MICHAŁ ZEVACO KRÓLOWA SERC Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 I OKIENKO NA PODDASZU Ciepły, słoneczny poranek 1544 r. Ulica w. Marcina zaczęta ożywiać się powoli. Kršżyli już po niej liczni handlarze uliczni: sprzedawcy drobiu, warzyw, owoców, węgla, lampek oliwnych; przekupki wydzierały się, zachwalajšc goršce naleniki, krajanki tortu i ciastka ryżowe; kršżyły tam i z powrotem kokieteryjne kwiaciarki, kwestarze, żakowie, żebracy, żonglerzy, kuglarze, słowem cały wiatek, charakterystyczny dla ulicy współczesnego Paryża. Wród tego hałaliwego tłumu stała dumnie oberża Pod lepš Srokš, co prawda nie tak sławna, jak opiewana przez Rabelaisgo de la Déviniére, jednak również chętnie odwiedzana przez klientów żšdnych dobrego wina i smakowitych dań. Największš ozdobš i magnesem lepej Sroki była pani Wilhelminka Pšczuszek, najmilsza i najpiękniejsza oberżystka ze wszystkich oberżystek ówczesnego Paryża. Gromadzono się tu tłumnie na ogólnej parterowej sali, aby smacznie zjeć, dobrze wypić i mile pogawędzić. Na górnym piętrze i w pokoikach na mansardzie siedzieli przyjezdni kawalerowie z prowincji, szukajšcy w stolicy szczęcia i kariery. W jednym z takich pokoików hen, pod samym dachem stał przy oknie dwudziestoletni młodzieniec z buńczucznš minš, starannie i elegancko ubrany, przystojny, pięknie zbudowany, z twarzš tchnšcš szlachetnš dumš. Stał przy oknie, lecz jak gdyby bał się wyjrzeć na ulicę. Odwrócił się do niego plecami, szarpał nerwowo sumiasty wšs, odchodził w głšb pokoju i znowu wracał, jakby cišgnęła go do małego okienka jaka tajemnicza siła, której na próżno próbował się opierać. Stojšcy przy drzwiach blisko czterdziestoletni mężczyzna, jak można było wnioskować ze stroju, stajenny, spoglšdał na młodzieńca ironicznym nieco okiem i mruczał pod nosem: Podejdziesz... podejdziesz, mój panie! Znam się na tym! Młodzieniec rozumiał doskonale, o co chodziło jego służšcemu, udawał jednak głuchego i lepego i ani jednym słówkiem nie odezwał się do niego. W pokoiku pod dachem panowało głuche milczenie. Wierny sługa wreszcie nie mogšc widocznie znieć napiętej sytuacji, pierwszy zagaił rozmowę. Panie, czy zdecydujesz się nareszcie udać z polecajšcym listem nieboszczyka ojca twego, janie wielmożnego pana de Montauban, do jego eminencji kardynała Lotaryngii? Wiesz pan o tym dobrze, że jego eminencja zaproteguje cię niewštpliwie do swego brata, księcia Klaudiusza de Guise. Będzie to poczštkiem twej kariery... Nagle urwał i rzekł tym razem bardzo już dononym głosem: Tak, ale co z tego, jeli zamiast mylenia o karierze mylisz pan... o czym zgoła innym... Podejdziesz pan! Znam się na tym; podejdziesz na pewno! Dokšd? zapytał z udanš naiwnociš kawaler de Montauban do pałacu kardynała? Rzecz oczywista, że aby wejć do wnętrza, muszę podejć. To jasne! Kopiesz pan sobie grób swš obojętnociš na sprawy doczesne! jęknšł sługa. Chyba nie zechcesz mój Langrogne, abym zeszedł z tego padołu sam i jako wiemy sługa, będziesz mi towarzyszyć w tej wędrówce! A więc nie martwię się, bo będę wiernie obsłużony! rzucił, filuternie umiechajšc się, kawaler de Montauban. Po czym ruszył pełnym zdecydowania krokiem do okienka, od którego w trakcie rozmowy odszedł. Magnesem, który go pocišgał z nieprzepartš siłš, było również okno... kamieniczki z naprzeciwka, w którym pierwszego dnia po swym przyjedzie do Paryża ujrzał pięknš twarzyczkę młodej sšsiadki. Ujrzał jš i... młode jego serce zapłonęło ogniem pierwszej, a jednoczenie wiernej, aż do grobu miłoci. Niemiały w stosunku do kobiet nie marzył nawet o możliwoci zawarcia z niš bliższej znajomoci, ograniczał się do spoglšdania na swš bogdankę przez okno, do marzeń o niej i do towarzyszenia jej z daleka podczas odbywanych przez niš spacerów za miasto. Dla niej zaniedbał swe osobiste interesy, co było przyczynš zdenerwowania wiernego sługi Langrognea. Dzieweczkš, która nie podejrzewajšc nawet tego, że wzięła w jasyr serce kawalera de Montauban, była Polna Różyczka, lokatorka matki Agadou, włacicielki kamieniczki z naprzeciwka. Ciche, skromne dziewczštko, również nic o tym nie wiedzšc, stała się przedmiotem miłosnych pożšdań jeszcze dwóch tym razem potężnych osobistoci: kardynała Lotaryngii i Henryka delfina Francji. Delfin kochliwy z usposobienia, otaczał się faworytami, którzy chcšc dogodzić swemu panu i zrobić przy tym karierę dopomagali mu w jego awanturkach miłosnych, im powierzał zawsze nawišzanie każdej nowej intrygi. II PAŁAC DE TOURNELLES Owego pięknego poranka w gabinecie, noszšcym nazwę Kšcik delfina ksišżę Henryk prowadził z ożywieniem rozmowę ze swymi konfidentami: Jakubem dAlbon de Saint- André i baronem Kajetanem de Roncherollesem. Drodzy przyjaciele, mówił delfin mówię wam, że odkryłem perlę nad perły, pięknoć, która mogłaby zaćmić wszystkie pięknoci naszego dworu. Lat szesnacie, najwyżej siedemnacie, gęste kasztanowate włosy, usteczka... jak pšk granatu, głębokie oczy, ciemnoszafirowe prawie czarne, postawa bogini, aksamitny, skromny, lecz pełen wytwornego wdzięku strój, czoło anielskiej czystoci a minka harda i przekorna! Jej obojętne spojrzenie przesunęło się po mnie, zapalajšc w mym sercu ogień miłoci. Czuję, że kocham tak, jak nigdy jeszcze dotšd nie kochałem... Kocham i muszę posišć wzajemnoć, w przeciwnym bowiem razie życie straci dla mnie cały swój powab. Dwaj konfidenci delfina na widok wzruszenia, z jakim ich pan wypowiedział te słowa, porozumieli się ze sobš wzrokiem i zrozumieli, że sprawa przedstawia się poważniej, niż się im pierwotnie wydawało. Hrabia dAlbon zwrócił się do delfina z pytaniem: Jak się nazywa ta nieznana nikomu pięknoć? Nie wiem. Spotkałem jš przy bramie Tempie i udałem się za niš drogš do Bagnolet, dokšd jechała na białym rumaku. Poszedłbym za niš nawet do piekła, gdyby taka była jej wola. Należało zaczepić jš rzekł krótko Roncherolles. Uczyniłem to odpowiedział Henryk, wzruszajšc ramionami. I co? padło pytanie z ust obu konfidentów. Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że odpowiedziałem na to niskim ukłonem i... ustšpiłem jej z drogi... Ja następca tronu Francji uległem, poskromiony wzrokiem dziewczyny nieznanego nazwiska tak poskromiony i niemiały, że stanšłem, jak baran, porodku drogi. Jest to najlepszy dowód, że temu spotkaniu zawdzięczam utratę serca. Dworzanie królewscy spojrzeli po sobie z prawdziwym niepokojem. Należało dobrze uważać, aby wyczuć w porę, czy majš do czynienia z prawdziwym uczuciem, czy też ze słomianym ogniem; należało też odpowiednio zachować się. Przystšpili więc do ostrożnego zbadania terenu. A więc, wasza ksišżęca moć nie omieliłe się udać jej ladem? Owszem... lecz w znacznej odległoci. Dotarłem, aż do Bagnolet, tam jednak zgubiłem nagle jej lad. Sam nie wiem jak się to stało. Nikt z mieszkańców wioski nie mógł mi udzielić o niej żadnych informacji. I na tym się romans zakończył? O nie! Dwukrotnie wracałem do bramy Temple. No i? Dwukrotnie spotkałem jš tam i wędrowałem jej ladem. I znowu wyruszyła do Bagnolet i znowu zgubiłem jej lad we wsi. To mówišc westchnšł żałonie. A więc, wasza miłoć, nie wiesz nic jeszcze o swej pięknej nieznajomej? Ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka, ani kim jest? Nic... nic zgoła zabrzmiała smętna odpowied. Wiem to tylko, że życie mi nagle obrzydło. Roncherolles postanowił wyzyskać sytuację, aby zaskarbić sobie względy delfina: Zechciej, wasza miłoć, powierzyć mi tę misję, a nie upłynie doba, a będę już znać jej imię i miejsce zamieszkania. Saint-André wciekły, że dal się ubiec towarzyszowi, wtršcił z żywociš: Tak jest, wasza miłoć, powierz nam tę misję, a my dostarczymy ci wszystkich informacji. Wierni z was i dzielni przyjaciele wykrzyknšł bardzo serdecznie Henryk. Nie zapomnę o tym, gdy zostanę królem. Dwaj przyjaciele ukłonili się nisko, pewni, że delfin powierzy im misję, która będzie poczštkiem ich kariery. Nagle zabrzmiała odpowied: Powstrzymajcie waszš gorliwoć przyda się wam przy następnej okazji. Powierzyłem już tę sprawę de Villeowi. Zręczny z niego człowiek, dobry dyplomata i nie od parady nosi głowę na karku, toteż z minuty na minutę czekam na jego przybycie. Przymuszonym umiechem zamaskowali uczucie zawodu i gniewu na szczęliwego rywala, który sprzštnšł im tłusty kęs łaski pańskiej przed samym nosem. Nie mogšc rozprawić się z nim z broniš w ręku, zaatakowali nieobecnego podstępnie innym sposobem: Hm, Hm! bšknšł de Saint-André co powie na to pani de Savigny, gdy się dowie, że pan de Ville, podjšł się tej misji? A dowie się o tym na pewno dodał Roncherolles nie mógłby utrzymać wobec niej języka za zębami. Dajcie żyć biedakowi przerwał ich dogadywania delfin chcecie dać do zrozumienia, że baron de Ville musi się wygadać, jest bowiem małżonkiem pani de Savigny, ta ostatnia za będzie wciekła, bo raczy darzyć mnie swymi względami. Dowiedzcie się jednak, że de Ville jest mi bezgranicznie oddany, że jest on małżonkiem pani de Savigny jedynie nominalnie, z przyjani dla mnie i dlatego, aby dziecko, które mam z niš, mogło mieć nazwisko. Ta para małżeńska nie ma jednak ze sobš nic wspólnego. Jestem pewny, że de Ville będzie niemy, jak ryba... a gdyby się wygadał, pani Nicola de Savigny nie jest kobietš, która by robiła o byle co skandale. Nie nastajšc dłużej zmienili temat: A pani Diana? Pani Diana nie jest kobietš rzekł H...
Poszukiwany