Barbara McMahon - Siostry Beaufort 1 - Spróbujmy raz jeszcze.pdf

(426 KB) Pobierz
QPrint
BARBARA McMAHON
5773471.001.png
ROZDZIAý PIERWSZY
Natarczywy dŅwiħk koþatki spowodowaþ, Ňe Margot przyspieszyþa kroku. Po chþodnej,
marmurowej posadzce poruszaþa siħ niemal bezszelestnie. Jej serce byþo dziĻ rwnie zimne.
Ostatnie tygodnie caþkowicie jĢ wyczerpaþy. A dzisiejszy pogrzeb dopeþniþ czary goryczy. Z
jednej strony przejmujĢcy smutek, z drugiej zaĻ mordercze, niedajĢce wytchnienia sþoıce. W
lutym... Bardzo dziwne. Ale przecieŇ przez ostatnie kilka tygodni nic nie byþo jak naleŇy.
Dlaczego wiħc dzisiaj miaþoby byę inaczej. Byþa zmħczona. Zbyt zmħczona, by zajmowaę siħ
czymkolwiek. Za duŇo stresw. Powinna daę wytchnienie napiħtym do granic moŇliwoĻci
nerwom. Bardziej niŇ czegokolwiek pragnħþa znaleŅę siħ wreszcie w þŇku i po prostu na
moment o tym wszystkim zapomnieę.
Kto to mgþ byę? PrzecieŇ ostatni goĻę wyszedþ juŇ jakiĻ czas temu. CzyŇby ktoĻ czegoĻ
zapomniaþ? OtwierajĢc drzwi, prbowaþa uþoŇyę usta w coĻ na ksztaþt uĻmiechu. Lecz ten
nieudolny grymas natychmiast zastygþ na jej twarzy. Zamarþa. To niemoŇliwe! Raud Marstall!
Ostatni czþowiek na Ļwiecie, ktrego by siħ dzisiaj spodziewaþa. Przez uþamek sekundy fala
emocji przeszyþa jĢ boleĻnie jak sztylet. Z prawdziwym przeraŇeniem patrzyþa na swojego
mħŇa, niezdolna wydusię z siebie ani sþowa. Nie wiedziaþa, czy bardziej zaskoczona jest jego
wizytĢ, czy swojĢ reakcjĢ, tĢ niepojħtĢ gmatwaninĢ uczuę, w ktrej niedowierzanie i
wĻciekþoĻę walczyþy o miejsce z rozdzierajĢcym serce Ňalem i radoĻciĢ. Czego on jeszcze od
niej chciaþ? I dlaczego wþaĻnie dziĻ?
- Witaj, Margot - powiedziaþ gþosem, ktrego nigdy nie zdoþaþa wymazaę z pamiħci.
WyglĢdaþ jeszcze bardziej pociĢgajĢco niŇ kiedykolwiek. - Wybierasz siħ gdzieĻ? - zapytaþ
miħkko, bacznie przyglĢdajĢc siħ jej czarnej sukience, naszyjnikowi z pereþ i gþadko
ĻciĢgniħtym do tyþu wþosom.
W korytarzu panowaþ pþmrok. Jednak udaþo jej siħ dostrzec, Ňe Raud Ļwietnie wyglĢda. Jak
zwykle krtko przyciħte wþosy, doskonale skrojony garnitur i niezwykle drogie buty. MoŇe
trochħ siħ postarzaþ i... jakby zhardziaþ. Emanowaþa z niego aura sukcesu. Zawsze o nim
marzyþ. Sukces! To wþaĻnie byþo dla niego w Ňyciu najwaŇniejsze. A zatem udaþo mu siħ
osiĢgnĢę cel. Ale jakim kosztem? Nagþy ostry bl przeszyþ jej ciaþo. OŇyþy w niej trudne do
zniesienia wspomnienia: poczucie zdrady, bezgraniczny smutek i Ňal po niespeþnionych
marzeniach. To w skrcie historia jej maþŇeıstwa.
Zacisnħþa dþoı na klamce tak mocno, aŇ poczuþa bl. Jakby od tej chwili miaþo zaleŇeę caþe
jej Ňycie. Wieki minħþy od czasu, kiedy ich krtkie, siedmiomiesiħczne maþŇeıstwo siħ
rozpadþo. Jeszcze wczoraj przysiħgþaby, Ňe Raud nic dla niej nie znaczy; Ňe przerobiþa juŇ tħ
trudnĢ lekcjħ; Ňe ma to za sobĢ. Przez caþy ten czas þudziþa siħ, iŇ skutecznie wyrzuciþa go ze
swego Ňycia. Jednak jej reakcja jednoznacznie temu wszystkiemu zaprzeczaþa. Jakim prawem
Raud przychodzi tu bez uprzedzenia, pomyĻlaþa rozgoryczona. Jakby nigdy nic. Po piħciu
latach!
Miaþa ochotħ zatrzasnĢę drzwi tuŇ przed jego nosem. Jednak dobre maniery, wpajane jej od
dzieciıstwa, nie pozwoliþy na tak bezceremonialne zachowanie. Zapytaþa, wiħc z jawnĢ
niechħciĢ:
- Co ty tu robisz?
- Przyszedþem, Ňeby siħ z tobĢ zobaczyę.
Jego chþodny ton w niczym nie przypominaþ namiħtnego szeptu, jaki sþyszaþa nocami. Ale to
byþo, zanim jĢ zawidþ. Zanim siħ od niej odwrciþ, by zajĢę siħ innymi, waŇniejszymi w jego
mniemaniu rzeczami.
- Nie chcħ ciħ widzieę! - Zabrzmiaþo to trochħ dziecinnie, ale niezbyt siħ tym przejħþa.
Chciaþa, Ňeby sobie poszedþ. WystarczajĢco dþugo przez niego cierpiaþa.
- W ciĢgu ostatnich lat staþo siħ dla mnie jasne... Mam na myĻli, Ňe nadszedþ czas,
aby... - Przerwaþo mu czyjeĻ nawoþywanie.
- Kto tam jest, Margot? - W holu pojawiþa siħ Shelby. Jej obcasy stukaþy gþoĻno po
marmurowej posadzce. - Nie wierzħ wþasnym oczom! Raud! - Zatrzymaþa siħ i patrzyþa na
niego w osþupieniu. - Nie spodziewaþyĻmy siħ ciebie.
- Shelby... - SkinĢþ gþowĢ na znak powitania. I ona byþa w czerni. ýowiþ wzrokiem
wszelkie rŇnice i podobieıstwa pomiħdzy kobietami. Margot byþa starsza o pþtora roku i
kilka centymetrw niŇsza od swojej mþodszej siostry. Obie miaþy niebieskie oczy, ale Margot
byþa brunetkĢ, podczas gdy wþosy Shelby miaþy kolor kasztanowy.
- SkĢd siħ tu wziĢþeĻ? - Shelby wyczuwaþa ogromne napiħcie, ktre dosþownie wisiaþo
w powietrzu.
Margot zaczħþa Ňaþowaę, iŇ nie zatrzasnħþa mu drzwi przed nosem. Powinna byþa udawaę, Ňe
go nie zna. Nie potrzebowaþa tego caþego zamieszania, a juŇ na pewno nie dzisiaj.
- WþaĻnie pytaþam go o to samo - powiedziaþa, odwracajĢc siħ do siostry. - Twierdzi,
Ňe przyszedþ spotkaę siħ ze mnĢ. - Byþa wyraŅnie zdenerwowana. ņywiþa nadziejħ, Ňe
najgorsze ma juŇ za sobĢ. A tu proszħ... CzyŇby juŇ nigdy nie dane jej byþo zaznaę spokoju?
- Nie spodziewaþyĻmy siħ ciebie, Raud - rzuciþa Shelby z chþodnym uĻmiechem. - Jak
siħ dowiedziaþeĻ?
Jeszcze raz obrzuciþ wzrokiem na czarno ubrane siostry i nagle wszystko zaczħþo do siebie
pasowaę. Wszystko staþo siħ jasne. Jak mgþ siħ nie domyĻlię?
- Bardzo mi przykro. - Spojrzaþ ciepþo na Margot. -To babcia?
Skinħþa na potwierdzenie gþowĢ.
Psiakrew. Gorszego momentu nie mogþem wybraę, pomyĻlaþ. Przyszedþ, Ňeby porozmawiaę o
rozwodzie. Ich maþŇeıstwo rozpadþo siħ kilka lat temu, chodziþo, zatem jedynie o formalne
potwierdzenie istniejĢcego stanu rzeczy. Wymagane dokumenty, juŇ przygotowane do
podpisu, miaþ w kieszeni. No cŇ, musiaþ pogodzię siħ z tym, Ňe tym razem jego osþawiona
intuicja zupeþnie go zawiodþa.
- To wyjaĻnia, dlaczego ty otworzyþaĻ drzwi. Gdyby Ňyþa Harriet, o przepraszam,
twoja babcia, nigdy nie pozwoliþaby na to - powiedziaþ z nutĢ sarkazmu w gþosie.PrzechodzĢc
koþo Margot, dostrzegþ, Ňe jest blada i mizerna. Na moment zrobiþo mu siħ jej Ňal. Lecz juŇ po
chwili otrzĢsnĢþ siħ i przypomniaþ sobie, po co tu przyszedþ. Co robiþa przez te piħę dþugich
lat? OczywiĻcie, poza permanentnym unikaniem go... Wiele razy prbowaþ siħ z niĢ
skontaktowaę, lecz ona nigdy nie przejawiaþa ochoty, by siħ z nim spotkaę.
- Kiedy Harriet zmarþa? - zapytaþ po chwili.
- W czwartek. WþaĻnie wrciþyĻmy z pogrzebu. -Margot puĻciþa wreszcie klamkħ i
westchnħþa gþħboko. Pozwoliþa, Ňeby poszedþ przodem. Zastanawiaþa siħ, co powinna zrobię.
Zdecydowanie nie chciaþa go tutaj. Jeszcze bardziej od jego obecnoĻci draŇniþy jĢ emocje,
wywoþane tym nieoczekiwanym pojawieniem siħ Rauda. I bez tego miaþa doĻę problemw.
- Co to za zamieszanie? - Z rozmyĻlaı wyrwaþ jĢ gþos Georgii, wynurzajĢcej siħ z
salonu. ZauwaŇyþa Rauda i jej twarz natychmiast siħ rozĻwietliþa. Podbiegþa do niego i
zarzuciþa rħce na jego szyjħ. - Raud! Jaka cudowna niespodzianka!
Byþa prawie tak wysoka, jak siostry. Lecz jej wpadajĢce w popielaty blond wþosy czyniþy jĢ
do nich niepodobnĢ. Choę z drugiej strony miaþa ten sam ujmujĢcy uĻmiech i te same
gþħbokie, niebieskie oczy.Margot przypatrywaþa siħ tej scenie z pewnym niesmakiem.
Marzyþa w tym momencie, by jej mþodsza siostra byþa nieco mniej spontaniczna. Wiedziaþa
jednak, Ňe Georgia zawsze miaþa sþaboĻę do Rauda. KiedyĻ, bħdĢc jeszcze nastolatkĢ, kochaþa
siħ w nim. Zdrajczyni, pomyĻlaþa Margot, choę zdawaþa sobie sprawħ, iŇ Georgia nic tu nie
zawiniþa. Ona nie miaþa o niczym pojħcia. Nie wiedziaþa, Ňe Raud zþamaþ Margot serce i
zamieniþ jej Ňycie w piekþo. A potem zupeþnie zapomniaþ o swej Ňonie, nigdy nie prbowaþ siħ
z niĢ skontaktowaę... Nie miaþa jednak siþy teraz o tym myĻleę. Uprzytomniþa sobie ku
swojemu przeraŇeniu, Ňe wiele daþaby za to, by mc przytulię siħ do jego ciepþego,
muskularnego ciaþa. Ten jeden ostatni raz. Czuþa siħ taka zmħczona i osamotniona.
- PrzyszedþeĻ, aby nam pomc w zaþatwianiu formalnoĻci i porzĢdkowaniu wszystkich
spraw? - zapytaþa podekscytowana Georgia. - Brakowaþo nam ciebie. Prawda, dziewczyny? -
Spojrzaþa na siostry.
- Nie! - przerwaþa szorstko Margot. - Nie potrzebujemy twojej pomocy! JakoĻ
poradziþyĻmy sobie bez ciebie przez te wszystkie lata, to i teraz sobie poradzimy.
Georgia zamarþa, sþyszĢc te sþowa. Shelby zaĻ, zaskoczona rozwojem sytuacji, zerkaþa
nerwowo to na Margot, to na Rauda. Raud zacisnĢþ mocno zħby, lecz jego oczy nie zdradzaþy
Ňadnych emocji.
- Przyszedþem, Ňeby z tobĢ porozmawiaę, Margot. Przyznajħ, okolicznoĻci nie sĢ
sprzyjajĢce, ale to waŇna sprawa. - Od lat rozmyĻlaþ nad sþowami, ktre wypowie, kiedy stanĢ
ze sobĢ twarzĢ w twarz. Lecz teraz, kiedy pochowaþa wþaĻnie babciħ, nie byþ juŇ pewny, co
wþaĻciwie chce jej powiedzieę. Wiedziaþ, Ňe byþa bardzo zŇyta z Harriet. MoŇe za dzieı lub
dwa, kiedy emocje nieco opadnĢ, bħdzie mgþ przejĻę do sedna sprawy. Poczeka. Z
pewnoĻciĢ jednak nie wyjdzie stĢd, dopki nie zaþatwi sprawy. O nie! PodjĢþ decyzjħ i nie
zamierzaþ siħ wycofywaę w pþ drogi.
- No cŇ, nie bardzo wiem, jaka waŇna sprawa ciħ tu sprowadza, lecz muszħ przyznaę,
Ňe wybraþeĻ sobie nie najlepszy moment. - Sþowa Margot przywoþaþy go do rzeczywistoĻci. -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin