Lumley.B-Nekroskop_2_Wampiry.pdf

(636 KB) Pobierz
5716880 UNPDF
Brian Lumley
Nekroskop: Wampiry
Tom drugi sagi
Spis tresci
Rozdzial pierwszy
Dwudziesty siódmy sierpnia, 1977. Godzina pietnasta.
Rozdzial drugi
Rozdzial trzeci
Rozdzial czwarty
Rozdzial piaty
Rozdzial szósty
Rozdzial siódmy
Rozdzial ósmy
 
Rozdzial dziewiaty
Rozdzial dziesiaty
Rozdzial jedenasty
Rozdzial dwunasty
Rozdzial trzynasty
Rozdzial czternasty
Rozdzial pietnasty
Rozdzial szesnasty
Epilog
Rozdzial pierwszy
Popoludnie, ostatni poniedzialek stycznia 1977, godzina czternasta trzydziesci czasu
srodkowoeuropejskiego; Zamek Bronnicy w poblizu szosy sierpuchowskiej, niedaleko od Moskwy. W
Tymczasowym Centrum Badan zadzwonil telefon...
Zamek Bronnicy wznosil sie na torfiastej polanie, posrodku otoczonej gestym lasem drogi, bialej teraz
od sniegu. Dom, czy raczej dwór, odarty ze swego dziedzictwa, laczyl w sobie koncepcje
architektoniczne kilku epok. Pare skrzydel wzniesiono niedawno na starych, kamiennych fundamentach,
uzywajac do tego nowoczesnej cegly. Inne dobudowano z tanich bloków zuzlu, pomalowanych na
zielono i szaro - w barwy ochronne. Dawny dziedziniec, zamkniety skrzydlami palacu, oslonieto dachem,
pomalowanym równiez tak, by zlewal sie z otoczeniem. Osadzone w masywnych, spadziscie
zakonczonych scianach szczytowych, blizniacze minarety wznosily wysoko ponad okolice spekane,
 
baniaste kopuly o zabitych deskami oknach, przypominajacych zamkniete oczy. Twierdza miala sprawiac
wrazenie miejsca opustoszalego - górne pietra wiezyczek pozostawiono niszczejace, niczym zepsute kly.
Z lotu ptaka zamek wygladal na stara, zapadla ruine. Mijalo sie to jednak dalece z prawda.
Przed zadaszonym dziedzincem stala dziesieciotonowa ciezarówka z odrzuconymi polami plandeki. Rura
wydechowa wypuszczala w mrozne powietrze ostry, niebieskawy dym. Agent KGB, w
charakterystycznym „mundurze” - znoszonym kapeluszu i ciemnoszarym plaszczu, spojrzal na
zaladowana platforme samochodu i wzdrygnal sie. Wpychajac dlonie gleboko w kieszenie, odwrócil sie
do drugiego mezczyzny, ubranego w bialy kitel technika.
- Towarzyszu Krakowicz - mruknal. - Czym oni sa, u diabla? I co tutaj robia?
Feliks Krakowicz zerknal na niego.
- Gdybym wam powiedzial, nie zrozumielibyscie. A gdybyscie zrozumieli, nie uwierzylibyscie.
Podobnie jak jego byly szef, Grigorij Borowic, Krakowicz uwazal wszystkich funkcjonariuszy KGB za
pólglówków. Wolal ograniczac udzielanie im informacji oraz pomocy do kompletnego minimum - rzecz
jasna, w granicach przyzwoitosci i bezpieczenstwa osobistego. KGB nie celowalo w wybaczaniu i
zapominaniu.
Agent wzruszyl ramionami i zapalil krótkiego brazowego papierosa, zaciagajac sie gleboko przez
kartonowa tutke.
- Jednak mnie sprawdzcie - powiedzial. - Zimno tu, ale mnie jest dosc cieplo. Widzicie, kiedy udam sie
z raportem do towarzysza Andropowa - a zapewne nie musze przypominac wam, jaka pozycje zajmuje
w Politbiurze - bedzie oczekiwal ode mnie pewnych odpowiedzi i dlatego ja oczekuje ich od was.
Bedziemy wiec tu stali, az...
- Zombi! - gwaltownie przerwal mu Krakowicz. - Mumie! Ludzie martwi od setek lat. Swiadczy o tym
tez ich uzbrojenie i...
Uslyszal natarczywy dzwonek telefonu i odwrócil sie ku drzwiom.
- Dokad idziecie? - Agent KGB drgnal, wyciagajac rece z kieszeni. - Oczekujecie, ze powiem Jurijowi
Andropowowi, ze tej masakry... dokonaly truposze?
Niemal udlawil sie dwoma ostatnimi slowami, rozkaszlal sie glosno, na koniec splunal.
- Skoro staliscie tak dlugo wsród spalin - rzucil przez ramie Krakowicz - palac ten siekany sznurek,
równie dobrze mozecie wlezc do nich, na platforme! - Przeszedl przez drzwi, zamykajac je z trzaskiem.
- Zombi? - Agent zmarszczyl brwi i znów spojrzal na ciezarówke pelna trupów.
Nie wiedzial, ze byli to Tatarzy krymscy, wyrznieci w roku 1579 przez rosyjskie posilki, spieszace na
odsiecz lupionej Moskwie. Spoczeli w torfie, który zakonserwowal ich ciala. Pogineli i legli we krwi i
blocie, by przed dwiema nocami powrócic, wypowiadajac wojne Zamkowi Bronnicy. Tatarzy i ich
mlody przywódca, Anglik, Harry Keogh, wygrali ten bój, gdyz walke przezylo zaledwie pieciu obronców
placówki. Krakowicz byl jednym z tej piatki. Pieciu z piecdziesieciu trzech, a jedyna ofiara po stronie
wroga byl sam Harry Keogh. Zdumiewajaca dysproporcja, jesli nie liczyc Tatarów. A ich liczyc byloby
trudno, skoro nie zyli juz przed rozpoczeciem walki...
 
O tym wlasnie myslal Krakowicz, wchodzac na dawny dziedziniec, bedacy obecnie ogromna hala,
wylozona plastykowymi plytkami i podzielona na sale, niewielkie apartamenty i laboratoria. Pracownicy
Wydzialu E prowadzili badania i doskonalili swe talenty ezoteryczne we wzglednym komforcie, czy tez w
takich warunkach i otoczeniu, jakie najlepiej sluzyly ich pracom. Przed czterdziestoma osmioma
godzinami placówka ta wygladala nieskazitelnie, teraz, w miejscach, gdzie kule podziurawily scianki
dzialowe, a wybuchy porozrywaly sufity, przypominala zgliszcza.
Skutki eksplozji i pozaru byly widoczne na kazdym kroku. Dziw, ze to miejsce nie spalilo sie
doszczetnie.
W uporzadkowanej z grubsza czesci hali, nazwanej Tymczasowym Centrum Badan, ustawiono stól, a
na nim telefon. Krakowicz zatrzymal sie na moment, zeby odciagnac na bok kawal przegrody, tarasujacy
mu czesciowo droge. Pod spodem zobaczyl na wpól zagrzebana w pokruszonym gipsie i tluczonym szkle
ludzka reke, przypominajaca wielkiego, szarego slimaka. Cialo wyschlo na wiór, przybralo barwe starej
skóry, a kosc sterczaca z ramienia byla lsniaco biala. Krakowicz przypomnial sobie, jak ostatniej nocy
podobne strzepy, nie wiedzione glowa ani mózgiem, pelzaly, walczyly, zabijaly.
Wzdrygnal sie, odsunal butem ramie na bok i podszedl do telefonu.
- Halo, tu Krakowicz.
- Kto? - To byl kobiecy glos, bardzo pewny swego. - Krakowicz? Wy tu dowodzicie?
- Sadze, ze tak. Ja - odpowiedzial. - Czym moge wam sluzyc?
- Mnie niczym. Ale towarzysz pierwszy sekretarz móglby to powiedziec. Próbuje sie z wami polaczyc
juz od pieciu minut!
Krakowicz padal ze zmeczenia. Nie spal od owej koszmarnej nocy, watpil, czy kiedykolwiek zasnie.
Wraz z czterema pozostalymi niedobitkami, z których jeden zwariowal, wydostal sie z komory
bezpieczenstwa dopiero w niedziele rano, kiedy wszystko sie uspokoilo. Od tamtej pory jego
towarzysze zdazyli juz zlozyc zeznania i zostali odeslani do domów. Zamek Bronnicy byl placówka scisle
tajna, ich opowiesci powinny wiec pozostac w tajemnicy. Krakowicz zazadal, by cala sprawe
niezwlocznie przekazano Leonidowi Brezniewowi. Tak tez glosil Regulamin: Wydzial E podlegal
osobiscie i bezposrednio Brezniewowi, mimo iz pierwszy sekretarz scedowal to na Grigorija Borowica.
Wydzial byl wazny dla przewodniczacego partii, Brezniew zapoznawal sie ze wszystkimi efektami jego
dzialania (a przynajmniej z co wazniejszymi). Borowic musial takze informowac go obszernie na temat
prac psychotronicznych wydzialu - prawdziwie paranormalnego szpiegostwa - Brezniew powinien byc
wiec choc w czesci przygotowany do oceny tego, co wydarzylo sie na placówce. Na to przynajmniej
liczyl Krakowicz. Tak, czy inaczej, bylo to lepsze niz próba wyjasnienia wszystkiego Jurijowi
Andropowowi.
- Krakowicz? - szczeknelo w sluchawce.
- Hm, tak jest, Feliks Krakowicz. Z zespolu towarzysza Borowica,
- Feliks? Po co podajecie mi imie? Sadzicie, ze bede zwracal sie do was po imieniu? - Pierwszy
sekretarz mówil ostrym tonem. Krakowicz slyszal kilka z nieszczesnych przemówien Brezniewa.
- Ja... nie, oczywiscie, ze nie, towarzyszu pierwszy sekretarzu. - Ale ja...
 
- Sluchajcie, wy tam dowodzicie?
- Tak, ja, towarzyszu pier...
- Dajcie sobie z tym spokój - zgrzytnal Brezniew. - Potrzebuje wyjasnien, a nie przypominania mi, kim
jestem. Nie przezyl nikt wyzszy od was ranga?
- Nie.
- Ktos równy wam ranga?
- Czterech, w tym jeden oblakany.
- Co? - wrzasnal Brezniew.
- Postradal zmysly, kiedy... kiedy to sie stalo.
- Wiecie, ze Borowic nie zyje?
- Tak, sasiad znalazl go w jego daczy w Zukowce. Sasiad, to byly funkcjonariusz KGB. Skontaktowal
sie z towarzyszem Andropowem, który przyslal tu swojego czlowieka. Ten czlowiek jest teraz na
miejscu.
- Znam jeszcze jedno nazwisko - dociekal niski, chrapliwy glos Brezniewa. - Borys Dragosani. Co z
nim?
- Nie zyje. - Krakowicz nie zdazyl powstrzymac slów. - Dzieki Bogu!
- Co? Cieszycie sie, ze jeden z waszych towarzyszy nie zyje?
- Ja..? Tak, ciesze sie. - Krakowicz byl zbyt zmeczony, aby cokolwiek owijac w bawelne. - Sadze, ze
bral udzial w tym spisku, a przynajmniej sciagnal ich na nas. O tym jestem przekonany. Jego cialo jeszcze
tu jest. Podobnie ciala innych naszych... i tego Harry’ego Keogha, zapewne brytyjskiego agenta. A
takze...
- Tatarzy? - Brezniew byl juz spokojny. Krakowicz odetchnal z ulga. Pierwszy sekretarz nie okazal sie
jednak niewolnikiem schematów.
- Tez, ale juz nie sa... aktywni - odpowiedzial.
- Krakowicz... hm, Feliks, powiadasz? Czytalem zeznania pozostalej trójki. Mówia prawde? Zadnej
szansy na pomylke, zbiorowa hipnoze, omamy czy cos takiego? Naprawde bylo az tak zle?
- To wszystko prawda, zadnych pomylek. Bylo az tak zle.
- Posluchaj, Feliksie. Trzeba sie tym zajac. To znaczy, chce, zebys ty sie tym zajal. Wydzial E nie moze
zostac zamkniety. Na rzecz naszego bezpieczenstwa zdzialal wiecej, niz mozna by przypuszczac. A
Borowic byl dla mnie cenniejszy niz wiekszosc moich generalów. Zamierzam odtworzyc ten wydzial. I
wyglada na to, ze masz robote. Krakowicz zostal zaskoczony, propozycja zbila go z nóg.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin