Albert Schweitzer.pdf

(175 KB) Pobierz
Microsoft Word - Albert Schweitzer.doc
Człowiek naszych czasów
Kim był ten, który wypowiedział powszechne ludzkie pragnienia pokoju, szczęścia i postępu?
Albert Schweitzer urodził się 14 stycznia 1875 roku w Kaysersbergu, małym średniowiecznym
miasteczku alzackim. Dzieciństwo Alberta, drugiego z pięciorga rodzeństwa, było bardzo szczę-
śliwe i spokojne. Ojciec był to „najlepszy przyjaciel”; o matce pisał, że „nie byliśmy nigdy skłonni
do wynurzania słowami wzajemnych łączących nas uczuć, rozumieliśmy się bowiem bez
słów”.
Dzieciństwo, młodość i szkoły Alberta w Günsbach, Münster i Mülhausen, upłynęły w Alzacji,
w której stapiały się różne wpływy religijne, polityczne i społeczne, narodowościowe i językowe.
Oficjalnym językiem był niemiecki, w domu panował miejscowy dialekt, w korespondencji ro-
dzinnej – francuski.
Schweitzer przyznawał, że myśli raczej w języku niemieckim, jednak dzieło o Bachu pisał po
francusku, a po maturze udał się do Paryża, gdzie osiedlili się jego dwaj stryjowie: August i Karol
– dziadek Jean-Paula Sartre’a. Już w dzieciństwie i młodości ujawniały się rozległe zaintereso-
wania Alberta i kształtujące je wpływy środowiska powodujące wielokierunkowość studiów, za-
jęć i pracy w dziedzinach: muzyki i muzykologii, teologii i filozofii, medycyny i działalności spo-
łeczno-politycznej, wspieranej wielkim talentem pisarskim i publicystycznym.
Albert kontynuuje muzyczne tradycje rodzinne i wcześnie interesuje się muzyką. Od piątego
roku życia uczy się gry organowej, w ósmym – występuje z pierwszym koncertem, od dziewiąte-
go gra na organach kościołów w Günsbach i Mülhausen. Przyczynia się wielce do poznania i roz-
powszechnienia w wielu krajach muzyki Cezara Francka, Ryszarda Wagnera, a nade wszystko –
Jana Sebastiana Bacha. Jako wirtuoz-organista występuje w wielu miastach. Największe jego
powodzenie przypada na lata po pierwszej wojnie światowej i okres międzywojenny. Występuje
jeszcze po drugiej wojnie światowej. Artur Honegger pisał o nim „tymi samymi rękami, którymi
ludziom budował szpital w Lambarene, ukazał wielkość chorałów Bacha wielu ludziom nie-
czułym dotąd na piękno muzyki”.
Dochody z działalności muzycznej – występów, wykładów, publikacji – przeznacza Schweitzer
na swe studia i działalność lekarską i szpitalniczą. Od dzieciństwa interesuje się też budową or-
ganów, wydaje cenne prace o ich konstrukcji i użytkowaniu, ratuje liczne zabytkowe instrumenty
(mówiono nawet „Schweitzer w Afryce jest zbawcą Murzynów, w Europie starych organów”) ,
buduje własne instrumenty. Jako pianista opracowuje sam lub z lekarzami zagadnienia psycho-
fizjologii gry fortepianowej. Przyjaźni się z rodziną Wagnera (pozostawia wspomnienia o niej), z
francuskim pisarzem Romain Rollandem, słynnym kompozytorem Arturem Honeggerem, sław-
ną polską klawesynistką Wandą Landowską i genialnym hiszpańskim wiolonczelistą Pablem
Casalsem. Razem z nim otrzymuje też doktorat honoris causa uniwersytetu w Edynburgu.
Albert Schweitzer wywiódł się z rodu pastorów, byli nimi jego dziadek, ojciec i wuj. Od 18 ro-
ku życia studiował teologię i filozofię w Strasburgu i Paryżu. Zdał państwowy egzamin z teologii,
uzyskał kolejno doktoraty z filozofii i teologii ewangelickiej. Został wykładowcą, a następnie do-
centem wydziału teologii, odrzucając propozycje profesury.
Po ukończeniu studiów Schweitzer podejmuje obowiązki duszpasterskie w Strasburgu (peł-
niąc tu też funkcje dyrektora seminarium), kontynuuje je nawet jako lekarz w Lambarene i
Strasburgu. Jego opinie o błędach przeszłości Kościoła (stosunek do niewolnictwa, inkwizycji
itd.), zasady nieortodoksyjne, wielka tolerancja religijna były jednymi z powodów okresowych
trudności stwarzanych Schweitzerowi przez władze kościelne. Od pierwszych wystąpień, kazań i
rozważań Schweitzer podejmuje zagadnienia filozofii, teologii i religii, bytu, etyki i kultury.
W 1915 roku w afrykańskim buszu formułuje swą filozofię czci dla życia. Jej kanony najlepiej
oddają cytaty: „Jestem życiem, które chce żyć wśród innego życia, które też chce żyć. Muszę
więc szanować życie!”; „Istotą dobra jest życie utrzymywać, życie popierać i życie wznosić na
najwyższy poziom. Złem jest życie niszczyć, życiu przeszkadzać i życie hamować w rozwoju.
Oto podstawowa zasada etyki – konieczna, powszechna i absolutna”. Zbliżone myśli wypowia-
dało wielu wybitnych humanistów m.in. pisarz Wiktor Hugo, polityk Alfred Jaurès, lekarz Ju-
liusz Grasset, biolog Alexis Carrel i psychiatra Zygmunt Freud.
1
Schweitzerowi zawdzięczamy współczesne sformułowanie i nadrzędne umiejscowienie zasady
czci dla życia, szczególnie zaś jej wzorową realizację.
Objęcie nakazem czci dla życia całej przyrody uczyniło ze Schweitzera nie tylko „przyjaciela
ludzi”, lecz również „przyjaciela zwierząt”, pioniera tak dziś ważnej walki o ochronę środowiska.
Wykazanie więzi kultury i światopoglądu, zgubnych wpływów cywilizacji (zwłaszcza industriali-
zacji, mechanizacji i urbanizacji), uznanie wojny za skutek kryzysu kultury i światopoglądu było
bardzo cenne dla walki z dekadentyzmem, negującym sens i wartość życia lub świata oraz z za-
sadami, metodami i pseudofilozofiami nacjonalistycznych, totalitarnych systemów.
Schweitzer uważał, że jego szczęśliwe dzieciństwo, zdrowie, siła i energia to dary, które winny
służyć innym. Jeszcze jako student pomagał dzieciom, sierotom, włóczęgom i byłym więźniom.
W 1905 roku rozpoczął studia medyczne, będąc już potrójnym doktorem z filozofii, teologii, mu-
zykologii i docentem. W 1913 roku uzyskuje doktorat medycyny, na podstawie rozprawy „Psy-
chiatryczna ocena Jezusa”. W czasie studiów i po nich czyni przygotowania do realizacji swoich
projektów. W 1904 roku ujął go bowiem apel o pomoc misyjną i lekarską dla ludności Gabonu.
W miesiąc po doktoracie, z siedemdziesięcioma skrzyniami sprzętów, leków i opatrunków, udaje
się do Gabonu, do Lambarene, wioski oddalonej 40 kilometrów na południe od równika, leżącej
na wyspie rzeki Ogowe.
Pierwsza poradnia działa w pospiesznie naprawionym i oczyszczonym kurniku; w pierwszym
baraku z falistej blachy odbywa się około 40 konsultacji dziennie i operacje, dalsze baraki z
bambusa mieszczą około 50 łóżek. Żona Schweitzera Helena i tubylec Józef stanowią resztę per-
sonelu. Pierwsza wojna światowa powoduje oddanie Schweitzera pod nadzór wojskowy, a na-
stępnie przewiezienie do Francji i internowanie. Po uwolnieniu Schweitzer pracuje jako pastor i
lekarz w Strasburgu, zbiera nowe środki na szpital w Lambarene. Wraca w 1924 roku, a już w
1927 zaczyna działać nowy szpital.
Schweitzer wszelkimi sposobami zdobywa nadal środki na swój szpital, dopiero jednak w
1929 roku jest zadowolony z rozwoju i wyposażenia i stwierdza, że praca tu stała się przyjemno-
ścią. W czasie drugiej wojny światowej dotkliwy brak leków, opatrunków, a nawet żywności ła-
godzi dopiero pomoc krajów zachodnich dla już 300 pacjentów szpitala. Z darów, głównie ame-
rykańskich, powstaje w 1949 wioska trędowatych. Za życia i po śmierci Schweitzera (4 września
1965 roku) szpital rozwija się nadal, mimo różnych głównie materialnych trudności, stanowiąc
pomnik humanitarnej i lekarskiej myśli i dzieła Alberta Schweitzera.
Jest „wyzwaniem rzuconym nam wszystkim zaplątanym w powszednie egoistyczne sprawy
dnia codziennego. Jest wyzwaniem, rzuconym medycynie naszych dni, oskarżanej coraz czę-
ściej o zatracanie pięknych cech humanitarnych i o bezduszną technicyzację”. Nie darmo jedna
z ankiet rozpisanych wśród warszawskich studentów medycyny ukazała Schweitzera jako postać
skupiającą te cechy, których oczekuje się i wymaga od lekarza.
Ukoronowaniem życia Alberta Schweitzera była walka o postęp i pokój. Otrzymał za nią wiele
nagród za zasługi dla ludzkości m.in. od Frankfurtu nad Menem, Nagrodę Pokojową Księgarzy
Niemieckich i członkostwo Akademii Francuskiej oraz Pokojową Nagrodę Nobla (1954 rok).
Pierwsza nagroda pozwoliła zbudować dom rodzinny w Günsbach, obecnie muzeum Alberta
Schweitzera, ostatnia w lwiej części została przeznaczona dla wioski trędowatych w Lambarene.
Od 1913 roku Schweitzer walczy o zasypanie przepaści między czarną i białą rasą w Afryce,
alarmuje świat o nędzy i potrzebach „trzeciego świata”, przeszło pół wieku przed afrykańskimi
ruchami wyzwoleńczymi wydaje „Prawa Afrykańczyków” i walczy z kolonizacją Czarnego Lądu.
W wielu wystąpieniach stara się usunąć nienawiść między Francją a Niemcami. Wielokrotnie
powtarza, że same instytucje, jak dawna Liga Narodów czy obecna Organizacja Narodów Zjed-
noczonych nie osiągną swych celów bez poparcia i dążenia wszystkich ludów do pokoju.
Związany przez kilkadziesiąt lat przyjaźnią z Albertem Einsteinem, zwany przezeń „najwięk-
szym człowiekiem naszych czasów”, interesuje się fizyką atomu i groźbą bomby atomowej.
Wspólnie z Einsteinem w latach 1954 i 1955 ogłasza apele o pokój; posłania ponawiane w latach
1957 i 1958 przez radio Oslo były retransmitowane przez 130 stacji radiowych z całego świata.
We współpracy z Paulingiem, Russelem i Niemöllerem, Schweitzer ogłasza w roku 1962 „Apel
do wszystkich” przeciwko zbrojeniom, doświadczeniom atomowym, łamaniu Karty Narodów
Zjednoczonych i Praw Ludzkich. Pochwala z uznaniem plan europejskiej strefy bezatomowej,
2
przedstawiony przez polskiego ministra spraw zagranicznych Adama Rapackiego. W sprawach
pokoju pisze wiele gorących listów do szefów różnych państw, wydaje publikacje, wygłasza żar-
liwe mowy, z których przede wszystkim należy wspomnieć „Zagadnienie pokoju” i „Pokój czy
wojna atomowa”.
Pamięć Alberta Schweitzera, jego moralną i materialną spuściznę podtrzymują i rozwijają
liczne towarzystwa schweitzerowskie, skupione w międzynarodowej unii. Z krajów socjalistycz-
nych wielkie osiągnięcia mają komitety schweitzerowskie w NRD i w Polsce.
Dzisiaj, gdy palące problemy humanizacji medycyny, stosunków międzyludzkich i międzyna-
rodowych oraz ochrony środowiska są znów przedmiotem wielu alarmów, projektów i działań –
postać, myśl i ofiarne dzieło Alberta Schweitzera zasługują na żywą pamięć i naśladownictwo.
Albert Schweitzer
POKÓJ CZY WOJNA ATOMOWA
Należy dołożyć wszelkich starań, by nie dopuścić do wojny, ponieważ wiadomo, jak strasz-
liwym złem byłaby ona w naszych czasach. W dwóch ostatnich wojnach dopuściliśmy się nie-
ludzkich okrucieństw, a w przyszłej moglibyśmy posunąć się jeszcze dalej. Wspólnie przeżyte
udręki powinny sprawić, abyśmy usilnie dążyli do ukształtowania takiego świata, w którym
nie będzie już wojen.
Wielu ludzi na świecie nie rozumie jeszcze, że straszliwa broń atomowa, jaką dysponujemy,
wyklucza możliwość wojny prowadzonej przy jej użyciu. Żyją oni z dnia na dzień, nie zdając
sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie zagraża pokojowi.
Istnieją też i tacy, którzy gloryfikują wojnę. Myślą o niej, entuzjastycznie idealizując moty-
wy koniecznej obrony. Nie biorą pod uwagę milionów ludzi złożonych w ofierze wojnom. Po-
winni więc odbyć wędrówkę po cmentarzach wojskowych usianych tysiącami krzyży, powinni
– zadać sobie pytanie: dlaczego ci, których razem pogrzebano, musieli cierpieć i umrzeć?
Oby powstał humanistyczny patriotyzm o szerszych horyzontach niż dotychczas!
Poczynając od dziś aż po wsze czasy, powinniśmy dążyć do tego, aby pokojowe rokowania,
a nie wojny, rozstrzygały wszelkie spory międzynarodowe. Wojna stała się rozwiązaniem,
które należy wykluczyć. W czasach poprzedzających naszą epokę, kiedy oręż miał ograniczony
zasięg działania, można było pacyfizm ironicznie uważać za utopię. Dziś jednak, gdy rozpo-
rządzamy bronią, która w jednej chwili może zniszczyć miliony ludzi z zatruć atmosferę, pokój
stał się bezwzględną koniecznością.
Pozytywną cechą naszych czasów jest dawanie posłuchu ludziom zaangażowanym w walkę
o pokój. Ale również poszanowanie poglądów humanistycznych jest nakazem chwili. Wszelkie
akcje i plany polityczne powinny wychodzić z inspiracji duchowej, dzięki której powstanie du-
chowa więź między narodami.
Mamy obecnie do wyboru dwa rodzaje ryzyka. Pierwszy polega na kontynuowaniu non-
sensownego wyścigu zbrojeń atomowych, nieuchronnie prowadzącego do wojny; drugi – na
zaprzestaniu zbrojeń atomowych w przeświadczeniu, że narody Wschodu i Zachodu mogą żyć
obok siebie w pokoju. Pierwszy nie daje żadnych gwarancji pomyślnego jutra, drugi zawiera
te możliwości, toteż należy go przyjąć.
Teoria zachowania pokoju, polegająca na wzajemnym straszeniu się i na stale rosnących
zbrojeniach atomowych, nie da się obronić przy istniejącym obecnie niebezpieczeństwie wojny.
Stała się bezużyteczna.
W świecie zapanować musi duch prawdziwego humanizmu, jeśli nie chcemy ulec niszczy-
cielskim wpływom ogarniającego dziś ludzkość ducha wrogości.
Zdecydowane działania dla sprawy zachowania pokoju są konieczne i naglące!
Precz z nieludzkim sposobem myślenia! Precz ze zbrojeniami atomowymi!
Żyjemy w czasach ponurych i pełnych niepokoju. Przyczyną jest dominacja nieludzkiego
sposobu myślenia.
3
Stan ten spowodował postęp nauki i techniki. Dzięki niemu wzrosła niepomiernie niszcząca
siła broni użytych w obu wojnach światowych, a ich zastosowanie sprawiło, że ludzie stali się
jeszcze bardziej okrutni zarówno w czynach, jak i w sposobie myślenia.
Poddaliśmy się temu bez protestu. W czasie wojen światowych zaczęto stosować okrutne
metody, polegające na zatapianiu przez łodzie podwodne wszystkich napotykanych okrętów i
bombardowaniu miast przez samoloty – nigdzie opinia publiczna nie przeciwstawiła się
wzrastającemu okrucieństwu. Stępiona została wrażliwość ludzi i narodów: zamykano oczy
na nieszczęścia spowodowane nowymi sposobami walki, na miliony istnień ludzkich złożonych
w ofierze wojnie.
Nie dokonaliśmy jeszcze należytej oceny tych wydarzeń i naszego do nich stosunku, gdy
wynalezienie broni atomowej stworzyło możliwość jeszcze większych zniszczeń i jeszcze więk-
szych okrucieństw.
Skutki wybuchu bomby atomowej, zrzuconej na Hiroszimę 6 sierpnia 1945 roku pozwalają
sobie wyobrazić wymiar możliwych nieszczęść i zagłady. Do zniszczeń spowodowanych eks-
plozją bomby o potwornej mocy dochodzi jeszcze promieniowanie radioaktywne, gwałtowne
ciśnienie powietrza i niezwykle wysoka temperatura wywołująca ogromne pożary. Mieszkań-
cy Hiroszimy, podobni do płonących pochodni, daremnie szukali ocalenia w wodzie. Dalsze
losy tych, którzy przeżyli Hiroszimę i losy ich potomstwa pozwoliły nam poznać tragiczne na-
stępstwa promieniowania radioaktywnego.
Dziś zaszliśmy tak daleko w doskonaleniu wszelkich rodzajów broni atomowej, że jej moc
jest ponad tysiąckrotnie większa od bomby rzuconej na Hiroszimę, a więc przechodzi wszelkie
wyobrażenie. Samo branie pod uwagę możliwości prowadzenia wojny atomowej już jest wy-
razem po prostu nieludzkiego sposobu myślenia.
Wszystkie narody, a zwłaszcza te, które dysponują bronią atomową, powinny wspólnie
wykluczyć możliwość wojny atomowej. Jednakże wiele narodów nie zdaje sobie sprawy z tego,
iż mamy tu do czynienia również z problemem duchowym i etycznym. Sądzą one w dalszym
ciągu, że dylemat: pokój albo wojna atomowa pozostaje kwestią czysto polityczną i wojskową,
a jego rozstrzygnięcie należy pozostawić politykom, dyplomatom i generałom.
W ten sposób od lat mówi się bezskutecznie o zaprzestaniu prób i rozbrojeniu. Kiedy w cza-
sie negocjacji wysuwa się argument, że użycie broni atomowej jest nieludzkie, nie trafia to do
przekonania niektórym politykom. Uważają oni, że należy założyć możliwość wojny atomo-
wej.
Nie bierze się pod uwagę faktu, wynikającego z czysto militarnych aspektów, że wojna ato-
mowa wyklucza prawdziwe zwycięstwo nad przeciwnikiem. Żaden z walczących nie zdoła
osiągnąć istotnej przewagi, a zwyciężony może wyrządzić zwycięzcy tak straszliwe szkody, że
ten nie odniesie najmniejszych korzyści ze swego zwycięstwa.
Praktycznie rzecz biorąc, obecnie nie ma takiego problemu spornego między narodami, któ-
rego znaczenie pozostawałoby w jakiejkolwiek proporcji do nieobliczalnych strat, nieuniknio-
nych w razie wybuchu wojny atomowej. Jest ona w każdej sytuacji całkowicie bezsensowna. A
mimo to niektórzy politycy wciąż jeszcze grożą, że ewentualnie, w tym czy w innym przypad-
ku posuną się do ostateczności, to znaczy do wojny atomowej…
W naszych czasach przyczyną wybuchu wojny pomiędzy Wschodem i Zachodem może być
istniejąca po obu stronach obawa przed zaskoczeniem przeciwnika. Broń atomowa jest bo-
wiem bronią zaskoczenia i napastnik będzie miał znaczną przewagę nad napadniętym. Ten lęk
wynikający z zagrożenia, lęk, by nie stać się łupem przeciwnika, wypływa z charakteryzujące-
go nasze czasy nieludzkiego sposobu myślenia. To fakt istnienia broni atomowej zniweczył za-
ufanie między wszystkimi narodami.
Groźby wojny możemy uniknąć tylko wtedy, gdy zdobędziemy się na dyktowaną rozumem
zmianę takiego sposobu myślenia; co więcej, gdy zdamy sobie sprawę z naszych zobowiązań
wobec ludzkości, domagającej się zniszczenia broni atomowej. Wówczas, być może, odrodzi się
atmosfera, w której narody będą mogły pertraktować ze sobą w zaufaniu.
Ludzie małej wiary wątpią w możliwość takiego duchowego i etycznego zwrotu. Dlaczego
miałby jednak nie nastąpić? Humanizm stanowi przecież podstawową cechę ludzkości. Gdy
poważnie zastanawiamy się nad tym, wiemy, że jest to jedynie możliwy sposób myślenia.
4
Wielką pomocą w naszym trudzie obrony człowieczeństwa może stać się etyka poszanowa-
nia życia. Etyka zajmująca się tylko stosunkiem człowieka do człowieka nie posiada szerokich
horyzontów właściwych etyce poszanowania życia. Przedmiotem zainteresowania czyni
głównie dobro bliźniego nie zaś zwalczanie okrucieństwa i zabijania, czego wymagają obecne,
trudne czasy. Etyka poszanowania życia, powstała w naszej epoce, tkwi w niej mocno i po-
dejmuje jej niedole.
Budźmy więc opinię publiczną przeciwstawiającą się zbrodniczemu użyciu broni atomowej!
Na obecnym etapie dziejów ludzkości doszło do tego, że żadnego wielkiego problemu poli-
tycznego – wielkiego, gdy chodzi o dalsze istnienie ludzkości – nie można już omawiać w dys-
kusjach o charakterze czysto politycznym. Zwykła polityka w ciągu ostatnich lat okazała się
zawodna. O przyszłości może decydować tylko opinia publiczna zainteresowanych narodów.
Niech ona rozstrzygnie, czy ludzkość wybierze niehumanitarny sposób myślenia – aprobujący
broń atomową, czy też humanitarny – postulujący zniesienie tej broni.
Narody muszą się wreszcie wypowiedzieć; niedopuszczalne jest niezdecydowanie lub przy-
mus wywierany przez polityków. Zbyt długo już uprawiano politykę bez odwoływania się do
opinii publicznej. Obecna chwila nakazuje, by opinia publiczna narodów posiadających broń
atomową przejęła odpowiedzialność i by cała ludzkość mogła podjąć akt woli, dzięki któremu
dochowa wierności ideałom godnym człowieka.
Sukces takiej polityki wyższego rzędu oznacza ocalenie ludzkości. Jeśli politykę tę miałaby
spotkać klęska – ludzkości przypadnie w udziale nędza i zagłada.
Magazyn RAZEM
prof. HENRYK GAERTNER
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin