonej. Nadałem jej tytuł Ostatnie wybory: rozkład państwa polskiego."
WPROWADZENIE
Transformacja ustrojowa ruszyła szybko, tyle, że równie szybko doszło do katastrofy, najpierw w formie gwałtownej recesji, a potem półdarmowej wyprzedaży majątku na rzecz obcych inwestorów.
Minęło raptem nieco więcej niż dziesięć lat od chwili, gdy uwolniona od komunizmu Polska wpadła
w obłęd reform, których zadaniem miało być stworzenie kapitalizmu. Tylko w obłędzie możliwe było, żeby budując „wyższy" kapitalizm, wdrożyć system, który nie dorównuje temu, co zostawił „niższy" komunizm. Wsparte żarliwą propagandą, nieudane pomysły reform trafiają do realizacji bez żadnych prób zastanawia się nad ich katastrofalnymi konsekwencjami dla gospodarki.
Istotę tych przemian ustrojowych najlepiej oddaje określenie „wielki przekręt", gdyż w trakcie próby budowy kapitalizmu po komunizmie doszło do półdarmowej wyprzedaży większości narodowego majątku obcym inwestorom. Ten konkretny aspekt zmian ustrojowych, które toczą się wieloma torami naraz, jest najważniejszy przy ocenie dziesięciolecia po upadku komunizmu. Dziesięciolecia, w którym nastąpiło bezprecedensowe ogołocenie narodu z jego majątku. Popularna wśród kręgów, które określają się jako liberalne, opinia, że kapitał sprzedano bardzo tanio i do tego w obce ręce, bo waliła się w gruzy pozostawiona przez komunizm gospodarka, jest niepoważna. Polska znalazła się bowiem w głębokiej recesji nie przed reformami, ale dopiero gdy te reformy zostały podjęte, czyli po 1990 roku. Co więcej, gospodarka weszła w zapaść dokładnie, dlatego, że państwo porzuciło potrzeby produkcji na rzecz wyprzedaży majątku.
Do sprzedaży pozostającego w gestii państwa majątku narodowego prawie za darmo doszło, dlatego,
że zagrożeni utratą swych posad decydenci mieli mało czasu na ukartowanie przetargów. W tym pośpiechu, najbardziej przydatni okazali się obcy nabywcy, bardziej dyskretni w działaniu i zasobni finansowo niż ich krajowi konkurenci. Spośród obcych inwestorów wybrano z kolei tych, którzy byli skłonni do zaoferowania najwyższych tzw. prowizji w zamian za zaniżone ceny.
Wiem, że „przekręt" to określenie z ulicy, także może razić, ale mamy tutaj do czynienia
z działaniami, które nie zasługują na bardziej wyszukany język. Zresztą, słowo to weszło do powszechnego użytku, kiedy zaczęły się obecne reformy ustrojowe, między innymi pod hasłem wyplenienia afer ery komunistycznej. Ówczesne afery gospodarcze, nawet potraktowane łącznie, nie umywają się jednak swoją skalą do „przekrętu" związanego z dokonaną prywatyzacją majątku państwa.
Nie byle, jaki to przekręt, w którym majątek banków i przemysłu jest upłynniany przez aparat państwa za około dziesięć procent jego aktualnej wartości. Pozostałe dziewięćdziesiąt procent wycieka oczywiście do nabywców za granicę, zamiast zasilić mocno wygłodzoną gospodarkę, którą zostawił po sobie stagnacyjny komunizm. Na taką to ogromną stratę narażono społeczeństwo, żeby zainkasować prowizje, stanowiące tylko mały ułamek wartości sprywatyzowanego kapitału. Również te dziesięć procent, które po „wielkim przekręcić" trafia do budżetu państwa, nie jest zużywane na pomnażanie produkcyjnego majątku. W sferze budżetowej ma miejsce mały przekręt, w wyniku, którego znaczna część przychodu przechwytywana jest na użytek prywatny (np. na niebotyczne pensje zarządów w ciągle jeszcze licznych państwowych spółkach, jak również w niedawno zreformowanych lokalnych samorządach czy też w nowo powołanych kasach chorych).
Przyszłość gospodarki wydaje się nawet bardziej przygnębiająca niż smutna teraźniejszość tej panicznej wyprzedaży. Polska skazuje się bowiem na coroczny wyciek zysków z kapitału, które, obok płac za pracę, stanowią główny składnik dochodu narodowego. Ponieważ zagraniczni właściciele przejęli komunistyczne monopole, mają warunki do dyktowania płac i wypompowywania zawyżonych w ten sposób zysków na skalę nawet dziesięciu procent dochodu narodowego rocznie.
Łącznie, jednorazowe straty wynikłe z niedoszacowania sprzedawanego majątku oraz ciągłe straty
z tytułu wyprowadzanych zysków, wielokrotnie przerastają znikome prowizje zarobione przez decydentów na pośrednictwie. Chodzi, więc tutaj o „wielki przekręt" nie tyle ze względu na skalę osobistych korzyści odniesionych przez mniejszość decydującą o sprzedaży majątku, ile ze względu na rozmiary strat dla wyłączonej z procesu decyzyjnego większości społeczeństwa.
Pozbawiona zysków, należnych teraz zagranicznym właścicielom, gospodarka staje się kapitalistyczna, choć w kraju zostają tylko dochody z pracy - czyli place. Z obcym kapitałem i lokalną pracą, Polska staje się krajem, który niejako musi żyć z dnia na dzień, z „gołej" pensji. Możliwości zakumulowania własnego kapitału wyłącznie w oparciu o zarobki pracownicze są nikłe i równie małe są szansę na wyrwanie się z niefortunnej sytuacji, gdzie tylko praca jest własna. Dziś szukanie pracy
w bankach i fabrykach przypomina migrację za chlebem we własnym kraju, gdyż większość ich jest zagraniczną własnością. Zatrudnieni w ten sposób stają się jakby sezonowymi pracownikami nie
w obcym kraju, ale we własnym. Przy normalnej emigracji zarobkowej, gdy jedzie się do zamożnego kraju jak np. Niemcy, można liczyć na wysokie płace. Przy wewnętrznej migracji trzeba zadowolić się niskimi, polskimi płacami, może nawet na zawsze.
Pierwszym wyraźnym sygnałem, na jak niewiele może liczyć lokalna praca jest obecna, druga z rzędu od chwili upadku komunizmu, recesja gospodarcza. Jak widać, fakt, że majątek trwały trafia głównie
w obce ręce, to nie uchronił Polski od nowego wstrząsu, za który trzeba płacić nagłym wzrostem bezrobocia oraz płacową stagnacją. Gdyby starannie policzyć to bezrobocie, wyszłoby na to, że co czwarty lub, co piąty Polak zdolny do pracy znalazł się już bez pracy, oraz przeważnie bez żadnego zasiłku.
Mój język znowu może kogoś razić, tym razem z tego powodu, że trąci innym żargonem, nie
z ulicy, ale raczej z katedry, tym marksistowskim. Wszak krytykuję kapitalizm, rozprawiając
o płacach oraz zysku, czy o pracy oraz kapitale, jak to czynią w swych wywodach marksiści. Jest to jednak tylko czysto przypadkowa zbieżność, gdyż mnie, jako ekonomistę, nic nie łączyło
z marksizmem ani wtedy, gdy był on jeszcze bardzo modny, ani też obecnie, gdy raczej wyszedł
z mody.
Będąc z wykształcenia liberalnym ekonomistą wierzę w kapitalizm, tyle, że budzi mój niepokój wyłaniający się w Polsce zależny typ kapitalizmu bez własnych kapitałów i bez rodzimych kapitalistów, a więc swego rodzaju — jak go nazywam - „niekompletny kapitalizm". Powinno być oczywiste, że jest to głęboki niepokój liberalnego ekonomisty, a nie marksisty, gdyż ten ostatni jest wrogiem zarówno kapitału jak i kapitalistów, bez różnicy, zarówno własnych jak obcych. Nikt poza - wywodzącą się z liberalizmu - szkolą ewolucyjną, w której dokładnie mieści się moje myślenie, z taką pasją nie podjął obrony kapitalizmu, również przed komunizmem, z jego ideą gospodarki bez rynków
i własności. Szcze...
art.w