32 3 Przewidywanie bezwzględnie niepomylnych następstw w razie, gdyby rannego znaleziono w domu, zmusiło pannę Salomeę do szukania kryjówki dla pupila. Po długich ze Szczepanem naradach zgodzono się na pewne zabezpieczenie. Ze spalonych dawniej zabudowań została, oprócz stajni fornalskiej, na uboczu stojšca stodoła pełna zeszłorocznego siana, które ocalało wobec wyniszczenia i rozkradzenia inwentarza. Jedno zapole tej stodoły pełne było siana aż po wišzania krokwi. Tam Szczepan krył swój worek z kaszš. Tam również postanowił przechowywać w nagłym razie powstańca. W głębi zapola, od szczytu poczynajšc, wybrał i wydršżył w sianie rodzaj studni na jakie siedem, osiem łokci głębokiej. Ponieważ to siano było dobrze w cišgu jesieni i zimy uleżane i spodem tęgo zbite, studnia owa miała ciany twarde i trzymajšce doskonale linię jak cembrowina. Na samym jej dnie wyborował nadto dla oddechu rodzaj leja prowadzšcego w stronę otwartej ciany zapola. W ruinach gorzelni wynalazł dawne okute drzwi, które w czasie pożaru opaliły się na rogach i miały kształt eliptyczny. Tš pokrywš wybrawszy dla niej w sianie odpowiedniš do wielkoci framugę nakrywał studnię niby wiekiem. Na wierzch drzwi kładł znowu warstwy siana, co zasłaniało kryjówkę nie do poznania. Jednoczenie pomylano o przypuszczalnym ubraniu chorego. Wynaleziono w szafach podróżne futro pana Rudeckiego, grube i długie, niedwiedzie, oraz buty futrzane. Trzymano to pod rękš wraz z dwoma nowymi postronkami znacznej długoci. Panna Salomea sypiała poczštkowo w zimnym salonie przytykajšcym do jej dawnej alkowy, a obecnie legowiska chorego. Ale obawa, żeby nie przespać ostrzegawczego sygnału, zmuszała jš do trzymania otworem drzwi do tej alkowy, gdzie było włanie umówione okno. Nadto w owej nieopalanej sali było nieznone zimno, co pišcej na sienniku rozcišgniętym na podłodze szczególnie dawało się we znaki. Opalać sali nie było sposobu, bo Szczepan ršbał już od dawna płoty ogrodu i całego obejcia, a i tego ledwie starczyło pod komin w kuchni i do pieca sypialnej izdebki. Nie było tedy rady... Panna Salomea zwana w rodzinie i przez wszystkich Mija musiała przenieć się na noc do swego dawnego pokoiku, czyli do sypialni księcia. Tu na sofce, na pół tylko rozbierajšc się z sukien, okryta futrem niedwiedzim, drzemała przy chorym. Codziennie, gdy wypadało ić na spoczynek, wstyd jš ogniem oblewał i lęk o złe posšdzenia chwytał za gardło. Trwoga przed zdradzeniem się z bytnoci w domu tego człowieka zmuszała do pominięcia takich względów. Gdy trzeciš noc na pół pišc spędzała przy chorym, który bredził w goršczce, jęczał i stękał nagle rozległy się cztery uderzenia w okiennicę. Póniej jeszcze raz cztery... Stukanie było gwałtowne i szybkie. Panna Mija zerwała się momentalnie na równe nogi w skok przebiegła sionkę dzielšcš alkowę od kuchni i zbudziła kucharza. Stary natychmiast przydreptał, mruczšc po swojemu. Krzyknęła mu do ucha, że idš, i co tchu zabrała się do ubierania Odrowšża. Wcišgnięto mu na nogi grube dolne ubranie i futrzane buty, odziano go w szubę niedwiedziš pod kolana i pod pachy zarzucono pętle z postronków, a mocny starzec podsadził się pod ten ciężar jak pod wór ze zbożem. Panna Mija zadała mu brzemię na plecy, otwarła kluczem wyjcie z sionki na tylny ogród i zamknęła drzwi na nowo. Stary Szczepan brnšł w górę po niegu, sapišc i stękajšc pod nadmiernym ciężarem. Przydżwigawszy rannego do stodoły, bocznym, przygotowanym zawczasu wejciem, po pochyłoci siana w zapolu wgramolił się na wierzch stosu, wynalazł omackiem zapadnię nakrytš drewnianym wiekiem i nakazawszy księciu grobowe milczenie zabrał się do dzieła. Odwalił wieko, ujšł w lewš i prawš rękę końce postronków i poczšł ostrożnie spuszczać rannego w ciemny otwór. Umieciwszy go na dnie, przywišzał końcem obudwu sznurów do ocalałego skobla drzwi, zamknšł otwór i zawlókł, zatatrał deskę sianem. Udeptał to miejsce starannie, zsunšł się chyżo na dół, zamknšł na klucz szopę i prędko wrócił do dworu. Po ciemku minšł kuchnię, sionkę i stanšł w sypialni. Pierwszš jego mylš było to, żeby przesłać łóżko powstańca. Już nad tym panna Mija pracowała. Poduszka była w wielu miejscach pokrwawiona od ran, które wcišż jeszcze broczyły i przemaczały nieumiejętnie założone bandaże. To samo było z kołdrš i materacem. Popiesznie zmieniali obydwoje poszewki i kładli czyste przecieradła. Włanie kończyli tę czynnoć, gdy za cianami domu dał się słyszeć tętent koni, łoskot licznych, miarowych kroków, a gwar rozmów ze wszech stron dwór osaczył. Wnet na obudwu gankach rozległy się uderzenia we drzwi, kołatanie kolbami w pozawierane okiennice i krzyki na całe gardło, żeby otwierać. Szczepan nie od razu poszedł spełnić ten rozkaz. Wyniósł przede wszystkim po ciemku skrwawione powłoczki oraz przecieradła i ukrył je w jakich niedostępnych kryjówkach chlebowego pieca, gdzie by ich sam diabeł nie odnalazł. Dopiero gdy już łomotanie we wszystkie drzwi i okiennice było tego rodzaju, że groziło wyrwaniem ich z zawias, poszedł na ganek główny i drzwi wejciowe otworzył. Dostał tam zaraz odpowiedni poczęstunek. Panna Salomea zapaliła swojš latarnię i czekała w zimnym salonie. Drzwi się z trzaskiem otwarły i wtargnęła cała grupa oficerów w képi[10] na głowach, obwišzanych baszłykami[11], w grubych butach i zimowych szynelach, na których połyskiwały pasy od szabli i ładunków. Na czele oficerów szedł ich zwierzchnik, major czy podpułkownik, człowiek starszy wiekiem, z siwymi wšsami i bokobrodami. Wkroczywszy do dużego pokoju oficerowie skierowali się do panny Salomei i otoczyli jš kołem. Starszy łamanš polszczyznš zapytał: Kto pani jest? Krewna gospodarzy tego dworu. A sami gospodarze gdzie sš? Pan Rudecki, mój opiekun, jest w miecie, podobno w więzieniu, a jego żona pojechała, żeby się starać o uwolnienie męża. A synowie ich gdzie sš? Jedni sš w szkołach... Gdzież to? W jakich szkołach? W Krakowie. A inni? Inni powyjeżdżali i nie wiem, gdzie sš. To pani nie wiesz, gdzie oni sš? Nie wiem. Panna sama jak się nazywasz? Brynicka Salomea. To ojciec pani był tu rzšdcš majštku? Tak. 10 Képi (franc.) czapka sukienna z prostokštnym daszkiem, noszona w armii francuskiej, póniej także w armii rosyjskiej. 11 Baszłyk kaptur z długimi końcami do wišzania pod brodš. A on gdzie jest? Wyjechał. Dokšdże to wyjechał? Nie wiem. Konie tu wszystkie porozkradali, cugowe i fornalskie, to tatko pojechał pewnie szukać tych koni. Podobno aż pod pruskš granicę pognali złodzieje na tych koniach. Pod pruskš granicę proszę... Dawno też tak już pojechał tatko tych koni szukać? Już dosyć dawno. To jest ile tygodni? Nie pamiętam, cztery czy pięć... Pilnie tych koni skradzionych szuka. No, a my znowu ze swej strony dokładnie wiemy, że tatko nie jest tak daleko. Wiemy także, że pani we dworze powstańca ukrywasz. Kto to jest ten powstaniec? To ojciec pani? Tu we dworze nie ma żadnego człowieka oprócz mnie i tego oto starego kucharza, Szczepana Podkurka. Zobaczymy. A ja pannie radzę przyznać się, gdzie ten buntownik jest, miejsce jego kryjówki dobrowolnie pokazać. Ja stary człowiek jestem, bez winy karać nie lubię, a znajdę rannego i jemu, i pani le będzie! Wtedy już pobłażać nie będę. Więc jak? Nie ma tu nigdzie żadnego rannego. Proszę szukać. Panna mię nie pro, bo ja sam każę. A radzę jeszcze raz kryjówkę pokazać. Mam wiadomoć pewnš i dokładnš. Tu wszedł na gumno parę dni temu człowiek poraniony, cała wie go widziała, a nie wyszedł stšd. Gdzie on jest? Może wszedł, bo tu przecie niemało ludzi się przewija. Płoty porozgradzane, budynki spalone. Gdzie tu kto może co wiedzieć? Więc panna nie pokażesz kryjówki? Nie pokażę, bo nie wiem, gdzie on tam jest. Tu w domu nie ma nikogo. Major skinšł na podoficera stojšcego przy drzwiach i do pokoju wnet weszło grono żołnierzy z latarniami. Jedni z nich natychmiast zaczęli spoglšdać pod kanapy, do szaf, za piece i na piece, a inni ruszyli do izb sšsiednich, przesuwajšc z miejsc sprzęty, przewracajšc graty, stukajšc w ciany i podłogi. Dwaj młodsi oficerowie zwrócili się do panny Salomei z żšdaniem, ażeby im otworzono zamknięte na klucz drzwi do wielkiego salonu. Młoda gospodyni kazała Szczepanowi przynieć klucz i otworzyć. Stary poszedł i długo szukał owego klucza, rozpaliło pożšdliwoć. Gdy nareszcie przyszedł z kluczem, podał go jednemu z oficerów. Ten wrzasnšł nań z okrucieństwem: Kpie jeden, ruszaj otwierać! Starzec nie drgnšł nawet. Stał na miejscu. Z daleka podajšc klucz mówił: Ja nie będę otwierał tych drzwi ani tam nie pójdę. Ty! Jak miesz! Otwieraj natychmiast! Nie otworzę. Sami otwierajcie. Dlaczegóż to, kochanku, nie chcesz nam tych drzwi otworzyć? słodko zapytał major. Dlatego, że nie moja rzecz tam chodzić. Czemu? To panów pokój... Jak to panów? Nieboszczyka pana, Panie mu ta wieć... Chcecie, to idcie, a ja nie pójdę. Dlaczego? Bo nieboszczyk pan nie lubi, żeby mu ta łazić i spokój zamšcać... mruknšł kucharz. Co wygadujesz, stary grzybie? Prawdę gadam. Co to takiego? Czemu on nie chce wejć do tamtego pokoju? zapytał major, zwracajšc się do panny Brynickiej. Mówi prawdę... mruknęła niechętnie. Jak to? W tamtych pokojach jeszcze mieszka dawno zmarły brat pana Rudeckiego, Dominik. Oficerowie zachichotali. Major spytał: A i pani wid...
Poszukiwany