Rafał orłowski Konektyka Dotšd różnie nazywano ludzkie ciało Niektórzy sšdzš , iż jest to tylko skóra i koci, Inni uważajš , iż jest to wištynia ich duszy, Sš też tacy , którzy mylš , iż jest to skafander, Który im podarowano na okres życia na ziemi. Jakby nie było, ciało może mieć wyłšcznie jednego właciciela. Kto wie , może znajdzie się kiedy kto , kto będzie sšdził inaczej. Może wtedy zauważymy co , czego do tej pory nie moglimy dostrzec. Dwóch mężczyzn w białych kitlach weszło do szpitalnej izolatki. Byli sami , jeden z nich zamknšł za sobš drzwi i spojrzał na drugiego. Którego mam wzišć? wskazał rękš na czarne metalowe pojemniki wyglšdem przypominajšce małe , błyszczšce trumny. Drugi podszedł do pierwszego z pięciu pojemników i wcisnšł mały , czerwony klawisz , który znajdował się w górnej częci czarnego blaszaka. Oboje usłyszeli delikatny zgrzyt mechanizmu i wieko powoli się uchyliło odkrywajšc swš tajemniczš zawartoć. Cała pištka jest identyczna. Bierz pierwszego z brzegu odpowiedział. Mężczyzna , który włanie podszedł do błyszczšcej trumienki zajrzał powoli do rodka. Leżał w niej mały , kilkumiesięczny chłopczyk. Na twarzy miał założonš dziwnš , szklanš maskę , której rurka znikała w ciemnociach jego gardła. Nie bój się , przecież cię nie ugryzie rozemiał się jego towarzysz. Czasami nie wierzę , że to robimy mężczyzna wcišż patrzył na dziecko. Taka praca wzišł głębszy oddech i sięgnšł do kieszeni , w której trzymał papierosy. Wycišgnšł jednego i podpalajšc go głęboko się sztachnšł. Biały dym przeszedł przez cichš izolatkę. Nie myl o tym , bo się zadręczysz dodał i gwałtownie się obrócił podchodzšc do stolika stojšcego przy cianie. Po chwili podszedł do pojemnika i nachylił się nad malcem. Wcišż ciskał papierosa w ustach. Chwycił za szklanš maskę i delikatnie jš usunšł z ust dziecka. Unosił jš w górę w oczekiwaniu na koniec cienkiej rurki , którš włanie wycišgał z gardła nieprzytomnego chłopczyka. Wreszcie ujrzał koniec i powieki dziecka gwałtownie się uniosły ukazujšc oczy z przerażeniem patrzšce na białych intruzów. Mężczyzna rzucił maskš o kafelkowš podłogę i złapał chłopca za ramię zanurzajšc w nim igłę strzykawki , którš ciskał w dłoni. Powieki chłopca gwałtownie opadły i stał się całkiem bezwładny. No na co czekasz do cholery wcišż ciskajšc papierosa w ustach patrzył na swego partnera bierz go , czasu to nie masz zbyt wiele. Drugi mężczyzna znieruchomiał przez chwilę , po czym doszło do niego to co włanie usłyszał. Natychmiast chwycił dziecko i wyszedł znikajšc za drzwiami izolatki. Ten, który został sam , chwycił papierosa w palce i opucił go na błyszczšcš podłogę przydeptujšc czarnym butem. Nie czuł się zbyt dobrze. Powoli otworzył drzwi i opucił izolatkę. Szedł długim korytarzem nie zastanawiajšc się nad tym dokšd idzie , aż w końcu szerokie szklane drzwi rozsunęły się przed nim i znalazł się w poczekalni. Kilku oczekujšcych spojrzało na niego poczym znów zwrócili swój wzrok w kierunku odbiornika telewizyjnego. Widzieli w nim znajomš twarz , to on ich tu przywiódł , to on mógł im ofiarować to czego żaden inny człowiek nigdy im nie proponował. Szpakowaty mężczyzna z lekkš siwš bródkš umiechał się szeroko mówišc Straciłe nogę , rękę , serce ci nawala czy nerka nie domaga? Wiesz przecież gdzie przyjć. Jak zawsze mówiłem , KONEKTYKA to klinika która dzi ci ofiaruje wszystko. ROZDZIAŁ 1 POKRYTY BLIZNAMI To był ładny dzień. Niebo było czyste , a słońce radonie owietlało małš uliczkę , po której chodniku stšpał młody mężczyzna. Był dobrze zbudowanym człowiekiem redniego wzrostu. Niektórzy mogliby nawet powiedzieć , że jest niski , to zawsze go drażniło. Jego krótkie , ciemne włosy nie reagowały na lekko powiewajšcy tego dnia wiatr. Oczy zasłaniały czarne okulary słoneczne , które pasowały do czarnej , skórzanej marynarki narzuconej na białš , czystš koszulkę. Powoli idšc chodnikiem rozglšdał się na boki. Znał tę okolicę miasta , tutaj spędził większoć swego życia. Oglšdał budynki , które wcišż wyglšdały tak samo jak tego dnia gdy opucił dom. Swiat się cišgle zmieniał , ale na tej ulicy czas zatrzymał się kilka lat wczeniej i nic nie wskazywało na to , że przemijał jak wiatr jesienny , choć było tak doprawdy. W pewnym momencie mężczyzna się zatrzymał i spojrzał na dobrze mu znany budynek. Był to dwupiętrowy dom dla dużej rodziny , ale ludzie, którzy w nim mieszkali mieli dwoje dzieci. Swego czasu planowali rozmnożyć potomstwo , lecz na tym się skończyło. Mężczyzna zdjšł ciemne okulary odkrywajšc swe ciemnobršzowe oczy i włożył je do kieszeni marynarki. Patrzył na zielone ciany obszernego domu. Pamiętał dzień kiedy pokrywał je farbš wraz z ojcem. Szkoda , że dzi nie będzie mógł z nim porozmawiać. Szkoda , że znów nie będš mogli się posprzeczać. Zszedł z chodnika i wszedł na wšskš cieżkę wiodšcš do domu. Szerokie schody zaprowadziły go przed drzwi frontowe. Zawachał się przez chwilę nim wycišgnšł rękę i przycisnšł dzwonek , który wydał z siebie tak żałosny dwięk jak tego dnia kiedy Anna przyszła go pożegnać. Usłyszał kroki i po krótkiej chwili drzwi zielonego domu uchyliły się i stanęła w nich niska , starsza kobieta o krótkich , blond włosach. Ujrzała twarz mężczyzny i łzy radoci pokryły jej niebieskie oczy. Synku westchnęła rzucajšc się w jego ramiona. Przytulił jš w milczeniu. Nie wiedział co czuć. Wymazał uczucia , które były tak silne przed laty. Pokryły je blizny lat ostatnich. Pokryły je czasy , o których teraz chciał zapomnieć. * Siedział przy kuchennym stole , patrzył na matkę , która wcišż przygotowywała posiłek dla niego. Tak samo jak kilka lat wczeniej krzštała się po kuchni , co chwilę mieszajšc w garnku z wcišż jeszcze tajemniczš zawartociš. Była tak samo żywa jak tego dnia , kiedy powiedziano jej o chorobie serca , zaraz po tym co zrozumiała , pewnie nigdy nie powinna i przestała krzštać się po kuchni. Może wreszcie usišdziesz mamo? Nie mogę mój drogi Francisco , bo mi się przypali. Syn wstał i zbliżył się do matki , która ciskajšc drewnianš łyżkę w dłoni stała przed kuchenkš elektrycznš. Chwycił za plastikowš ršczkę , dużego blaszanego garnka i delikatnie odłożył go na drewnianš deskę leżšcš na blacie kuchennym. Matka patrzyła ze zdumieniem jak wyłšcza kuchenkę. Przecież mówiłem ci , że nie jestem głodny powoli się do niej obrócił. No tak , ale przecież... Mamo chwycił jš delikatnie za ramiona wszystko czego chcę to porozmawiać z tobš. Kobieta wzięła głębszy oddech i powoli zajęła miejsce przy drewnianym stole. Francisco poszedł za jej przykładem. Oboje milczeli , co kilka sekund zerkali na swoje ponure twarze , jakby bali się tego co chcieliby powiedzieć. Widujesz się czasami z Annš? zapytał półgłosem. Nie. Podobno bogato wyszła za mšż.- stanowczo odpowiedziała matka jak gdyby nie była zbyt zadowolona z podjętego tematu. Francisco spucił głowę i znowu zapadła chwilowa cisza. Mylisz , że będę mógł wrócić do pracy? zapytał po chwili. Wcišż jeszcze chcesz być fryzjerem? profesja syna zawsze cieszyła Marię Kethel. Najbardziej cieszyło jš to , że był najlepszy w tym co robił. Chyba dasz mi pracę? Och gwałtownie spoważniała zapomniałam ci powiedzieć. Co się stało mamo? Wiesz , żal było mi się rozstać z tymi starymi fotelami fryzjerskimi spojrzała mu głęboko w oczy ale po tym jak zabrali ciebie do wojska , zrobiło się ze mnš jeszcze gorzej. Nie byłam już w stanie sama zrobić zakupów do domu... popatrzyła na mały ekran odbiornika telewizyjnego , który stał na szerokim parapecie okna. Szpakowaty mężczyzna z lekkš siwš bródkš umiechał się szeroko ruszajšc ustami , ale wiciszona fonia nie pozwalała odsłuchać tajemnicy jego słów ...i wtedy zobaczyłam tš reklamę wskazała na telewizor KONEKTYKA mnie uratowała , ale mieli swojš cenę. Musiałam sprzedać zakład fryzjerski żeby pokryć koszty mojego leczenia. Dali mi nowe serce i od razu poczułam się o dwadziecia lat młodziej na koniec znów się umiechnęła. Konektyka? Francis zmarszczył brwi nie było tu takich jak stšd wyjeżdżałem. Dopiero się budowali , ale już wtedy kończyli , w każdym bšd razie długo im to nie zajęło. Sš teraz tam gdzie stary stadion. To znaczy że już nie mamy stadionu? Oczywicie , że mamy , ale został przeniesiony. Sam zresztš zobaczysz , wszystko się zmieniło. To z czego wy teraz żyjecie zapytał z zakłopotaniem. Gdyby nie emerytura , jakš zostawili mi po twoim ojcu , to pewnie bymy z głodu padli , ale wiesz jaki był Eryk. Dopišł wszystko na ostatni guzik zanim nas opucił i nie jest wcale tak najgorzej , ale założę się , że mogłoby być lepiej. Drzwi frontowe trzasły z ogromnym hukiem i do pokoju wbiegł trzynastoletni chłopiec o ciemnobršzowych włosach. Zobaczył poważnego mężczyznę , który wcišż siedział przy drewnianym stole kuchni i stanšł w miejscu jakby zamroził go ten widok. Zmrużył oczy , przyjrzał się dokładniej i bez dalszego zastanowienia rzucił się na szyję gocia , który z ogromnym wisiłkiem starał się go utrzymać. Widzę , że Simon się cieszy z twojego powrotu oznajmiła matka chociaż wiedziała , że w tych ciepłych uciskach jej starszy syn nie będzie mógł jej usłyszeć. * Stary Remik Kowalski stał za fotelem fryzjerskim , w dłoniach ciskał grzebień i nożyczki. Patrzył w swe tak poważne odbicie i mylał nie zważajšc na klienta czekajšcego na fotelu przed nim. No co pan panie Kowalski? oburzył się w końcu blondyn w rednim wieku , który czekał na fryzjera już o wiele za długo. Kowalski jakby nagle się obudził. Wzruszył ramionami i spojrzał na jasnš głowę pucowatego mężczyzny. Dzień dobry panie Kowalski znajomy głos zwró...
Poszukiwany