Elizabeth Lowell - Rarities Unlimited 3 - Pejzaż śmierci.pdf

(1688 KB) Pobierz
139081829 UNPDF
E LIZABETH
L OWELL
Pejzaż śmierci
Tytuł oryginału: Die in Plain Sight
Przekład: Agata Kowalczyk
Prolog
Południowa Kalifornia
Z każdym wściekłym, ostrym pociągnięciem pędzla obraz nabierał wyrazu.
Kontrastowe cienie i strugi wody strzelały w górę niczym krzyki ciśnięte w
ciemność nocy. Ale kobieta na obrazie nie mogła krzyczeć.
Brutalna męska dłoń wepchnęła jej głowę pod wzburzoną powierzchnię wody
w basenie. Jasne włosy unosiły się jak złota poświata na spienionej wodzie. Prawa
dłoń wydrapała szkarłatny ślad na przedramieniu mordercy. Na nadgarstku kobiety
coś migotało, odcinając się od przytłaczającej czerni, wirującej wokół, pożerającej
życie.
Była po prostu jeszcze jedną z tych, którzy zginęli na oczach wszystkich – i
nikt niczego nie widział. Jeszcze jedną ofiarą klątwy Savoyów, wymyślonej przez
brukowe pisma.
Malarz przerwał i spojrzał na inne obrazy, ustawione ponurym szeregiem pod
ścianą pracowni. Zręcznie skorygował odcień jasnych włosów na nowym płótnie,
wzmocnił kontrast między ciemnością i diamentami, dodał krwawy refleks
księżyca i odłożył pędzle, nie umieszczając na obrazie podpisu. Ten wyśle
anonimowo.
Nieczęsto się to zdarzało.
To był element zabawy, który wytrącał wszystkich z równowagi. Szarpał im
nerwy. Kazał się zastanawiać, czy następny obraz zostanie wysłany im, dzien-
nikarzom czy policji.
Nie powinni cię mordować, roztańczona dziewczyno. Byłaś moja. Nie mogę
ich zabić za ciebie, ale mogę ich zmusić, by płacili. I płacą.
I płacą...
Jeśli jest Bóg w niebie, będą się smażyć w piekle.
Z ponurym uśmiechem zerknął na kalendarz. Nie musiał sprawdzać daty
śmierci, by ją sobie przypomnieć, ale spojrzenie na pożółkłą kartkę było częścią
rytuału, częścią zemsty. Namalował krwistą czerwienią miesiąc i dzień, zakreślił
kółkiem i zamknął oczy.
Smażcie się w piekle, sukinsyny.
Smażcie się w piekle.
Rozdział 1
Pasadena, Kalifornia
Dwa lata później
Styczeń, wtorek rano
Lacey Quinn rozejrzała się po eleganckim, starym domu rodziców i dała sobie
chwilę, by przygotować się na nadchodzącą burzę. Matka i ojciec rozkoszowali się
weekendowym śniadaniem na patio skąpanym w słońcu. Laccy przyjechała z
wybrzeża samochodem i wpadła z wizytą bez zapowiedzi, spodziewając się, że w
ten sposób łatwiej jej będzie powiedzieć to, co miała im do powiedzenia. Teraz nie
była już tego taka pewna.
– Przypominacie sobie tę charytatywną aukcję Przyjaciół Hrabstwa Moreno, o
której wam wspominałam ostatnio? – zapytała.
Matka mruknięciem dała znać, że słucha, choć temat ją nudzi. Imprezy cha-
rytatywne były chlebem powszednim dla Dottie Quinn, ale niesłabnące zainte-
resowanie sztuką jej córki zdumiewało ją i irytowało. Sztuka, z wyjątkiem handlu
dziełami z najwyższej półki, była potwornie niechlujną branżą; Dottie wolała
uporządkowane i wytworne życie.
– I co? – zapytał ojciec.
Lacey kusiło, by porzucić temat. Z napięciem przygotowała się do walki.
– Susa Donovan przywiezie na wystawę dwa swoje obrazy, zamierza też
namalować na oczach publiczności jedno płótno i od razu wystawić je na aukcję.
Pieniądze trafią do Przyjaciół Hrabstwa Moreno.
Tchórz, szydził jej głos wewnętrzny. Nie przyjechałaś z wybrzeża tylko po to,
żeby przekazać im tę rewelację.
Brody Quinn mruknął potakująco, przełożył dokumenty prawnicze, które
właśnie czytał, i powiedział:
– To miłe.
– Miłe? – Laccy złożyła poplamione farbą dłonie na równie poplamionych
dżinsach. – Tato, nawet obrazy wielkości pocztówki z podpisem ,,La Susa"
sprzedają się za ponad ćwierć miliona za płótno.
– Będzie miała całkiem miły odpis od podatku, jeśli przekaże jedno dzieło na
cele dobroczynne – odparł Brody. – Ale co z tego?
– Oprócz darowizny w postaci obrazu – powiedziała Laccy przez zęby –
zgodziła się obejrzeć wszystkie stare obrazy, które przyniosą ludzie. Zorganizuje
coś w rodzaju antykwariatu na kółkach.
– Zręczne pociągnięcie – rzuciła Dottie. – Każdy jest pewien, że ma skarb
ukryty gdzieś w rodzinnych śmieciach, impreza na pewno wzbudzi ogromne
zainteresowanie publiczności i mediów. Świetne posunięcie. Wykorzystam to przy
mojej następnej aukcji dobroczynnej. Użyję nawet nazwy twojego butiku.
Zagubiony Skarb.
Lacey powstrzymała grymas. Jej sklep nie był wielki, ale zapewniał pracę i
zarobki jej i jej wspólniczce, Shayli Carlyle. Zostawało jeszcze trochę pieniędzy na
towar, tak że obie mogły spokojnie przeczesywać okoliczne wyprzedaże, aukcje
komornicze i kiermasze rękodzieła.
Brody wrócił do czytania swoich papierów, przekonany, że rozmowa może się
dalej odbywać bez jego udziału.
– Chodzi o to... – zaczęła Lacey, ale przeszkodziła jej sprężynka kręconych
włosów, która uwolniła się spod spinki, mającej okiełznać kasztanowy gąszcz. –
Do diabła! – Automatycznym, niecierpliwym ruchem ściągnęła loki do tyłu i
poprawiła spinkę.
– Gdybyś po prostu ostrzygła włosy krótko i ułożyła, kochanie, łatwiej byłoby
nad nimi zapanować – powiedziała Dottie.
– Musiałabym to robić co parę tygodni.
– I co z tego?
– Pokazanie obrazów Susie kosztuje tylko dwadzieścia dolarów od płótna.
Dottie bez sprzeciwu przyjęła zmianę tematu.
– Jeszcze lepiej. Wszystkie pieniądze idą na cele dobroczynne, tak?
– Tak. Zamierzam dać jej trzy obrazy do obejrzenia – dokończyła pospiesznie
Lacey.
– Jestem pewna, że będzie dla ciebie miła – odparła Dottie. – W końcu ona też,
zdaje się, ma rodzinę. Czy w ,,High Style" nie wspominali o szóstce dzieci i
licznych wnukach?
– Nie moje obrazy – powiedziała Lacey, zaciskając zęby. – Dziadka.
Raport z trzaskiem upadł na stolik. Brody wstał. Domowy kot wystrzelił spod
jego krzesła i zniknął w bujnym poszyciu ogrodu.
– Znowu to samo – powiedział Brody. – Bez końca.
Lacey wysunęła podbródek.
– Masz bystry prawniczy umysł. Czy naprawdę muszę to powtarzać?
– Jedyne, co musisz, to przekonać mnie, że nie powinienem...
– Nie zaczynajmy od początku, tato. Przerabialiśmy tę dyskusję tyle razy, że
moglibyśmy zamienić się kwestiami. Z jakichś powodów sądzisz, że obrazy
twojego ojca nie są warte wystawienia. Ja sądzę przeciwnie. Uważam, że dziadek
jest... był... – Przełknęła ślinę. Jego śmierć dwa lata temu wciąż tkwiła w jej
pamięci, ciągle była bolesnym wspomnieniem. Nadal wydawało jej się czasami, że
widzi go kątem oka po drugiej stronie ulicy czy znikającego za regałami w
supermarkecie. – Dziadek był znakomitym malarzem, równie dobrym, jeśli nie
lepszym, jak wszyscy kalifornijscy impresjoniści i pejzażyści, którzy wystawiani są
w muzeach na obu wybrzeżach. Wierzę w niego. A on wierzył we mnie.
– Skarbie, jestem pewna, że twój ojciec... – zaczęła Dottie.
Lacey nie dała sobie przerwać.
– Bez dziadka próbowałabym być kimś, kim nie jestem: damą z towarzystwa, a
nie artystką. Nie proszę was, żebyście wspierali moje decyzje pieniędzmi czy
głaskaniem po główce. Ale, do licha, nie zachowujcie się tak, jakbym potrzebowała
waszego pozwolenia. Zostawił obrazy mnie, nie wam. Umarł, zanim zrozumiałam,
jak wiele dla mnie znaczył. I przynajmniej to jedno mogę dla niego zrobić:
próbować wskrzesić go jako artystę i rozsławić jego nazwisko, bo nie zasługuje na
zapomnienie.
– Wciąż chcesz się bawić w odtwarzanie biografii Davida Quinna, nieznanego
artysty? – zapytał Brody.
– Chcę wiedzieć, skąd się wzięłam. Kocham swoją rodzinę, ale nie pasuję do
niej. Moje siostry pasują. – Uśmiechnęła się cierpko do matki. – Dwie na trzy to
chyba całkiem niezły wynik, prawda?
– Lacey. – Dottie objęła córkę. – Kochamy cię.
– I ja was kocham – odparła Lacey, odwzajemniając uścisk. – Co jednak nie
znaczy, że należymy do tego samego gatunku. Z wiekiem jestem coraz bardziej
podobna do samej siebie, a coraz mniej do was. Tęczowy Dziadek to rozumiał.
Rozumiał mnie wtedy, kiedy dla mnie to znaczyło... wszystko. Teraz chcę, by świat
zrozumiał, jaki był wspaniały.
Brody usiadł przy stole i oparł głowę na dłoniach. Kosmiczny pasztet.
– Więc dobrze, chcesz się dowiedzieć wszystkiego o swoim ukochanym
dziadku, moim ojcu, największym, najbardziej egoistycznym łajdaku na świecie –
powiedział na głos, patrząc na córkę, która zawsze potrafiła zbić go z tropu. –
Jesteś jedyną osobą, którą zauważał. Resztę rodziny zaledwie tolerował.
Lacey nie wiedziała, co powiedzieć.
– Nie był dobrym człowiekiem – stwierdził w końcu Brody. – To, czego się o
nim dowiesz, nie pomoże ci, ale z całą pewnością zasmuci. Daj spokój. Lacey.
Niektórzy ludzie nie są tacy, za jakich chcemy ich uważać.
– Dziadek był świetnym malarzem – upierała się Lacey. – Przykro mi, że nie
był dobrym ojcem i mężem, ale...
– I tak to zrobisz.
Kiwnęła głową.
– Właśnie dlatego zostawił wszystko mnie. Choć nie podpisał ani jednego
obrazu, znał wartość swojej sztuki. Ja też ją znam. Wy nie.
– A co będzie, jeśli ta twoja ważna malarka nie zobaczy niczego specjalnego w
obrazach mojego ojca? – powiedział Brody po chwili.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin