Zahorski Podania i legendy wileńskie.txt

(194 KB) Pobierz
W�ADYS�AW ZAHORSKI 

PODANIA I LEGENDY WILE�SKIE

Bazyliszek 
W�r�d odwiecznych bor�w nad brzegami pi�knej Neris (Wilii) i wartkiej Wilny 
(Wilenki) 
kry�a si� niewielka osada. Ubodzy jej mieszka�cy mieli bardzo skromne wymagania, 
poniewa
� nigdy daleko od swej siedziby nie oddalali si� i czasem tylko od kap�ana, albo 
od zb��- 
kanego podr�nego zas�yszeli, i� s� kraje, w kt�rych i przyroda jest inna i 
ludzie �yj� inaczej 
i dostatniej. Niema�o dziw�w opowiadali przechodnie prostodusznym osadnikom, 
kt�rzy takowe 
opowiadania za bajki poczytywali. Nie n�ci�y ich tedy obce kraje. Kochali swoj� 
cudn� 
Neris, jej czyste, b��kitne wody, ��ki zielone, pag�rki i g�ste lasy, kt�re 
rozbrzmiewa�y �piewem 
niezliczonego ptactwa. Powa�ny nied�wied� mia� tu legowisko, pot�ny tur szuka� 
w cieniu wiekowych d�b�w schronienia, a lekkie sarny przebiega�y puszcz� w 
rozmaitych 
kierunkach. Lasy dostarcza�y osadnikom grzyb�w, jag�d, zwierza i sk�r, pszczo�y 
miodu, 
a rzeka ryb pod dostatkiem. Z krzemienia, ob�upawszy i wyg�adziwszy go, robili 
bro� i narz�dzia, 
chocia� nie misterne, niemniej jednak po�yteczne. Maj�c niewielkie potrzeby, z 
�atwo�ci
� na miejscu zaspokajane, czuli si� osadnicy szcz�liwymi w swych chatkach 
ubogich, 
dzi�kowali bogom za dobrodziejstwa, jakimi ich obdarzali i przez wdzi�czno�� 
wznosili o�- 
tarze, palili ognie i sk�adali ofiary. 
Wszystko tu by�o proste, i �ycie, i mi�o��, i �mier� sama. Zdarza�o si�, i� 
silny i barczysty 
osadnik, wyszed�szy na �owy, ju� do swej zagrody nie wraca�, znajdowa� bowiem 
�mier� 
w u�cisku nied�wiedzia lub na rogach tura. Niejeden spocz�� na piaszczystym dnie 
rzeki, lub 
zosta� przygnieciony olbrzymim drzewem. By�y to wypadki powszednie i 
nieuniknione. 
Ale snad� prostoduszni osadnicy znad Neris obrazili bog�w i ich zemst� na siebie 
�ci�- 
gn�li. Mo�e nie dopilnowali ognia �wi�tego i ten zagas�, albo za ma�o s�oniny i 
innych ofiar 
na o�tarzach z�o�yli, a mo�e dziewica nie dochowa�a �lubowanej czysto�ci, do��, 
�e rozgniewani 
bogowie okropn� zes�ali kar�. 
Oto na wzg�rzu w pieczarze zamieszka� od niedawna straszny potw�r bazyliszek, o 
kt�rym 
nikt powiedzie� nie m�g�, jak wygl�da�, poniewa� ka�dego, co si� do pieczary 
zbli�y� 
pr�bowa�, zabija� wejrzeniem i po�era�. W�r�d ciemnej nocy z dala migota�y u 
wej�cia do 
jaskini dwa zielonkawe �wiate�ka. To bazyliszek z legowiska wype�za� i ofiary 
wygl�da�. Biada 
nieostro�nemu my�liwemu, kt�ry, goni�c zwierzyn�, zap�dzi� si� ku wzg�rzu, biada 
dziewicy 
i dziecku, szukaj�cym tu kra�nych jag�d i kwiecia... Spotkawszy si� ze wzrokiem 
potwora 
cz�owiek dr�twia� i pada�, jakby ra�ony piorunem. Wtedy bazyliszek po�era� 
ofiar�. Nie 
gardzi� zgrzybia�ym starcem, ani niemowl�ciem, ale przede wszystkim czyha� na 
dziewice. 
Ju� wiele rodzin op�akiwa�o ojc�w, wielu m�odzie�c�w utraci�o swe ukochane, 
wiele matek 
zawodzi�o po stracie dziatek, a potw�r wci�� nowe porywa� ofiary. B�agano bog�w, 
palono 
liczne ofiary, zakopano �ywcem do ziemi jedn� z dziewic. Nic nie skutkowa�o. 
Tote� smutek 
zawis� nad szcz�liw� dot�d osad�. Na polance pod roz�o�ystym d�bem zebrali si� 
na rad�
s�dziwi kap�ani i starszyzna. Przemy�liwano nad sposobami zg�adzenia strasznego 
wroga. 
Jedni doradzali zbudowa� z k��d olbrzymich wysok� �cian�, kt�ra by osad� od 
wzg�rza oddzieli
�a, inni byli za wznieceniem po�aru w zaro�lach ko�o jaskini... S�owem ka�dy 
wyst�powa
� z projektem, ale wszystkich najpi�kniejszych plan�w trzeba by�o si� wyrzec 
wobec niemo
�ebno�ci zbli�enia si� do bazyliszka. Naradom przys�uchiwa� si� m�ody osadnik. 
Silnie 
zbudowany, o d�ugich, jasnych w�osach, spadaj�cych na ramiona, o z�ocistym 
puszku, kt�ry 
zdobi� mu warg� i �niade, �ywym rumie�cem okraszone policzki, o oczach dziwnie 
g��bokich, 
by� on uosobieniem m�skiej si�y i pi�kno�ci. Dziewcz�ta czu�ym spojrzeniem 
goni�y za 
nim, gdy zwinny i lekki ugania� si� za zwierzem, albo silnym ramieniem sie� ryb 
pe�n� z wody 
ci�gn��. Niejedna kocha�a go skrycie i pragn�aby z nim losy podzieli�. By�y i 
takie, co si� 
udawa�y po kryjomu do czarownicy mi�osnej, prosz�c, aby natchn�a pi�knego 
m�odziana 
mi�o�ci�, ale ten pozostawa� oboj�tny na wdzi�ki i u�miechy wdzi�cznych dziewic, 
od kilku 
bowiem miesi�cy ukocha� Jagn�, urocz� i �wie�� jak nimfa rzeczna. Jagna p�aci�a 
mu wzajemno�ci
� i nieraz, siedz�c nad brzegiem rzeki, sk�pani w �wietle ksi�yca i zas�uchani 
w trelach 
s�owika, marzyli o radosnej przysz�o�ci. M�odzieniec rozpocz�� budow� nowej 
chaty, 
kt�ra mia�a by� znacznie od innych okazalsz� i nawet posiada�a okno z 
naci�gni�tym na ramie 
p�cherzem, tak �e w izbie by�o jasno. Nie �a�owa� pracy, by nagromadzi� jak 
najwi�cej 
sk�r nied�wiedzich, wilczych i rysich. Wraz po wyko�czeniu budowy mieli si� 
pobra�. 
W tym w�a�nie czasie zamieszka� w jaskini na wzg�rzu bazyliszek i gdy 
zrozpaczona ludno�� 
ju� znik�d nie spodziewa�a si� pomocy, m�ody osadnik powzi�� zuchwa�� my�l 
zg�adzenia 
potwora. Rozumia� dobrze na jak straszne niebezpiecze�stwo si� nara�a, ale 
dodawa�o 
mu odwagi przekonanie, �e zabijaj�c bazyliszka, ratuje sw� Jagn�, kt�r� czeka� 
los innych 
dziewic przez niego po�artych. Rozwa�ny i w walkach ze zwierzem do ostro�no�ci 
nawyk�y, 
d�ugo przemy�liwa�, w jaki spos�b podej�� wroga, nie b�d�c przez niego 
widzianym. Z�o�y� 
bogom bogat� ofiar�, d�ugo i gorliwie si� modli�, a� w ko�cu u�o�y� plan 
post�powania. 
S�ysza� nieraz od przechodni�w, i� w s�siednich krajach ludzie posiadaj� p�yty 
metalowe 
tak wyszlifowane, �e odbijaj� w sobie wszelki przedmiot, ku kt�remu zostan� 
zwr�cone. 
Cz�owiek widzi w takiej tafli odbicie swej twarzy wyra�niej, ni� w stoj�cej 
wodzie. Postanowi
� za wszelk� cen� naby� podobn� blach�, kt�r� podr�ni zwali zwierciad�em. 
Po�egna� p�acz
�c� Jagn� i niebawem uda� si� w drog�. Uci��liwa i pe�na niebezpiecze�stw by�a 
jego podr�
� przez puszcze i moczary. Doznawa� g�odu i strachu, gdy duchy le�ne otacza�y go 
nocami, 
a nimfy jeziorne i b�otne wabi�y go ku sobie. Niejedn� noc sp�dzi� bez snu na 
drzewie, by nie 
sta� si� �upem dzikiego zwierza. Nieraz pada� ze znu�enia, zw�aszcza, �e d�wiga� 
na sobie 
sporo sk�r bobrowych, lisich i innych, by za nie naby� zwierciad�o. Zwyci�y� 
jednak wszystkie 
przeszkody i wr�ci� do osady ze zdobytym skarbem. 
Nikomu nie zwierzy� si� ze swym zamiarem, nikomu zwierciad�a nie pokaza�. Tylko 
Jagna 
by�a we wszystko wtajemniczona i chocia� trwo�y�a si� o ukochanego, nie 
pr�bowa�a go 
jednak powstrzyma�. Przysi�g�a tylko, �e je�li jej luby zginie, ona r�wnie� uda 
si� do jaskini 
i odda si� bazyliszkowi na po�arcie. 
Nadszed� wreszcie dzie�, przeznaczony na spe�nienie zamiaru. Ledwie jutrzenka 
zar�owi
�a brzeg nieba, m�ny m�odzieniec uda� si� ze zwierciad�em ku wzg�rzu. Droga od 
rzeczki 
Wilny wiod�a wci�� ku g�rze, poro�ni�ta krzewami i usypana g�azami. Niebawem 
poczu� 
sw�d siarki i zgnilizny, a� oto potkn�� si� o jaki� przedmiot okr�g�y, kt�ry mu 
spod st�p si� 
potoczy�. By�a to zbiela�a od s�o�ca i deszcz�w czaszka ludzka. Zrozumia�, i� 
jest bliskim
celu, zdwoi� tedy uwag� i raz jeszcze rozwa�ywszy plan post�powania, �mia�o 
post�pi� naprz�d, 
staraj�c si� nie sprawia� ha�asu i ukrywaj�c si� za krzewami i g�azami. W ten 
spos�b, 
cho� wolno, ale stale, zbli�a� si� ku jaskini. Sw�d siarki i cia� gnij�cych 
stawa� si� coraz bardziej 
niezno�nym, za� w zaro�lach i pomi�dzy kamieniami coraz wi�cej wala�o si� ko�ci 
nawet 
z kawa�ami mi�sa. 
Wtem m�odzian pos�ysza� dziwny d�wi�k, podobny do szumu wody kot�uj�cej. Stan�� 
i wyjrza� zza g�azu, a to, co ujrza�, by�o tak okropne, �e omal nie krzykn�� i 
zwierciad�a nie 
upu�ci�. U ciemnego wej�cia do pieczary le�a� olbrzymi potw�r z g�ow� jak u 
ropuchy, 
z paszcz� szerok�, z kt�rej k�y zakrzywione wystawa�y. Brudnozielonawym 
cielskiem przypomina
� potwornej wielko�ci jaszczurk�. Tylna cz�� cia�a le��cego na brzuchu 
bazyliszka 
gin�a w mroku jaskini, za� pod wyci�gni�tymi naprz�d potwornymi �apami le�a�o 
okrwawione 
i straszliwie poszarpane cia�o m�odej dziewczyny. Tylko g�owa pozosta�a 
nieuszkodzon�, 
a twarz z szeroko rozwartymi �renicami zachowa�a wyraz �miertelnej trwogi i 
przera�enia. 
Potw�r spa�, grube nabrzmia�e powieki przykrywa�y jego wy�upiaste oczy. Nozdrza 
rozdyma
�y si� i z g�o�nym chrapaniem wyrzuca�y k��by pary i smrodliwego dymu, kt�re 
zara�a- 
�y powietrze. 
Bazyliszek widocznie poczu� obecno�� �ywej istoty, drgn�� bowiem, przeci�gn�� 
si� i podni�s
� powieki, spod kt�rych b�ysn�y straszliwe �lepia. 
Odwa�ny m�odzieniec czeka� na t� chwil� i nios�c przed sob� zwierciad�o, szybko 
zza 
g�azu wyst�pi�. Potw�r przez chwil� pozosta� nieruchomy ze zdumienia, wnet 
jednak szybkim 
ruchem wysun�� si� z pieczary i wspar�szy si� na �apach utkwi� wzrok w 
zwierciadle. 
W tej�e chwili wyda� ryk straszliwy, wypr�y� si� i uczyniwszy skok w powietrze, 
ca�ym cielskiem 
olbrzymim run�� na ziemi�. Z szeroko rozwartej paszczy strumieniem buchn�a 
czarna, 
cuchn�ca posoka. Po chwili ju� nie �y�. Zabi� si� w�asnym wzrokiem, kt�ry si� od 
zwierciad
�a odbi�. 
W tej w�a�nie chwili s�o�ce jasne, jakby ros� porann� obmyte, wyjrza�o zza lasu 
i rzuci�o 
miliony blask�w i snopy promieni na niebo i ziemi�. 
M�odzieniec pochwyci� r�g, zwieszaj�cy si� mu przez rami� na rzemieniu i w 
czystym powietrzu 
rannym zabrzmia�a pie�� radosna, pie�� triumfu. Gra� coraz nami�tniej, coraz 
g�o�niej, 
a metaliczne d�wi�ki bi�y w niebo i p�yn�y w przestrze�, a� dosi�g�y osady, 
budz�c 
u�pionych mieszka�c�w. Wybiegli z chat i zagr�d, rozumiej�c, i� sta�o si� co� 
niezwyk�ego. 
Ujrzeli Jagn�, p�dz�c� lotem ptaka ku wzg�rzu, gdzie bazyliszek na swe ofiary 
czyha�. Rzuci
�a s��w kilka i ca�y t�um w �lad za ni� pomkn��. 
Up�yn�o chwil kilka i ten�e t�um wraca� ku osadzie, nios�c na barkach dzielnego 
zbawc� 
w�r�d rad...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin