Przybylska -dotyk motyla.txt

(281 KB) Pobierz
Ewa Przybylska

Dotyk motyola

M�czyzna, kt�ry siedzia� obok mnie, okaza� si� bardziej 
prymitywny, ni� przypuszcza�am. Prezentowa� si� nie�le nawet z 
bliska, pod warunkiem jednak�e, �e milcza�. Gdy si� odzywa�, tembr 
g�osu, a przede wszystkim akcent, zdradza�, kim jest. 
Czekali�my na skrzy�owaniu na zmian� �wiate�. Patrzy�am k�tem oka 
na jego zgrubia�y profil. Zdecydowa�am si� wysi���. Ju� si�ga�am 
do klamki, gdy powiedzia�, �e ma c�rk� w moim wieku. To w�a�nie 
najbardziej mnie podbechtuje, ma�a, wyzna�. Dok�adnie tak. 
Podbechtuje. 
- A pana c�rka ile ma lat? - spyta�am. 
- Dwadzie�cia - odrzek�. - Wyros�a na nielych�... - urwa�. 
Zab�ys�o zielone. 
Zdecydowa�am si� zosta�. To mo�e by� dosy� interesuj�ce, taki 
prymityw obok na poduszce. Takie gadaj�ce zero, kt�re nie pojmuje, 
�e w�a�nie si� obna�a. 
Nie wjecha� na parking hotelowy. Okr��y� rondo na Marsza�kowskiej 
i zatrzyma� si� po drugiej stronie Alei Jerozolimskich. Chropawym 
g�osem podyktowa� mi taktyk�. 
- Wejdziesz osobno, ma�a. 
- Do mnie m�wi si� per pani - przerwa�am grzecznie. 
Straci� w�tek. Powt�rzy� pierwszy cz�on nakazu i znowu utkn��. 
- Zgrywus z ciebie - powiedzia�. - No dobrze, wejdzie pani 
pierwsza, zaczeka w holu, potem zapyta tego byka za lad�, czy pan 
prezes Szukalski jest u siebie w pokoju. Przeczytasz moje nazwisko 
z kartki - tu wepchn�� mi zapisany karteluszek - i powiesz, �e 
skierowa�a ci� tutaj Prywatna Agencja Zatrudnienia. Pan prezes 
szuka sekretarki, to akurat jest prawd�. Zrozumia�a�? 
- Pani zrozumia�a - odrzek�am. 
Nabra� powietrza, ale zmilcza�. Wysiad�am. Obejrza� mnie en face, 
potem z boku, potem biodra, wreszcie zatrzyma� wzrok na nogach. 
Nie odchodzi�am, pozwoli�am mu ogl�da� siebie do woli. 
- Nie mam pi��dziesi�ciu - oznajmi�. 
- Naprawd�? - zdziwi�am si�. 
- Przekonasz si�! 
- B�dzie mi mi�o ze wzgl�du na pana - odrzek�am i zostawi�am go w 
�rodku tej jego blaszanej zielono�ci. 
By�am ju� po drugiej stronie ulicy, gdy wyprowadzi� swoj� 
luksusow� trawk� na jezdni�. Zapewne objedzie najpierw ze dwie 
przecznice, dopiero potem zajmie miejsce na parkingu. Na koniec 
ruszy do hotelu, przejdzie obok mnie, jakbym by�a niewidoczna. 
Wreszcie nieprzesadnie zaciekawiony obejrzy si� na ow� m�od� dam�, 
o kt�rej szepnie mu recepcjonista. Nie dam�, tak nie m�wi� w 
Polsce. Dziewczyn�. 
Wesz�am do �rodka. Recepcjonista, rzeczywi�cie bykowaty, wychyli� 
si� i obejrza� mnie dok�adnie. Mia�am nienaganny makija�, bardzo 
dyskretny, w�osy upi�te wysoko, paznokcie lekko posrebrzone, 
�adnej bi�uterii, �adnej zalotno�ci, wygl�da�am dok�adnie, jak 
powinnam. Jak dziewczyna poluj�ca na dobr� posadk�. Wyszuka�am 
karteluszek z torebki i poda�am bez s�owa. 
Przeczyta� dok�adnie, po czym obejrza� si� na tablic�. 
- Pana prezesa jeszcze nie ma. 
- Mia�am by� o pi�tnastej - odrzek�am strapiona. 
- Skoro tak, to prosz� zaczeka�. 
Znowu popatrzy� na mnie. G�os mia� uprzejmy z cieniutk� nut� 
porozumienia. Czeka�am, a� mrugnie do mnie. Nie zrobi� tego. 
Usiad�am skromnie na kanapce, pod palm�. Hol by� prawie pusty, 
kilku pan�w obejrza�o si� na mnie, jeden siad� vis-a-vis. 
Popatrzy�am na niego jak z wielkiej odleg�o�ci. 
- Haben Sie etwas Zeit, junge Dame? - zagadn��. 
- Zeit habe ich genug, aber es fehlt mir an Lust mit Ihnen zu 
sprechen - odrzek�am szkoln� niemczyzn�. 
Wycofa� si� czym pr�dzej. Recepcjonista obserwowa� nas z uwag� zza 
swojej lady, wci�� niepewny co do mojej profesji. Przez wysok� 
szyb� dostrzeg�am mego Adonisa: Zbli�a� si� wielkimi krokami, sam 
wielki i troch� zwalisty. Tak, raczej by� tym, za kogo si� 
podawa�. Byznesmenem. Nowym produktem nowego �wiata interesu, 
cz�owiekiem bez handlowego rodowodu, ot, onegdajszy komiwoja�er, i 
to z bardzo �wie�� metk�. 
Wszed� do holu. Zachowa� si� dok�adnie tak, jak przewidzia� m�j 
scenariusz. Kroczy�, jakby by� na planie filmowym, z okiem kamery 
na sobie, rejestruj�cej ka�dy jego ruch. Nie opanowa� jednak tej 
nowej roli zbyt dobrze. Wys�ucha� recepcjonist�, przesun�� po mnie 
oboj�tne spojrzenie, po czym przyj�� klucz. Poszed� cicho 
u�miechni�ty, ale oczy dawa�y mi znaki. 
- Pani do mnie? 
- Je�eli jest pan panem Szukalskim. 
Poszli�my ku windzie. Pok�j mia� numer 213. Korytarz by� pusty. 
Pan prezes rozejrza� si� szybko, po czym wypad� z roli. Jedn� r�k� 
manipulowa� kluczem w zamku, drug� usi�owa� mnie obj��. Usun�am 
si�. 
- Dopiero za progiem b�d� pana - powiedzia�am grzecznie. - Na dwie 
godziny. 
Oniemia�. Ju� mia� przekroczy� pr�g, gdy przytrzyma�am go za 
marynark�. Wesz�am pierwsza. 
Apartament by� elegancki. W pierwszej cz�ci sta�o biurko, na nim 
maszyna do pisania i sterta papier�w. W drugim, przylegaj�cym 
pokoju najwi�cej miejsca zajmowa� tapczan. 
- Mamy tutaj sekretariat - poinformowa� mnie. - Nasze biuro 
dopiero si� buduje - wskaza� stert� reklamowych pism. - To du�a 
sp�ka - doda� che�pliwie. - Z obcym kapita�em... 
Zapali�am �wiat�o. Rzuci� si� ku oknu i zas�oni� je szczelnie. 
- W ten spos�b w�a�nie zwraca si� uwag� - zauwa�y�am. 
- Masz do�wiadczenie? 
Nie odpowiedzia�am. Przygl�da�am si� po�piechowi, gestom, jakie 
uwa�a� za niezb�dne. Dla siebie, rzecz jasna, m�j nastr�j bowiem 
si� nie liczy�, m�j nastr�j zosta� op�acony z g�ry. I s�usznie, 
dla mnie tak�e nie by� istotny. �w potajemny strumyczek, kt�ry 
stale czeka� gdzie� we mnie, daleko w g��bi, znowu si� wyzwala�, 
ju� zaczyna� p�yn�� powoli, jakby ze znu�eniem, albo mo�e nawet 
nud�, przecie� wszystko ju� by�o, Zuzanno, podobne gesty, podobne 
k�amstwa, r�ni�ce si� od siebie tylko sposobem wymowy, co nowego 
chcesz odkry� z facetem, kt�ry rafineri� myli z wyrafinowaniem... 
Odsun�am go niecierpliwie. Wtedy mnie uderzy�. I to by�a 
w�a�ciwie jedyna nowo�� w powtarzaj�cych si� przypadkach. 
- Interesuj�ce - powiedzia�am spokojnie. 
Zg�upia�. Obr�ci� si�, popatrzy� na mnie. U�miechn�am si� 
miluchno. Ci�ki wazon z wod� i kwiatami trafi� go prosto w 
�o��dek. A� si� zgi��. 
- Remis - powiedzia�am. - Ciesz si�, �e nie trafi�am ni�ej. Za 
takie kalectwo nie otrzyma�by� renty nawet w mi�osiernej Polsce. 
Nie rzek� s�owa. W ma�ych oczach dostrzeg�am odrobin� szacunku, 
m�j Bo�e, nast�pna �a�osna prawid�owo��. 
Zamkn�� za sob� drzwi �azienki. Le�a�am w poprzek ��ka, kotary 
by�y szczelnie zas�oni�te, zza drzwi dochodzi� szum wody, na 
dywanie iskrzy�y si� szklane odpryski wazonu, mam nadziej�, 
kryszta�owego, woda ju� zd��y�a wsi�kn�� w krwist� czerwie�, 
zostawiaj�c czarne plamy. Czu�am w sobie lekki niepok�j. Nigdy 
jeszcze w �adnej sprawie nie usatysfakcjonowa� mnie remis. Nigdy. 
Podesz�am do biurka. Kilka wizyt�wek le�a�o w szufladzie. Owszem, 
mia� firm�. Owszem, mieszka� w Warszawie, na Pradze, przy ulicy 
Zamoyskiego. W domu r�wnie� mia� telefon. 
Wykr�ci�am numer. Nie od razu podniesiono s�uchawk�. Wreszcie 
odezwa� si� g�os kobiecy, szorstki, pewien siebie, zatem raczej 
si� dobrali. 
- Poprosz� pana Teosia - zaszczebiota�am. 
Chwila milczenia. 
- Nie ma go - pad�a osch�a odpowied�. 
- A chce pani wiedzie�, gdzie jest? - zagrucha�am. Zawiesi�am 
g�os. Czu�am, jak ona na moment wstrzyma�a oddech. - W hotelu 
"Forum", kochaniutka. Pok�j 213. Ze mn�. 
S�uchawka trzasn�a. Nacisn�am guzik baru. Zam�wi�am kaw�, 
winogrona i butelk� szampana, tylko �eby by� dobrze sch�odzony, 
doda�am. Owin�am si� prze�cierad�em i usiad�am w fotelu. Za 
moment wyszed� z �azienki, p� ubrany, p� rozlu�niony, nie 
pami�taj�cy, co by�o. Nie ja mu o tym przypomn�. 
- Rozmawia�a�? - spyta� wycieraj�c twarz r�cznikiem. - M�wi�em, 
�eby� nie podnosi�a s�uchawki. 
- Pytali, co poda� - odrzek�am. - Zam�wi�am szampana. 
- Zwariowa�a�?! - �achn�� si�. - A to po co?! 
- �eby� mnie m�g� przeprosi� - odrzek�am. 
Zgarn�am odzie� z por�czy krzes�a, zabra�am torb�, uchyli�am si� 
spod jego r�k i zatrzasn�am drzwi �azienki. Lustro powiedzia�o mi 
p� prawdy. Naturalny rumieniec przebija� si� spod rozmazanego 
makija�u, ale nadal by�am starsza ni� w rzeczywisto�ci. 
Popatrzy�am uwa�nie na siebie, on za� dobija� si� do drzwi. 
- Otw�rz! - nalega�. 
- Zap�aci� pan za dwie godziny - odrzek�am. - W�a�nie min�y. 
- To si� pospiesz i id� do diab�a - krzykn��. 
Sama wiedzia�am, �e musz� si� spieszy�. Zabra�am si� ostro do 
siebie. Zmy�am nawet henn� z oczu. W�osy zaplot�am w warkocz. 
Lakier pu�ci� pod wp�ywem wilgoci i moja czarna szopa poskr�ca�a 
si� w niezliczone loczki. Odgarn�am je z czo�a. Wygl�da�am teraz 
na mniej, ni� sobie liczy�am. Najwy�ej na pi�tna�cie. Po namy�le 
wyj�am z torby granatow� wst��k� i zawi�za�am pod szyj� wok� 
zapi�tego ko�nierzyka. 
Os�upia� na m�j widok. Pozwoli�am mu poogl�da� ka�dy detal, i to 
najdok�adniej. 
- Zgad�e�! - powiedzia�am do oniemia�ego. - Uwiod�e� nieletni�. 
Nie mam szesnastu. 
Milcza�. Nie pojmowa�. U�miechn�am si� do niego promiennie. Po 
czym zamkn�am drzwi, zostawiaj�c za nimi rozgrzebany tapczan, i 
Adonisa w niekompletnym stroju. 
Z windy wyje�d�a� akurat boy. Na w�zku mia� szampana, kieliszki, 
co� do zjedzenia i aparat z kaw�. Zza za�omu korytarza wypad�a 
kobieta oko�o czterdziestki. 
- Pod 213? - zaatakowa�a boya. 
Odruchowo potwierdzi�. Wyszarpn�a mu uchwyty w�zka z r�k. 
Popchn�a barek w stron� pokoju. Jej ruchy m�wi�y dok�adnie, co za 
chwil� nast�pi. Boy wskoczy� do windy, kt�r� przytrzymywa�am. 
- Dzi�ki - rzek�. 
- Nie ma za co - odrzek�am uprzejmie. 
Obejrza� mnie. 
- Z rodzicami przyjecha�a�? 
- Z babci�. 
- Jak ci na imi�? 
- Irenka. 
- Na kt�rym mieszkacie? Nie widzia�em ci� tutaj. 
- Dopiero przyjecha�y�my - odrzek�am. 
- �adna jeste�, wiesz? 
- Niech pan takich rzeczy nie m�wi - odrzek�am. - Babcia m�wi, �e 
to nie wypada. 
Opu�ci�am wind�. Recepcjonista obrzuci� mnie nieuwa�nym 
spojrzeniem. Hol wype�nia�a gromada kobiet. Zewsz�d dobiega� mnie 
niemiecki szwargot. Z ca�� pewno�ci� wzi�� mnie za jedn� z nich. 
Zadzwoni�am. Us�ysza�am szybkie kroki, potem mign�o �...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin