Pawe� D�bek Terroryzm czyli jak torli�ski skarbiec rabowano - Ale za co? - spyta� L. - Bo hrabia by� niezadowolony - odpar� kat, wznosz�c top�r. - Mia�em usun�� jego �on�, no to... - L pochyli� g�ow�. - Wys�a�e� j� do matki. Zamiast pozby� si� jednej baby, hrabia ma teraz przeciwko sobie dwie. I do tego jeszcze zdesperowane - kat wzi�� zamach na pr�b�. - Poza tym i tak zmieni� zdanie, po tym jak przez trzy dni nie m�g� znale�� pary czystych skarpetek. - Mog� sprowadzi� jego �on� z powrotem do domu. Tanio. Za darmo. Dop�ac�. Nie. Wobec tego mo�e hrabia potrzebuje bieli�nianego? - L bardzo ch�tnie pad�by przed katem na kolana, gdyby nie to, �e ju� na nich kl�cza�. - Martwy bieli�niany to z�y bieli�niany - stwierdzi� do�� egzystencjonalnie kat i podni�s� top�r, kt�ry z�owieszczo b�ysn�� w p�mroku celi. I w ten spos�b gdzie� w odleg�ych zak�tkach Wschodniego Ksi�stwa Zielonego Kr�lestwa Kalambrii sko�czy�by L, os�awiony hobbit-zab�jca. Ale Autor, kt�ry ju� mniej wi�cej zaplanowa� sobie, co b�dzie si� dzia� w tym opowiadaniu, mia� nieco inn� koncepcj� dalszych wydarze�. Do drzwi celi rozleg�o si� pukanie. - Niech to jasny szlag trafi! - westchn�� kat. - Ju� nawet nie mo�na w spokoju obci�� czyjej� g�owy. Do czego zmierza dzisiejszy �wiat? W dobie telepatii i telekinezy... - Przepraszam. Mo�e otworzysz? Powiedzmy, �e to moje ostatnie �yczenie. Na korytarzu za drzwiami sta� krasnolud. Mia� zadban� brod�, czerwony p�aszcz ze z�otymi guzikami i kapelusz z za du�ym rondem. W prawej d�oni trzyma� lask� zako�czon� mosi�n� ga�k�. Ot, jeden z wielu krasnolud�w, kt�rzy chodz� po naszych ulicach, siedz� w naszych restauracjach, pij� nasze piwo i p�ac� swoim z�otem. Kto ich nie kocha? - Dzie� dobry - powiedzia�. - Czy to cela nr 9? Strasznie �atwo si� tu zgubi�. Ju� my�la�em, �e si� sp�ni�... - No... - stwierdzi� kat, fachowym okiem oceniaj�c dwa podbr�dki go�cia. - A tak, tak. Nazywam si� Drodrin y Dluck. Reprezentuj� firm� Drodrin y Dluck Co. To moja wizyt�wka: Drodrin y Dluck Co., ubezpieczenia od nietypowych okoliczno�ci, szybki i sprawny serwis, zawsze na czas. Pan pozwoli, �e wejd� do �rodka, g�upio tak sta� w progu. Odsun�� lask� kata i znalaz� si� wewn�trz. Uchyli� kapelusza przed hobbitem, po czym z kieszeni p�aszcza wydoby� o��wek oraz gruby, zapinany na zatrzask notes. Kat patrzy�. W�a�ciwie to nawet nie by� w�ciek�y. By� zdziwiony. - O, mam! - rzek� krasnolud po chwili wertowania notesu. - Kt�ry z pan�w nazywa si� L, jest hobbitem i ma za chwil� zosta� skr�cony? - Ja - L pomacha� mu przyja�nie zwi�zanymi d�o�mi. - Bardzo mi mi�o. Oj! Ale� tak nie mo�na... - Krasnolud pochyli� si� i przeci�� wi�zy zaostrzonym ko�cem o��wka. - Nic dziwnego, �e urz�dnicy trac� spo�eczne zaufanie, skoro petenci musz� czeka� w takich warunkach na za�atwienie swoich spraw. Kat nie by� pocz�tkuj�cy w swoim fachu. Uczestniczy� ju� w wielu egzekucjach, cho� nigdy jeszcze w pierwszoplanowej roli. Rozmaicie pr�bowano go odwie�� od zamierzonego celu: rzucaj�c warzywami w obs�ug� imprezy, podrzucaj�c skaza�com panny na wydaniu, lub zrzucaj�c kata z szafotu. Natomiast to by�o co� nowego. Ale kat uczy� si� szybko. - Chwileczk� - powiedzia�. - To ju� troch� za wiele. Je�eli reprezentuje pan jaki� Front Mi�osierdzia to manifestacje w obronie skazanego s� zapowiedziane na wiecz�r. Teraz jest tu egzekucja i ja bardzo... - Prosz� si� nie denerwowa�. To nam zajmie chwileczk�. - Krasnolud wydoby� formularz i po�o�y� go na pie�ku przed L. - Zechce �askawy pan podpisa�, o tu. - A co to? - L by�o i tak ju� wszystko jedno, ale spyta� z czystej, nieskr�powanej obawami o konsekwencje, ciekawo�ci. - O�wiadczenie, �e zgadza si� pan na skorzystanie z pa�skiej polisy ubezpieczeniowej od nietypowych okoliczno�ci - odpar� rzeczowo Drodrin y Dluck z firmy Drodrin y Dluck Co. - I co wtedy? - kat nie mia� ju� w�tpliwo�ci, �e to si� nie sko�czy dobrze. Cho� trzeba przyzna�, i� gdzie� w g��bi tli�a mu si� jeszcze iskierka nadziei, �e b�dzie mu dzi� dane spe�ni� �yciowe marzenie i �ci�� dwie g�owy na raz. - Nawet nie wiedzia�em, �e jestem ubezpieczony - L podpisa�, a Drodrin y Dluck schowa� formularz. - Bardzo mi�o si� z panem rozmawia�o, polecam swoje us�ugi - rzek� do kata, po czym uaktywni� przed sob� teleport. Wepchn�� do niego L i sam wskoczy� do �rodka. Teleport znikn�� w kr�tkim rozb�ysku ostrego �wiat�a, zanim zdumiony kat zdo�a� wykona� p� kroku w kierunku topora. *** - Jaka ta trawa dzisiaj niesmaczna - stwierdzi�a ponuro krowa i zacz�a prze�uwa� ze zrezygnowaniem swoje �niadanie. I cho� trawa rzeczywi�cie by�a nie�wie�a, nie przerwa�a monotonnego procesu wch�aniania jej nawet wtedy, gdy w przestrzeni, par� metr�w przed ni� pojawi�a si� luka i wytoczy� si� z niej hobbit, trzymaj�c si� za brzuch i gwa�townie �api�c powietrze. Za nim ukaza� si� krasnolud w odstraszaj�co czerwonym kapeluszu na g�owie. - Cierpi� chyba na chorob� teleportacyjn� - stwierdzi� p�aczliwie L. Drodrin y Dluck otrzepa� sw�j p�aszcz. - No, to jeste�my na miejscu. - Rozumiem, �e pan si� stara - L rozejrza� si� po rozci�gaj�cej si� a� po horyzont zielonej r�wninie, - ale nie by�o chyba koniecznym przenosi� mnie poza obr�b obszar�w ucywilizowanych. - Takie by�o zam�wienie. - Co by�o? Jestem panu szalenie wdzi�czny za wybawienie mnie z tej, b�d� co b�d� do�� niezr�cznej sytuacji, ale mo�e przyszed� czas na pewne wyja�nienia - L przejecha� d�o�mi po swoim wygniecionym kaftanie i w�o�y� je za pas. - Zaczekajmy jeszcze chwil� - rzek� z kamiennym spokojem krasnolud i r�wnie kamienne spojrzenie wlepi� w horyzont. Nawet najbardziej miejskie krasnoludy nie pozbywaj� si� swoich atawistycznych cech, zwi�zanych z ryciem pod ziemi�. Krowa oci�ale i do�� niech�tnie podnios�a �eb w g�r�. - Ta r�wnina robi si� zat�oczona - pomy�la�a, kiedy jakie� dwa metry nad ziemi� pojawi�a si� kolejna szczelina i co� wylecia�o z niej z g�o�nym wrzaskiem. - Nie co� tylko kto� - poprawi�a Autora pulchna brunetka, podnosz�c si� z ziemi i otrzepuj�c sukni� w kwiaty. Hmm... - Nie co� tylko kto� - poprawi�a Autora pulchna brunetka, podnosz�c si� z ziemi i otrzepuj�c resztki sukni w kwiaty. - Zawsze mam problemy z pojawianiem si�. Witam, Dro. Cze�� L. - Witam panno R� - powiedzia� Drodrin y Dluck. - Zechce pani pokwitowa� wykonanie zadania. Dzi�kuj�. I polecam si� na przysz�o��. Krasnolud wymieni� po�egnalny u�cisk z os�upia�ym L, odszed� troch� na bok i po chwili z lekkim �wistni�ciem zamkn�� si� za nim teleport, pozostawiaj�c na bezkresnej r�wninie L, czarodziejk� R� i krow�, kt�ra ko�czy�a je�� �niadanie. - R� - zacz�� L, uznaj�c, �e musi natychmiast przej�� inicjatyw�, za nim kompletnie przestanie rozumie�, co si� w�a�ciwie dzieje - to pewnie pseudonim zawodowy? - Nie - odpar�a czarodziejka, zastanawiaj�c si�, kt�r� cz�� sukni oderwa� i gdzie j� nast�pnie przypi��, �eby nie wywo�a� w publicznym miejscu rewolucji obyczajowej, - to skr�t od R�a. Skr�t, tak samo jak L. - L nie jest skr�tem - rzek� smutno hobbit, przypominaj�c sobie tamten paskudny wiecz�r, kiedy znudzony �yciem Autor siedzia� nad szklank� czego� przyjemnego i powoli zastanawia� si�, jak mo�na nazwa� hobbita, �eby nie brzmia�o to Frodo albo Bilbo. - Tak czy inaczej - stwierdzi�a R�, dochodz�c do wniosku, �e najlepiej b�dzie powi�kszy� troch� dekolt, ale za to ukry� po�ladki, - to ja wykupi�am ci polis� ubezpieczeniow� od nieprzewidzianych okoliczno�ci, �eby uratowa� twoje �ycie... - Jestem wdzi�czny, ale... - przerwa� L. - ...poniewa� jest mi ono czasowo potrzebne - doko�czy�a R�, staraj�c si� pod niewielk� ilo�ci� materia�u zmie�ci� mo�liwie najwi�ksz� powierzchni� po�ladk�w. - Naprawd� nie wiem, co osoba tak marnej postury i skromnych mo�liwo�ci jak ja, mog�aby zrobi� dla pani - rzek� najbardziej znany w Kalambrii zab�jca. - Och, to taki drobiazg. Mam po prostu pomys�, jak si� ustawi� na reszt� �ycia i ty b�dziesz mia� tu do odegrania drobn� rol� - R�, z pomoc� szpilek do w�os�w dokona�a paru cud�w na swojej sukni, po czym rzuci�a zakl�cie i otworzy�a przed sob� portal teleportacyjny. - W�a�ciwie - rzek� L, gapi�c si� bezczelnie w nier�wno przypi�t� �at� - to dlaczego mia�bym pani pomaga� w czymkolwiek? - Bo najbli�szy strumie� z pitn� wod� jest dwa tygodnie sprawnego marszu st�d - odpar�a czarodziejka przekraczaj�c teleport. - Wi�c dok�d jedziemy? - spyta� L, biegn�c truchtem w jej �lady. - Do Tor-Lin - dosz�a go s�aba odpowied�, po czym magiczny korytarz uni�s� obydwoje ponad czas i przestrze�. Krowa sko�czy�a �niadanie. - W�a�ciwie to nawet nie wiem, dlaczego Autor umie�ci� mnie ko�o tych wszystkich wydarze�, ale ja bardzo uwa�nie przygl�da�am si� i sporo zapami�ta�am. I mam w ko�cu mo�liwo��, �eby si� wyrwa� z tego zadupia i zobaczy� wielki �wiat - powiedzia�a nie wiadomo do kogo, po czym rzuci�a zakl�cie i teleportowa�a si� z r�wniny. *** W Tor-Lin, stolicy Po�udniowego Ksi�stwa Zielonego Kr�lestwa Kalambrii wstawa� nowy dzionek. S�o�ce leniwie ogrzewa�o zafajdane przez go��bie place, po kt�rych przesuwali si� mieszka�cy w poszukiwaniu skrawka nie okupowanego jeszcze cienia. W taki w�a�nie poranek Lamtar, niedawno nadworny wr�bita, a wcze�niej przyw�dca gangu dla nieletnich, rozpocz�� sw�j pierwszy dzie� pracy jako szef policji. Przeszed� przez zamkowy dziedziniec, ko�o kuchni ruszy� schodami w d� i min�� kr�lewsk� spi�arni� na pierwszym pi�trze. Na trzecim pi�trze przywita� si� ze str�em loch�w, trzy poziomy ni�ej dotar� do zamkowej rupieciarni, a st�d ju� niemal zbieg� dwa poziomy i znalaz� si� przed drzwiami z nier�wno przybit� tabliczk�: TORLI�SKI POSTERUNEK POLICJI - PRZY OTWIERANIU DRZWI PATRZE� CZY NIE ZAPADA SI� SUFIT. Na korytarzu sta� m�czyzna i trzyma� w r�ku kij. - Witam - rzek� do niego powa�nie Lamtar. - Jak leci s�u�ba? M�czyzna obrzuci� go nieco zdziwionym spojrzeniem i odpar�: - To pewnie ty jeste� nowym szefem policji. Sapekczy�ski. To moje imi...
Poszukiwany