Zieliński Oddział zwiadowczy.txt

(40 KB) Pobierz
Jaros�aw Zieli�ski
Oddzia� zwiadowczy 


      Redaktor naczelny jej wspania�ego pisma w�a�nie ko�czy� rozmow� przez 
      komunikator. Zestaw komunikacyjny - �adn�, stylow� zabawk� o zaokr�glonych 
      kszta�tach - roz�o�y� po prawej stronie biurka. Obok zestawu le�a�o kilka 
      czystych arkuszy papieru, po drugiej stronie sta�a szklanka i pojemnik z 
      sokiem. Mia� pod r�k� jeden z arkuszy, dzi�ki rozmowie zape�niony do 
      po�owy notatkami. 
      - Czy mo�esz mi poda� jej adres? - spyta�a Aliss. 
      - Nie powinienem tego robi� - odpar�. 
      Naczelny wygrzeba� z kieszeni pastylki. Po�kn�� dwie z nich i popi� 
      sokiem. Przewiduj�co nala� sobie jeszcze raz. Popatrzy� na Aliss, m�wi�c: 
      - I ty wiesz, dlaczego. 
      - Oczywi�cie. Ale wiem, �e s� mo�liwe wyj�tki. W ko�cu jestem w klubie, 
      prawda? Jestem... 
      - Jeste� wspania�� reporterk�, Aliss - przyzna�. - Nie ma miejsca na tej 
      planecie, do kt�rego nie mog�aby� dotrzec. Nie ma cz�owieka, z kt�rego nie 
      wycisn�aby� ostatniej kropli informacji. 
      Aliss podczas tej przemowy zbli�y�a si� do biurka naczelnego. 
      Usiad�a na skraju blatu. 
      - Dlaczego nie u�yjesz do tego siebie? - zako�czy� naczelny, bior�c do 
      r�ki szklank� soku. 
      Pochyli�a si� nad biurkiem i delikatnie wyj�a mu szklank� spomi�dzy 
      palc�w. Wypi�a �yk soku, powoli obliza�a wargi i odpowiedzia�a, omal nie 
      muskaj�c twarzy naczelnego: 
      - Masz na my�li moje cia�o, kochanie? - wysun�a koniuszek j�zyka i 
      dotkn�a nim czubek jego nosa. - Czy intelekt? 
      - A jak... - lekko zadr�a�a mu r�ka, gdy zn�w si�gn�� po sok. - A jak 
      my�lisz? 
      - Nie�adnie. To nie jest odpowied�. 
      - Zgoda, dam ci ten adres, gdy zabierzesz sw�j ty�ek z mojego biurka, 
      zatwierdzisz uk�ad graficzny swojego ostatniego kawa�ka - tu poczu� si� 
      ju� pewniej, widocznie pastylki zacz�y dzia�a� - co powinna� zrobi� dwa 
      dni temu. I znajdziesz Darnicka. 
      - A to po co? 
      - Bo on ci� szuka�. Przy okazji powiesz mu, �e jutro wozi drugi zesp�. 
      - Ca�a masa tego. Mo�e mam sobie zapisa�? 
      - U�yj swego intelektu, Aliss! 
      Ruszy�a do drzwi. Znalaz�a si� ju� po ich drugiej stronie, gdy odwr�ci�a 
      si� do naczelnego. 
      - A adres? - spyta�a. 
      - A tekst? 
      Trzasn�a drzwiami. 
      W p� godziny p�niej mia�a z g�owy prace redakcyjne, Darnicka i par� 
      innych zwyk�ych spraw za�atwianych przy okazji ka�dej wizyty w redakcji. 
      Co wa�niejsze, mia�a te� adres dziewczyny, kt�ra napisa�a o Ven Dorcie. 
      Ciekawe, kim ona mo�e by�, zastanawia�a si� Aliss, jad�c porterem przez 
      centrum miasta. Wydawa�a si� zna� dobrze Ven Dorta. I sk�d to wszystko 
      dosta�a? Oczywi�cie nie mo�na b�dzie o to tak po prostu zapyta�; czy ona 
      sama odpowiedzia�aby na takie pytanie? 
      Porter wskaza� skr�t. Poda�a mu ten adres, by nie bawi� si� ca�y czas w 
      rajdowego pilota. Teraz pos�usznie kierowa�a si� wy�wietlanym tu� obok jej 
      prawej r�ki planem. 
      Faktem jest, �e zainteresowa� j� ten tekst, nades�any prawie poufnie - do 
      wiadomo�ci redakcji, co sprowadzalo si� do utoni�cia �r�d�owych informacji 
      w archiwum naczelnego - i pod przybranym nazwiskiem na zewn�trz. Aliss 
      przeczyta�a go jeszcze przed drukiem, bo oczywi�cie wydrukowano go, w ich 
      cyklu Jeszcze jedna prawdziwa opowie��, zgodnie z zawartym w do��czonym 
      do� w li�cie �yczeniem. Zainteresowa�? Zaintrygowa�, to lepsze okre�lenie. 
      Dlatego w�a�nie zbli�a�a si� do spotkania z jego autork�. 
      Porter osiad� na poboczu. Brama na podjazd by�a otwarta - czy raczej 
      opuszczona, bo jej istnienie zdradza� tylko metalowy pas przecinaj�cy 
      �cie�k� podjazdow�. Mimo to Aliss wolala pozostawi� swoj� Chariss� na 
      zewn�trz terenu. 
      W po�owie podjazdu sta� ju� w�z; dobrze to wr�y�o dla jej �ow�w. Przeby�a 
      szybko te kilka metr�w bia�ej alejki. Nacisn�a klawisz komunikatora. 
      - Kto tam? - tylko ma�y fragment kobiecej twarzy wype�nia� caly ekran. 
      Mog�a wla�nie my� w�osy albo chcia�a ukry� nieporz�dek w sypialni. Aliss 
      cz�sto tak robi�a. 
      - Przyjaciel. Przegl�d Wydarze�. 
      - A... tak. Prosz�. 
      Dzwi otwar�y si� przed Aliss. Wesz�a do sporego przedpokoju, niemal 
      niezauwa�alnie przechodz�cego w dzienny pok�j. Na drugim jego ko�cu 
      pojawi�a si� wysoka kobieta w bia�ej bluzce w delikatne niebieskie linie i 
      kr�tkiej sp�dnicy o pastelowych kolorach. 
      - Janice Halsen? 
      - Tak. 
      Znalaz�y si� ju� blisko siebie, ale Janice nie odwzajemni�a gestu 
      wyci�gni�tej przez Aliss r�ki. 
      - Mam mokre r�ce - wyja�ni�a przepraszaj�co. 
      - Co to za r�nica! - Aliss niezra�ona dotkn�a jej r�ki: chwyci�a 
      przedrami�, zsun�a palce tak, by ich d�onie po��czy�y si�. Janice mia�a, 
      prawda, mokr� i troch� �lisk� d�o�. 
      - Nikt jeszcze nie pobrudzi� si� p�ynem do mycia r�k! - stwierdzi�a Aliss. 

      - Pewnie tak - u�miechn�a si� Janice. 
      - Alissan Darkfirne. Mam co� dla ciebie. 
      Poda�a jej - sta�y blisko siebie, wi�c nie by�a to daleka droga - ma�y 
      prostok�cik z winetk� Przegl�du. Jak ka�dy nowy wsp�pracownik Janice 
      Helsen dosta�a razem z wyp�at� kart� kredytow� pisma, niemile widzian� 
      tylko w trzech czy czterech knajpach obstawianych przez konkurencj�. 
      Aliss mog�a teraz lepiej jej si� przyjrze�. Janice mia�a na bosych stopach 
      tylko mi�kkie pantofle; czubki stromych piersi szykowa�y si� do walki o 
      �yk powietrza z materia�em bluzki. 
      - Dzi�kuj�. Nie s�dzi�am, �e to b�dzie a� tyle. 
      - To jest dobre pismo - podre�li�a Aliss. Dotkn�a palcami jej ramienia, 
      jakby zafascynowana geometrycznym labiryntem niebieskich linii na bluzce. 
      - I to by� dobry tekst. 
      - Usi�d�my - za tymi s�owami Janice poszed� gest, wskazuj�cy grup� 
      pot�nych foteli. Aliss z przyjemno�ci� zanurzy�a si� w otch�a� 
      najbli�szego z nich. 
      - Przepraszam, nie przedstawi�am si�... Jestem reporterk� Przegl�du. By�am 
      jedn� z oceniaj�cych tw�j tekst. 
      - Kt�by nie zna� pani Darkfirne? Czytam twoje pismo od trzech lat. 
      Polecenie nadane przez sterownik przys�a�o im niemal pod nogi barek. By� 
      wcale upalny dzie� i Aliss bez dodatkowego zaproszenia skorzysta�a z jego 
      zawarto�ci. 
      Janice usiad�a na s�siednim fotelu. 
      - Pomy�la�am, �e warto by by�o zobaczy� nasz� now� gwiazd� Prawdziwych 
      historii - ci�gn�a dalej Aliss. 
      - Czy tylko? - kr�tkie, ostre pytanie wyrwa�o Aliss z pewnego 
      rozleniwienia, w jakie wprawi�a j� go�cino�c Janice. Popatrzy�a na Janice. 

      - Dlaczego pytasz? 
      - Nie poda�am zbyt wielu informacji redakcji; nie�atwo by�oby je zdoby�. 
      Jestem szefem bezpiecze�stwa szpitala w Hamstreat. Pozna�am ju� w �yciu 
      mas� ludzi, Alissan. Nie przyjecha�aby� tutaj wr�czy� mi kart� i popatrze� 
      w twarz anonimowego autora. Moje dane by�y zastrze�one do wiadomo�ci 
      zarz�du pisma, a ty do niego nie nale�ysz, czy� nie tak? 
      - Tak - przejecha�a palcami po kraw�dzi barku. Ten odsun�� si� nieco, 
      pozwalaj�c je wyci�gn�� na powr�t nogi. - Mo�esz m�wi� do mnie Aliss, 
      zgoda? 
      - Zgoda. Zgoda, Aliss. 
      - Czasem �ami� r�ne przepisy bezpiecze�stwa pr�buj�c dosta� ciekawe 
      informacje. To zwyk�y element pracy. Ale teraz... przyjacha�am tu dla 
      Jennieh Ven Dorta. 
      - Znasz go? 
      - Interesuje mnie. Powiedzmy, �e spotka�am go po�rednio. Gdzie� u mnie 
      le�y sporo informacji o kapitanie Ven Dorcie. 
      - To ciekawe. 
      - Mo�emy si� spotka� dzi� wieczorem? Przynios� je, porozmawiamy. O ile 
      chcesz to dalej ci�gn��. 
      Janice zamy�li�a si�. 
      - Nast�pny reporta�? 
      - Mo�e... kiedy�. Na razie to szukanie, dr��enie w przesz�o�ci. Mo�emy to 
      zrobi� razem. 
      - Spotkajmy si� dzi� wieczorem - zgodzi�a si� Janice. - Powiedz mi tylko, 
      Aliss... Ile masz lat? 
      - Wystarczaj�co du�o. Ja widzia�am wojn�, mo�e inaczej ni� ty. Mia�am 
      prawie pi�tna�cie lat w chwili l�dowania. To bardzo moja sprawa: wojna i 
      kapitan Ven Dort. 
      - Wi�c kiedy i gdzie? 
      - Na p� godziny przed zachodem s�o�ca, przed wej�ciem do Crystal. B�d� 
      mia�a wszystko, Janice - po raz drugi wym�wi�a jej imi�, teraz, jakby na 
      nowo je odkrywaj�c. 



      To co najmniej dziwne - twierdzi�, �e ka�dy dzie� mo�e si� sko�czy� o tej 
      samej godzinie. I zaraz po nim nast�pi nowy. Czasomierz Aliss mia� 
      oczywi�cie i opcj� czasu og�lnego; zbyt du�o jej obowi�zk�w wi�za�o si� z 
      dalekimi kontaktami. Ale umie�ci�a j� gdzie� w tle, zwykle ma�o widoczn�. 
      Pozostawi�a w klasycznej postaci dwunastu cyfr. 
      Patrzy�a akurat na tarcze czasomierza - na kolorow� klepsydr� oddaj�c� 
      up�yw s�onecznego czasu kszta�tem i barw�, kolorem t�a r�wnym nat�eniu 
      dziennego �wiat�a - gdy podesz�a do niej Janice Helsen. Nie mia�a �adnych 
      powod�w do wym�wki: czas spotkania dopiero nadchodzi�, ale Janice spyta�a 
      odruchowo: 
      - Czy si� spo�ni�am? 
      - Nie, oczywi�cie, �e nie - tym razem bez zb�dnych komplikacji poda�y 
      sobie d�onie. - Wygl�dasz wspaniale. 
      - Dzi�kuj�. 
      Mia�a na sobie ciemnoniebiesk� sukni�, a ton ciemniejsze buty z rojem 
      z�otych gwiazd rozrzuconych po wewn�trznych stronach. Na szyi - po�rodku 
      szerokiego, daleko si�gaj�cego wyci�cia sukni - zawiesi�a spory p�aski 
      klejnot, mieszcz�cy pewnie ca�� osobist� elektronik�, bo r�ce mia�a 
      doskonale g�adkie i puste. 
      Zaraz gdy przekroczy�y pr�g Crystal zjawi� si� w�a�ciciel. Sk�oni� si� 
      najpierw Aliss, potem - z z...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin